poniedziałek, 24 sierpnia 2015

44. I need U boy

Ogłoszenia parafialne: Miło mi do Was powrócić, w dodatku z nowymi informacjami! 
Jak widać zmienił się wygląd bloga - mrok i te sprawy, nieco inny układ i nowa zakładka - TŁUMACZENIA. Domyślam się, że wiecie o co w tym wszystkim chodzi - innymi słowy dodawane będą na bloga teksty przetłumaczone, jednak nie przeze mnie. Do załogi (jednoosobowej dotychczas, chyba to złe słowo jednak...) dołączyła niedawno Isu Park, która będzie się zajmowała tłumaczeniami ciekawych opowiadań zagranicznych autorek, oraz która została moją betą i postara się, by teksty nie ociekały już literówkami i błędami ;) Mam nadzieję, że ciepło ją przywitacie i pokochacie, bo jest wspaniała <3 *swoją drogą moje ogłoszenia nie są betowane, tutaj mogę pisać jak głupek, haha*
Zapraszam do czytania!

Beta: Isu Park


- Cholera, już jest! Otwórz drzwi.
Jungkook w pośpiechu zebrał porozrzucane na podłodze brudne ubrania Jimina i wyrzucił je do kosza w łazience, po czym podszedł do drzwi i je otworzył. Jego matka wyglądała dzisiaj na zmęczoną, pewnie i ją dobiła wczorajsza sytuacja. Wpuścił ją do środka.
- Dzień dobry, Jungkook. Wybacz, że tak nagle, ale nie mam zbyt dużo czasu. Możemy porozmawiać?
- Jasne, chodź - skinął głową i zaprowadził ją do salonu, gdzie Jimin zdążył już postawić filiżanki z kawą.
- Dzień dobry pani - skłonił się, nieco niepewny tym razem.  Lepiej zachować powagę. Zgrywanie twardziela w tej sytuacji było bezsensowne, skoro pewnie nawet nie zwróci na to uwagi.
- Witaj, Jimin. Wszystko u was w porządku?
Cała trójka usiadła na kanapach, jeden bardziej zestresowany od drugiego.
- Tak, mamo, a u ciebie?
- Nie. Soohyun... Wydziedziczył. Masz do wieczora zabrać wszystkie swoje rzeczy, nie chce cię już znać.
Dwójka spojrzała po sobie zszokowana. Jungkook wiedział, że to będzie trudne, jednak nie sądził, że ojciec tak szybko podejmie decyzję, zanim zdążą ustalić cokolwiek z Jiminem.
- Już? Dzisiaj?
- Tak. Poszedł do prawnika, ale... nie bój się. Byłam w biurze nieruchomości, wynajmiemy ci mieszkanie, nie wylądujesz na ulicy. I mój prawnik zajmie się alimentami dla ciebie - powiedziała, po czym zaczęła grzebać w torbie. - Masz - podała mu małą teczkę. Od razu ją otworzył. - To karta na nazwisko Jess. Masz na niej pieniądze, przelałam wszystko z twojego konta, bo pewnie je dzisiaj zablokuje. Tego nie ruszy, bo Jessica jest właścicielką, musisz z nią pójść do banku, wtedy cię upoważni. Masz tam też moje pieniądze, będę ci je wysyłać regularnie, tylko ojciec nie może się dowiedzieć.
- Mamo... - spojrzał na nią zaskoczony. Nie spodziewał się po niej takich ruchów, nigdy nie knuła intryg, to było dziwne. Mimo wszystko w jakiś sposób go to ratowało.
- Przepraszam, że tylko tyle robię, ale on nie chciał o tobie nawet słuchać.
- Rozumiem, dziękuję. To i tak wiele. A co do mieszkania...
- Um, przepraszam, że się wtrącę, ale wynajmowanie czegoś jest bez sensu. Przecież Jungkook może mieszkać tutaj. To wielkie mieszkanie, odstąpię mu jeden pokój i nie będzie za to nic płacić. Sprzątaczka przychodzi dwa razy w tygodniu, więc z tym nie ma problemu. Sam zdziczeje, poza tym jest za młody na samodzielne życie. Bałbym się o niego.
Kobieta spojrzała na niego uważnie, jednak była nieco zmieszana.
- Twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko?
- Nie, skądże. Bardzo lubią Jungkooka i nawet się ucieszą, gdy zamieszkamy razem. Zresztą, to moje mieszkanie.
- I... Nie są na ciebie źli?
- Nie, skądże.
- A, hm... O tym, że ty i Jungkook... - zaczęła, jednak Park jej przerwał.
- Nigdy nie ukrywałem tego przed nimi. Zależy im tylko na moim szczęściu. Poza tym, są bardzo postępowi i wiele podróżują. A w Ameryce czy w Europie nikogo to nie dziwi, wychodzą więc naprzeciw światowym standardom. Zresztą... - posłał jej swój firmowy, zniewalający uśmiech. - Czy zauważyła pani jakąś wielką zmianę po informacji, że jestem z Jungkookiem? Siedzi przed panią ten sam Park Jimin, co przy pierwszym spotkaniu. Może trochę bardziej szczery, ale nic poza tym.
Kobieta wpatrywała się w niego niepewnie. Widział, że ma mętlik w głowie, że stara się to przeanalizować. Sytuacja ją stresowała, chciał więc jeszcze bardziej namieszać jej w głowie, by naświetlić jej to z odpowiedniego punktu widzenia. Powoływanie się na wielkie państwa było najlepszym rozwiązaniem, bo przecież pani Jeon była fanką nowoczesności i bycia na bieżąco. Plus trochę grania na emocjach, by poczuła wyrzuty sumienia.
- Wiem, że jesteś dobrym chłopcem, Jimin... - szepnęła, a starszy chłopak już wiedział, że w pewnym stopniu ją przekonał. Teraz tylko trzeba zawalczyć bardziej!
- Wiem, że zależy pani na szczęściu Jungkooka. To pani syn i go pani kocha. To zrozumiałe, że pojawiają się jakieś wątpliwości i zastanawia się pani, czy to go przypadkiem nie zrani. Rozumiem to doskonale. Moja mama też się martwiła, ale poznała Jungkooka i go pokochała. Widzi, że o siebie dbamy i nie robimy nic złego.
Jego monolog trwał bardzo długo. Wprawdzie w kółko powtarzał to samo, jednak ubierał to w coraz ładniejsze słowa. W gruncie rzeczy widział, że kobieta naprawdę kochała swojego ślicznego synka, chociaż była troszkę ułomna. Chciała, by było mu dobrze i nie potrafiła znielubić kogoś tak cudownego, jak on. Zrobił na niej zbyt dobre wrażenie, by ot tak przestała szaleć na jego punkcie.
Gdy wychodziła, był niemal przekonany, że w jej głowie siedzą raczej pozytywne opinie o nich, chociaż nie powiedziała nic, co mogłoby stanowić twardą podstawę do czegokolwiek. Oznajmiła tylko, że każe spakować wszystkie rzeczy Ciastka i je tutaj dostarczyć 'dopóki nic się nie postanowi'. Z tym, że Park Jimin miał już swoje plany i była nimi dupcia Kooka w jego łóżku. Codziennie.


***


Zapłakane oczy Taehyunga prześladowały go niemal na każdym kroku. Rozpacz, ból, zranienie, którym wręcz emanował. Kolejny raz cierpiał, a sprawcą tego wszystkiego był on.
Czy tym razem postąpił dobrze? Czy powinien go odrzucić?
Schował twarz w dłoniach, podkulając nogi. Niczego na ten moment nie był pewien. Nie zasługiwał na niego i dla jego dobra powinien trzymać się jak najdalej, najlepiej odejść tak daleko, jak tylko może. Z drugiej strony młodszy go kochał. Rozumiał jego uczucia, on też pragnął być z nim i żyć szczęśliwie. Każdy z nich potrzebował drugiego, jednak los chyba nie chciał im pomóc. Nawet jeśli Taehyung wybaczyłby mu to wszystko, to nie był w stanie się zbliżyć. Serce wybaczy, w psychice jednak pozostał mu uraz, którego nie pozbędzie się ot tak. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zapomni o gwałcie. Pozostaje jeszcze kwestia matki. Przecież oczywistym było to, że nic nie wie. Może jeszcze sprawy nie zbadali, bądź Tae nie powiązał faktów, jednak kiedyś to wyjdzie to na jaw i znienawidzi go wtedy całym sercem.
Tak czy inaczej, ich związek nie miał szans, chociaż się kochali i potrzebowali. Hoseok nie mógł do niego wrócić, dla dobra malucha. Miał pecha i nie mógł pozwolić, by te nieszczęścia dotykały i Tae. Przez wzgląd na miłość odejdzie. Jeszcze chwila i będzie po jego egzaminach, a wtedy wyjedzie jak najdalej i da mu zapomnieć. Kim jest młody, znajdzie sobie nową miłość. Ma przyjaciół, Jimin postawi go na nogi. Balast, zwany Hoseokiem, zniknie z jego życia i pozwoli ułożyć wszystko na nowo.
Jego cierpienie przecież nic nie znaczyło. Na ten moment bycie egoistą nie wchodziło w grę, liczyło się tylko szczęście Tae.

Tamtej nocy dał słowo, że usunie się w cień. Dotrzymał go. Przez następne dni zajmował się tylko i wyłącznie nauką i tańcem. Podczas prób praktycznie się nie odzywał, tylko w ostateczności, poprawiając źle tańczącego Yoongiego czy Namjoona, którego poniosło i zaczął robić dziwne miny, zamiast poruszać nogami. Nawet nie patrzył na Tae, który jakby zamknął się w sobie. Był to bolesny widok, jednak tak być musiało. Na początku będzie ciężko, jednak kiedyś zapomni.
Konkurs i egzaminy zbliżały się nieuchronnie. Mieli już kostiumy, dyrektorka szalała i ciągle wypytywała, czy czegoś im nie trzeba. Ludzie w szkole również byli podekscytowani, sporo osób chciało się tam dostać jako widownia, by móc ich wspierać, w końcu nadal Jimin i on pozostawali bardzo popularnymi chłopakami. Taehyung również miał wielkie grono fanek, które były zafascynowane jego piękną twarzą. Nie ma co ukrywać, ich zespół był atrakcyjny i zdolny. Dla każdego znajdzie się coś, co przypadnie do gustu, przynajmniej póki co nie spotkali się z większą krytyką. Wprawdzie na forum konkursu inne grupy troszkę lekceważąco podchodzili do 'bogatych laleczek', jednak przecież od tego jest konkurs, by utarli im nosa. Był pewien, że podołają, wszystko mieli dopracowane. Tylko jedna kwestia mu przeszkadzała... Tekst nie był aktualny.
Tak, teraz każdy z nich miał marzenie. On chciał cofnąć czas, Taehyung również. Jimin pragnął szczęścia Kooka, a ten zaś potrzebował rodziny, która by go zaakceptowała... Jednak na dzień dzisiejszy lepsza byłaby ballada o uczuciach. Miał ochotę się wyżyć, a pisanie do szuflady mu nie pomagało. Chciałby wykrzyczeć całemu światu, że los jest powalony i niesprawiedliwy. Niemniej jednak było za późno na zmiany, a i dodatkowa depresja nie była wskazana. I tak każdy chodził jak struty, mieli dość na głowie. Nawet Jess, która od incydentu z nasłaniem policji się obwiniała, chociaż to była jego wina. Tylko dodatkowo go to dobijało, bo to dobra dziewczyna i wszystko byłoby dobrze, gdyby on zachował się odpowiednio.
Jedyny plus był taki, że udało mu się wymigać od składania zeznań i załatwił podobną ochronę Tae. Nie zniósłby, gdyby maluszka ciągali po sądach i kazali to wszystko opowiadać. Pomijając fakt, że mógł mieć problemy, gdyby cokolwiek powiedział o tamtej nocy. Nie to, że chciał uciec. Nie uśmiechało mu się gnicie w więzieniu, jednak wiedział, że byłoby to słuszne. Liczyło się jednak to, że stałoby się problemem dla Taehyunga. Ma na głowie sprawy z matką, słyszał od Namjoona, że Yoongi załatwia z nim sprawy spadkowe i pomaga z dokumentami. Był też nieletni. Praca tego typu mogła zaważyć o jego przyszłości. Wybitnej jednostce lepiej oszczędzić problemów i niepotrzebnych wpisów w kartotece. Czasami znajomości trzeba wykorzystać, pieniądze też są przydatne...

