czwartek, 30 czerwca 2016

3. Bad boys (ver. EXO)

Błękitne ściany, białe, drewniane meble, wielkie łóżko i półki wypełnione książkami i płytami. Pokoik dla aniołka, można było rzygać słodkością. W sumie... Poczuł się jak gangster w tym otoczeniu. Intruz jakiś... Strach cokolwiek dotknąć, bo zniszczy.
- Cieszę się, że w końcu mnie odwiedziłeś - starszy przysiadł na łóżku, zmuszając niemal bruneta, by uczynił to samo. Ten nieco niechętnie opadł na nie zaciskając nieco wargi.
- Tsa..
- Channie... Kochanie... Co ci jest? - Baek nadął policzki, zaciskając palce na jego dłoni. Park pokiwał jednak tylko głową, rozpinając swoją skórzaną kurtkę.
- Nic. Po prostu mam gorszy dzień.
- Rozumiem... Poleżymy sobie chociaż? - spojrzał na niego pytająco. Od razu stał się mniej wesoły, więc młodszy skinął głową z westchnięciem i położył się na łóżku, ciągnąc go do siebie. Ten szybko się wgramolił, kładąc głowę na jego ramię, przy tym mocno się wtulając. Od razu wrócił mu humor, zadziwiające.
- Hm... Baekhyun... - zaczął, zerkając na niego kątem oka.
- Tak, kochanie?
- Czego najbardziej pragniesz? - olał te 'kochania', niech sobie mówi. Musiał jednak te pytanie zadać, bo od rozmowy z Junmyeonem czuł dziwny niepokój.
- Ciebie! - wyszczerzył się, cmokając go w policzek. - Chcę przy tobie zasypiać, budzić się. Robić ci śniadania i całować codziennie twoje usta.
Park zacisnął wargi. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, nie takiej też się spodziewał. Temu dzieciakowi chyba naprawdę zaczynało zależeć, co on miał z tym fantem począć?
- A z rzeczy materialnych?
- Chciałbym polecieć na wycieczkę za granicę. Do Europy... Francja, Włochy, albo jeszcze lepiej, bo do Ameryki! Gdziekolwiek, byleby nie w naszych rejonach - odparł, aż się zapowietrzając na samą myśl. Yeol skinął głową, na pytanie zaś o czym on marzy, odparł krótko:
- Samochód. Jakiś duży i szybki. Nie mam zbyt wyszukanych marzeń.
- Oj tam. Każdy ma jakieś swoje, które dla niego są najlepsze. A samochód jest okej, mógłbyś do mnie przyjeżdżać i zabierać gdzieś za miasto - zamruczał, pocierając nosem o jego szyję. Park prychnął tylko i poczochrał jego włosy, obejmując go mocno.
- Ty zawsze doszukasz się korzyści dla siebie!
- Twoje szczęście, to moje szczęście! - wyszczerzył się, cmokając go w usta. Młodszy pokręcił głową z niedowierzaniem, chowając go w swoich ramionach. W sumie nie był taki najgorszy...



***



Prawie nie czuł swoich pleców. Złapał za ostatni już karton i ruszył z nim w stronę magazynu, starając się nie stękać z bólu. Kilka godzin dźwigania robiło swoje, nawet ktoś tak przyzwyczajony do wysiłku jak on w końcu wymiękał. Położył ładunek na odpowiednie miejsce i ruszył w stronę małego pomieszczenia, gdzie przebrał się i odhaczył na liście, że wychodzi. Był brudny, zmęczony, najchętniej padłby tu i teraz na ziemię i zasnął, jednak musiał jeszcze dojść do domu. Całe szczęście, że mieszkał dwie ulice dalej, przynajmniej się nie nachodzi jak idiota. Nogi i tak odmawiały mu posłuszeństwa.
Po dłuższej chwili dotarł na swoje osiedle, gdzie pod blokiem dostrzegł Jongina i kilku innych kumpli. Szlag by to, tylko ich mu do szczęście brakowało.
- Siema Chan! - odparł Kim, na co brunet skinął głową, opadając na ławkę, tuż obok Laya, który palił fajkę.
- Co jest? - mruknął, sięgając po piwo któregoś z nich. Co jak co, ale zimny browar po pracy był czymś wspaniałym.
- To my możemy zadać ci takie pytanie. Co taki zmarnowany? - mruknął białowłosy, gasząc butem peta.
- Byłem w pracy. Padam na ryj.
- Ty? Praca? Uderzyłeś się w głowę? - Sehun niemal nie opluł się piwem, reszta zaś gapiła się na niego jak na debila.
- No. Muszę. Jest kiepsko na chacie, a z fajek przecież nie zrezygnuję. Muszę trochę sobie dorobić, bo jest chujowo - wzruszył ramionami. Wymówka była okej, w końcu nie ma szans, by się przyznał, że chce zrobić prezent jakiemuś chłopakowi, by utrzeć nosa pewnemu skurwielowi.
- Ach... Jasne. Ojciec znowu chleje? - skinął głową Lay, wypuszczając z płuc dym.
- No.
- W każdym razie przywlokłem się tutaj, bo Sehun widział coś dziwnego - Park uniósł pytająco brew, wpatrując się w twarz Jongina. Pewny siebie skurczybyk. - Zadajesz się z tym wkurwiającym bachorem ze sklepu.
Brunet wstrzymał na chwilę oddech. Nie wziął pod uwagę faktu, że reszta mogła ich zobaczyć razem, a w obecnej sytuacji nie było to zbyt dobre. Trzeba kłamać. Albo powiedzieć prawdę.
- To syn dyrka u nas w szkole. Doczepił się do mnie, więc jestem miły, siła wyższa. Jak mu podpadnę, tu wylecę na zbity pysk, ostatnia deska ratunku - mruknął, prostując się nieco. - Jak pod górkę, to ze wszystkim, nie? Mam ostatnio jakiegoś pecha.
Jongin chyba to łyknął, bo pokiwał głową, po czym tylko rzucił:
- To się wrypałeś. Już myślałem, że nas wychujałeś, ale jak widać jesteś dalej nasz - klepnął go po ramieniu. - Leć spać, bo zaraz jebniesz i tyle z ciebie będzie.
- No, lecę. Siema! - mruknął i wstał, otwierając drzwi od klatki. Udało mu się, jak dobrze!



