środa, 31 sierpnia 2016

17. Bad romance

    Jungkook zagryzł wargę, starając się zapanować nad bijącym sercem, które znowu płatało mu figla i waliło jak oszalałe. Stresował się jak nigdy. Po wczorajszym nieprzyjemnym zajściu bał się spojrzeć Tae w oczy, w końcu wykorzystał go i zostawił, nawet nie wysilając się na jakiekolwiek wyjaśnienia. Tak nie powinno być. Mógł wyjaśnić, że po prostu się pogubił, bo wyszło na to, że chciał go jedynie ruchać, nie tratując tego wszystkiego poważnie. Nie było tak przecież, prawda? Coś go ze starszym łączyło i coś przyciągało do niego. W jakiś sposób mu na nim zależało i naprawdę czuł się szczęśliwy, gdy całował jego usta czy wpatrywał się w słodką twarz chłopca. Gdzieś w środku chciał go poznać i dowiedzieć się, czy może to nie jest jego ideał? Może pod maską słodziaka kryje się ktoś, kogo jest w stanie kochać?
      Odetchnął ciężko i poprawił kołnierz koszuli, po czym zapukał do drzwi. Raz kozie śmierć.
- Proszę! - gdy tylko usłyszał głos blondyna, nacisnął klamkę i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który jednak szybko zniknął.
- Co tu robisz, Min?
Ciemne oczy Kooka z niezadowoleniem zaczęły lustrować zielonowłosego, który siedział obok Tae i oglądał z nim film, co wywnioskował po odgłosach wydobywających się z laptopa blondyna. Nie podobało mu się to. Był wściekły, że ten idiota pozwalał sobie na tak wiele. Nie powinien się tutaj zjawiać.
- Oglądam film z Tae, geniuszu - mruknął chłopak, klikając coś na komputerze. Dźwięk przestał się sączyć. Jungkook zacisnął dłonie w pięści czując, że jego zdenerwowanie przed salą nijak ma się do tego, które zawładnęło jego ciałem w tym momencie. Już miał powiedzieć coś kąśliwego, gdy usłyszał niepewny głosik Kima.
- Um, cześć, Jungkookie?
Najmłodszy spojrzał na blondyna i mentalnie przywalił sobie w twarz. Jego życiowe nieogarnięcie bolało, nawet się z nim nie przywitał.
- Hej, księżniczko. Jak tam nos i noga? Bolą? - powiedział cicho i podszedł do chłopaka od drugiej strony. Ucałował jego policzek, zerkając z satysfakcją na Yoongiego, który mimo to zachował pokerową twarz, nie okazując ani zniesmaczenia, ani niezadowolenia. Nieco to Jeona wkurzyło, jednak jego hyung zazwyczaj pozostawał niewzruszony, czegokolwiek świadkiem by nie był. Było to nieco przerażające, bo odczytanie emocji, które nim władały, to wręcz niemożliwy wyczyn.
- Jest lepiej. Opatrunek mi przeszkadza i nie mogę za bardzo chodzić, ale dam radę. Muszę wrócić do pracy, więc gnicie tutaj nie ma sensu.
- Poradzisz sobie? - usiadł obok niego, obejmując go ramieniem. Blondyn tylko uśmiechnął się słodko i kiwnął głową.
- Zamieszkamy razem do czasu, aż jego stan się nie poprawi, więc nic złego się nie stanie.
Jungkook natychmiast wbił zaskoczone spojrzenie w Mina, który tym razem wygiął kąciki ust w zadziornym uśmieszku.
- Że co?
- Obiecałem Tae, że się nim zajmę i pomogę mu w poruszaniu się po jego mieszkaniu, póki noga nie przestanie mu dokuczać. Mam dużo wolnego czasu.
Jungkook poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go w brzuch kijem bejsbolowym z maksymalną mocą. Jak to do cholery będą razem mieszkać?! Czemu nie on, a ten kurdupel?