Zarzucił na plecy torbę wychodząc ze szkoły. Jutro mają próbę na prawdziwej scenie. Musieli oswoić się z jej wymiarami, omówić kwestie oświetlenia. Czekał ich męczący dzień, a dodatkowo rano ma mieć wystawianą ocenę z jednego przedmiotu, więc pewnie będą go przepytywać. Wprawdzie miał taryfę ulgową, jednak nie mógł nic nie wiedzieć, bo tępak nie przejdzie. Nawet sławny. No, poza Jiminem, ale to przypadek krytyczny.
Wsiadł do samochodu i ruszył przed siebie, zaciskając nieco wargi, gdy zerknął na lusterko wsteczne. Taehyung. Szedł samotny, niczym biedny kotek. Hoseok resztkami sił powstrzymał się przed zatrzymaniem pojazdu i zaproponowaniem mu przejażdżki. Cholernie tęsknił za widokiem malucha na siedzeniu pasażera, obżerającego się kanapkami...
Potrząsnął głową, wyjeżdżając z parkingu. Przyśpieszył, kierując się główną drogą. Trzeba zapomnieć. Całkowicie. Wyrzucić z głowy, zabić tęsknotę i zacząć nowe życie.


***


- Nie, żeby coś, ale troszkę się stresuję - mruknął Jin, rozglądając się dookoła. Wielka scena była już rozstawiona na placu, liczna załoga techników i pracowników fizycznych zajmowała się rozstawianiem krzeseł tuż pod nią. Gdzieniegdzie dostrzec można było młodych ludzi, którzy coś nucili, czy też wymachiwali rękoma, powtarzając sobie układ. Niektórzy wyglądali na nieco zestresowanych, chociaż większość wręcz emanowała pewnością siebie. Nie przepadał za ludźmi, którzy aż tak podkreślali to, że wiedzą ile są warci (lub oceniali siebie nieco za wysoko).
Z zamyśleń wyrwał go głos Yoongiego, który stanął tuż za nim, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Spokojnie. Damy radę. Jimin zrobi z siebie błazna i nikt nawet na nas nie spojrzy - uśmiechnął się złośliwie, po czym odskoczył od najstarszego i zrobił unik.
- Ej! - Jimin niczym zjawa pojawił się przy Seokjinie, wyraźnie niezadowolony z traktowania go bez odpowiedniego szacunku. Szatyn zaśmiał się, po czym zerknął przez ramię na resztę, która nie śpieszyła się jakoś szczególnie, by pochwalić się na scenie umiejętnościami. Jedynie Jimin był ucieszony od początku, chociaż nikt nie miał pojęcia o co mu chodzi.
- Dobra ludzie. Ruszajcie tyłki, odbębnimy to i zwijamy, bo mam jeszcze wieczorem zajęcia, a Jess chciała, żebym coś dla niej załatwił - westchnął Namjoon, wymijając ich. Ruszył w stronę wysokiego, grubego mężczyzny, reszta grzecznie poszła za nim.
- Posłuszny mężczyzna! Jessica to umie sobie wychować faceta - wyszczerzył się głupio Park, na co został niemal zabity wzrokiem przez białowłosego.
- Jimin!
- Oj, to na rozluźnienie - pokręcił głową rozbawiony, a reszta tylko spuściła głowy zażenowana. Chyba to nie był dobry dzień dla jego energii.

- I jak było? - Hoseok zeskoczył ze sceny i podszedł do technika, z którym zaczął omawiać kwestie nagłośnienia i oświetlenia. W międzyczasie reszta przysiadła na scenie, popijając wodę. Każda grupa miała wystąpić dzisiaj trzy razy, by dopasować wszystkie elementy. Od początku właśnie oni wzbudzali dość spore zainteresowanie, nie tylko w roześmianych dziewczynach, ale i w męskiej części, która niestety patrzyła na nich mniej przychylnie. Yoongiego niezbyt to obchodziło, to było do przewidzenia i chyba tylko Tae jako tako na to reagował, jednak on zawsze był rozkosznym dzieciakiem.
W każdym razie, chyba ich nie polubili, atmosfera była dość napięta. Zapewne szeptali o tym, że będą faworyzowani, bo mają znanych rodziców, a Hoseok już sporo osiągnął i to niesprawiedliwe. Typowe gadanie ludzi, którzy zawsze szukają usprawiedliwienia dla własnych porażek. Droga wszystkich wyglądała identycznie, wszyscy musieli zapracować, bądź nadal pracują, by pokazać się z jak najlepszej strony przy ludziach z agencji, czy dobrych szkół tanecznych i wytwórni.
Podczas gdy tak mierzył wzrokiem zgromadzonych, Hobi wrócił do nich zadowolony.
- Dobra, ludzie. Wstawać. Tańczymy raz jeszcze i możemy sobie pójść.
- Raz? Nie dwa? - zmarszczył czoło Nam, podnosząc się niechętnie do pionu.
- Z nagłośnieniem nie mamy problemów, a światła ogarną na spokojnie. Nie ma co przedłużać - wzruszył ramionami, po czym przykucnął na przodzie, a za chwilę dołączyła do nich reszta. Suga odetchnął, gdy zaczęła lecieć muzyka, zaś Namjoon rozpoczął swoją kwestię. Cwaniackie miny, gibanie się na boki. No i on.

I wanna big house, big cars and big rings

Yoongi niemal natychmiast się wyłączył. Krok za krokiem, linijka za linijką. Pomimo tego, że nie przepadał za tańcem, to zwyczajnie wszystko miał tak wyćwiczone, że nie musiał wszystkiego analizować. Dał się ponieść tylko i wyłącznie muzyce, słowom, które wypływały z jego ust. W tym momencie naprawdę cieszył się, że dał się przekonać Namjoonowi i Hoseokowi do udziału w tej zabawie. Satysfakcja z tekstu, wysiłku, który w to włożył, była nie do opisania. Czuł się... dobrze. Brakowało mu tego. Dwa lata bez rapu, bez pisania, tworzenia muzyki... To zbyt wiele. Teraz czuł, że żył. Już nigdy w życiu nie popełni takiego błędu. Rap to jego największa miłość.







Zapraszam do komentowania ;)

środa, 19 sierpnia 2015

43. I need U boy

Ucałował delikatnie czoło śpiącego obok chłopaka, gładząc przy tym jego plecki. Nie spali długo, leżeli pół nocy w łóżku prawie nie rozmawiając. Każdy myślał o zaistniałej sytuacji i o wyjściach, jakie tutaj mieli, które mogli w ogóle brać pod uwagę. Rozstanie przecież z miejsca odpadało, chociaż przy obecnym stanie psychicznym Jeonów, byłoby to wyjście najlepsze. Rodzice by zapomnieli, Ciastek miałby utrzymanie. Mimo to Park wiedział, że nie zniósłby rozstania. Był prawdziwym egoistą, chciał mieć Jungkooka dla siebie. Przyzwyczaił się do jego obecności, to jego oczko w głowie i postawiłby wszystkich na nogi, byleby go tylko nie stracić. Ciężko mu było to przyznać, ale chyba te głupie motyki, czy inne pszczoły i jego podbrzusze opanowały, niekoniecznie chodziło tu o mrowienie w ChimChimie. Wstyd, ale chyba się zakochał...
On.
Wielki Jimin Zdobywca Niezdobyty został pokonany przez Kooka. Dzieciak ledwo od ziemi odrósł, a sobie wredotka zgarnął najlepsze ciacho, jakie kiedykolwiek stąpało po tej planecie. Mądry, inteligentny, przystojny. Singiel Stulecia nie jest już singlem. Ba! Nie jest czysty! Jego sercowe dziewictwo zostało wspomnieniem i nie bardzo wiedział, jak się do tego odnieść. Powoli on sam przestawał być dla siebie najważniejszy. Teraz Kookie był jego małym światem, którego szczęście i dobro stanowiło priorytet. Potem był Tae, za którym skoczyłby w ogień. Dopiero na trzecim miejscu stał sobie Jimin.
Czy to znaczyło, że w końcu dojrzał? Czy po prostu to chwilowe zawieszenie? Może znudziło mu się imprezowe życie i potrzebuje spokoju na moment, a potem wróci do szalonego życia?
Spojrzał na młodszego, wtulonego w jego ciało. Westchnął i pogładził go po policzku.
Nie. To, co czuł nie mogło być czymś nieprawdziwym. To coś szczerego. Nie potrafiłby aż tak sam siebie oszukiwać. Nigdy by sam siebie nie okłamał, nie w czymś takim. To cholerna miłość. Musiał więc coś zrobić, by uratować swoje maleństwo. Jak będzie trzeba, to zacznie błagać tego starego skurwiela na kolanach, jeśli tylko to mu pozostanie. Dla Ciastka warto, duma nie jest tak cenna.
- Mhm... - Jungkook poruszył się w jego ramionach i ziewnął. Park westchnął, cmokając jego słodkie usta. Maluch wiercił się troszkę, po czym otworzył oczy.
- Hyung... Dzień dobry.
- Cześć, moje śliczności. - uśmiechnął się, całując różowe wargi. Ten odwzajemnił pocałunek, po czym odsunął się niechętnie.
- Która godzina?
- Zaraz będzie siódma. Chyba czas wstawać.
- Pierwszy raz mam ochotę na wagary. - mruknął, chowając twarz w klatce piersiowej Jimina. Starszy zamruczał, chowając go pod kołdrą.
- Możemy zostać. Ja chętnie sobie zrobię wolne.
- No przestań. Muszę być na zajęciach, nie mogę sobie odpuszczać. Może będę zmuszony pracować i się uczyć... Kto wie.
- Zakładasz już taką ewentualność? - mruknął, patrząc na niego uważnie.
- Nie wiem... Jeśli się nie rozstaniemy, to będzie to jedyne wyjście chyba. - westchnął młodszy, odsuwając się nieco od nieco wytrąconego z równowagi Parka. Wstał z łóżka, przecierając oczy dłonią.
- Ty... Chyba nie bierzesz pod uwagę rozstania, nie? - niemal się poderwał, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie. Te słowa nawet nie powinny przejść młodemu przez gardło!
- Jimin... To dla mnie naprawdę trudna sytuacja. - zaczął, a w starszym aż się zagotowało. - Ale... Nie jestem w stanie. Nie mam pojęcia co zrobię, ale dopóki mnie chcesz, to będę przy tobie. Obiecałeś mi przecież ślub. - zerknął na niego przez ramię, na co Jimin odetchnął i szybko doczłapał się do chłopaka. Objął go od tyłu i ucałował w kark.
- Zostań ze mną i mieszkajmy razem. Będę cię zawoził na uczelnię, nawet zacznę sprzątać i nauczę się robić coś więcej, niż pizza z piekarnika. - zamruczał, kąsając nieco jego kark.
- Zobaczymy. Wolałbym tego uniknąć i sobie poradzić. A teraz lecę się ogarnąć, a ty zrób mi śniadanie. Zobaczymy, czy potrafisz. - uśmiechnął się delikatnie i uciekł z pokoju. Park wyszczerzył się jak głupi i leniwie ruszył w stronę kuchni. Chociaż poranek był miły, oby i potem jakoś się trzymał, bo najgorsze przed nimi...


