środa, 23 marca 2016

One-shot: Non-existent Love

Hej, hej~
Motylek się pisze i to całkiem dobrze, a w między czasie chcę was zaprosić na krótkiego, spokojnego oneshota ^^
Enjoy! A komentarze jak zawsze mile widziane~

~Neko

Pairing: YoonJin
Gatunek: angst, slice of life


We're too different
You know that well
We aren't able to embrace
Each other's realities

~Mate – I love you


Od początku wiedział, że to nie jest dobry pomysł. Byli zbyt różni. Kim Seokjin był niesamowicie przystojnym, uzdolnionym mężczyzną z dobrego domu. Miał wszystkiego pod dostatkiem, pieniądze, dobrą uczelnię, przyjaciół... Niczego mu nie brakowało. Liczna rodzina kochała go najmocniej na świecie, rozpieszczając na każdym kroku i spełniając każdą, nawet najmniejszą zachciankę. Należał do innego świata niż Yoongi.

Blondyn nigdy nie był bogaty. Od dziecka uczono go oszczędzania na wszystkim, na czym się da, a w jego domu często rozbrzmiewały słowa, iż nie ma pieniędzy na to czy na tamto. To nie tak, że należał do biednej, czy skąpej rodziny. Nigdy nie narzekał na brak jedzenia czy środków do życia.
Kiedy był mały, rodzice często się kłócili. Pijany ojciec wracał o nieludzkich porach, od razu zaczynając awanturę o najgłupszą drobnostkę. Nie był zły. Był tylko zwykłym, zestresowanym pracą i życiowymi problemami, człowiekiem.
W końcu jego rodzice się rozwiedli. Yoongi nie miał im tego za złe, widocznie nie byli dla siebie stworzeni. Poza tym, miło było odpocząć w końcu od conocnych kłótni rodzinnych.
Min był najmłodszym dzieckiem w swojej rodzinie. Był bardzo drobny, więc ubrania nosił po starszym rodzeństwie i nie było zbytniej potrzeby kupowania mu nowych. Zabawki również miał stare, lecz nie narzekał, zadowalając się tym co ma. Wbrew pozorom był szczęśliwy.
Był jednak w istocie bardzo wrażliwym dzieckiem, więc szybko stał się obiektem prześladowań w szkole. Zbyt dużo płakał w dzieciństwie. Nie chciał więcej martwić swojej kochanej matki, więc wyrósł na osobę, która ukrywa swoje emocje pod promiennym uśmiechem. Udawał kogoś silnego, podczas gdy w środku był tym samym wrażliwym chłopcem. Żył w zupełnie innym świecie niż Seokjin. Wiedział o swoich marzeniach i uparcie do nich dążył, gotów poświęcić dla nich dosłownie wszystko. Podczas gdy Jin był wiecznie niezdecydowany i marudził przy każdej lepszej okazji.

Jak to się w ogóle stało, że byli razem? Yoongi nie był tego tak do końca pewny. Połączyła ich miłość do muzyki. Parę razy nawet próbowali coś razem stworzyć, lecz nigdy jakoś nie wychodziło. Jin zawsze znalazł jakąś wymówkę. A to jego gardło nie było w dobrym stanie, a to musiał się uczyć na ważny egzamin i tak dalej. Jak to się stało, że pilny uczeń Kim Seokjin, twierdzący że nie potrafiłby być z chłopakiem w związku i na pozór stu procentowy hetero, skończył z kimś tak buntowniczym, jak Min Yoongi?
Zaczęło się niewinnie. Ot zwykła przyjaźń z dużą ilością skinshipu. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jednak żaden z nich nie mówił zbyt wiele o sobie. Unikali osobistych rzeczy, jak ognia. Często wychodzili razem na miasto, gdzie nauczyli się o sobie takich drobnostek, jak ulubione jedzenie. Seokjin nienawidził cukru, zaś Yoongi kochał słodycze całym swoim sercem. Różnili się nawet takimi szczegółami...
Później zaczęli odprowadzać się nawzajem (a raczej to Yoongi zawsze odprowadzał Jina, twierdząc że starszy jest fajtłapą i zaraz sam się zgubi), trzymając się za rękę. Seokjin był z reguły bardzo cichą osobą, więc Yoongi nawijał o swoich pasjach, marzeniach i wszystkim co mu tylko ślina na język przyniosła. Jednak sam wcale taką gadułą nie był i w końcu mówienie zaczęło go męczyć. Szli więc coraz częściej w ciszy. Z początku nawet im to nie przeszkadzało. Była to dosyć komfortowa cisza.