         Przez resztę wizyty Jeon był nieobecny. Czuł się zraniony, że Kim wybrał Mina do roli swojego opiekuna. Co z tego, że nie byli razem? Co z tego, że zachował się jak palant? Tae był jego własnością, tylko on mógł mieć do niego dostęp, więc to cholernie niesprawiedliwe, że jakiś idiota będzie mógł mieć go dla siebie od rana do wieczora. Przez te kilka dni ich kontakt może się polepszyć, albo co gorsza Yoongi upije jego maluszka, a potem go zgwałci. Cholera jasna! Przecież to niebezpieczne. Taeś powinien uważać kogo bierze do domu. Wprawdzie jego hyung był porządnym człowiekiem, jednak w towarzystwie takiego anioła mogło mu odbić i nie zapanuje nad swoimi żądzami. Przecież on nie zniesie tego, że Kim może być dotykany przez kogokolwiek innego!
       Siedzenie tutaj było męczące. Yoongi nie miał zamiaru wyjść, sam więc musiał się pożegnać i życzyć Tae powrotu do zdrowia. Czuł się z tym źle, ale przebywanie we trójkę jeszcze gorzej działało na jego samopoczucie tym bardziej, że to on był tym najmniej potrzebnym, bo pozostała dwójka rozmawiała o rzeczach, o których nie miał pojęcia i choćby chciał, to nic mądrego by nie wtrącił. Pozostał mu więc powrót do domu i zadowolenie się pierwszym lepszym alkoholem. Nie miał oczywiście ochoty się spić, raczej zrelaksować, po soju bowiem myślał nieco efektywniej, a przynajmniej podejmował jakieś decyzje. Był zbyt nierozgarnięty i niepewny czegokolwiek, by zastanawiać się nad rozwiązaniami na trzeźwo.
      Butelka za butelką, a w głowie wszystko mu się przejaśniało. Nie zostawi tego wszystkiego tak, jak wygląda to teraz. Nie przegra z jakimś idiotą, w końcu jest Jeon Jungkookiem, a Tae jego własnością.