***


Dochodziło południe. Taehyung i reszta jego załogi jakiś czas temu przyjechała do stolicy, gdzie ogarnęli się, zjedli obiad, a młodszy przebrał się w odpowiedni strój, by zdążyć na zajęcia taneczne. Wiedział, że było to nieodpowiednie. Wczoraj był pogrzeb, on zaś chciał tańczyć, jednak czuł, że dzisiaj wszystko może się naprawić. Miał siłę, by podejść do Hoseoka i go przeprosić, porozmawiać z nim i wszystko wytłumaczyć. Nawet, jeśli do siebie nie wrócą, to może chociaż starszy przestanie gardzić jego osobą? Była to opcja o wiele atrakcyjniejsza, niż nienawiść. W końcu bardzo mocno go kochał i chciał, by ich relacje były jak najlepsze.
Zarzucił torbę na ramię, gdy dojechali na przystanek. Nie czekając na Jina i Yoongiego, zwyczajnie wybiegł z samochodu, zmierzając do sali prób, gdzie miał zamiar zobaczyć swojego ukochanego. Przed oczyma już miał jego gibkie ciało, które rozciągał w rytm przyjemnej dla ucha muzyki. Jego mięśnie pewnie napinały się od obcisłą koszulką...
Uśmiechnął się delikatnie i zgarnął włosy z czoła, uchylając drzwi. W środku nie było nikogo.
- Um... - mruknął sam do siebie, po czym wszedł do środka i odrobinę zmarnowany ruszył w stronę szatni, gdzie również nie było żadnych rzeczy. Zerknął na zegarek. Dzwonek zadzwoni za minutę, chyba się pośpieszył. W każdym razie przynajmniej złapie go na początku i będzie miał z głowy!
Schował swoją torbę do szafki, gdyż w dres przebrał się już w domu. Wyciągnął tylko wodę i ruszył w stronę sali, gdzie zaczął nucić pod nosem ich wspólną piosenkę, rozciągając ręce. W tej samej chwili w środku zjawili się Jin i Yoongi, którzy chyba zadowoleni udali się do szatni.
Był im bardzo wdzięczny za opiekę. Bez różowowłosego by sobie nie poradził, a i rozmowa z Jinem mocno mu pomogła, dała wręcz siły, by jeszcze raz zawalczyć o Hobiego i zacząć niszczyć lęk i tę małą traumę. Wprawdzie nadal miał uraz i troszkę się bał, jednak mimo wszystko potrafiłby chyba to pokonać i zacząć żyć normalnie. Gdyby tylko on był przy nim i go wspierał... Zło zostałoby wyparte przez dobre wspomnienia, było ich przecież więcej. Może naprawdę Hoseok jeszcze go kocha? Wybaczyłby mu kłamstwa, on zaś wykasowałby z głowy tamtą noc... Nawet, jeśli było to naiwne, to nie miał za bardzo innych planów na siebie. Rodzina stała się wspomnieniem, zostali mu tylko przyjaciele o on. Jak straci i ukochanego, to jaki sens będzie miało to wszystko? Odechce mu się walki o lepsze jutro.
Dzwonek.
Uśmiech na jego twarzy stał się jeszcze większy. Za minutę Jung się tutaj zjawi! Jak na zawołanie drzwi się uchyliły i pojawił się w nich Namjoon, chwilę później Jimin, który zaskoczony spojrzał na Tae i podbiegł do niego.
- Co ty tutaj robisz?
- Um... Chcę porozmawiać z Hobim. - zarumienił się odrobinę, na co Park wytrzeszczył oczy.
- Czemu?
- Przeproszę go i poproszę o drugą szansę. Trzymaj za mnie kciuki.
Chłopak dłuższą chwilę się w niego wpatrywał, jakby coś analizując, po czym po namyśle mruknął:
- Trzymam za ciebie kciuki, Taeś. Przekaż mu od razu, że ja i Jungkook dzisiaj się nie zjawimy, bo... muszę coś załatwić.
- Coś się stało?
- Potem ci powiem, to nie jest rozmowa na minutę, czy dwie. Dam ci znać. Pa! - pożegnał się i wyszedł, nim Tae zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Westchnął tylko, wbijając wzrok z utęsknieniem w drzwi, w których po jakimś czasie pojawił się on.
Nieco zmęczony na twarzy, z lekko przekrwionymi oczami, jakiś taki wychudzony. Dopiero teraz dotarło do niego, w jakim kiepskim stanie był starszy. Zacisnął wargi, po czym odprowadził go wzrokiem do szatni, z której wyszła już reszta. Spojrzał na Jina, który posłał mu serdeczny uśmiech, po czym po dłuższej chwili walki sam ze sobą, udał się do małego pomieszczenia, w duchu modląc się o szczęście i siłę, by sprawę tę załatwić.
Zamknął za sobą drzwi, robiąc kilka kroków w stronę Hoseoka, który już zdążył się przebrać. Wiązał właśnie buty, a jego dłonie lekko drżały. Dopiero po chwili go zauważył, wbijając w niego zdumione spojrzenie.
- Tae? - jego głos był cichy, pozbawiony życia. Kim zacisnął dłonie w piątki, starając się wziąć w garść. Był silny. Da radę.
- Hobi... Ja... Chcę porozmawiać. - szepnął, siląc się na pewny siebie ton, jednak nie wyszło. To raczej cichy jęk zbłąkanego kota, aniżeli ryk tygrysa.
Hoseok niepewnie zlustrował go wzrokiem, podnosząc się z ławki. Był zestresowany chyba tak samo, jak on.
- O czym?
- O nas. - powiedział niepewnie, robiąc krok w jego stronę, jednak starszy tylko się odsunął.
- Nie ma już nas.
- Hobi... - jęknął. Coraz bardziej tracił odwagę, a przecież chciał to załatwić. - Ja cię przepraszam. Nie chciałem cię okłamać, naprawdę. Musiałem tam pracować, ale nie zdradziłem Ciebie nigdy! Ja już tam nie wrócę. Wybacz mi! Nie musisz do mnie wracać, ale przestań mnie nienawidzić! - wypalił na jednym wydechu czując, jak łzy napływają mu pod powieki. Nie wiedział, co ma robić, było mu tak źle.
- Tae... Nie przepraszaj. To ja zjebałem sprawę. Zraniłem cię tyle razy, doprowadziłem do tragedii... Powinienem gnić w więzieniu, nie zaś chodzić wolno. Mógłbyś mnie podać do sądu. - usłyszał jego cichy głos. Pociągnął nosem, wpatrując się w niego.
- Nie mów tak hyung. To moja wina. To wszystko moja wina! Mogło cię ponieść!
- Nie mogło Tae! Jestem niebezpieczny, będziesz przy mnie tylko cierpiał! - jęknął, zaciskając dłonie. Stali tak naprzeciwko siebie, ale jakby dzielił ich mur.
- Cierpię bez ciebie! - łzy spływały po jego policzkach, a głos mu się łamał. Serce również. Mógł mówić co zechce, ale potrzebował go. Chciał mieć przy sobie i móc kochać. Nie ma szans, by odpuścił.
- To chwilowe, minie ci...
- Tobie minęło? Nic do mnie nie czujesz? - szlochał, wpatrując się zapłakanymi oczami w bruneta.
- Kocham cię Tae, dlatego muszę się trzymać od ciebie z daleka. - mruknął cicho, nie patrząc mu w oczy. Kim zadrżał, robiąc krok w jego stronę.
- Kochasz?
- Tak. Kochałem, kocham, będę kochał.
- Więc daj mi szansę, naprawdę nie jestem dziwką hyung!
- Wiem, że nie jesteś! To ja byłem debilem, bo dałem się głupiej głowie, nie myśląc racjonalnie. Jesteś niewinny i kochany, nigdy nie było na świecie kogoś, kto byłby lepszy od ciebie. - wypalił, na co młodszy jeszcze mocniej się rozpłakał.
- Czemu więc...
Hoseok w jednej chwili znalazł się przy nim i objął go w pasie, wpijając się w jego wargi. Tae w jednej chwili poczuł, jak jego ciało zaczyna mięknąć. Niepewnie naparł na usta starszego. Ten pogładził go po plecach, powoli jadąc palcami w dół. Gdy oparł dłoń na jego biodrze, blondyn poczuł nieprzyjemny dreszcz.

Nienawidzę cię...
Dłonie ściskające jego ciało, ta zła twarz, pełna nienawiści.
Nie ma jak uciec. Boli, bardzo boli.
Zostaw!