Yoongi był wtedy bardzo spragniony miłości, a Jin był łatwym celem. Piękny, niewinny, uległy i potrzebujący rozrywki w swym dosyć nudnym życiu. Czego więcej mógł potrzebować? Któregoś razu nie mógł się powstrzymać i złożył na jego ustach delikatny pocałunek na pożegnanie. Zaraz jednak zdał sobie sprawę z tego co zrobił i przerażony zwiał z miejsca zdarzenia. Myślał, że ich przyjaźń jest skończona. Bezwiednie zaczął unikać starszego, mimo że ten, jak się później okazało, nie miał wcale za złe Yoongiemu tego co zrobił. Przez pewien czas udawali, że nic między nimi nie zaszło. Czas mijał a oni dalej się przyjaźnili, przytulali i chodzili za rękę, jak gdyby nigdy nic. W końcu Yoongi nie wytrzymał.

 - Seokjin... Kim ja tak właściwie dla ciebie jestem? – zapytał, gdy siedzieli przytuleni do siebie na ławce w parku.
 - Nie wiem... – zmieszany chłopak odwrócił wzrok, unikając przenikliwych oczu młodszego. Blondyn westchnął. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Lecz czego mógł się spodziewać po niezdecydowanym, dobrze wychowanym, nieśmiałym chłopcu z homofobicznej rodziny?
Tak, matka Seokjina nie akceptowała związków tej samej płci. W przeciwieństwie do rodziny Yoongiego, kontrolowała poczynania swego syna, praktycznie na każdym kroku. Często dzwoniła do niego, niszcząc romantyczny nastrój stworzony przez Yoongiego. Blondyn czasem zastanawiał się, czy ich nie śledzi...

Nie pamiętał, jak to się stało, że w końcu zostali parą. Z początku było to całkiem ekscytujące. Wspólne spacery w deszczu, przelotne pocałunki, leżenie na trawie i wpatrywanie się w niebo... A nawet wymknięcie się Seokjina z domu w środku nocy i powrót dopiero wczesnym rankiem. Yoongi starał się być pomysłowy i cały czas czymś zaskakiwał swojego chłopaka. Jednak w końcu zaczęło go to nużyć. Zawsze to on zaczynał rozmowę i starał się ją podtrzymać. Zawsze to on zapraszał na randki, wybierał miejsce i płacił za drugą osobę, mimo że wiecznie cierpiał na brak pieniędzy. Zawsze to on obdarowywał Jina drobnymi prezentami i inicjował pocałunki, czy inny rodzaj skinshipu. Był już tym zmęczony. Nigdy nie dostał niczego w zamian. Na dodatek ciągłe ukrywanie związku i udawanie, że są tylko przyjaciółmi, sprawiało, że czuł się źle. Czuł, że nie powinien mówić o tym, nawet najlepszemu przyjacielowi, by przypadkiem się nie rozniosło i nie trafiło do uszu, kogoś kto nie umie trzymać języka za zębami. Miał już tego dosyć. Zresztą, po co się tak starał dla kogoś, kogo nawet nie kochał?

Yoongi chciał być kochany. Chciał czuć, że komuś bardzo na nim zależy i nikt nie może go zastąpić. Chciał być szczęśliwy, a w związku z Seokjinem – nie był. Męczył się przy nim. Byli zbyt różni. Zaczęli się powoli od siebie odsuwać i stawać się coraz bardziej sobie obcy. Min nie wiedział, jak ma to zatrzymać. Nie wiedział nawet, czy tego chce. Parę razy próbował to naprawić. Dyskutowali na ten temat, a Jin wciąż przepraszał i obiecywał poprawę. Obiecywał, że zacznie się pierwszy odzywać, zacznie więcej mówić o sobie i swoich uczuciach. Zapewniał, że bardzo mu zależy na Yoongim i nie chce go stracić. Mówił, że go kocha. Z początku blondyn nawet mu wierzył i czekał na obiecaną poprawę. Wybaczał mu wszystko, tłumacząc sobie, że chłopak ma sporo nauki i własne problemy. Usprawiedliwiał go przed samym sobą.
Niestety, Seokjin nigdy nie dotrzymał obietnicy. Yoongi nigdy nie czuł się przez niego kochany. Przestał wierzyć ludziom, jeszcze bardziej zamykając się w sobie. Czuł, że to jego wina, iż ich związek się rozpada. Obwiniał siebie za całą tę przepaść, która między nimi wyrosła. Nie miał już siły na udawaną miłość. Nigdy nie kochał starszego, lecz był w stanie oddać mu cały swój mały świat. Byli zbyt różni. Nie powinni w ogóle tego zaczynać. Od początku ich związek skazany był na porażkę. Blondyn doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie da się na siłę kogoś zmienić, czy pokochać. Yoongi nigdy nie wypowiedział prostych słów „kocham cię”. Nie chciał kłamać. Gdzieś w głębi duszy żywił nadzieję, że kiedyś wypowie je Seokjinowi, bez cienia kłamstwa. Wierzył, że gdyby Jin choć trochę postarał się go zatrzymać, ich związek by przetrwał a Yoongi byłby szczęśliwy.
Ale tak się nie stało.