***



Baekhyun zadowolony szedł z wielką torbą zakupów w stronę mieszkania Parka. Ostatnimi czasy młodszy ciągle był zajęty pracą, przez co widywali się rzadziej, dlatego niemal jak na skrzydłach zmierzał w odpowiednim kierunku, byleby tylko zrobić mu obiad i wtulić się w te silne ramiona. Dostać jakiegoś klapsa w sumie też, ewentualnie ostry seks, który ostatnio był całkowicie nieziemski. Nie wiedział czemu, ale czuł się tak... inaczej. Nawet, jeśli czasami robili to nieco mniej brutalnie, to było mi dobrze, serce szalało mu jak opętane, a w brzuchu czuł coś dziwnego. Chyba zaczynał go kochać, kto by pomyślał...
Skręcił w stronę osiedla, nawet się nie rozglądając. Jeden jedyny budynek go interesował. Chciał być już w środku!
- Nie tak prędko.
Poczuł czyjąś wielką dłoń na ramieniu, siłą odwrócono go w drugą stronę. Rozchylił zaskoczony usta, widząc przed sobą tamtego tępego osiłka ze sklepu i kilku innych chłopaków, którzy wtedy tam byli. Niedobrze, niedobrze!
- Och... - zdołał z siebie wydusić tylko tyle. Zacisnął dłoń na torbie, zerkając w stronę drzwi. Był za daleko, nie zdążyłby dobiec i nacisnąć domofon, by Chanyeol tutaj zszedł i mu pomógł. Sytuacja była patowa.
- Gdzie się wybierasz? - mruknął niski szatyn, z nieogarniętym wyrazem twarzy.
- Nie twój interes - mruknął. Pyskowanie było kiepskim pomysłem, co jednak mu pozostało? Musiał kombinować, by zyskać na czasie, może Park wyjrzy przez okno i będzie dobrze. Przecież on sobie z nimi nie poradzi. Nigdy nie brał udziału w bójkach, nie potrafił się bić. Powalą go jednym ciosem.
- Pyszczysz się? Chyba nie wiesz z kim zadzierasz! - warknął naćpany chłopak, robiąc krok do przodu. Białowłosy go zatrzymał, samemu podchodząc do niego. Spojrzał z wyższością wymalowaną na twarzy.
- Czemu nachodzisz Chanyeola?
Otworzył nieco szerzej oczy. Skąd takie pytanie?
- Nie nachodzę, poza tym co cię obchodzi z kim się widuję? - zacisnął nieco wargi. Nie chciał okazywać słabości. Nie przed tym baranem.
- Obchodzi, bo ma cię dość i chce się ciebie pozbyć, a nie chce być niemiły. Jeśli go nie zostawisz w spokoju, to popamiętasz - odparł osiłek, krzywiąc się. Młodszy przełknął ślinę, wpatrując się w niego zestresowany.
- J-ja... On mnie lubi, więc nie przestanę się z nim zadawać - wypalił, robiąc krok do tyłu. - Zostawcie mnie, bo jak zobaczy, że coś mi robicie, to was zabije - dodał, zerkając na boki. Może jak ucieknie w stronę głównej ulicy, to odpuszczą i go zostawią? W sumie co mu szkodzi?
Już miał zrobić krok w tamtym kierunku, gdy białowłosy złapał go z całej siły za marynarkę i pociągnął tak, że stracił równowagę i poleciał na ziemię, lądując na niej tyłkiem.
- Ach! - jęknął. Zabolało, bo beton był nierówny i opadł na chropowatą powierzchnię, czy raczej dziurę, której brzegi wbiły mu się w pośladki.
Otoczyli go. Jeden zatkał mu nagle usta jakąś szmatą, podczas gdy białowłosy złapał go za koszulę i uniósł nad ziemią. Zadrżał, chciał się wyrwać, ale był silniejszy. Teraz dopiero zaczął się bać. Nie wyglądali tak, jakby mieli żartować, a on nie miał jak krzyczeć o pomoc. W dodatku zaciągnęli go w miejsce, gdzie nie było żywej duszy, tylko ściany. Tak blisko Chanyeola, a zarazem tak daleko...
- Musisz oberwać za ostatnią akcję, bo chyba Yeol cię nie ukarał odpowiednio - chłopak uśmiechnął się i z całej siły uderzył go pięścią w brzuch. Okropny ból rozszedł się po ciele. Czuł się tak, jakby zmiażdżył mu wnętrzności. Po chwili puszczono go, opadł na kolana, łapiąc się za brzuch.
- Proszę! - zaśmiał się białowłosy, po czy kopnął go bok, zamachnąwszy się uprzednio całkiem mocno.
Miał ochotę krzyczeć, ale wydał z siebie tylko zduszony jęk. Łzy napłynęły mu do oczy. Musiał wstać, uciekać. Ledwo się uniósł, gdy oberwał w twarz z pięści, po chwili zaś ktoś z całej siły kopnął go w łydkę tak, że stracił równowagę i upadł.
Ból. Czuł tylko cierpienie. Ból. Znowu uderzenie w twarz, gorąca ciecz. Czerwona. Złamali mu nos. Łzy spływały mu z oczu, cały się trząsł, nie miał jednak siły nawet się ruszyć, a tamci nie przestawali. Nie białowłosy, który zaczął go kopać po żebrach, łamiąc je przy okazji, nie szczędził głowy, nóg, rąk. Słyszał chrupanie. Chyba go połamali, jednak w tym nadmiarze bólu nawet już nie wiedział, gdzie go bili. Zrobili z niego miazgę, widział tylko krew, która spływała... z czoła? Czy to ta z nosa?
Bolało. Tak bardzo bolało. Gdzie jest Chanyeol? Czemu go tutaj nie ma? Było mu tak źle... G-gdzie...



***



Usłyszał dźwięk karetki. Nieco leniwie wyjrzał przez okno. Za rogiem widział światła pojazdu, jednak niezbyt go to interesowało. Odpalił papierosa, rozglądając się dookoła. Podwórko jak zwykle było puste, poza...
- Hm? - mruknął sam do siebie, nieco się wychylając. Jakaś biała torba, obok czarna, chyba skórzana, całkiem elegancka. Prawie jak ta Baekhyuna... Chwila! Wyrzucił peta i szybko wybiegł z domu, szybko przeskakując przez schody. W sekundę znalazł się na dole, biegnąc w stronę znaleziska. Tak, to jego torba, co do cholery?!
Odwrócił się w stronę karetki, ruszając w jej stronę. Było to absurdalne, ale co miał zrobić? Na noszach leżał ktoś cały we krwi. Nieco niepewnie podszedł, po czym coś go ścisnęło w środku.
Baekhyun. Cały zmasakrowany, nieprzytomny. Krew na ciele, zaplamione, brudne ubrania, ledwo go poznał.
- Baek... - wyjąkał, nie zwracając uwagi na policję, która zaczęła coś do niego mówić. - Baekhyun... - zadrżał nieco, chcąc znaleźć się bliżej, jednak szybko ratownicy wsadzili go do karetki. On stał jak wryty, dopiero po chwili podeszła do niego jakaś kobieta.
- Znasz go?
- Och... Co się mu stało? - nie wiedział, co się działo dookoła. Czemu był w takim stanie?
- Halo! - złapano go za ramię, dopiero wtedy jakoś się otrząsnął.
- Um. Byun Baekhyun - szepnął, wpatrując się w odjeżdżającą karetkę.
- Masz numer do rodziny? Kim jesteś?
Nieco niemrawo podał adres czując, że ziemia się pod nim zapada. Musi jechać z nim, musi!
Ruszył pędem w stronę przystanku autobusowego. Szybko wskoczył do pierwszego lepszego, który na szczęście jechał w rejony szpitala. Serce waliło mu jak oszalałe. Jak? Dlaczego?!
Ciągle miał przed oczami tę twarz, zasłoniętą jakąś szmatą, która chyba miała go zagłuszyć... On był tak blisko... Pobili go pod jego nosem... Nie uratował go...
Droga mu się niesamowicie ciągnęła. Czuł się tak, jakby miał umrzeć. Rozrywało go w środku. Jak go zabili? Jak umrze? Nie mógł odejść!
W jego głowie panował chaos, chciał już być przy nim, dowiedzieć się, że będzie z nim dobrze. Wyleciał z autobusu i zaczął biec w stronę białego budynku. Był szybki, jednak i tak za wolny. Gdy znalazł się w środku od razu zestresowany podszedł do recepcjonistki.
- Byun Baekhyun, przed chwilą przyjechał.
- Drugie piętro - odpowiedziała kobieta i już miała coś dopowiedzieć, jednak Park znalazł się w tym czasie na schodach, pędząc na te nieszczęsne piętro.
Nie znał się na tym wszystkim, ale chyba było źle. Jakaś sala, chyba operacyjna. Nikogo nie było w pobliżu, nie wiedział co robić. Nagle usłyszał czyjeś kroki. Odwrócił się i dostrzegł jakąś kobietę, za nią zaś szedł ojciec Byuna i lekarz.
- Moje biedne dziecko!
Była zapłakana, ojciec też roztrzęsiony. Nie widział go nigdy w takim stanie.
- Doznał sporych urazów, kilkakrotnie uderzono go w głowę, ma połamane żebra i nogi. Wykonana została tomografia, teraz przeprowadzany będzie zabieg. Krwiak może być niebezpieczny, ale zrobimy co w naszej mocy, by z tego wyszedł.
- Uratujcie go! Błagam! - jęknęła kobieta, Park zaś jakby wrósł w ziemię. Krwiak? Był tępy z biologii, ale to brzmiało niebezpiecznie. Zadrżał, wpatrując się w lekarza, jakby czekając na to, że powie, że Baek jest bezpieczny i zaraz wyjdzie ze szpitala.
Nagle poczuł na sobie spojrzenie dyrektora. Sparaliżowało go. Mężczyzna wyminął lekarza, który uspokajał kobietę, po czym stanął naprzeciwko niego.
- Co tutaj robisz, Park? - jego ton nie był groźny, ale stanowczy. Chyba był zbyt przerażony, by się wściekać.
- Um... Znaleziono go w okolicach w których mieszkam. Szedł do mnie.
- Do ciebie?
- Tak.
Mężczyzna jakby trawił jego słowa, po czym jego nozdrza się poruszyły.
- Nawet jeśli nic nie robisz, to sprawiasz problemy. Gdybyś trzymał się z daleka, to do tego by nie doszło - mruknął, po czym wrócił do żony, którą objął ramieniem.
Chanyeol zadrżał i opadł na krzesło, chowając twarz w dłoniach. To jego wina. Gdyby się nie poznali, gdyby nie dał im szansy, a to zakończył, to nie znalazłby się na tym patologicznym osiedlu, nie dorwaliby go. Mały, bezbronny Baekkie i ludzie pokroju Parka. Biedak... Jak musiał cierpieć.
Dlaczego? Dlaczego?!