- Nie! - pisnął, niemal natychmiast odpychając od siebie bruneta. Trząsł się niemiłosiernie. Szybko się odsunął, uderzając plecami o szafki. To wraca. Wystarczył dotyk...
Hoseok spojrzał na niego wystraszony, po czym zacisnął wargi. Złapał za laptopa.
- Widzisz? Boisz się mnie. Nie damy rady funkcjonować razem. Jestem złym człowiekiem, lepiej ci będzie beze mnie. - odparł łamiącym się głosem. - Kocham cię. Chciałbym cofnąć czas i to naprawić, byś nie musiał cierpieć. Zniszczyłem nas, Tae. Przepraszam.
I zniknął.
Taehyung objął się ramionami i osunął się na ziemię. Łzy nie przestawały płynąć z jego oczu. Bolało go serce. Tak bardzo mocno.
Kochał Hobiego, a Hoseok kochał go. Przecież wszystko powinno być dobrze, prawda? W opowieściach zawsze zakochani stawiali czoła przeciwnościom losu, dlaczego więc dla nich było to takie trudne?


***


Nieco niepewnie nacisnęła klamkę od drzwi wejściowych, popychając je delikatnie. Nadal nie była pewna, czy to aby na pewno dobry moment na poważne rozmowy, jednak jeśli nie dzisiaj, to kiedy? Tylko ona mogła jakoś załagodzić sytuację, tym bardziej, że wczorajsza ucieczka z domu była kiepskim pomysłem. Mężczyzna pewnie będzie rozjuszony, musiała względnie go uspokoić i przekonać do swoich racji, których przecież sama nie była pewna.
Weszła do środka, po czym udała się w stronę gabinetu z wielkimi, rzeźbionymi drzwiami. Zapukała, po czym słysząc głos męża, otworzyła je i przeszła przez próg.
- Dzień dobry. - powiedziała cicho, po czym zestresowana podeszła do biurka i usiadła naprzeciw niego. Ręce miała spocone z nerwów, jednak starała się zachować spokojny wyraz twarzy.
- Witaj. Nagle ci się odwidziało i postanowiłaś wrócić? Gdzie byłaś? - mruknął, nie racząc nawet na nią spojrzeć, zajęty czytaniem jakiś dokumentów.
- Nocowałam u Jessiki.
- Rozumiem. Już myślałem, że uciekłaś do swojego kochanego pedałka.
- Soohyun... - jęknęła z wyrzutem.
- Nieistotne. Nie obchodzi mnie on już.
- To znaczy? Nie rozumiem... - spojrzała na niego, marszcząc nieco swoje wyregulowane brwi. Chodziło mu o Jimina?
- Wydziedziczam Jungkooka. Niech robi co chce, jednak nic ode mnie nie dostanie. - mężczyzna powiedział to takim tonem, jakby chodziło o smak galaretki na deser, nie zaś o jego dziecko. Kobieta zadrżała, przez chwilę nie wiedząc, co ma odpowiedzieć.
- Jak to? To twój syn...
- Już nie. Mam jednego syna, który odziedziczy wszystko. Zboczeniec nie jest mi potrzebny. Nie chcę o nim słyszeć. - mruknął i schował kartkę do koperty, po czym ostrożnie ją zakleił.
- Co z nim będzie? - głos jej się łamał, a powieki mrugały coraz szybciej.
- Nie wiem. Może zamieszkać z tym pedałkiem Parkiem, do mojego domu nie ma już wstępu. Będę jednak na tyle łaskawy, że pozwolę mu pozabierać rzeczy z jego pokoju. Nie chcę mieć tutaj niczego, co miało z nim kontakt. Meble też może zatrzymać, niech sobie załatwi transport.
- Soohyun! To dziecko! Jak możesz wyrzucić go z domu?! - nie mogła zapanować nad donośnym tonem przepełnionym wyrzutem. Mógł nie akceptować jego upodobań, ale żeby wyrzucić na ulicę własne dziecko?!
- To już nie moje dziecko.
- To...
- Zamilcz. Nie zmienię decyzji.
- To mój syn! Jak mogę być cicho, skoro chcesz go skazać na śmierć?! On ma szkołę, musi się uczyć!
- Nie obchodzą mnie obce dzieci, więc jakiś Jungkook również nie znaczy dla mnie zbyt wiele. Jeśli chcesz, zrobimy sobie kolejne dziecko, będziesz miała jak zabić smutek.
- Jesteś podły! - niemal zerwała się z krzesła. Wiedziała, że był nieczuły, jednak te słowa były przerażające! - Czy ty w ogóle kochasz swoją rodzinę?!
- Miłość mnie nie interesuje. Liczy się dla mnie tylko mój pierworodny. - powiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- A... ja?
- Ty? Jesteś tylko żoną, nic więcej. A tera wybacz, ale muszę pojechać do mojego prawnika dopełnić formalności. Do zobaczenia wieczorem. Niech rzeczy tego chłopaka znikną do dziewiętnastej.
Soohyun wyszedł, a matka opadła na fotel bez siły. Łzy spływały jej po policzkach.
Co miała zrobić? Przecież nie pozwoli na to, by jej dziecko spało na ulicy! Jak ten bezlitosny facet mógł tak zrobić? Mały, biedny Jungkook... Przecież on sobie sam nie poradzi! Nie potrafi nawet zrobić herbaty, a co dopiero sam się sobą zająć!
Mogła się nim lepiej zajmować. Może jakby sama się opiekowała dzieckiem, to byłby normalny i nie związałby się z chłopakiem? Z drugiej strony czy to było złe? Przecież Jimin był miły, zawsze się nim zajmował i mu pomagał z lekcjami. Zabierał na wycieczki i sprawiał, że jej dziecko było szczęśliwe. Dał mu więcej, niż ona przez całe życie. Może to oni wszyscy byli nienormalni, a Jungkook po prostu podjął najlepszą decyzję?
Otarła dłonią policzek, po czym pociągając nosem udała się do łazienki, gdzie poprawiła makijaż. Wzięła torebkę ze swojego pokoju i kluczyki od samochodu, po czym wsiadła w swój wóz i ruszyła w stronę miasta. Nie miała pojęcia, co może w tej sytuacji zrobić, ale w końcu od czego są prawnicy. Jess wczoraj podała jej wizytówkę jednego z najlepszych w kraju, więc zamierzała dzisiaj skorzystać z jego usług. Nie znała się na alimentach, ale przecież utrzymanie nieletniego chyba musiało być zapewnione. Nie uratuje go przed przeprowadzką, ale zostawić go nie może. W końcu od dzisiaj miał już tylko matkę.


***


- Poczekaj chwilę Ciastek, skoczę po mamę. - Jimin ucałował policzek Jungkooka, po czym zniknął na schodach, zostawiając go samego w salonie. Czuł się nieco nieswojo, Park znowu coś kombinował, on zaś nie miał pojęcia o co może chodzić.
- Dzień dobry, Kook. - usłyszał męski głos, na który niemal podskoczył na kanapie. Odwrócił się i szybko skinął głową, na widok ojca jego chłopaka, który w krótkich spodenkach w ananasy i zielonej, jaskrawej koszulce właśnie wszedł do salonu. Zawsze ubierał się dziwacznie, uwielbiał śmieszne spodenki, więc strój ten go nie zdziwił. Artyści bywali oryginalni.
- Dzień dobry panu. - uśmiechnął się delikatnie, nie wiedząc za bardzo co ze sobą począć. Rozmowy z nim nigdy za bardzo im nie wychodziły, bo ojciec miał swój świat. Czasami wydawał się być groźny, innym razem zbyt wesoły, by potem siedzieć cicho i wpatrywać się w widoki za wielkim oknem.
- Czemu jesteś smutny? - zapytał, po czym jak gdyby nigdy nic przysiadł naprzeciwko na białej kanapie.
- Nie...
- Widzę. Analizuję najgłupsze dzieła sztuki. Widzę w bohomazach twarze i sens, podczas gdy dla innych są to zwykłe kreski, a nie zauważyłbym, że jakiś dzieciak źle się czuje? Proszę cię. Mnie nie oszukasz. Zresztą Jimin przyjechał, niezbyt częsty to widok. Pewnie ma problemy albo coś chce. - wzruszył ramionami, po czym sięgnął po ciastko leżące na stole w kryształowej miseczce.
- Um... - westchnął, nie wiedząc co robić. Nigdy nie wypowiedział przy nim aż tylu słów, więc był nieco zmieszany. - Mogę zadać panu pytanie?
- Jasne, tylko nie o matematykę, zawsze byłem z niej głupi. Jimin ma moje geny od tym względem, sam więc rozumiesz, jakim geniuszem być muszę. - uśmiechnął się szeroko. Kook przełknął ślinę z trudem.
- Nie przeszkadza panu, że Jimin jest gejem? Nie chce pan go zmienić?
- Jimina? Na bogów. Czy dałbyś radę zmienić moją żonę? - spojrzał na niego pytająco. Jungkook pokręcił przecząco głową. Pani Park była silnym charakterem, nie wchodziło to w grę.
- Jiminek ma jej geny również. Jak coś chce, to tak jest. Kropka.
- Ale tak w środku... Nie uważa pan, ze to złe? - zacisnął nieco wargi.
- Kocham moją żonę. Ona kocha mnie, ale nie lubi tego pokazywać, bo to trochę jędza jest. - odparł, strzepując okruszki z koszuli na ziemię. - Kochaliśmy się za młodu, teraz też. Myślisz więc, że z naszej niewinnej, młodzieńczej miłości mógł wyjść potwór? Zło? - spojrzał mu przez chwilę w oczy, po czym tylko westchnął. - Ja w to nie wierzę. Jimin jest taki, jaki powinien. Taki się urodził i taki umrze. Przecież nie będę wrzeszczał na swoje plemniki, bo mi z syna geja zrobiły. Na żonę to już w ogóle nie śmiałbym krzyczeć, bo by mnie pobiła, dlatego też została mi akceptacja. Niech sobie kocha kogo chce, byleby nie szedł na olimpiadę z matematyki, bo to by był wstyd dla całej rodziny...
Jeon nie mógł się powstrzymać przed śmiechem, słysząc jego odpowiedź. Jak to się stało, że Parkowie byli tak wspaniałą rodziną? Każdy się tu kochał, tolerowali siebie nawzajem i wspierali, śmiali się sami z siebie. To takie cudowne, że aż nierealistyczne.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. I nie muszę pytać, czemu jesteś smutny. Domyślam się. - wstał, po czym podszedł do niego i poklepał go po głowie. - Niech ci nikt nie da wmówić, że jesteś zły, bo kochasz. Masz prawo być z Jiminem, nikt nie powinien ci go odbierać. Czy to matka, czy ojciec, czy pół świata. Skoro jesteście razem szczęśliwi, to bądźcie tacy do śmierci, a innymi się nie martw. Pamiętaj, że jesteś już prawie Parkiem. Nie masz naszego nazwiska, ale masz wsparcie, więc jak co, to przyjeżdżaj, mam dobre ciastka, ale nie mów nic żonie, bo będzie się darła, że jestem coraz szerszy.
- Co ty znowu chowasz po szafkach?! - głos kobiety rozległ się w pomieszczeniu, na co ojciec westchnął i jeszcze raz klepnął Jungkooka po głowie.
- Nic nic kochanie. Jadę na ryby, paaa!
I uciekł. Tak samo, jak wątpliwości najmłodszego.