Nigdy nie zerwali ze sobą tak naprawdę. Nic nie zostało powiedziane, żadne łzy nie popłynęły po policzkach. Po prostu odsunęli się od siebie, prawie nie zauważając, kiedy wytworzył się między nimi tak duży dystans. Yoongi nie czuł żalu. Właściwie to nie czuł nic. Nie potrafił patrzeć w oczy dla Seokjina, nie potrafił już z nim rozmawiać. To wszystko już i tak należało tylko do przeszłości. Odsunęli się zbyt mocno od siebie, by móc to naprawić. Zostały im tylko sztuczne uśmiechy na powitanie, gdy dostrzegli w tłumie swoje znajome sylwetki. Nic więcej.
Blondyn od początku wiedział, że to nie był dobry pomysł. Różniło ich zbyt wiele. Nigdy nie było im pisane szczęście, a co dopiero wspólna przyszłość. Może i przeciwieństwa się przyciągają, lecz zbyt różne charaktery, nie mają szans na przetrwanie ze sobą wielu długich lat.

„Kochasz mnie?”
„Kocham.”

Yoongi był tylko ciekaw, czy te słowa były kłamstwem...
 

poniedziałek, 21 marca 2016

3. Butterfly

Kocham was za te wszystkie komentarze ♥
Jako, że INUB się skończyło (tak, ja też z tego powodu płaczę), a dużo osób chyba ma niedosyt Jikooka... Albo nie będę niczego zdradzać ;D
Enjoy! I zapraszam do komentowania ^^
~Neko





Rzucił okiem w szybę pobliskiego sklepu, udając, że ogląda wystawę. Znów ktoś go śledził. Na początku myślał, że to ten dziwny chłopak. Taehyung...? Chyba jakoś tak się zwał. W szybie jednak, zobaczył odbicie kogoś zupełnie innego. Dorosły mężczyzna o różowych włosach i twarzy gangstera. Śmieszne połączenie. Gdzieś już go widział... Poprawił grzywkę i poszedł dalej, intensywnie myśląc. Taehyunga mógł zignorować. To był tylko dzieciak. Prawdopodobnie jakiś wyjątkowo ciekawski znajomy Jungkooka. Ale tym razem sprawa wydawała się poważniejsza. Czy to przypadkiem nie był Namjoon? Ma przesrane, jeśli to on. Gwałtownie skręcił w jedną z bocznych uliczek. Fuck, nie nabrał się na to. Czemu musiał mieć takiego pecha?! Żeby teraz nawet mafia czegoś od niego chciała... Przecież z nimi nie zadzierał. Czego oni wszyscy chcą? Czemu ludzie nie mogą zostawić go w spokoju?! Przygryzł wargę. Co teraz? Zwiewać i jakoś go zgubić? Nie wypali. Nie był najszybszy, dogoni go. Więc zostaje dowiedzenie się o co chodzi lub zignorowanie i czekanie na to co różowowłosy zrobi... Dobra Yoongi, co ci szkodzi. Weź się w garść chłopie. Nie masz nic do stracenia. Życie i tak cię nienawidzi. Zatrzymał się.

 - Czemu za mną idziesz? – zapytał spokojnie. W środku jednak cały drżał. Nie miał ochoty na umieranie z rąk mafii. Mężczyzna stanął tuż za nim.

 - Suga. Jeden z najlepszych dealerów narkotykowych w mieście, nieznany praktycznie przez nikogo – zaczął mężczyzna. Usłyszał dźwięk odpalanej zapalniczki, po czym zza pleców doszedł go zapach papierosowego dymu – Wiesz jak ciężko znaleźć cokolwiek na twój temat?