***


     - Dziękuję, hyung - Taehyung uśmiechnął się delikatnie, poprawiając poduszkę na kanapie w pokoju dziennym. Nie był przyzwyczajony do korzystania z kul, więc każdy ruch sprawiał mu nie lada problem, na szczęście Yoongi zawsze był chętny do pomocy ratując go przed krępującym upadkiem i dodatkowym uszkodzeniem.
- Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- Nie. I tak już mi wystarczająco pomogłeś.
Starszy skinął głową i odszedł, po drodze zabierając ze stołu swoje okulary. Wyglądał na zadowolonego, co nieco Kima dziwiło, w końcu był teraz uwiązany z kaleką, jednak w jakiś sposób podnosiło go to na duchu. Nie sądził, że ktoś bezinteresownie zechce przy nim być, nie licząc Jina i Namjoona, którzy najchętniej nie odstępowaliby go na krok. Zielonowłosy jednak był obcy, a mimo to przynosił mu herbatę, podtrzymywał, gdy chciał wejść na piętro oraz spełniał większość jego głupich zachcianek. Czasami wręcz miał wrażenie, że chłopakowi w jakiś sposób na nim zależy, jednak szybko pozbywał się z głowy tak niedorzecznych myśli, było to przecież niemożliwe. Min był zbyt inteligentny, zbyt dobry, zbyt idealny, by zechcieć na niego chociażby spojrzeć, on zaś i tak miał już złamane serce, więc nawet lepiej, że nic się tu nie narodziło. Istniało ono tylko dla Jungkooka, który nawet, jeśli miał go w dupie, to nadal był dla Tae wszystkim, czego potrzebował.
Sam nie wiedział, kiedy go pokochał. Cała ich znajomość była na tyle szalona, że nim się nie zorientował, był już po uszy zakochany w tym przystojnym brunecie i robił naprawdę głupie rzeczy, byleby go zatrzymać przy sobie. Niby obiecywał, że nigdy już nie pokocha, że nie pozwoli znowu tak ze sobą postępować, jednak nic nie mógł poradzić na to, że perfekcyjność Jeona go zniszczyła. Nie miał nawet siły się bronić, bo uczucie, którym kiedyś darzył Wu, było niczym w porównaniu do tego, jak jego serce szalało, gdy młodszy łapał go za rękę i całował jego usta. Kochał go, po prostu go kochał. Mógłby nawet teraz ze zwichniętą nogą, paść na kolana i błagać go, by poświęcił mu jeszcze jedną noc, by znowu wziął go, i kochał, chociażby czysto fizycznie. Nie wymagał przecież od niego miłości. Wiedział, że to biznes, ale nie przeszkadzało mu to. Może gdzieś w środku cierpiał, może i miał czasami dość, i chętnie odciąłby się od wszystkiego, ale nie mógł. Był czyjąś własnością i chciał nią zostać do końca życia.
        Czasami jego podejście do Jungkooka go przerażało. Nigdy z własnej woli nie wskoczyłby w spódniczkę, jednak czuł, że ten chce go zostawić. Tylko to podpowiedział mu internet i udało się. Jeon był jego na kolejne kilka dni, co stało się osobistym sukcesem Tae. Miał ochotę to powtórzyć, nie było już jednak kiedy. Jego nowe, jeszcze nienoszone kostiumy leżały w kartonie i zapewne wylądują w koszu, nigdy bowiem już czegoś takiego nie ubierze, bo po co? Miał dość uczuć, nieodwzajemnionych relacji, w które ciągle popadał. Skoro nie kochała go matka, potem Wu i Jungkook, to ktoś inny miałby to uczynić? Nie posiadał w sobie siły, by chociaż chcieć się odkochać w brunecie, więc zapewne wyidealizuje swoje niespełnione uczucie i zostanie zgorzkniałym starcem. Czwarty raz już nie pozwoli na to, by jego serce się rozpadło.
       Nie był do końca normalny. Wiedział to. Nie raz, nie dwa chciał ze sobą skończyć. Gdy słyszał w dzieciństwie rozmowy braci z matką, zawsze wybuchał płaczem. Nigdy się z nim nie spotkała, nigdy nie zadzwoniła. Po rozwodzie przyjeżdżała tylko po Namjoona i Jina, zabierała ich potem do miasta czy wesołego miasteczka. Zawsze wracali z prezentami i chociaż miało to miejsce tylko kilka razy w roku, to był zwyczajnie zrozpaczony. Nie tyle zazdrosny, co smutny, że go nigdy nie chciała. Nie potrafił tego zrozumieć przez długie lata, dopiero gdy podrósł, jakoś to przetrawił, chociaż jego serce nigdy się już nie zagoiło. Chętnie w ogóle by się nie narodził. Nie miał jednak na to wpływu, widocznie świat go chciał, co było beznadziejnym nieporozumieniem, chociaż chciał się zmienić, to wszystko było przeciwko niemu. Chciał być jak Namjoon - nie wyszło. Próbował dorównać Jinowi - podobnie. Ludzie w szkołach go nie lubili, na studiach od niego stronili, a w pracy pewnie po cichu wyśmiewali jego głupie nadzieje, które wiązał z Yifanem. Naprawdę w jego życiu nie było niczego, co pozwalałoby mu się odbić i zacząć żyć. Nie wegetować, a po prostu coś robić. Miał tylko ojca, który wprawdzie kochał go nade wszystko i rozpieszczał od dnia, w którym matka się go wyrzekła, jednak ciągle pracował i nie miał dla niego tyle czasu. Bracia również starali się jak mogli, by było mu dobrze, jednak mieli własne sprawy i nawet, jeśli też obchodzili się z nim jak z jajkiem, to czuł się samotny. Właśnie dlatego czasami miał ochotę łyknąć kilka tabletek i po prostu się nie obudzić. Jaki sens bowiem miało życie, gdy liczyła się tylko praca, cotygodniowe obiady we czwórkę i kolejna książka do kolekcji? Wszystko to było bezowocne i go drażniło, nie mógł jednak zranić rodziny. Tata go kochał i dawał mu każdą rzecz, jaką zapragnął. Zaakceptował jego homoseksualizm, co przecież w Korei było nie do pomyślenia, nawet nie pytał jak to, dlaczego. Po prostu życzył mu idealnego męża i chciał, by był z nim szczęśliwy. Seokjin podobnie. Tylko Namjoon miał na początku jakieś przeciwwskazania, ale to raczej dlatego, że był nadopiekuńczy i miał ochotę pogonić od niego każdego adoratora, był przecież jego księżniczką. Nie potrafiłby ich zostawić tak, jak go opuściła matka. Musiał żyć nawet, jeśli było to bolesne. A teraz pojawił się Jungkook...
      Westchnął ciężko i wpakował do ust czekoladkę. Przy nim odżył. Miał po co wstawać, zjeść i po prostu być. Nie musiało być to czyste, pełne i odwzajemnione. Taehyung chciał tylko czuć, że ktoś przy nim jest, że komuś się podoba. Jego samoocena była zerowa, a każdy komplement bruneta sprawiał, że chociaż trochę zaczął siebie doceniać. Nie uważał już siebie za nieatrakcyjną kluskę, bo Jeon mógł przecież mieć każdego i nie umawiałby się z kimś brzydkim. Wprawdzie niby każdy chwalił jego urodę i ładne ciało, nie obchodziło go to jednak, bo w końcu coś musiało być nie tak, skoro nikt go nigdy nie chciał. Młodszy dawał mu za to wszystko. Miał z kim spędzać czas, był zabierany na randki i każdego ranka budził się wtulony w cudowne ciało chłopaka, który niemal zawsze pragnął go posiąść. Chociaż każdy normalny człowiek uznałby to za zwykłe wykorzystywanie, to Tae był szczęśliwy. Chciał być głupią dziwką Jeona, byleby go mieć i nie musieć znowu żyć samemu. Teraz jednak chyba będzie na to skazany…
       Nie chciał lecieć do Japonii. Bał się obcego kraju. Bał się, że sobie nie poradzi. Najbardziej jednak przerażała go myśl, że będzie tam kompletnie sam. Nie będzie mógł zobaczyć się z Jinem, Namem czy ojcem. Nie znajdzie tam żadnej żywej duszy, którą chociaż by kojarzył. Co jednak mógł zrobić? Wszyscy byli potrzebni tutaj, a on sam nie miał nikogo. Nie trzymały go tu nawet najgłupsze zobowiązania, bo jakby nie patrzeć, był skończonym zerem i jedyną osobą, która z własnej woli z nim rozmawiała, było jego odbicie w lustrze, bo niejednokrotnie zamieniał sam ze sobą kilka słów, by chociaż poudawać, że ktoś chce go wysłuchać. Jungkook miał go gdzieś i nawet, jeśli wypowiadał tak piękne słowa, to Tae wiedział, że na tym to się zakończy. Młodszy zawsze tylko mówił i był zbyt wielkim tchórzem, by do niego wrócić. Może i bruneta pociągały jego uda, ale w środku raczej nigdy nic mu mocniej nie zabiło, by zechciał stworzyć z nim cokolwiek. Nie miał mu tego za złe. Ba! Był wdzięczny, że chciał go w ogóle w tym szpitalu. Mimo, że Tae później pół nocy przepłakał, to nie chciałby cofnąć czasu, bo to najlepsze, co go w ciągu ostatnich dni spotkało.