Zapraszam do komentowania ;)

środa, 12 sierpnia 2015

42. I need U boy

- Czego miałbym nie wiedzieć? - powtórzył ojciec, wchodząc do pokoju z nietęgą miną. Bez skrępowania przysiadł naprzeciw dwójki. Matka szybko odsunęła się od niego i poprawiła włosy, które były w lekkim nieładzie.
- Nic nic, Soohyun. - odparła, przybierając aż nazbyt beztroski wyraz twarzy. Jungkook czuł jak drży, nadal bowiem stykali się ramionami. Ojciec był przerażający, wszyscy zawsze chodzili z zegarkiem w dłoniach, pilnując się na każdym kroku. Każdy nieodpowiedni gest groził poważną rozmową, nikt nigdy nie mógł się z nim o cokolwiek wykłócać, czy nawet zaproponować inne rozwiązanie.  Żarty też nie wchodziły w grę, tak więc fakt, że chcieli coś przed nim ukryć, będzie ostro skrytykowany.
Sam Kook strasznie się stresował. Gdyby chodziło o coś innego, to jakoś by to przeżył, ale przecież rozmawiali o związku z Parkiem, co było samo w sobie próbą samobójczą. Jeśli matka się złamie i powie, to po nim. Zginie na miejscu, a ona naprawdę była dość słaba i podatna, w dodatku na każde skinienie mężczyzny. W domu lekceważona, nigdy nic nie miała do powiedzenia, bo nieodpowiednie słowa były negatywnie odbierane przez męża.
Kook nie miał pojęcia, czy ten stan rzeczy jej się podobał. Od zawsze ojciec rządził, matka zaś chodziła do kosmetyczek, na zakupy, czy do opery. To całe jej życie, niezmienne od lat, jakby sens istnienia. Podstawowa kwestia: strach, czy wygoda? W każdym razie teraz się to nie liczyło. Podpadła, ojciec poczuł się zlekceważony.
- Zadałem pytanie. Odpowiedz, albo porozmawiamy inaczej. - mruknął tonem, który sugerował, by jego słowa wziąć poważnie, oraz który bez wątpienia sugerował kłopoty.
Matka milczała, Jungkook też nie miał pojęcia co wykombinować tak na poczekaniu. Byle co nie przejdzie, trzeba być ostrożnym, bo ojciec nie był tak głupi jak matka i wkręcanie go nieczęsto się udawało. Chyba, że jest się Jiminem, bo tylko on był wybitny pod względem kłamania i owijania sobie wszystkich dookoła palca.
- Jungkook. Mów! - warknął. Im głośniej mówił, tym większe kłopoty to zwiastowało, on jednak w tym momencie całkowicie zgłupiał, mając w głowie tylko pustkę.
- Nic się nie stało. Jungkook po prostu... Troszkę źle mu poszedł ostatni sprawdzian i się zestresował. - wypaliła nagle, łapiąc go za rękę i ściskając ją. - Bał się jak zareagujesz, bo możliwe, że nie będzie miał najwyższej oceny.
Jungkook ostatkiem sił powstrzymał się przed wykrzywieniem twarzy w geście zdziwienia nawet nie tyle faktem, że wymówka w takim stanie w ogóle jej przyszła do głowy, ale że wymyśliła ją w miarę sensowną. To niespotykane. Chyba się uda... Albo i nie.
- I o tym musiałaś pomyśleć? Nie rób ze mnie idioty do cholery! - skrzyżował ręce na torsie, niemal miażdżąc ją spojrzeniem. Po chwili utkwił swoje złe oczy w Kookim, który aż zamarł, zapominając przez chwilę o oddychaniu. - Komu na tobie zależy? Hm? Z twoją głupią matką się nie dogadam, więc ty mi powiedz.
Szlag. Ile słyszał? Przecież zdanie prędzej... Na bogów!
- Um... N-nikomu... - jęknął, zaciskając dłonie w pięści. Miał ochotę zwrócić swój posiłek z nerwów, skręcało go w środku niemiłosiernie. Ojciec zaś aż się uniósł i podszedł do nich, a jego twarz była zaczerwieniona z gniewu.
- Nikomu?! Może temu gagatkowi z pedalskim uśmieszkiem na ryju? - krzyk mężczyzny rozległ się w pomieszczeniu. Oboje z matką nagle zastygli, bojąc się ruszyć. - Jesteś pedałem?!
Jungkook zadrżał, nagle zapominając jak się mówi.
- Odpowiadaj! To chcieliście ukryć?!
- Kochanie...
- Zamknij się kobieto! Z tobą jeszcze się rozprawię! Jak możesz kryć coś tak wstrętnego i obrzydliwego?!
- On... Jungkook jest jeszcze młody, troszkę się pogubił i to dlatego. Na pewno jest normalny! - powiedziała cicho, nie panując za bardzo nad głosem, który wręcz emanował brakiem pewności.
- Ja mu radzę być normalnym, bo mogę mu to uzmysłowić innymi sposobami! - złapał go za koszulę i przyciągnął siłą do siebie. - Dajesz dupy Jungkook? Jakiś facet cię pieprzy?! Dajesz mu jak jakaś dziwka?! Może jeszcze nosisz sukienki jak mnie nie ma, co?!
- Tato... - jęknął, starając się powiedzieć coś sensownego, jednak nie potrafił. Bał się. Cholernie się bał i chciał uciec jak najdalej od tego krzyku i strasznego spojrzenia.
- Nie mów tak do mnie, dopóki jesteś zboczeńcem. Mój syn nie może być pedałem!
- Soohyun... Proszę... Nie stresuj go, on ma naukę, musi iść do szkoły! Na pewno jest normalny. - matka wstała i niepewnie złapała ojca za nadgarstek. - Jungkook porozmawia z Jiminem i to zakończy, prawda? - spojrzała błagalnie na Kooka, który skinął głową, nawet nie zdając sobie do końca sprawy z tego, o co go prosi. Był rozkojarzony, chciał tylko odejść do pokoju i się tam zamknąć.
- Nie pouczaj mnie kobieto! - warknął, całkowicie wkurzony tym gestem. Rozkazała mu, tak się nie robi. Nie w jego domu. - Nie będziesz się wtrącać! Ty wychowałaś go na pedała, to twoja wina! - puścił syna, czy raczej odepchnął go mocno na podłogę, ten zaś nie złapał równowagi i upadł na ziemię.
- Jungkook! - jęknęła matka, puszczając szybko rękę Jeona, chcąc podbiec do niego. Jungkook nie wiedział co począć, ledwo przysiadł na drewnianych panelach, starając się zebrać siły.
- Nie ignoruj mnie! - złapał ją za ramię i zmusił, by spojrzała na niego. - To przez ciebie jest nikim! Pozwoliłaś mu na tańce, śpiewanie i sama podniecałaś się, bo ten młody to Park! To patologiczna rodzina, ty wysłałaś tam mojego syna! Chorzy ludzie! Matka zajmuje się jakimiś pierdołami, ojciec tak samo! Dzieci są oderwane od rzeczywistości. Ta mała to pewnie też lesba! Chuj wie co oni tam wyprawiają!
- Nie mów tak... - szepnął Jungkook. Nie chciał tego mówić, to było samobójstwem, ale przecież wszyscy tam byli dla niego dobrzy. Nie mógł dać ich tak obrażać.
Ojciec na te słowa stał się fioletowy ze złości. Puścił matkę i złapał go za włosy, ze wściekłością szarpiąc go w swoją stronę.
- Coś ty zboczeńcu powiedział?! Jeszcze masz czelność się odzywać?! Mam cię nauczyć pokory, co?! - pociągnął go jeszcze bardziej ku górze. Nie było wątpliwości, lada chwila twarz Jungkooka stanie się czerwoną plamą.
- Nie! - krzyk matki rozległ się w pokoju. - Nie bij go, on jest jeszcze dzieckiem!
Złapała go za rękę, starając się powstrzymać przed zadaniem ciosu. Jungkook spojrzał na nią zaskoczony z dołu, czując jak łzy napływają mu do oczu. Czemu ona go broniła? Przecież ledwo pamiętała, że ma syna.
- Pyskujesz?!
- Jungkook, jedź do Jess, albo do jakiegoś znajomego... Tata musi ochłonąć. - spojrzała roztrzęsiona na chłopaka. Ojciec chyba wpadł w szał, bo puścił syna i zwrócił całą swoją uwagę na żonę.
- Sprzeciwiasz mi się?
- Soohyun... To... Tak nie można. To chwilowe załamanie, nie możesz go bić! - zrobiła krok do tyłu, po czym utkwiła wzrok z Jungkooku. - Nie robisz nic złego, prawda? Idź nocować do kogoś, jutro na spokojnie porozmawiamy... Musisz iść na lekcje.
- Ale...
- Idź stąd Jungkook...
- Nigdzie się nie ruszy! - warknął mężczyzna.
- Musi! Daj mu dzisiaj spokój! On się boi! Zaraz będzie płakać!
- Mężczyzna nie płacze! Widać jest pedałem i bliżej mu do baby! Wstyd dla całej rodziny!
Jungkook roztrzęsiony szybko wybiegł z pokoju, uciekając przed krzykami ojca i jego groźbami. Schował się w pokoju obok i drżącymi dłoniami wyciągnął z kieszeni telefon. Nie mógł poradzić nic na to, że Jimin był pierwszą osobą, o której pomyślał. Wybrał numer i przyłożył urządzenie do ucha, starając się zapanować nad szlochem.
- Moje Ciasteczko! Czym mogę ci pomóc, kochanie? - rozległ się głos Parka, całkowicie normalny, przyjemny jak zawsze.
- Jimin... - jęknął. Głupi głos mu drżał, jednak chyba nie było sensu w ukrywaniu wszystkiego. I tak Jimin wszystkiego się dowie. - Ja... Boję się. Mogę u ciebie dzisiaj spać?
- Kotek... Co się dzieje? Czemu masz taki dziwny głos? Płaczesz? Już po ciebie jadę! - słyszał jakieś szuranie, pewnie zaczął się ubierać.
- Ona wszystko powiedziała... Ojciec się dowiedział o nas...
- CO?! Zaraz będę. - metalowy brzdęk kluczy, zamykane drzwi. On zaś mimo wszystko coraz bardziej się bał, że zaraz ojciec tutaj wejdzie i go zabije. Słyszał przerażony głos matki. Ciągle powtarzała, że to chwilowe, że to taki wiek, ojciec zaś był rozjuszony jak lew. Powinien tam wejść? Obronić ją? Mógł ją przecież uderzyć w takim stanie... Czemu więc nie ma siły się ruszyć? Dlaczego zastygł, rozklejając się jak baba? Miał w głowie tylko Jimina. Chciał, by go stąd zabrał i gdzieś schował.
- Kookie, skarbie. Leć do pokoju i spakuj wszystkie niezbędne rzeczy. Będę za chwilkę. I najlepiej zamknij się w pokoju. Zadzwonię do ciebie jak będę pod domem, dobrze? Nie wchodź nikomu w drogę. - powiedział głośno i władczo. Dźwięk odpalanego samochodu. - Jakby co, to dzwoń, rozłączam się!
- Ji... Och... - zakończone połączenie. Kook pociągnął nosem i szybko pobiegł na górę. Krzyki słychać było nawet u niego w pokoju. Ojciec był wściekły jak nigdy w życiu.
Szybko wyciągnął torbę i zaczął chować do niej książki i rzeczy do szkoły, byle jakie ubrania, nawet ich nie składając. Nie zwracał uwagi na to, co znajdzie się w walizce. Nie myślał, chciał zabrać tylko jak najwięcej wszystkiego i ukryć się w domu z Jiminem.
Po chwili usłyszał dźwięk telefonu. Błyskawicznie odebrał, nawet nie sprawdzając numeru.
- Kookie, otwórz drzwi.
- Jess?
- Otwieraj!
Nieco zaskoczony zszedł z torbą na dół i podszedł do drzwi. Przekręcił zamek, te zaś same się otworzyły i w środku znalazła się dziewczyna.
- Gdzie oni są? On już się dowiedział?
- Jess... Ona im wygadała... Gosposia. - jęknął. Nie miał pojęcia skąd wie, nie mogła dotrzeć tak szybko, jeśli Jimin by do niej zadzwonił. Mieszkała na drugim końcu miasta.
- Wiem, ciotka dzwoniła i się mnie radziła. Ojciec wie, tak? Dzwoniłeś do Jimina? - zgarnęła z czoła włosy, zerkając na drzwi, zza których dobiegały krzyki.
- Tak, jedzie tutaj...
- Super. Może w końcu się rozwiodą. - Kook był niemal pewny, że się uśmiechnęła, co w obecnej sytuacji było nie do pomyślenia.
- Jess, o czym ty mówisz?
- Twoja mama jest głupia, ale i tak nie zasługuje na tego idiotę, może jak zobaczy jego chamstwo, to go zostawi. Już dawno jej to mówiłam, ale jednak kasa robi swoje.
Jungkook zadrżał, wpatrując się w nią. Nagle usłyszeli samochód, chwilę później odgłos biegania.
- Ciastek! - zmachany Jimin wpadł do środka i natychmiast go objął. - Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?
- Jimin! On oszalał! - niemal natychmiast zmienił się w miękką kluchę, łzy cisnęły mu się do oczu.
- Spokojnie. Jestem przy tobie, nic ci się nie stanie. - dłonie Jimina gładziły jego włosy uspokajająco. - Bierz torbę i biegnij do samochodu, dobrze?
- A ty?
- Przecież on twoją matkę zabije w tym stanie. - mruknął Park i ruszył za Jess w stronę pokoju, zostawiając go samego.