Yoongi milczał.

 - Chcę byś dla mnie pracował. Jako prywatny dealer. Ty załatwiasz towar, ja pieniądze. Proste, nie? – Namjoon rzucił niedopałek na ziemię, gasząc go czubkiem buta.

Ach więc o to chodzi. No super. To się wkopał. A tak się starał działać cicho...

 - To jak, umowa stoi?

 - Chyba śnisz – prychnął. Odwrócił się do mężczyzny, patrząc mu prosto w oczy. Był zły. Wszystkim zależało tylko na jednym. Wszyscy myśleli, że pieniądze są najważniejsze. Że wszystko załatwią. Brzydził się tym. Zepsuty, chory świat. Niech się udławią tym hajsem.

Mafiozo wyglądał na zaskoczonego. Pewnie nie spodziewał się, że ktoś mu odmówi. Takie sytuacje musiały zdarzać się bardzo rzadko albo w ogóle. Zwłaszcza, gdy szedł załatwić coś osobiście. Ludzie za bardzo się go bali.

 - Czemu? Oboje wyciągniemy z tego spore korzyści. Ile chcesz? Kasa to dla mnie żaden problem...

 - Wsadź se w dupe te brudne pieniądze! – Splunął pod nogi mężczyźnie. Poniosło go. Pewnie będzie tego żałował, ale teraz miał to gdzieś. Nie rozumiał ludzi. Nie rozumiał co jest niezwykłego w jakichś banknotach. Nie rozumiał tego jak funkcjonuje ten świat i pewnie dlatego życie ciągle dawało mu w kość.

 - Powtórz to... – wycedził Namjoon, chwytając Suge za skórzaną kurtkę i podnosząc do góry. Był lekki, słaby. Nie dałby rady, gdyby doszło do bójki.

 - Wypchaj się tym hajsem, śmieciu – Yoongi uśmiechnął się kpiąco. Miał gdzieś, że zaraz oberwie. I dobra. Niech go pobije. I tak już miał tego wszystkiego dosyć.

Oberwał w twarz. Potem uderzył plecami o ścianę. Osunął się na ziemię. Nawet nie próbował sie bronić. Dostał w brzuch, zaczął kaszleć. A potem ni stąd ni zowąd wybuchnął śmiechem, co tylko bardziej rozwścieczyło mężczyznę. Ból. Czerwień. Rozmazany obraz. Czyjś krzyk. Czekał na kolejne ciosy, które nie nadchodziły. Przestał być atakowany. Spróbował się podnieść, by zobaczyć co się dzieje. Różowowłosy osłaniał twarz rękoma, oparty o ścianę. W końcu, klnąc na czym świat stoi, odepchnął napastnika i uciekł. Świat zawirował. Yoongi opadł na ziemię z cichym jękiem.

 - Yah, Suga. Yah! – jaki głęboki głos... Do kogo należał? Gdzieś już go słyszał... Kim jesteś? Czy to ważne...

 - Suga, kurwa, ocknij się kretynie! –Ach, przecież to on. Zabawne. Dlaczego znów tu jest? Dlaczego znów go przytula? Ale w sumie... To takie przyjemne... Niech już tak zostaną...

 - YOONGI, IDIOTO!

 - Tae...hyung...

Stracił przytomność.


***


Ciepło. Słodki zapach perfum roznosił się po pomieszczeniu. Otworzył oczy. Zmartwiona twarz Taehyunga to pierwsze co zobaczył. Chłopak był zajęty nakładaniem jakiejś maści na jego ślady po pobiciu. Gdzie był? Co to za miejsce? Poruszył ręką, Taehyung podniósł głowę.

 - Yoongi! Jak się czujesz? – Yoongi. Jego prawdziwe imię, o którym tylko Jungkook wiedział. Skąd je zna? Tylko Kook go tak nazywał. Tylko on był w stanie tak czule się nim opiekować. Kim jesteś, Kim Taehyung? Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć. Zawahał się, po czym zamknął je, nie mówiąc nic. Spróbował się podnieść.

 - Leż! – rozkazał Tae, widząc to – Musisz odpoczywać. Zaraz zrobię coś do jedzenia.

Silne ramiona Taehyunga stanowczo położyły go z powrotem na łóżko. Nie przeciwstawiał się. Patrzył jak chłopak opiekuńczo przykrywa go kocem, po czym odwraca się z zamiarem wyjścia z pokoju. Chwycił go za rękaw koszuli. Ten spojrzał na niego zdziwiony. Yoongi czuł się źle, nie fizycznie. To przecież tylko parę siniaków i zadrapań, nic nowego. Gorzej było z jego psychiką. Tak bardzo nie chciał być teraz sam...