***



Po dwóch godzinach wyszli z nim, od razu przechodząc do innej sali, gdzie miał odpoczywać po operacji. Pozwolili siedzieć tam rodzicom, którzy byli roztrzęsieni.
Chciał tam wejść, ale nie wpuścili go, bo nie był nikim bliskim. Jego chłopak był w takim stanie, on zaś mógł tylko siedzieć przed salą, wpatrując się w białą ścianę, od której dostawał już kota. Siedział tutaj od południa, na dworze zaś było już ciemno, a ani przez minutę nie mógł popatrzeć na Hyuna. Nie miał jak złapać go za dłoń, pogładzić po policzku.
- Że też masz czelność się tutaj pojawiać.
Uniósł głowę, wbijając wściekłe spojrzenie w Junmyeon, który patrzył na niego równie nienawistnie.
- Pierdol się, Kim - warknął, prostując się. Jeszcze tylko tego pajaca tu brakowało.
- Poniosło cię, dupku?! Pewnie to ty go tak zlałeś, ale boisz się przyznać! Jak tylko sytuacja się uspokoi, to cię zabiję - odparł, po czym stanął przed drzwiami do sali Baeka.
- Nic mu nie zrobiłem palancie - powiedział cicho. Nie miał nawet siły się z nim kłócić, chciał tylko zobaczyć tego malucha... - Nie wpuszczą cię.
- Jestem Kim Junmyeon, nie jakiś śmieć Park. Oczywiście, że tam wejdę i zajmę się Baekhyunem - uśmiechnął się złośliwie i zapukał. Otworzył mu dyrektor, który westchnął i odparł:
- Jakby coś się działo, to daj nam znać.
Park skinął głową.
- Spokojnie, od razu się odezwę. Niech państwo idą odpocząć, będę z nim całą noc.
Rodzicie wyszli, matka cała zapuchnięta, Junmyeon zaś tylko spojrzał na niego jak na gówno, po czym zamknął drzwi.
Szlag by to! Jakim prawem ten idiota mógł tam być, podczas gdy go nawet na korytarzu nie chcieli widzieć?! Czemu do cholery nie był bogatym debilem, czemu był tylko sobą?! Chciał tylko być przy nim, trzymać go za rękę... Dlaczego nie mógł?!



***



Minęło kilka dni. Junmyeon starał się przebywać z Baekhyunem jak najdłużej. Jego rodzicie pracowali, byli więc mu wdzięczni za opiekę, a on sam nie narzekał. Spędzał z nim czas, chociaż było to troszkę przykre. Podłączony do tych wszystkich maszyn, cały w bandażach i gipsie, poraniony. Było mi widać tylko kawałek twarzy, chociaż i tak był piękny.
Ściskał jego dłoń, gładząc ją czule. Biedny, mały chłopiec. Gdyby tylko wybrał go, to byłby bezpieczny i cały. Znajomość z tym podczłowiekiem tylko go zniszczyła. Nadal był przekonany, że to wina tamtego. Mógł go pobić, przecież robił to regularnie. Chciał o tym powiedzieć policji, ale to oznaczałoby wyjawienie tego, że chłopak jest gejem, a nie wiadomo jak dyrektor by na to zareagował. Lepiej, by to sam Byun zdał policji relację. Pech w tym, że ciągle spał.
Ten pieprzony brutal jeszcze ciągle przesiadywał pod drzwiami jak psychopata, nie rozumiejąc, że nie jest tu mile widziany.
Nagle poczuł ścisk na swojej ręce. Serce zabiło mu mocniej. Baekhyun otworzył oczy, nie bardzo chyba kontaktując.
- G-gdzie ja jestem?
- W szpitalu, maluszku - nachylił się nad nim, delikatnie się uśmiechając. Kamień spadł mu z serca.
- Um... Gdzie Chanyeol? Jest tutaj? - spojrzał na czerwonowłosego, a ten aż zadrżał. Obudził się po takim czasie i od razu pyta o tego dupka?! Chociaż, chwila...
- Siedzę z tobą codziennie, nie widziałem go tu jeszcze ani razu - skłamał, przybierając nieco zasmuconą minę. To jedyna okazja, by nabić sobie punktów. Fakt, że Park był nikim i ojciec Byuna mu nie ufał, tylko mu pomagał. Mógł zniechęcić go do niego.
- Och... M-może jest zajęty... - wyjąkał, przymykając powieki.
- Może... - skinął głową. - Chociaż wątpię. Ostatnio był z jakimiś znajomymi, pili pod jakimś sklepem. Nie wyglądał na przejętego, zresztą po ostatniej rozmowie nie posądzałbym go o nic wielkiego. 
Gdy oczy Baeka się rozszerzyły, w duchu uśmiechnął się wiedząc, że w tym momencie jest na wygranej pozycji, Park się przecież nie obroni. Małe kłamstwa przejdą na spokojnie. 
- Co masz na myśli? Jaka rozmowa?
- Och... - przybrał zmartwiony wyraz twarzy i wysunął z kieszeni telefon, gdzie szybko wszedł nagrania i włączył fragment ostatniej rozmowy z Parkiem, w której ten oświadczył, że mu nie zależy. Z każdym słowem Baek wyglądał na coraz bardziej załamanego, a on rósł, chociaż nieszczęście blondyna nigdy nie było czymś, czego by pragnął. 
Podkochiwał się w nim od dawna, pragnął dać mu szczęście i zapewnić bezpieczeństwo. Chciał obejmować jego drobne ciało, całować delikatne usta i stworzyć prawdziwą, wypełnioną miłością relację. Nie spodziewał się, że w życiu chłopaka pojawi się ktoś tak kiepski i beznadziejny, kto zawładnie jego słodkim sercem. Przerażało go to. Baekkie był perfekcyjny, idealny. Zasługiwał na wszystko to, co najlepsze, nie zaś na brutala, który się nad nim pastwił.
- Baekkie... Kto ci to zrobił? - zacisnął palce na jego dłoni ostrożnie, przysuwając swoją twarz do jego. Był pewien, że to Park, jednak wolał usłyszeć to z ust chłopaka, by móc w końcu zrobić mu krzywdę. Nie fizyczną, bo nie był śmieciem, jednak od czegoś ma się wpływowych rodziców.
- Nie znam imion - mruknął, jednak jego wzrok był nieobecny. 
- Jak wyglądali? 
- Uh, nie męcz mnie, proszę... Blondyn z ciemną karnacją, jeden Chińczyk i napakowany laluś z nierozumną twarzą.
Junmyeon skinął głową i uśmiechnął się. Z takim opisem miał już jakieś szanse na znalezienie sprawców, a wtedy jeszcze bardziej wkupi się w łaski rodziny, jak i swojego maleństwa. Pogładził raz jeszcze jego dłoń i udał się ku wyjściu. Zamknął cicho drzwi i zerknął na siedzącego pod ścianą Parka, który chował głowę pomiędzy kolanami. 
- Cześć, śmieciu - podszedł do niego i ukucnął naprzeciwko. Chłopak skrzywił się i już miał coś odpowiedzieć, jednak Kim mu przerwał. - Znasz ciemnoskórego blondyna, który trzyma się z kolesiem z Chin? 
Chanyeol zmarszczył brwi, przez chwilę analizując sytuację, po czym przytaknął. Na ustach Junmyeona pojawił się wredny uśmiech. Był coraz bliżej.
- Jongin i Yixing. Co z nimi?
- Spotkaj się z nimi i jakimś lalusiem dzisiaj wieczorem, a pozwolę ci się zobaczyć z Baekhyunem. Nie znam ich, a muszę zamienić słówko i o coś zapytać, więc jeśli mi pomożesz, to i ja zrobię coś dla ciebie. 
- O co chodzi? 
- Dowiesz się wieczorem. W każdym razie to dla dobra Byuna, więc zakopmy topór wojenny na jeden dzień. Potem się pozabijamy - wstał i otrzepał z niewidzialnego pyłu swoje eleganckie spodnie. - I niech nie widzą w twoim zachowaniu nic podejrzanego. Mam się tam zjawić całkowicie przypadkiem, zrozumiano?
- Nie ufam ci, Kim.
- A ja tobie, jednak poświęcę się dla mojego maluszka - prychnął i podszedł do pielęgniarki, by poinformować ją o przebudzeniu Byuna.

Papa, Park Chanyeol! 