- Dobry wieczór. Przepraszam, że przeszkadzam, ale zabieram Jungkooka do siebie na jakiś czas. - z nieco złośliwym uśmiechem wszedł do pomieszczenia, jak gdyby nigdy nic, nerwy go zabijały, ale potrafił na szczęście dobrze to ukryć. Matka Kooka była zapłakana, ojciec trząsł się ze złości, on zaś emanował udawanym spokojem, jakby właśnie nie krzyczeli na tyle głośno, by było ich słychać na podwórzu.
- Ty pedale! - ojciec niemal natychmiast ruszył w jego stronę, z pięścią wymierzoną idealnie w jego cudowną twarz.
- Proszę tak nie mówić, jestem tylko Park Jimin, panie Jeon. Takie słownictwo nie przystoi. - złapał jego wielką pięć w swoją. Całe szczęście, że miał silne ciało. Mógł się obronić przed człowiekiem, który całe życie spędził w biurze. Posłał mu tylko nienawistne spojrzenie, kątem oka zerkając na matkę, którą zbierała do kupy Jessica. Nie przepadał za nią, ale zostawienie jej w takiej sytuacji nie wchodziło w grę. Rozmawiał chwilę z Jess, zadzwonił do niej niemal natychmiast, ona o dziwo wszystko wiedziała i była w drodze chyba jeszcze przed całą awanturą. Jej plan nie był najgorszy, chciała ich rozwodu i się z tym nie kryła, on zaś co mógł zrobić? Mimo, że miał do niej żal za Tae, to i tak jej ufał i wierzył w dobre intencje, w końcu to jej rodzina.
- Pani też raczy pojechać z nami, dobrze? - uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Jimin... - szepnęła zaskoczona. on jednak tylko skinął głową na blondynkę, która niemal siłą wyciągnęła ją z pokoju.
- A teraz ja z panem porozmawiam. - wrócił do ojca. - Przemoc domowa jest karalna, a ja mogę trochę więcej, bo mam znajomości. Teraz zabieram pana syna i małżonkę, by odpoczęli, pan ma czas na przemyślenia. Nie każę panu mnie zaakceptować, jednak doprowadzanie do płaczu Jungkooka nie będzie przeze mnie tolerowane. Tyle. Dziękuję za uwagę i dobranoc. - odwrócił się i już miał odejść, gdy poczuł na sobie ciężką rękę mężczyzny.
- Nie będzie się gówniarz wtrącał w sprawy rodzinne! Już ja cię nau...
- Jestem najlepszym przyjacielem pana syna. - zaakcentował słowo 'najlepszy' na tyle mocno, że wydźwięk był oczywisty. - Muszę o niego zadbać, skoro pan nie potrafi. I proszę mnie nie bić, moja twarz jest zbyt cenna, w życiu pan się nie wypłaci.

- Wszystko w porządku kochanie? - Jimin zatrzymał samochód przed swoim mieszkaniem, po czym szybko wysiadł i otworzył drzwi młodszemu, który nieco drżącym krokiem położył jedną stopę na ziemi, po dłuższej chwili robiąc to samo z drugą. Park podał mu dłoń i nieco pociągnął ku górze, od razu przyciągając do swojego torsu. Wtulił go w siebie i ucałował w policzek. - Spokojnie, tutaj nic ci nie grozi. Obronię cię. - szepnął i zamknął drzwi samochodu. Jungkook skinął tylko głową, dając się zaprowadzić do środka, gdzie starszy pomógł mu pozbyć się marynarki i butów, po czym posadził go w salonie, siadając zaraz obok.
- Jimin...
- Tak kochanie? - Park był niesamowicie zestresowany, serce waliło mu jak oszalałe. Chłopak słowem nie odezwał się w czasie drogi, a przecież zawozili jeszcze Jess i matkę do jej mieszkania. Minęło sporo czasu, on jednak nadal pozostawał milczący.
- To mój koniec. On mnie nienawidzi i nie pozwoli mi wrócić do domu.
- Nie musisz tam wracać. Zostań ze mną i zamieszkajmy razem. - pogładził go po ramieniu, wtulając w siebie delikatnie. Nie chciał go do niczego zmuszać, wolał nie naciskać, tylko małymi kroczkami do niego dochodzić i się powoli dogadywać.
- Nie wiemy, czy będziemy razem cały czas. Jeśli oni się mnie wyrzekną... Nie będę mógł studiować.
- Twoja mama tego nie zrobi, ona naprawdę cię kocha, chociaż troszkę ułomnie. Zadba o ciebie. I proszę... Nie mów takich rzeczy. Nie chcesz być ze mną już zawsze? - złapał go czule za podbródek i nieco zmusił, by spojrzał mu w oczy. Jego twarz była taka smutna...
- Chcę Jimin, ale... Ty może się mną znudzisz...
- Mogę wziąć z tobą ślub, jeśli chcesz potwierdzenia i zrzec się mieszkania na twoje konto. - uśmiechnął się delikatnie i ucałował jego nosek.
- Nie żartuj sobie... W Korei nie weźmiemy ślubu. - Jungkook lekko się rozpogodził, niepewnie obejmując go w pasie. Park westchnął i przyciągnął go na swoje kolana.
- To polecimy do Ameryki. Poczekam na Ciebie te dwa lata, i tak na studia mi się nie śpieszy. Wyjedziemy tam, pobierzemy się. Potem znajdę pracę, a ty zajmiesz się domem i będziemy mieć kilka małych Ciasteczek i jednego małego ChimChima, który obroni resztę słodziaków przed złymi ludźmi.- uśmiechnął się, cmokając go czule w skroń. Fakt, że się uśmiechnął był dla niego cholernie ważny. Nie chciał oglądać go w takim kiepskim stanie. Wiedział, że to chwilowe, że sprawa będzie ich męczyć jeszcze wiele dni, a nawet tygodni. Teraz jednak chciał, by zapomniał o awanturze i czuł się lepiej.
- Głupi jesteś. Kto niby je urodzi? - Jungkook pstryknął go palcami w czoło, kiwając głową z niedowierzaniem.
- Ja jestem mężem, będę musiał dobrze się tobą zająć, byś urodził mi śliczne ludki. - wyszczerzył się i ucałował te słodziutkie, ciasteczkowe usteczka.