 - Zostań... – wyszeptał. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Co za upokorzenie... Co z ciebie za mężczyzna, Min Yoongi.

Taehyung uśmiechnął się, ścierając ją wierzchem dłoni. Suga zamknął oczy. Poczuł jak łóżko ugina się pod ciężarem właściciela. Chwilę później słodki zapach Tae otoczył Sugę, tak samo jak jego ciepłe ręce. Wyciągnął dłonie, zaciskając swoje chude palce na koszuli chłopaka. Zadrżał. Łzy popłynęły strumieniem spod jego zamkniętych powiek. To było takie zawstydzające. Dorosły facet, który płacze jak dziecko. Zupełnie bez powodu.

 - Shh... – niezwykle niski głos szeptał uspokajająco prosto do jego ucha – Już dobrze, jestem przy tobie.

Przysunął się bliżej, wtulając twarz w klatkę piersiową Taehyunga. Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak bezpiecznie.


***


 - Jiminnie...

Podniósł głowę znad książek. Głos Kooka brzmiał inaczej niż zwykle. Cicho, spokojnie... Leżał na jego łóżku, bawiąc się swoim ulubionym przedmiotem. Jimin czasem się zastanawiał, czy nie podpali mu kołdry.

 - Hm? – dał znać, że słucha, odrywając wzrok od palców przyjaciela.

 - Czy jeśli ktoś wyciąga cię zaćpanego z klubu, to jest normalne?

 - Jin? Chyba tak, skoro jesteście parą – odwrócił się z powrotem do stosu papierów na biurku. Nie miał ochoty na wysłuchiwanie opowieści o nowym chłopaku Jungkooka. Poza tym miał naprawdę dużo nauki. Jego szkoła była na dużo wyższym poziomie niż szkoła jego przyjaciela. Na dodatek to jego ostatni rok. Musi zdać z naprawdę dobrym wynikiem. Pochylił się nad notatkami. Nie dane mu było jednak wrócić do wertowania ich.

 - Nie, to nie był Jin – Jungkook usiadł – To Kim Taehyung.

Jimin obrócił się gwałtownie na krześle.

 - Kto?

Kim Taehyung? Ten chłopak co ostatnio nie chciał się odczepić od Kooka i wszędzie za nim łaził? Kto to w ogóle był? Podobno wyglądał na bogatego dzieciaka i był dziwny. Jego przyjaciel nie mówił o nim zbyt wiele, nie wyglądał na zainteresowanego jakimś tam trzecioklasistą. Że też Taehyung go nie irytował... Przecież zwykle nie znosił towarzystwa, zwłaszcza jakichś bogatych smarkaczy z jego szkoły.

 - Nie wiem, ledwo co pamiętam. Może mi się śniło... – Jungkook wstał z łóżka i usiadł starszemu na kolanach – Myślisz, że ten dzieciak może mi „zaszkodzić”?

 - Tobie już nic nie zaszkodzi... – prychnął. Odruchowo objął młodszego w pasie. Ten zaśmiał się na jego słowa. Był taki śliczny, kiedy się uśmiechał... Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.

I wtedy zadzwonił telefon, niszcząc Jiminowi piękno owej chwili. Patrzył, jak jego przyjaciel wyjmuje komórkę, a jego oczy rozszerzają się w wyrazie zdumienia. Przyłożył słuchawkę do ucha.

 - Jin hyung...

Jimin przygryzł wargę. Poczuł jak chłopak zsuwa się z jego kolan. Chciał go zatrzymać, chwycić za rękę i nie pozwolić odejść... Jego uda owiał chłód i pustka.

 - Co...? Jesteś tu?! Zaraz będę – patrzył jak Jungkook kończy rozmowę i chwyta bluzę.

 - Jiminnie, muszę iść. Odezwę się później.

 - Baw się dobrze – zmusił się do uśmiechu. Patrzył jak młodszy wybiega z jego mieszkania. Coś zakłuło go w klatce piersiowej. Wstał i podszedł do okna. Widział jak Jin otacza Kooka ramieniem i otwiera przed nim drzwi wypasionego samochodu. Patrzył, jak odjeżdżają, czując jakby właśnie stracił coś bardzo ważnego. Bezpowrotnie. Zgniótł jedną z ważnych notatek i rzucił przez pokój. Potem następną i jeszcze jedną. Aż w końcu wszystkie leżały porwane i porozrzucane po całym pokoju. Opadł na łóżko, próbując się uspokoić. Poduszki przesiąknięte były zapachem Kooka.