/// Okej. Muszę Was przeprosić za tak ogromną, długą i brzydką przerwę, ale całkiem straciłam zapał do tego opowiadania. Teraz prezentuję Wam kolejny rozdział, którym zaczynamy nowe wątki, aniżeli te w oryginalnej wersji opowiadania. Mam nadzieję, że wyjdzie ;----; W sumie jestem średnio zadowolona, ale to moja wena płacze i się nade mną znęca ;__________;

środa, 29 czerwca 2016

8. Bad romance








        Przejrzał ostatni raz projekt i zadowolony pchnął drzwi od sali, w której ich zespół miał mieć spotkanie. Wszyscy już w zasadzie byli, brakowało tylko Jimin i Chanyeola, który pewnie znowu naćpał się farby i wylądował w złym dziale. Nie zdziwiłoby go to ani trochę, ten człowiek miał motorek w tyłku i próżnię w głowie, samo myślenie o nim doprowadzało Jungkooka do szału, dlatego pokręcił głową i usiadł obok Jongina, który bawił się mazakiem, robiąc sobie z niego pseudo wąsy.
- Zabrałeś to gówno? - zerknął na niego ciemnoskóry, a Jeon tylko przytaknął, kładąc kartki na stole. Nie napracowali się nad rysunkami, jednak i tak postanowili je już pokazać, najwyżej Jimin będzie kazała pójść w innym kierunku, a to zawsze jakaś wskazówka. Nie to, rzecz jasna, że byli leniwi, zwyczajnie czasami trzeba pójść na łatwiznę, a skoro musieli już tutaj gnić, to i jakiś profit się należy.
- Okej ludki, zaczynamy - drzwi się otworzyły i do środka wpadła Jimin, a za nią Chanyeol z Krisem. Chwila, co tutaj robił Wu?
Jungkook zmrużył powieki, a jego spojrzenie zostało od razu wychwycone przez blondyna, który posłał mu uśmiech i zajął miejsce po prawej stronie kobiety, lustrując uważnie wzrokiem resztę pracowników, chociaż brunet miał wrażenie, że tylko w stosunku do niego było one wypełnione czymś innym, aniżeli znudzeniem.
- To Wu Yifan, prezes chińskiej filii Dolce, a zarazem osoba, dla której aktualnie musimy stworzyć projekt. Firma ma zamiar wydać limitowaną wersję batonów specjalnie na chiński rynek, jednak wyjątkowo to w Korei powstanie całość. Wygląd, opakowanie, plakaty promocyjne, wszystko musimy zrobić my. Chinach mają aktualne urwanie głowy, bo się przebudowują i sami rozumiecie, że co innego jest dla nich istotne. - Shin złapała za pilot i wyświetliła hasła i obrazki, które nawiązywały do nowego cuda, zaraz jednak na nowo skupiła się na mówieniu. - Taki jest zamysł, to luźne skojarzenia, które muszą tam być zawarte. Z racji tego, że mamy jeszcze normalne zadania, to podzielimy się na dwie mniejsze grupy. Wu Yifan sunbae wraz ze mną względnie dokonał wyboru i część osób będzie przez tydzień pod jego kierownictwem, ja skupię się na reszcie. Tutaj macie spis osób zobligowanych do pomocy.
Jimin przesunęła slajd, a Jungkook zagryzł nerwowo wargę. Chanyeol, Jongdae, Hyeyeong i Mina, oraz oczywiście on. Niezbyt mu się to podobało, wolałby tworzyć z Jonginem, Chanmi i nawet głupkowatą Saną, byle nie musieć spędzać czasu z dwójką niedorozwiniętych idiotów. Sam Kris również nie był mu na rękę, nie wiedział co może zrobić, co powiedzieć. 
- To wszystko na dzisiaj. Grupa chińska przejdzie do sali 408 i tam wszystko omówicie, my zaś zabieramy się do roboty, powodzenia.
Wszyscy skinęli głowami i wytypowana piątka ruszyła za Wu, który wyszedł z sali, kierując się w stronę wspomnianego pomieszczenia. Otworzył drzwi kartą i wszedł do środka, od razu łapiąc za telefon. Zmarszczył brwi i coś odpisał, po chwili jednak odstawił sprzęt, by usiąść na fotelu, wskazując pozostałym siedzenia dookoła stołu.
- Nazywam się Wu Yifan i mam nadzieję, że uda nam się to szybko załatwić. Za tydzień wracam do Chin, dlatego potrzebuję projektu praktycznie na teraz. Musicie się zmobilizować, bo to nie jest zabawa, a poważne przedsięwzięcie - odchylił się nieco na siedzeniu, opierając złożone dłonie na podłokietnikach. - Panie zajmą się ulotkami, Kim ogólnym wyglądem plakatów, Park batonem, a Jeon opakowaniem. 
Wszyscy przytaknęli, chociaż Jungkookowi ten pomysł w ogóle nie leżał. Miał sam ogarnąć najgorszą rzecz, chociaż miał najmniejsze doświadczenie, w dodatku czuł na sobie te ciemne oczy, które poświęcały mu zdecydowanie więcej czasu, niż powinny. Czuł, że wybrano go nie przez przypadek, a związek z Taehyungiem. Pytanie tylko, dlaczego Jimin na to przystała, skoro wiedziała o wszystkim? Nie mogła go uratować?
- Na jutro chciałbym mieć zarys i chociaż wstępną kolorystykę, postarajcie się dogadać. W kampanii reklamowej weźmie udział Yoona i Jackson z GOT7, możecie to uwzględnić. Smak malinowo-miętowy w gorzkiej czekoladzie, druga wersja orzechowo-miętowy w mlecznej. Ma być świeżo, bo to batony orzeźwiające. W razie pytań śmiało do mnie piszcie, wysłałem wam maila ze wskazówkami. Teraz to wszystko, możecie iść do swoich biur, a jutro pod koniec zmiany przynieście mi cokolwiek do przedyskutowania. 
Wszyscy posłusznie przytaknęli i zaczęli się zbierać.
- Jeon, zostań na chwilę. 
Brunet przystanął zaskoczony, zerkając na Wu, który skinął głową, bo podszedł i usiadł obok. Gdy reszta wyszła, posłał mu delikatny uśmiech.
- Jak tam sprawy sercowe?
- Nie mam póki co na co narzekać - odparł, siląc się na neutralny ton głosu, chociaż w środku emocje w nim szalały i czuł się niepewnie. Nie miał pojęcia jak z nim rozmawiać, bo póki co był jego przełożonym, z drugiej strony to były Taehyunga. Ta kwestia bardziej go stresowała. Z jednej strony miał świadomość, że oglądał on nagie ciało jego chłopaka, był z nim, z drugiej zaś czuł, że tylko namiesza mu w głowie i nie wiedział, czy chce się przed tym bronić, czy wręcz przeciwnie.
- Cieszę się. Jak mniemam nie myślałeś jeszcze o tym, co ostatnio ci powiedziałem, prawda? - posłał mu delikatny uśmiech, obracając w dłoni eleganckie pióro. Robił to automatycznie, skupiając swoje ciemne oczy tylko i wyłącznie na młodszym. Nie było to przyjemne.
- Myślałem, jednak nic w tej kwestii nie postanowiłem póki co.
- Rozumiem. To logiczne, masz szansę się wybić i obawiasz się, że stracisz pracę, jeśli go zostawisz, prawda?
- Mhm... - skinął głową niepewnie, sam bowiem nie wiedział, o co właściwie mu chodziło. Jego uczucia dla niego samego były zagadką, jednak w końcu to, co mówił Wu w jakiś sposób mogło być prawdziwe. Sam często myślał w ten sposób.
- Wiesz. Mogę ci pomóc.
- Pomóc? - uniósł brew pytająco, nie rozumiejąc o co może mu chodzić. Yifan tylko uśmiechnął się szerzej, opierając się wygodniej o swój fotel.
- Jeśli chcesz, to zatrudnię cię w Chinach. Oczywiście w przypadku, gdy Taehyung postanowi odwalić i cię zwolnić. Sam rozumiesz, takie zabezpieczenie. Jeśli poproszę starszego Kima, to zezwoli na przeniesienie, zresztą teraz robimy razem projekt, więc mogę powiedzieć, że po prostu podoba mi się twoja praca i cię potrzebuję.
- Słucham? - zagryzł dolną wargę. Miał wrażenie, że się przesłyszał, bądź Wu robił sobie z niego jaja, starszy jednak nie wyglądał na kogoś, kto bawiłby się w jakieś żarciki.
- Jeśli przez ten tydzień dobrze się spiszesz, to dostaniesz lepszą posadę w Chinach. Nie mogę zatrudnić byle kogo, więc warunkiem jest właśnie to, byś był dobry. 
- To nie jest żart, prawda? 
- Skądże. Szukamy ludzi, bo firma się rozrasta. Znasz angielski, prawda?
- Tak, podstawy chińskiego również, ale jestem w stanie się go nauczyć na odpowiednim poziomie. 
- Idealnie. W takim razie życzę powodzenia z projektem. Zaskocz mnie, a awansujesz i pozbędziesz się swojego ciężaru. Teraz zaś wybacz, moja narzeczona czeka - uniósł się i sięgnął po teczkę. Wsunął ją pod pachę i skierował w stronę drzwi. Jungkook przez chwilę wpatrywał się w jego plecy, gdy starszy zaś przekroczył próg, zerwał się z miejsca.
- Dlaczego mi pan pomaga? Czemu tak panu zależy?
Yifan uśmiechnął się i zerknął na niego przez ramię.
- Byłem kiedyś na twoim miejscu - westchnął, poprawiając teczkę. - Poza tym nie ukrywam, że ten dzieciak nie zasługuje na nic, co go spotkało. Ma zbyt dobrze, chociaż nie pracował na to. To irytujące. Spójrz na siebie - uniósł podbródek i skinął głową. - Jesteś od niego lepszy, a jaka jest twoja pozycja? Kim jesteś przy wielkim Taehyungu, który w głowie nie ma nic. Nie uważasz, że to nie fair? - wzruszył ramionami i zrobił krok w stronę drzwi. - To twoja decyzja, nie będę ingerował. Ważne, by było ci dobrze. Teraz zaś wybacz. Do jutra.