***



- Jutro wracamy, nie chcesz się przespać? - Jin podszedł z kocem do Tae, który siedział z tyłu domu na schodkach, wpatrując się tępo przed siebie. Przysiadł obok niego i okrył go, na co ten podziękował skinieniem głowy.
- Nie zasnę, zbyt wiele się wydarzyło, mam w głowie mętlik, który nie da mi spokoju. - westchnął, chowając się pod materiałem, jakby była to jego osłona przed całym światem. Jin czuł się nieco niepewnie, jednak młodszy chyba wymagał opieki, Yoongi zaś poszedł się wykąpać i był niesamowicie zmęczony. Tylko on mógł cokolwiek zrobić.
Pogrzeb minął im tragicznie. Stali z tyłu, jednak widzieli Taehyunga, który płakał do chusteczki, jakby nie wierząc, że to możliwe, jakby miał nadzieję, że nagle ona ożyje i go przytuli.
Nie było tam wielu ludzi, widocznie jego rodzicielka nie zadawała się z wieloma ludźmi, dlatego dokładnie wiedzieli całe zajście. Serce mu się łamało, bo przecież to takie dziecko.
- Jeśli chcesz porozmawiać, to możesz się i wygadać. Ulży ci. - wypalił bez zastanowienia. Nie byli przyjaciółmi, zwierzanie się byłoby co najmniej głupie, jednak co innego mógł powiedzieć w tej sytuacji?
- Um. Nie mam co mówić. Straciłem ojca. Potem Hoseoka... Teraz matkę. Tracę wszystkich. Chyba jestem beznadziejny...
- Hoseok żyje Taehyung.
- Ja dla niego umarłem. - mruknął, nadymając nieco policzki. - Wiesz hyung. Czasami tak się dzieje, że przez głupotę wszystko się rozpada. Jeden błąd i koniec. Zostaje nam tylko płacz. - zerknął na niego, uśmiechając się smutno. Seokjin zacisnął pięści, będąc w tym momencie całkowicie niepewnym czegokolwiek.
- Popełniliście błąd?
- Ja owszem. Kłamałem i to wyszło na jaw. Hyung nie mógł tego znieść i wcale mu się nie dziwię. Zasłużyłem sobie na to, by mnie zostawił.
Starszy zmarszczył brwi. Młody nie wyglądał na kłamczucha. Był aż nazbyt niewinny i szczery. Za głupiutki na oszukiwanie.
- To było duże kłamstwo?
- Większego nie mogło być. Oszukiwałem go, wmawiałem, że jestem inny niż w rzeczywistości. Nie chciałem jednak źle. Ukrywałem wszystko, by mnie nie zostawił. - pociągnął nosem, po chwili pocierając dłonią policzek. - On mnie teraz nienawidzi. Jestem podły, ale chyba bardziej boli mnie fakt, że jestem dla niego nikim niż to, że właśnie był pogrzeb mojej mamy. Nie ma gorszego dziecka ode mnie, ale... Jak przypomnę sobie Hoseoka, to widzę nasze spotkania, jego uśmiech. Gdy myślę o mamie... Krzyki i szaleństwo. Czy to złe?
Szatyn westchnął, nie wiedząc co powiedzieć. Trochę go rozumiał. Sam by oszalał bez Sugi, jednak nikt mu nie umarł i porównanie tego było bardzo trudne. Jednak w końcu miłość zawsze była dla ludzi najważniejsza. Te młodzieńcze miłostki były zaś najsilniejsze, a Tae to jeszcze niedojrzały chłopiec. Przeżywał wszystko podwójnie.
- Masz prawo tak czuć. Dał ci poczucie bezpieczeństwa, opiekował się tobą. Kochałeś go, prawda? - objął go ramieniem, delikatnie przyciągając do siebie. - Nie mów jednak, że cię nienawidzi. Jego oczy mówią coś innego. Patrzy na ciebie ukradkiem cały czas. Nie, nie z niechęcią. Raczej z bólem i uczuciem, Taehyung. Pomimo tego, że go oszukałeś, to to nie zmieni tego, że jednak to miłość.
- Ale on naprawdę mnie nienawidzi... Powiedział to. Zresztą... Ja się go chyba boję. Jak go nie ma, to chcę do niego, jednak gdy jest blisko... Słyszę krzyki i brzydkie słowa. Boję się podejść i przeprosić. Boję się na niego spojrzeć
- Powiedział coś złego?
- Tylko prawdę, jednak ona bolała...
- Tae... Daj wam czas na ochłonięcie. Postaraj się... być bliżej niego. Strach minie, kiedyś musi. Przecież go kochasz, prawda? Uczucie jest w stanie zniszczyć niepewność, zaręczam ci.
- To skończone hyung.
- Nie, dopóki się kochacie.
- On już mnie nie...
- Poznam człowieka zakochanego. On patrzy na ciebie tak, jak Namjoon na Jess, jak Jungkook na Jimina. Te iskierki, tęskny wyraz twarzy... Zaufaj mi. On cię kocha. Jeszcze. Jeśli ci zależy, zacznij coś robić, bo wasza miłość wyparuje i zostanie tylko ból w serduszku.







Zapraszam do komentowania ;)

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

41. I need U boy

Ogłoszenia parafialne: Wybaczcie, ale naprawdę ostatnio nie mam czasu i siły na pisanie. Praca i inne obowiązki mnie wykańczają, a po 8 godzinach człowiek nie ma ochoty nawet na film, a co dopiero na to, by napisać rozdział ;c Jest mi z tym źle, ale nic nie mogę zrobić. Liczę na wyrozumiałość!

I jedna mała uwaga: Kochani. Jeśli już wzorujecie się na moim opowiadaniu (jakimkolwiek), to chociaż dajcie odnośnik do mojego bloga. Powiem tak - jest jeden, naprawdę charakterystyczny element na tym blogu. Podpowiem, że chodzi o INUB właśnie. Pierwsze skojarzenie z tą serią? Nawet lepiej - jedno małe zdanko. Coś, co zdaniem wielu wyszło mi najlepiej.
Tak więc element ten pojawiający się w pewnym tekście nieco mnie zirytował. Nie chcę, by zostało to odebrane jako wywyższanie się, czy zgrywanie wielkiej, oryginalnej autorki, jednak cóż. Czasami inspiracje są widoczne gołym okiem szczególnie, gdy coś jest wpychane do opowiadania bez jakiegokolwiek uzasadnienia, tak... z dupy trochę, wybaczcie słownictwo. Naprawdę to nie jest przyjemne, bo staram się i poświęcam na pisanie masę czasu. INUB wydaję już 3 miesiące i włożyłam w to wysiłek. 
To tak na przyszłość. Dzięki za uwagę i zapraszam do czytania!

PS: Nowa ankieta! ;)


- Wszystko w porządku? - Jin zerknął przez ramię na Yoongiego, który usiadł przy stole, opierając na nim łokcie. Złożył ręce i przyłożył je do ust, wzdychając. Wyglądał tragicznie. Spędził z Taehyungiem sporo czasu, starając się go jakoś uspokoić. Seokjin cały czas słyszał płacz najmłodszego, gdyż byli tuż za ścianą w pokoju różowowłosego. Suga nie chciał zostawiać go samego, on też nie miał nic przeciwko temu, by został u nich przez jakiś czas. Oczywiście nadal był trochę zazdrosny, jednak w obecnej sytuacji byłoby całkowicie nie na miejscu, gdyby robił sceny. Strata matki to coś naprawdę przytłaczającego, biedak został teraz sam, a był przecież taki młody. Bez rodziny, pieniędzy, ostatnio też bez Hoseoka, z którym chyba się rozstał, gdyż od jakiegoś czasu unikali siebie jak ognia... Miał tylko Jimina, który na głowie miał swoje sprawy. I Yoongiego, który dla niego olał młodszego.
Różowowłosy spojrzał na niego i pokręcił głową przecząco.
- Tragedia. Nie wiem nawet co robić. Znałem jego matkę, połowę dzieciństwa spędziłem u nich w domu. Tae mimo tego wszystkiego nadal ją mocno kochał, w sumie to jego jedyna rodzina. - mruknął, odchylając się na krześle do tyłu. - Muszę z nim pojechać na pogrzeb, nie wiem czy Jimin powinien. Nie znał jej.
- A Hoseok? - zaczął temat ciekawy, czy młodszy cokolwiek wie na ten temat. Yoongi tylko westchnął.
- Z tego co wywnioskowałem i co powiedział mi Jimin, to nie są już razem. Nie wiem o co poszło, ale pewnie się dowiem. Hope się ostatnio dziwacznie zachowuje, to do niego niepodobne, a i Tae jakoś zmarkotniał. W każdym razie raczej z nim nie pojedzie, a nie ma szans, bym zostawił go samego.
- Rozumiem, jeszcze coś by mu wpadło do głowy.
- Możliwe, stracił prawie wszystko. - przytaknął mu, sięgając po herbatę, którą zrobił mu Jin. Upił kilka łyków. - Pojedziesz z nami?
Starszy spojrzał na niego szczerze zaskoczony.
- Ja?
- Pomógłbyś mi wszystko ogarnąć. Trzeba zająć się domem, on nie będzie pewnie miał na to siły, a chcę by moi rodzice zajęli się sprawą spadku. Dasz radę, czy nie?
Szatyn skinął głową i ucałował swojego chłopaka w czoło. Szczerze odczuł ulgę, że nie zostawi ich samych. Ufał różowowłosemu, jednak wolałby przy nim być i pilnować, kolejnej straty by nie zniósł.
- Dzięki. Jutro koło południa byśmy wyjechali, pogadam jeszcze z Jiminem, może będzie chciał jechać.
- Nie ma sprawy. Pójdę się spakować.
Pogładził go po policzku i ruszył w stronę swojego pokoju, całkowicie zadowolony, chociaż było to w tej sytuacji wredne. Miłość nie jest racjonalna, co poradzi...



***


- Mam prawo wiedzieć Jess! - jęknął Jimin do telefonu, starając się zapanować nad zdenerwowaniem, które niemal nim zawładnęło. - Czemu on był w takim stanie? Wiem, że wiesz, przyjaźnicie się.
- Jimin... - słyszał, że była zestresowana, to nienormalne, bo zawsze stanowiła idealny przykład na człowieka opanowanego.
- Jess. Proszę. Taehyung tak bardzo cierpi, nie zniosę tego dłużej, a nie wiem jak mu pomóc.
Długa przerwa. Męczył ją cały czas, napastował wiadomościami i telefonami, nie dawał spokoju. Musiał wiedzieć i nie ma szans by odpuścił tym bardziej, że była bliska złamania.
- Um... To ja kazałam mu pójść do twojej siostry. Rozmawiałam z nią, wyciągnęłam od niej prawdę o Tae i powiedziała mi o swoim pomyśle, by nasłać ojca Hoseoka na ten gang... W końcu to jego praca, walczy z przestępczością, a tutaj miałby ich podanych na tacy. Wiesz... - zacięła się na chwilę. - Bo tam byli nieletni. To już jeden haczyk, a były jeszcze dowody na prostytucję wbrew woli. W sam raz, by był proces. I...
Jimin zadrżał nieco, przysłuchując się wszystkiemu. Od razu zaczął mieć głupie myśli.
- I hm... I ich nasłał. Złapali większość, pracowników też i byli przesłuchiwani, ale ten idiota wcześniej wpłacił za Tae pieniądze, cały dług. - jęknęła. Park jakby ją widział... Drżała, była zestresowana, Nie miał wątpliwości. On sam teraz miał problemy z zachowaniem spokoju. - Ja się boję, że to przez nas... Że ktoś został niezłapany i mógł to powiązać. To podejrzane, że nagle zdobył tyle pieniędzy, mogli go wziąć za wtyczkę... Jimin, ja nie wiedziałam, że mu aż tak odbije!
Coś go ścisnęło w środku. Sądził, że to wypadek czy coś, jednak to mogło mieć sens. Słyszał w radiu coś o przestępcach, jednak co chwilę działy się jakieś tragedie, więc nie zwrócił na to uwagi. Mimo wszystko pozostała ostatnia kwestia, najważniejsza.
- Czemu za niego zapłacił?
- Um... Kochał go. - szepnęła. - Hoseok naprawdę go kochał i chciał jakoś uratować. Może i zerwał, ale tego żałuje i chciałby naprawić.
- Rozumiem. Dobra, nie zamęczam Cię już, kiedy indziej cię podpytam. Dzięki! - rozłączył się i odstawił telefon.
Wiedział. Po prostu czuł, że to grubsza sprawa.
Hobi czuje się winny, bo spierdolił sprawę, jednak nie to go najbardziej zirytowało. Może i to podłe z jego strony.
Hoseok zerwał, a Tae mówił, że to on zakończył związek.
Hoseok chce naprawić i to widać, czai się jak idiota. Tae go unika i zachowuje się jak upośledzony.
Hoseok ma naprawdę duże wyrzuty sumienia, skoro wpłacił tak wielką sumę. Tae...
Kurwa mać. Młody kłamał, to takie oczywiste. Coś się stało.
Jeszcze ta mina starszego, gdy usłyszał prawdę o pracy.
Co tam się do cholery wydarzyło?!