Poczuł jak zbiera mu się na płacz.


***


Wsiadł do luksusowego samochodu, rozglądając się z zaciekawieniem na wszystkie strony. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego chłopak jest taki bogaty. To by wyjaśniło dlaczego wszystkie ich wspólne noce, spędzane były w najdroższych hotelach Seulu. Jakoś wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Pewnie dlatego, że zwykle w takich sytuacjach był pijany lub po narkotykach... Zresztą Jin go wyjątkowo rozpraszał, sprawiając że nie mógł myśleć o niczym innym niż o jego zręcznych palcach na swoim ciele.

 - Podoba ci się? – Pokiwał głową, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Czuł się szczęśliwy. Jego hyung przyjechał po niego, mówiąc że się stęsknił. Czy to sen? Przecież Jin nigdy do niego nie dzwonił. Pisał tylko wtedy, gdy miał ochotę na seks... Myślał, że Jinowi na nim nie zależy.

 - Cieszę się – nachylił się w stronę Jungkooka, zapinając mu pas bezpieczeństwa. Przejechał delikatnie dłonią po jego policzku – Jesteś taki piękny...

Serce młodszego zabiło mocniej, gdy poczuł gorące wargi hyunga na swoich. To nie był jeden z tych brutalnych, gwałtownych pocałunków, przepełnionych pożądaniem. Ten był delikatny i czuły. Pełen miłości, chociaż tego ostatniego nie był pewien. Nigdy nie kochał, ani nie był kochany naprawdę, więc nie znał tego uczucia.

 - To gdzie chcesz, żebym cię zabrał? – zapytał Jin, przerywając pocałunek.

Gdziekolwiek. Gdzie oczy poniosą. Przed siebie. Na koniec świata.

 „Wszystko jedno. Byle z tobą, hyung...”


***


 - Hej Tae! – Pod jego mieszkaniem stał Jin. Taehyung skrzywił się. Co on tu robił? Czego chciał? Ostatniej kłótni na pewno mu nie wybaczył. To Jin, niemożliwe by tak szybko zapomniał o tym co Tae zrobił jego ślicznej twarzyczce. Spojrzał na swojego byłego przyjaciela. Wyglądał tak jak zawsze, jakby nic się między nimi nie wydarzyło. Z lekkim uśmiechem oparty o ścianę budynku, obracał coś w palcach. Taehyung podszedł bliżej.

 - Co tu robisz, Jin? – zapytał nieufnie. Chłopak uśmiechnął się złośliwie.

 - Przyszedłem sprawdzić jak się ma mój przyjaciel, to takie dziwne?

Taehyung oblizał nerwowo usta. Skupił wzrok na przedmiocie w rękach Seokjina. Zapalniczka. Bardzo podobna do tej, z którą Jungkook się nie rozstawał. Wręcz identyczna. Czekaj... Zapalniczka Kooka wyglądała na jedyną w swoim rodzaju. Niemożliwe, żeby ktoś miał taką samą.

 - Skąd to masz...

 - To? – Jin zamachał mu zapalniczką przed nosem – Od Kooka. Ładna, prawda?

W Taehyungu zawrzało. W gniewie wyrwał przedmiot z rąk mężczyzny. Jin nie spodziewał się tak nagłej reakcji. Lekko zaskoczony, patrzył jak młodszy rzucając wściekłe spojrzenie, zatrzasnął za sobą drzwi mieszkania.


***


Yoongi siedział na kanapie, przełączając kanały w telewizorze. Nie wiedział co tu robi, nie było to jego mieszkanie. Czuł się jednak jak u siebie. Ba, nawet dostał klucz... Po co? Dlaczego? Nie znał odpowiedzi na te pytania. Korzystał z sytuacji, skoro nikt go stąd nie wyganiał a wręcz przeciwnie.

Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili czyjeś ręce objęły go w pasie. Poczuł ciepły oddech na swoim karku. Uśmiechnął się do siebie.