***


         Rzucił torbę na fotel w salonie i poluzował krawat, wzdychając ciężko. Był zmęczony i nie miał siły na nic. W biurze spędził masę czasu, ciągle starając się wpaść na genialny pomysł, który zadowoliłby Wu, jednak jego głowę ciągle zaprzątał Taehyung oraz dylematy odnośnie ich śmiesznego związku. Miał mętlik, jego mózg popadał w skrajności, on zaś nie potrafił nad sobą zapanować. Wyłączenie myśli nie wchodziło w grę, co tylko komplikowało sprawę. Musiał coś postanowić.
        Ruszył w stronę sypialni, zaciskając wargi. Spotkanie chłopaka w tej chwili było ostatnim, czego pragnął, jednak musiał być mężczyzną, a ucieczka nie wchodziła w grę. Dzisiaj zresztą miał podjąć decyzję, w końcu nie miał zbyt wiele czasu.
        Przekroczył próg i otworzył szerzej oczy, przyglądając się klęczącemu na łóżku blondynowi, który uśmiechał się delikatnie, oblizując swoje różowe wargi. Wyglądał na tyle kusząco, że Jeon chwilowo zapomniał jak się oddycha. Krótka, biała koszulka, która odsłaniała delikatnie jego brzuch, do tego króciutka spódniczka w kolorze różowym. Nie zasłaniała ona zbyt wiele, jednak na tyle, by Jungkook zaczął mieć niegrzeczne myśli. Seksowne, zakończone kokardkami zakolanówki również nie pomagały.
- Tae? - dał radę tylko wysapać, robiąc kilka kroków w jego stronę. Tak jak nie podejrzewał siebie o tego typu fetysze i zapędy, tak teraz niestety uświadomił sobie, że cholernie to na niego działa. Kim wyglądał niewinnie, słodko i posłusznie, gdy wpatrywał się w niego swoimi czekoladowymi oczami, zagryzając swoją dolną wargę perwersyjnie, a przy tym tak, że wyglądał na całkowicie nieświadomego, jak mocno niegrzeczne to jest. 
- Tęskniłem, tatusiu... - szepnął, zaciskając dłonie na skrawku spódniczki, przez co bardziej odsłonił swoje szczupłe uda. Na te słowa brunet zadrżał, przystając przy łóżku. Zlustrował starszego uważnie wzrokiem, starając się opanować gorąco, które opanowało całe jego ciało. Tae był tak cholernie piękny, taki atrakcyjny. Nigdy nie spotkał osoby, która potrafiłaby go ogłupić w ciągu sekundy. Wystarczyło, że na niego spojrzał, a cały rozum z niego ulatywał. Jego ciało opanowywała żądza i pragnienie, by go posiąść. 
- Bardzo... księżniczko? - wyciągnął dłoń w jego kierunku i złapał go palcami za podbródek, tym samym zmuszając, by na niego spojrzał. Blondyn skinął głową, poruszając nieco biodrami. Rozchylił wargi, wysuwając język, którym przejechał po swojej dolnej wardze. 
- Tak. Było mi źle i czułem się samotny. Potrzebuję cię, tatusiu.
Tae przesunął dłonie za nadgarstek bruneta. Ostrożnie odsunął go od swojej twarzy i powoli wysunął jego palec, wskazujący młodszego. Rozchylił wargi i nie spuszczając z niego wzroku, polizał go, zaraz obejmując wargami. 
- Tae... - jęknął, przyglądając się z zafascynowaniem, jak starszy zasysał się na nim, tak posłusznie i lubieżnie. Czuł przyjemne dreszcze, które atakowały całe jego ciało. Ten widok go cholernie podniecał. Wiedział, że kwestią sekund jest to, że będzie twardy. Już odczuwał ucisk w spodniach, a przecież prawie się nie dotykali.
Śliski język Kima pocierał o jego palec, podczas gdy drobne dłonie wodziły po nadgarstku, nieśpiesznie zmierzając wyżej. 
- Będziesz grzecznym chłopcem, Taeś? - Jeon przysunął się do niego, poruszając powoli palcem, by trącić mokry mięsień. Starszy powoli wysunął go i oblizał wilgotne wargi. Przytaknął, uważnie wpatrując się w oczy bruneta. Ten westchnął i przesunął dłoń na szyję chłopaczka. Przejechał palcem po wrażliwej skórze, zostawiając ślad ze śliny kochanka. - Odpowiadaj, bo tatuś będzie zły. Nie chcę, byś kiwał głową, masz być posłuszny i do mnie mówić.
- Będę się ciebie słuchał, tatusiu. Zrobię co tylko zechcesz - szepnął, odchylając głowę do tyłu. Z jego pełnych warg wydobył się kuszący jęk, na co młodszy nie potrafił nie zareagować. Położył dłoń na karku mniejszego, samemu klękając na łóżku, tuż przed nim. Oparł swoje czoło o jego, wpatrując się uważnie w oczy chłopaka, który dyszał ciężko. Ta sytuacja była zbyt napięta.
- Podnieś spódniczkę, Taeś. Powoli... Pokaż mi swoje majteczki.
- Mhm... - starszy skinął głową i ostrożnie zaczął podciągać materiał, odsłaniając całe uda. Po dłuższej chwili oczom Jungkooka ukazała się śliczna, koronkowa bielizna, która okrywała twardego już członka chłopaka. 
- Jesteś śliczny, księżniczko. Słodziutki... Tatuś chce o ciebie zadbać - uśmiechnął się, kładąc jedną dłoń na jego udo. Zacisnął na nim palce, nieco zbyt mocno, przez co Kim jęknął, mnąc bardziej spódniczkę. - Dobrze ci? Chcesz, bym cię dotykał? Potrzebujesz tego? Hm?
- T-tak... 
- Pełnym zdaniem, kochanie, bo będę musiał cię ukarać - objął mocniej jego kark, przez co ich nosy na sekundę się ze sobą zetknęły. Starszy rozchylił wargi, a Jeon wiedział, że go pragnie. Widział w jego oczach żądzę. Pragnął zerwać z niego ubrania, jednak musiał być dzisiaj ostrożny. Chciał grać w tę grę i być spełnieniem jego marzeń.
- Dotknij mnie tatusiu, proszę... 
- Gdzie, skarbie? 
- Wszędzie... - starszy przesunął dłonie na ramiona Jungkooka i przywarł swoimi wargami do tych bruneta. Ten tylko potarł ustami, zaraz odciągając go od siebie.
- Nie wolno ci robić nic bez pozwolenia. Jesteś niegrzeczny.
- Tatusiu... Potrzebuję twojego ciała - Tae przysunął się, rozchylając bardziej uda. Już miał przylgnąć do torsu młodszego, gdy ten pociągnął go za kark i zmusił do zmienienia pozycji. Teraz jego pośladki nie były na kostkach, zmuszony był opierać cały ciężar ciała na kolanach. Jeon w tym samym momencie zamachnął się i uderzył go w pośladek, przez co w pokoju rozległ się przyjemny dla uszu dźwięk. Tyłeczek mniejszego nieco się spiął, na co Kook uśmiechnął się zadowolony.
- Auć! To bolało! - pisnął blondyn, zerkając na twarz bruneta jakby zawiedziony. Ten tylko zamruczał i złapał za miejsce, w które go uderzył, przyciągając do siebie. 