***



- Uważaj na siebie i w razie czego pisz.
Jimin uścisnął mocno Tae, cmokając go w czoło. Chciał z nim pojechać, jednak miał teraz zbyt wiele na głowie, a Yoongi i tak będzie odpowiedniejszy, bo znał jego rodziców i lepiej by to odczuł, niż on.
Zamknął drzwi samochodu, zerkając na dwójkę z przodu. Jin był spokojny i myślącym zajmie się wszystkim i chociaż go nakarmi, może być spokojny i zacząć knuć intrygi, by złapać Hoseoka i wyciągnąć z niego wszystko. I zabić.

- Zdrzemnij się troszkę, czeka nas kilka godzin jazdy. - odparł różowowłosy, zerkając do tyłu na skulonego chłopaka. Tae skinął głową, zsuwając ze stóp trampki. Ułożył się na tylnym siedzeniu i schował pod kocem, który przezorny Jin przyniósł.Wyglądał tak przygnębiająco, tak smutno, że najniższemu z nich łamało się serce. Westchnął i spojrzał na Jina, który pokręcił tylko głową i ruszył, uprzednio ustawiając odpowiednio GPSa, nie miał bowiem pojęcia gdzie jest ich dawna miejscowość, a nie chciał by podenerwowany Min prowadził, jeszcze by odleciał, nie trzeba im kolejnej tragedii.
Nie odzywali się do siebie przez pierwsze dwie godziny, do czasu krótkiej przerwy na kawę i drugie śniadanie, które zjedli w przydrożnej restauracji. W sumie to Jin i Yoongi uraczyli swoje podniebienia ciepłymi, świeżymi bułeczkami z cynamonem i jabłkami, podczas gdy najmłodszy siłą wepchał w siebie jedną, sącząc tylko gorącą czekoladę. Żaden tego nie komentował, w takich momentach jedzenie jest ostatnią rzeczą, o jakiej myśli człowiek. Mimo to wzięli mu trochę na wynos, gdyby zgłodniał.
Dopiero koło południa jakoś się rozkręcili i zaczęli rozmawiać o uczelnianych sprawach. Jin wspominał o pracy nad licencjatem, podczas gdy Yoongi zastanawiał się nad miejscem praktyk. Jako tako minęła im droga, chociaż jedyne słowa, jakie wypowiedział Taehyung, to "Muszę do toalety, przepraszam" i "Nie jestem głodny". Nie wiedzieli co z tym zrobić, więc nie uczynili nic. Skoro nie miał ochoty na rozmowę, to zmuszać go nie będą.
W okolicach pory obiadowej byli już w małej miejscowości. Różowowłosy rozglądał się uważnie. Wiele się nie zmieniło. Te same stare domy, szkoły, banki... Tylko ludzie inni, ale na nich nigdy zbytnio nie zwracał uwagi. Zawsze był tylko Tae, to jego jedyny prawdziwy przyjaciel z tamtego okresu, innych prawdę powiedziawszy nawet nie miał. Zawsze czatował pod jego domem, by się z nim pobawić, pouczyć go trochę tego, co on sam miał w szkole. Wspólne wycieczki z rodzicami któregoś, te szkolne, na które i tak zawsze zabierał Tae, sam nie chciał jechać, bo nie miał kolegów... Jakby teraz na to spojrzeć, to zachowywał się wtedy jak uzależniony. Jego rodzice mówili nawet, że bez niego to niedługo siku nie zrobi, bo ciągle był z nim. A co on miał poradzić na to, że tylko z jedną osobą się dogadywał? Nawet, jeśli była to całkowita fascynacja, to i tak to nieuniknione, był nieufny, potrzebował kogoś otwartego, by umilał mu dzień. Teraz wszystko malowało się inaczej. Może i nadal byli dla siebie ważni, ale ta wielka więź zniknęła i zastąpiła ją troska i przyzwyczajenie. Nie mógłby go zostawić w potrzebie, bowiem zawdzięczał mu wiele lat radości, poza tym nadal kochał tego kosmitę. Nie w taki sposób, jaki Jina, po prostu po przyjacielsku.
Podjechali pod duży dom położony w spokojnej dzielnicy, daleko od zgiełku centrum, o ile nazwać tak można niewielki ruch. Było tu o wiele spokojniej niż w stolicy, idealne miejsce na zamieszkanie, gdy się człowiek zestarzeje.
Jin zaparkował, po czym spojrzał wymownie na Yoongiego. Ten odpiął pas i szturchnął nieco śpiącego blondyna, który nieco nie rozumiejąc uniósł się i przetarł zaspane oczy.
- Um, już jesteśmy? - jęknął, rozglądając się dookoła. Od razu zacisnął wargi, gdy dostrzegł swój dom. Niechętnie otworzył drzwi i stanął przed bramą, wpatrując się w ładny, jasny budynek z niestety mocno zaniedbanym ogrodem. Pozostała dwójka stanęła za nim, dając mu czas na zebranie myśli. Po kilku minutach najmłodszy otworzył furtkę i ruszył w stronę drzwi, z kluczami w dłoni. Otworzył zamek i jakby zmuszając się, wszedł do środka.
Jin nie spodziewał się takiego widoku. Mieszkanie było zaniedbane, jakby lata nikt tam nie sprzątał. Śmieci na podłodze, kurz, nieumyte okna. Coś strasznego. Tae chyba też tak uważał, bo tylko zerknął na nich i szepnął.
- Przepraszam, postaram się to ogarnąć.
- Nie ma sprawy. - skinął głową Yoongi. Będą mieli z Jinem masę roboty, trzeba to posprzątać, by nadawało się do mieszkania, czy też możliwą sprzedaż.
- Ja... Muszę iść na górę... Czujcie się swobodnie. - mruknął i zaczął wspinać się po schodach, zapewne do swojego pokoju.
- Jin... Podjedź do sklepu i kup coś do sprzątania, ogarniemy to przez ten czas.



***


- Dlaczego nie chcesz jej tutaj przyprowadzić? - zapytała pani Jeon, wpatrując się uważnie w syna, który dostawał już gorączki od jej ciągłych pytań o najmłodszą pannę Park. Dzisiaj wyjątkowo matka miała poważny wyraz twarzy, zbywanie ją nie wchodziło w grę.
- Nie jesteśmy razem mamo.
- Ale macie się ku sobie, tak?
- Mamo... To nie jest takie proste. - jęknął cicho, kuląc się na wielkim fotelu, który na ten moment wydawał się być jeszcze większy, niż zazwyczaj. Chciał uciec jak najdalej, byleby tylko uniknąć pytań o Chori.
- Nie jest proste, ponieważ?
- Ja...
- Jesteś gejem? - przerwała mu, wpatrując się uważnie w jego zszokowaną twarz. Przełknął ślinę czując, jak obiad kolacja przewraca mu się w żołądku. Nigdy, ale to nigdy w życiu nie spodziewałby się takiego pytania z jej ust. To temat tabu, w ich domu nieporuszany.
- Mamo, o czym ty...
- Jungkook. Wiem o wszystkim, gosposia mi powiedziała.
- C-co? - sapnął cicho, a jego oczy niemal natychmiast stały się dwa razy większe. Zamurowało go całkowicie, serce niemal przebiło klatkę piersiową, tak mocno dudniło w jego wnętrzu. Przecież Jimin powiedział, że wszystko jest załatwione, że nie ma szans na to, by się dowiedzieli. Obiecał...
- Jungkook. Ja... - zaczęła, po czym szybko wstała i usiadła obok niego, obejmując go ramieniem. Tego już w ogóle się nie spodziewał. Nigdy go nie przytulała. - Rozumiem cię, naprawdę. Jimin jest bardzo mądry, zabawny, inteligentny. To dla ciebie wielki wzór i go szanujesz, takie fascynacje są normalne, to jak.. idol, tak?
- Mamo...
- Spokojnie. Też bardzo go lubię i uważam, że nie sposób go nie kochać, bo jest bardzo pozytywny, dba o ciebie, a i dla mnie jest zawsze miły i tyle dla mnie zrobił. To złoto, nie chłopak. Ale... Może to tylko podziw? Pewnie się zauroczyłeś, bo nie miałeś kolegów, prawda? On jedyny był dla ciebie dobry, stąd to wszystko, tak?
Spojrzał na nią zszokowany. Widział, ze sama sobie to usilnie wmawiała, że chciała w to wierzyć. On zaś nie wiedział, co ma jej powiedzieć. Sądził, że zacznie krzyczeć, robić awantury, wyzywać go... U nich takie dewiacje nawet nie były wspominane, co dopiero mówić o zrozumieniu. Zaskoczyła go.
- Mamo... - zaczął, ściskając jej dłoń, która nagle znalazła się na jego. - Jimin naprawdę dla mnie ważny. Ja... Chyba go kocham, tak naprawdę. - słowa same wypływały z jego ust. Drżał i się bał, ale musiał to powiedzieć. Kobieta patrzyła na niego, nie wiedząc co ze sobą począć.
- Jesteś pewien? To nie jest przyjaźń?
- Nie. Kiedyś owszem, ale ja po prostu... Nie mógłbym bez niego żyć. Chciałbym być z nim zawsze i źle mi, gdy nie widzimy się chociaż chwilki. Mamo... On zawsze jest przy mnie, dba o mnie. Nie robimy nic złego, to samo się pojawiło i nie potrafię go wyrzucić z serca.
- Jimin... On też jest gejem? - zacisnęła wargi, trzęsąc się niemiłosiernie. Oboje wyglądali strasznie, jakby miał ich ktoś zaraz zabić.
- Tak i mu też zależy na mnie...
- Jungkook... Ja... Musze o tym pomyśleć, ale pamiętaj. - zacisnęła dłonie mocniej na jego palcach. - Ojciec nie może się dowiedzieć.
Kookie skinął głową, starając się zapanować nad łzami, które cisnęły mu się do oczu.
- O czym nie mogę się dowiedzieć?
Serce obojga zabiło mocniej, gdy w pokoju pojawiła się głowa rodziny.






Zapraszam do komentowania ;)