 - Taehyung... – jęknął, przymykając oczy. Jego wrażliwa szyja obsypywana była drobnymi pocałunkami, podczas gdy chłodne palce Tae wsunęły się pod koszulkę, błądząc po delikatnym ciele starszego. Yoongi westchnął, upuszczając pilot. Przedmiot potoczył sie po podłodze, gubiąc baterie. Taehyung obrócił Sugę twarzą ku sobie, składając na jego ustach najczulszy pocałunek, na jaki było go stać.

 - Yoongi hyung... – szepnął, wpatrując się w dealera smutno – Pociesz mnie...

Yoongiemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Widział smutek w oczach Tae, widział jego ból. Nie wiedział co się stało, lecz nie był to czas na zbędne pytania. Taehyung potrzebował ciepła. Potrzebował kogoś, kto pozwoli mu zapomnieć o wszystkich przyziemnych problemach. A Yoongi zrobi wszystko, żeby mu w tym pomóc.

Chwycił podbródek Tae w dwa palce, delikatnie całując jego usta.

 - Tae... Taeś, kochanie... – odgarnął jego miękkie kosmyki z czoła.

 - Obiecałeś.

 - Nie boisz się? – Yoongi przygryzł wargę. Wiedział, że nie powinien. Nie potrafił jednak odmówić temu uroczemu dzieciakowi.

 - Nie. Jesteś tu przy mnie, nie skrzywdzisz mnie. Proszę...

Yoongi skinął głową, sięgając do kieszeni. Nie chciał wciągać Taehyunga w narkotyki, ale nie chciał też tkwić w tym w samotności. Poza tym Tae teraz tego potrzebował, a od jednego razu nie powinien się uzależnić. Był zdecydowanie zbyt uległy jeśli chodziło o tego chłopaka...

Raz jeszcze ucałował jego pełne usteczka, zanim wcisnął mu w dłoń tabletkę.

 - Zaraz zapomnisz o wszystkim... – wyszeptał.


***


Przedzierał się przez tłum, spieszących gdzieś ludzi. Szedł bez celu, bez wiedzy dokąd tak właściwie zmierza. Pustym wzrokiem wpatrywał się w drogę przed sobą. Słaby, popychany przez przechodniów, wlókł się wciąż przed siebie. W głowie huczały mu słowa, w które kiedyś tak mocno wierzył.

„Hobi hyung!” – roześmiana twarz Taehyunga.

„Kocham cię, hyung...” – jego rozmarzone oczy.

„Hobi, chodź tu szybko!” – jego podekscytowany głos.

„Przytul mnie hyung...” – jego skłonność do klejenia się przy każdej lepszej okazji...

Kochał go. Tak bardzo go kochał. Tak bardzo chciał cofnąć czas.

„Jesteś taki żałosny, Hoseok”

Dlaczego skończył w ten sposób? Co się z nimi stało? Przecież się kochali...

Poczuł, że traci równowagę, popchnięty przez kolejną mijaną osobę. Upadł na ziemię, uderzając o podłoże niczym bezwładna lalka. Nie miał siły wstać, był wycieńczony. Wokół niego powoli zbierał się tłum gapiów. Zewsząd otoczył go gwar, spośród którego można było rozróżnić pojedyncze zdania.

 - Co sie stało?

 - Wszystko w porządku?

 - Ktoś zemdlał.

 - Nic ci nie jest?

 - Co mu jest?

 - Wezwijcie karetkę!

Zamknął oczy. Był taki zmęczony...

„Hobi” – ile by dał, by usłyszeć to raz jeszcze. Ile by dał za jeden szeroki uśmiech Taehyunga. Ile by dał, by móc choć raz jeszcze zamknąć go w swoich objęciach.

„Jesteś żałosny, hyung.” Tak, był żałosny.

Gwar wokół niego wydawał sie coraz bardziej odległy. Jego powieki były zbyt ciężkie, by mógł otworzyć oczy.

Czy jeśli teraz zaśnie, zobaczy Taehyunga...?


***


 - Znowu z nim wychodzisz?

 - W końcu to mój chłopak.

 - Nie mówiłeś przypadkiem o „relacji łóżkowej”?

 - O co ci chodzi, Jimin?

Nerwowo oblizał usta. Nie lubił Jina. Nie wiedział dlaczego. Po prostu miał złe przeczucia. Jungkook nigdy nie dobierał znajomych zbyt rozsądnie. Jednak nigdy też z nimi jakoś specjalnie się nie związywał. Z Jinem było inaczej. Bez przerwy o nim nawijał, ciągle gdzieś razem wychodzili. Coraz bardziej też olewał Jimina. Wyglądało to tak, jakby ów „chłopak” owinął sobie Kooka wokół małego paluszka. Jimin miał tego dosyć. Jak długo jeszcze będzie udawał, że go to nie obchodzi?