- Przeproś, bo dostaniesz raz jeszcze.
- Och... - jego księżniczka rozchyliła usta zaskoczona. - Tatusiu, przepraszam. Nie chciałem być niegrzeczny.
- Wspaniale. Teraz rób tylko to, co tatuś ci pozwoli, dobrze? Inaczej czeka cię kara - zacisnął dłoń na pośladku chłopaka i popchnął go na łóżko. Ten grzecznie rozchylił uda, by go nimi objąć, jeszcze zanim opadł na miękki materac. Uczucie, gdy był uwięziony między najpiękniejszymi nogami, było jednym z tych, których Jeon nie potrafił dostatecznie dobrze opisać. Jego członek niemal się wyrywał, miał cholerną obsesję na punkcie tej części ciała chłopaka. Przestawał nad sobą panować. Wystarczył ich skrawek, brak długich spodni, czy też te zbyt obcisłe, a on był podniecony. Teraz nie było inaczej.
         Spojrzał na mniejszego, który grzecznie się w niego wpatrywał, czekając na kolejny ruch. On zaś szalał w środku i miał ochotę wziąć go od razu. Musiał jednak być silny i poczekać jeszcze chwilę. Nie mógł się aż tak poddawać urokowi chłopaka. Pochylił się więc nad nim i mocno otarł, wpijając w miękkie wargi. Jego język od razu dostał się do środka, gdzie zaczął toczyć krótką walkę z tym Tae, który jednak szybko się poddał, pozwalając Jungkookowi na całkowitą dominację. Namiętnie odwzajemniał pocałunki, zamykając w ciasnym uścisku ud biodra młodszego. 
- Powiedz coś tatusiowi. Uwiedź mnie, królewno - sapnął brunet, wsuwając dłonie pod spódniczkę chłopaka, by zdecydowanym ruchem zerwać z niego delikatne majteczki, z których zostały już same strzępy. Odrzucił materiał i przylgnął swoim kroczem do tego Tae, patrząc na niego wyczekująco.
- Kocham cię, tatusiu. Jestem twój, weź mnie, proszę... - powiedział cicho, rumieniąc się przy tym uroczo. - Moje ciało potrzebuje twojego, tak bardzo cię pragnie. 
Jeon zadrżał, wstrzymując chwilowo oddech. Nie chciał teraz rozmyślać nad tymi słowami, był zbyt nakręcony. Szybkim ruchem zerwał z siebie krawat i przyssał się do szyi chłopaka, którą zaczął znaczyć ciemnymi śladami.
- Zdejmij mi koszulę.
Starszy posłusznie zabrał się za jej rozpinanie, odchylając głowę, by Jungkook mógł dotrzeć do każdego skrawka i wszystko wypieścić ustami. Ten był odurzony zapachem Tae, pragnął zdobyć całe jego ciało. Nie mógł jednak poświęcić mu więcej uwagi. Jego członek chciał poczuć przyjemny ucisk wnętrza chłopaka, potrzebował mocno go pieprzyć. Zsunął więc jedną dłoń na swój rozporek i sprawnym ruchem go rozpiął, pozbywając się szybko dolnego odzienia. 
- Tatusiu... - jęknął Kim, zsuwając z jego ramion koszulę. Jeon uśmiechnął się słabo i złapał za leżący na łóżku lubrykant, który młodszy z przezorności chyba tutaj zostawił. Wylał sporo na dłoń i zaczął rozsmarowywać na swoim penisie. Nie miał głowy do rozciągania chłopaka, zresztą przecież się na niego za to nie pogniewa...
Złapał go za biodra i wpił w jego usta, nakierowując się na wejście starszego. Wsunął się w niego do połowy, niemal od razu zatapiając też resztę, aż po jądra. Blondyn pisnął w jego wargi, jednak on nie pozwolił na nic głośniejszego. Zaczął całować go chciwiej i namiętniej, zasysając się na słodkim, smakującym miętą języku. Miał ciarki. Jego ciało potrzebowało być w nim, na nim, przy nim. Nawet, jeśli kochali się wczoraj, to tęsknił za przyjemnymi ściankami jego połówek, które tak przyjemnie się zaciskały, doprowadzając go do ekstazy.
Poruszył się w nim, odrywając od warg.
- Jęcz dla mnie, Taeś. Mów, jak ci dobrze...
- Ach! - starszy poderwał się i zacisnął dłonie na ramionach Jeona, raniąc je paznokciami. Uczucie te było jednym z ulubionych dwudzietodwulatka. Wielbił on moment, gdy emocje mniejszego wyniszczały na tyle, że nie mógł zapanować nad odruchami. Wiedział wtedy, że go czuje, że jest mu dobrze. Czuł, że żyje.
         Wbił się w niego mocniej, po chwili wymierzając kolejne pchnięcie. Znał ciało Taehyunga perfekcyjnie, od razu zmierzał do jednego słodkiego punktu, który doprowadzał kochanka do krzyków, które zapewne słyszała cała służba i sąsiedzi. Chciał go słyszeć. Potrzebował tego teraz jak tlenu.
- Taaa-tatusiu! Och tak! P-proszę! Kochaj mnie mocniej! - Z oczu Tae spłynęło kilka łez rozkoszy, które Jeon ostatkiem samokontroli zdołał zlizać, zaraz zajmując się słodką szyją. Całował ją, gryzł, ciągle mocno go posuwając. Przyśpieszał systematycznie, czując narastające napięcie. Łapał się już na tym, że podniecał się zbyt szybko. Martwiło go to, jednak nie mógł nic z tym zdziałać. Pragnęli siebie, swoich ciał. Byli sobą zbyt zafascynowani, by ciągnąć to w nieskończoność. Tae dochodził z krzykiem, on zawsze po nim, starając się wydłużyć jego orgazm. Tak też było i teraz.
Widok zarumienionego, gorącego ciała, które okrywała podwinięta spódniczka i słodka koszulka, działał na niego obezwładniająco. Jego zmysły szalały, a zaciskające się mięśnie tylko popychały go w kierunku szczytowania. 
Nie musiał nawet dotykać członka mniejszego. Wystarczył jego członek, by ten jęczał i krzyczał jego imię, brudząc ich ciała gorącym nasieniem, tym samym zmuszając również Jungkooka do dojścia w środku. Orgazm trwał dłuższą chwilę. Ich zmęczone wargi pocierały o siebie, podczas gdy młodszy wykonywał kolejne pchnięcia, by to przedłużyć.
- Tatusiu... Ach... - jęknął Kim, opadając na pościel. Przymknął lekko powieki, starając się złapać oddech.
- Byłeś cudowny, kochanie. Tatuś jest dumny - mruknął, wysuwając się z niego, by zaraz położyć się obok. Przyciągnął go do siebie i przytulił mocno, całując czule w usta. Blondyn odwzajemnił pocałunek, obejmując jego szyję. Wyglądał bezbronnie i tak posłusznie, że Jungkook poczuł aż zawroty w głowie. 
Ten dzieciak go opętał, nie potrafił przy nim myśleć ani działać. Miał go jak w garści, robił z nim to, co tylko chciał.
Powinien się od niego uwolnić, czy poddać całkowicie?