 - Prawie go nie znasz. Ten twój cały Jin jest jakiś podejrzany. Nie zdziwiłbym się, gdyby tylko sie tobą bawił... – mruknął, spoglądając gdzieś w bok. Jungkook prychnął z irytacją.

 - A co TY możesz o tym wiedzieć? – był wściekły. Jimin dawno nie widział go w takim stanie. Zwykle ich przyjaźń przebiegała dosyć spokojnie, jeśli nie liczyć narkotykowych odpałów młodszego. Sam jednak miał już drobne problemy z panowaniem nad swoimi emocjami.

 - Wiem więcej, niż ci się wydaje – odparł chłodno. Zbyt długo wszystko w sobie trzymał. Zbyt długo drżał o Kooka, czy nic mu nie jest, czy nie przesadza z szaleństwami. Zbyt długo dusił w sobie coś, do czego nigdy nie chciał się przyznać, nawet przed samym sobą. Zbyt długo był nieszczęśliwie zakochany. W nim. Jeon Jungkooku.

 - Jin nie jest dobrym wyborem, zrozum to, Jungkook. Mówię to dla twojego dobra.

 - To nie twoja sprawa!

 - A właśnie, że moja! – Wybuchł. Naprawdę nie wytrzymał. W gniewie, chwycił Jungkooka za koszulę. Może i był niższy, lecz do najsłabszych nie należał. Rzucił Jungkooka na łóżko, przyciskając jego ręce, by nie mógł się wyrwać. Ten patrzył w szoku na przyjaciela. Wkurzony Jimin? Na myśl mu nie przyszło, że kiedykolwiek będzie świadkiem czegoś takiego.

 - Jak możesz być tak ślepy, Jungkookie...

Jungkook nie zdążył odpowiedzieć. Rozszerzył tylko oczy w jeszcze większym zdumieniu, gdy usta jego najlepszego przyjaciela spoczęły na jego wargach. Nie był to brutalny pocałunek. Jimin mimo gniewu, który nim zawładnął, nie chciał go skrzywdzić. Przelał w to natomiast cały swój ból, smutek, żal i tak długo skrywaną miłość do chłopaka. Do Jungkooka w końcu dotarło, co się dzieje. Udało mu się wyswobodzić ręce spod dłoni przyjaciela. Odepchnął starszego. W głowie miał mętlik. Musi coś powiedzieć. Muszą to sobie wyjaśnić.

 - Jimin, ja...

 - Wyjdź.

 - Jimin, posłuchaj...

 - Wynoś się stąd.

W oczach Jimina szkliły się łzy. Jungkook był zszokowany owym widokiem. Jimin nigdy się nie rozklejał. Nigdy nie tracił nad sobą panowania. Był człowiekiem bardzo spokojnym, pomocnym, miłym i wiecznie uśmiechniętym. Był niczym anioł. Dlaczego więc teraz stał przed nim, przygryzając wargę, z oczami pełnymi łez? Jak to się stało, że doprowadził Jimina do takiego stanu? Co zrobił nie tak? Dlaczego Jimin cierpi z jego powodu? Dlaczego...

 - Przepraszam... – wyszeptał, zwieszając głowę. To wszystko jego wina...

 - WYJDŹ!! – zawył, raz jeszcze chwytając Jungkooka, by tym razem wyrzucić go za drzwi mieszkania – Nie chcę cię więcej widzieć, Jeon. Nie chcę cię znać.

To było ostatnie co usłyszał, zanim drzwi domu Jimina zatrzasnęły się tuż przed jego nosem.

Jimin osunął się na ziemię, plecami oparty o drzwi. Nie mógł dłużej powstrzymywać się od płaczu. Łzy spłynęły obficie, mocząc jego zaczerwienione od gniewu i wstydu policzki. Dlaczego to zrobił? Dlaczego go pocałował i dał się ponieść emocjom? Czemu powiedział te wszystkie słowa, których wcale nie chciał wypowiadać na głos? Zniszczył ich przyjaźń, na którą tak długo pracował. Zniszczył wszystko. Nie potrafił pomóc młodszemu, nie potrafił powstrzymać go przed jeszcze większym upadkiem. To wszystko jego wina... W głowie huczały mu słowa Jungkooka:

„Przepraszam...”

Zaszlochał, chowając twarz w ramionach.