Komentarze mile widziane ;)


UWAGA! Bardzo proszę wszystkie osoby, które pisały wiersze na rocznicę, o kontakt - czy to na fejsie, czy na maila: ruxonn@gmail.com !!!!!!!!

wtorek, 7 czerwca 2016

7. Bad romance


         - Ach! - Taehyung wbił paznokcie w jego ramiona, wyginając swoje ciało w łuk z głośnym jękiem. Wilgotne włosy przyklejone miał do czoła, jednak nikogo to nie obchodziło. Liczyły się jego opadające pośladki, które pochłaniały penisa Jungkooka. Starszy zmysłowo poruszał biodrami, unosząc się nad młodszym, który z trudem oddychał, widząc nabijającego się na niego chłopaka. Wyglądał nieziemsko, jak anioł. Rozchylone wargi, napięte mięśnie. Seks w klasycznej pozycji był genialny, jednak na siedząco dawał o wiele więcej przyjemności.
- Cudowny... - wysapał, unosząc swoje biodra, by zatopić się w gorącym wnętrzu blondyna, mocno zaciskając przy tym dłoń na jego biodrze. Drugą ręką obejmował go, zmuszając do bliższego kontaktu. Chciał czuć jego delikatny tors ocierający się o ten jego. Pragnął być z nim spleciony tak mocno, jak tylko się dało.
Blondyn wydał z siebie donośny krzyk, on zaś wymierzył kolejny ruch, by otrzeć się o jego prostatę. Przysunął swoje nabrzmiałe od pocałunków usta do tych jego, chcąc skosztować go znowu. Wsunął język do ciepłego wnętrza, pocierając o jego, starając się dać mu jak najwięcej, przy okazji niemal wysysając z niego całą energię.
Kolejne uderzenia były mocniejsze i bardziej chaotyczne. Ich ciała były do siebie przyciśnięte jeszcze bardziej. Penis starszego był masowany przez ich brzuchy, po chwili nie wytrzymując już napięcia, rozlał się, brudząc ich podbrzusza. Mięśnie Tae zacisnęły się na członku Jeona, który z trudem unosił zmęczonego blondyna, wbijając się w niego. Sapał ciężko w usta swojego chłopaka, nie próbując nawet zapanować nad odgłosami. Było mu cudownie, nie chciał się ograniczać.
Po kilku mocnych pchnięciach doszedł w nim, wbijając palce w boki mniejszego, który jęknął cicho, przesuwając dłońmi po ramionach bruneta.
- Ja...
- Ciii królewno - szepnął i ucałował jego wargi. Uśmiechnął się delikatnie i uniósł chłopaka, by następnie ostrożnie popchnąć go w stronę materaca, na którym zaraz oboje wylądowali. Młodszy uśmiechnął się delikatnie i złapał za kołdrę, którą ich przykrył, nie puszczając nawet na chwilę blondyna. Trzymał go przy sobie, jakby bał się, że zaraz zniknie.
- Udusisz mnie, kochanie... - Tae zaśmiał się słabo, starając złapać oddech. Jeon tylko schował go w swoich ramionach, wtulając twarz w zgięcie jego szyi.
- Nie zrobię ci krzywdy, koteczku, nie martw się - uśmiechnął się delikatnie, pocierając nosem o jego gorącą skórę. Nie miał ochoty odkleić się od niego nawet na sekundę. Jego ciało pragnęło kontaktu z tym starszego, chociaż jeszcze kilka godzin temu miał ochotę pozbyć się go ze swojego życia. Nie miał pojęcia skąd te zmiany nastroju. Gdy wrócili do domu był wściekły. Miał ochotę rozszarpać Yoongiego za to, że śmiał dotknąć jego Taehyunga, że wypowiedział takie słowa. Podczas kąpieli mniejszego naszła go myśl, że jednak powinien przeprosić kumpla i pozwolić mu na... cokolwiek. Jakichkolwiek zamiarów by nie miał, mógłby mu pomóc, sam uwolniłby się zaś od tego denerwującego dzieciaka.
Wszystko jednak odpłynęło, gdy tylko ten wszedł do łóżka w jego starej koszulce i niepewnie położył się w odpowiedniej odległości, jakby się go obawiając. To zrujnowało Jeona, który nie mógł znieść takiego widoku. Musiał przyciągnąć go do siebie i pocieszyć, a że skończyło się to dwoma stosunkami pod rząd, to już wina tych kuszących ud i seksownych ust.
Uśmiechnął się sam do siebie, unosząc nieco głowę. Spojrzał na przysypiającego chłopaka czując, że wszystko w jego wnętrzu miesza się jeszcze bardziej i nie była to wina alkoholu.


***


 
      - Jeszcze chwilka, królewno - zaśmiał się Jungkook, prowadząc za rękę blondyna, którego oczy zasłonięte były chustką. Starał się iść powoli i ostrożnie, by przypadkiem starszy nie potknął się o żadną z wystających gałęzi.
- Stresuję się...
Jeon pogładził zewnętrzną stronę jego dłoni, zwalniając nieco. Sam również nie czuł się najpewniej, pierwszy raz bowiem zabierał go w miejsce, które nie było luksusowe. Łąka na obrzeżach i przekąski to nie było coś, do czego chłopak byłby przyzwyczajony. Zawsze jedli w restauracjach, tym razem jednak postanowił zorganizować coś typowego i normalnego dla zwykłej klasy średniej.
      Po swoim ekscesie w nocy czuł lekkie wyrzuty i obawiał się, czy Tae nie zareaguje rano nieodpowiednio. Bądź co bądź olał go, a seks na przeprosiny był kiepskim rozwiązaniem. Wprawdzie nadal nie był pewien, czy chce to utrzymać, jednak nie oznaczało to, że miałby żegnać się z nim w kiepskiej atmosferze. Póki sam nie zdecyduje się na jedne rozwiązanie, póty będzie zachowywał się tak, jak na wzorowego chłopaka przystało. Istnieje przecież opcja, że Tae się odwidzi, szkoda byłoby wtedy stracić pracę przez kiepskie kontakty.
      Przyciągnął go do siebie, od razu obejmując od tyłu. Sprawnie zsunął jedną dłonią chustkę z jego oczu, czekając na jakąkolwiek reakcję.
- Czy... to randka? - niższy odwrócił się w jego stronę, wpatrując uważnie w jego oczy.
- Owszem, koteczku - wsunął dłoń w jego włosy i delikatnie pogładził jego skórę. Blondyn uśmiechnął się delikatnie i przysunął swoje usta do jego, składając na nich czuły pocałunek.
- Dziękuję.
- Nie masz za co. To ja powinienem przeprosić, wczoraj zachowałem się jak idiota i cię zraniłem.
Niższy zmarszczył brwi, łącząc chyba wątki, po chwili zaś zarzucił mu ręce na szyję, przyciągając do siebie.
- Miałeś prawo się pobawić - potarł nosem o ten młodszego, prezentując swój kwadratowy uśmiech. - Wiem, że troszkę cię ograniczam i potrzebujesz wolności, chociaż ciężko mi to przełknąć, bo chciałbym byś zawsze był przy mnie.
- Ciiii. Jestem twój, masz prawo tego ode mnie wymagać. Możemy więc o tym zapomnieć, księżniczko?
- Już nic nie pamiętam, Jungkookie.
Brunet wpił się czule w jego usta, wsuwając język do środka niemal natychmiast. Swoje duże dłonie położył na plecach chłopaka, zmuszając ich torsy do zetknięcia się. Przeczuwał, że Kim nie będzie robił scen. Był do bólu słodki i grzeczny, przynajmniej przy nim.
Odsunął się i pociągnął go w stronę przygotowanego miejsca. Opadł na koc, ciągnąc go za sobą, by usiadł pomiędzy jego udami, co rzecz jasna ten posłusznie uczynił. Cóż. Teraz wystarczy dać mu zjeść, a potem trochę pobawić się na łonie natury. Plan idealny.



      - Ale to bez sensu, nie uważasz? Nie jesteśmy w stanie tego oddzielić, to prawda, ale mimo wszystko strach nie jest dobry wyjściem.
- Przesadna dobroć też, Jungkookie. Nikt wtedy nie traktuje cię serio, ma cię za kogoś, kto jest słaby. To też nie jest dobre, bo mogą chcieć cię wykorzystać, a jak się trochę boją, to są grzeczni.
- Hm, jakby nas połączyć, to mamy makiawelizm. To też jakieś wyjście.
- Znasz go? - Taehyung poderwał się, oblizując usta z bitej śmietany, do której się dorwał i jadł ją z buteleczki, pieszcząc przy tym zmysły Jungkooka, który miał miłe skojarzenia ze spływającą słodkością.
- Czytałem "Księcia", całkiem dobra książka.
- Znam prawie całą na pamięć, moja ulubiona!
Brunet uniósł brew, przyglądając się starszemu, którego policzki nagle się zaróżowiły. Zaczął wychwalać Machiavellego, gestykulując rękoma bardziej, niż zazwyczaj. Prawdę powiedziawszy nie spodziewał się, że Kim może mieć jakiekolwiek zainteresowania. Nie rozmawiali zbyt dużo, zazwyczaj nie mieli na to czasu i poza pogadankami o minionym dniu, tylko uprawiali seks. Informacja, iż Taehyung przeczytał w swoim życiu jakieś książki, w dodatku ambitniejsze aniżeli "Pamiętnik księżniczki", nieco go zaskoczyła. Dzisiaj zaś rozprawiali o ciekawych problemach, poruszali różnego rodzaju tematy i nie było to paplanie o tym, co starszy wypatrzył w sklepie.
        Pogładził go po policzku, słuchając go, a jednocześnie bijąc się z myślami. Taehyung przecież miał być tępy. Tak było mu łatwiej, bo czuł mniejsze wyrzuty. Powoli jednak odkrywał się coraz bardziej, niekoniecznie z własnej woli. Miał wiele twarzy, a on poznał póki co jedną, pozostałe otaczała tajemnica. Nie miał pojęcia, czy nie skrywał ich więcej. Był słodkim miśkiem przy nim i rodzinie, w pracy chamem oraz cholerykiem, a gdzieś tam w środku kimś, kto interesował się filozofią, i polityką. Co jeszcze może skrywać? Jest płatnym zabójcą po godzinach?
- ... i ogólnie nienawidzę Savonaroli. Jak oglądałem "Rodzinę Borgia", to mnie wszyscy prawie wkurzali poza Niccolo, bo był cudowny. O, jeszcze Lukrecja była świetna i Paolo, taka kochana para! - rozmarzył się, przymykając powieki. Jeon zaśmiał się i przyciągnął go do siebie, mocno wtulając w swój tors.
- Chyba średni, skoro on umarł.
- Ale to było romantyczne! On biedny stajenny, ona córka papieża i wielka pani, a zakochali się właśnie w sobie, chociaż wszystko toczyło się wbrew ich myśli. Uwielbiam takie historie, gdzie pomimo przeciwności losu, para jest razem i się kocha. Te spiski, intrygi, wszelkie kłamstwa, byleby utrzymać miłość...
- Romantyczna księżniczka? - zaśmiał się, chociaż jego słowa jakoś w niego uderzyły. Czy nie taka była ich relacja? Taehyung milioner z innego świata, on pierwszy lepszy chłopak z klasy średniej, których jest na pęczki. Jako takich przeciwności losu nie było, jednak są tu i oszustwa ze strony ich obojga. Pytanie, czy są po to, by utrzymać związek, czy doprowadzą do jego rozłamu.
- Trochę - wsunął dłonie w jego włosy, uśmiechając się niewinnie. - Chociaż wolę happy endy, nie ukrywam.
- To co, stworzymy swoje perfekcyjne zakończenie dnia? - przesunął dłoń na jego pośladki, wpatrując się w chłopaka pociągająco.
- Mhm... Dobrze, mój Romeo.



***


      - Coś taki wesoły? Aż tak kochasz tę firmę, że suszysz zęby na myśl o użeraniu się z grafikami do kolejnego produktu? - Jimin uniosła pytająco brew, oblizując palce z kremu, którym znowu się cała ubrudziła. Jeon czasami miał wrażenie, że była jeszcze bardziej niezdarna od Taehyunga, a to naprawdę wyczyn, bo on potrafił ubrudzić się kanapkami wielkości cukierka.
- Miałem udany weekend.
- Ooooo, jakieś dzikie romanse z twoim kochasiem?
- Poznałem jego rodzinę, zaprosili mnie na kolację po imprezie w firmie - uśmiechnął się sam do siebie, upijając łyk gorzkiej kawy. Przymknął na chwilę powieki, rozkoszując się przyjemną ciszą. O tej godzinie nikogo tutaj prawie nie było, więc mieli w zasadzie trochę wolnego czasu, a plotki były obsesją jego szefowej, czemu by więc nie umilić jej dnia?
- To co? Teraz ślub i operacja, by słodzina mogła urodzić ci bobaska, który miałby jego śliczne oczka, a twoje ogarnięcie życiowe? - wyszczerzyła się, sięgając po herbatę, jak zwykle się przy tym parząc.
- Nigdy się nie nauczysz, noona. Dmucha się.
- Ty lepiej zajmuj się dmuchaniem swojego chłopca, a nie mnie pouczasz - mruknęła, starając się załagodzić sprawę, wsuwając do ust porcję lodów. - Swoją drogą to już chyba poważny związek, skoro poznałeś prezesa. Kolacja z rodzicami to chyba ostatni etap do zaliczenia, a ty masz go za sobą. Serio, ja bym już rozglądała się za pierścionkiem zaręczynowym.
- Zabawne, doprawdy... Jego ojciec sam chciał mnie poznać, a o ślubie nie ma mowy, to Korea.
- Ameryka to nie problem, znasz angielski - puściła mu oczko, wracając do herbaty, którą o dziwo podmuchała, zaraz się za nią zabierając. - Jesteś jego pierwszym facetem, pewnie jest nakręcony.
- Pierwszym? - uniósł pytająco brew, prostując się automatycznie. Wbił wzrok w kobietę, która na chwilę aż przestała zajmować się jedzeniem. Poprawiła swój różowy kapelusz, który podwinęła z półki na rupiecie, nie bardzo wiedząc jak zareagować.
- No... Coś nie tak?
- A Wu Yifan?
- Że Kris?! Serio? - szatynka poderwała się, opierając rękoma o biurko. - Że ten super mega Wu, który wygląda jak z okładki czasopisma dla najlepszych ciach? Nogi do ziemi, aparycja bogów, jedyny słuszny wzrost?
- Do nieba, noona, nie do ziemi. I cóż, nie mnie oceniać, nie mój typ. Chińczyk w każdym razie, blond włosy i rzeczywiście wysoki.
-  Jebać, jeden pies - machnęła ręką. - O mamusiu kochana. Skąd wiesz, że byli razem? - kobieta obeszła biurko i usiadła na nim, praktycznie miażdżąc go spojrzeniem. Jungkook odsunął się na krześle, starając złapać oddech, bowiem jej zachowanie go zaskoczyło. Spodziewał się raczej jakiś plotek, nie zaś tego, że sam będzie musiał coś mówić.
- Powiedział mi, że był jego pierwszą miłością. Wcześniej widziałem jak rozmawiają, gdy byłem z Tae w Japonii. Na imprezie zaś sam do mnie podszedł i to wyjawił - wzruszył ramionami, chowając twarz za wielkim kubkiem, bo powoli czuł się skrępowany jej oczami, które analizowały dokładnie jego twarz.
- O jeju! Czułam, że coś jest na rzeczy! W sensie nie, że Wu lubi też chłopców, ale że coś się działo w zarządzie, bo Wu nagle dostał do dyspozycji całą filię w Chinach i opuścił Koreę, a był najlepszym pracownikiem, jakiego miało Dolce. Skurczybyk...
- Hm. No cóż, to logiczne, że razem ciężko byłoby im pracować.
- No wiem, wiem. W każdym razie, słodzina i Kris... To aż nierealne, że się spiknęli.
- Dlaczego? - uniósł pytająco brew. Cóż. O związku nic się nie dowie, ale zawsze może podpytać o samego mężczyznę.
- Wu był perfekcyjny. Najlepszy, najprzystojniejszy, budził respekt, ale i sympatię. Wszyscy go chyba szanowali, bo nie miewał humorków i do wszystkiego podchodził z dystansem, a jednocześnie trzymał krótko pracowników. Byłam wtedy nowa, więc mi bardzo imponował. Nie sądziłam, że to możliwe, by ktoś taki był z królewną słodkości... Chyba tylko ich majątki jakoś do siebie pasowały, bo Kris jest synem jakiegoś chińskiego bogacza, ale średnio się w tym orientuję.
Jeon przytaknął. Wu wyglądał właśnie na człowieka idealnego, z pozycją i pieniędzmi. Był bez wątpienia dobrą partią dla takiej królewny, chociaż musiał przyznać, że jako człowiek ambitny, szukał pewnie równego sobie partnera bądź partnerkę.
- No, w każdym razie teraz, ty masz Taehyunga dla siebie, więc nie ma co rozmyślać o Wu. Cholera wie co się działo między nimi, poza tym to już przeszłość - poklepała go po ramieniu i zeskoczyła z biurka. Zwinęła ze stołu papierki po jedzeniu i wyrzuciła je do kosza, niemal od razu sięgając po ciężki segregator, który podała Jeonowi. - Do roboty, kochasiu. Do jutra masz to ogarnąć, Jongin też. Czeka nas teraz zapierdziel, że aż mi gorąco na samą myśl.
- Sądzę, że to przez picie wrzątku noona, a nie przez pracę - zaśmiał się i wstał, wsuwając pod pachę dokumenty. Kobieta nadęła policzki i zaczęła wymachiwać pięścią.
- Wypad, gówniarzu, bo mam jeszcze dwa takie segregatory i mogę je dać tobie, a nie Chanmi!











Komentarze mile widziane <3