          - Tae, płaczesz?
Młodszy nieco poderwał się na fotelu, szybko ocierając policzek tak, by nie uszkodzić opatrunku na nosie. Nie czuł tego, jednak nie dziwiło go to ani trochę. Często płakał, gdy był sam.
- Nie, coś mi wpadło do oka, hyung - posłał nieco niewyraźny uśmiech zielonowłosemu, który nieprzekonany usiadł obok, niespodziewanie obejmując go ramieniem. Blondyn zadrżał, gdy szczupłe ręce oplotły go całkowicie, jednak nie odsunął się. Było to przyjemne. Yoongi był przyjemny. Tae nie wiedział jak, ale w jakiś sposób muzyk go uspokajał i sprawiał, że problemy stawały się mniejsze. Może to ta tajemnicza bratnia dusza? Anioł stróż?
- Niech więc wypadnie. Musisz zacząć żyć, Tae.
Kim nieco niepewnie przesunął dłonie na plecy chłopaka, wtulając się w niego mocniej. Słyszał nierówne bicie jego serca, które jego samego relaksowało. Czuł się lepiej, po prostu.
Nie wiedział, ile czasu spędził w tej pozycji. Nie liczyły się dla niego sekundy, minuty, może godziny. Ciepło starszego było jego lekarstwem, które może nie uleczyło jego serca, ale chwilowo pozwoliło zapomnieć.


wtorek, 16 sierpnia 2016

16. Bad romance

- O tak... Jungkookie... - brunet polizał czerwony ślad na szyi chłopaka, napierając swoim kroczem na te Tae. Oboje byli na siebie napaleni, potrzebowali swoich ciał i żaden nawet nie myślał o tym, by zwlekać chociaż sekundę. Młodszy wysunął swoje palce z wnętrza blondyna i nie mogąc już opanować napięcia, po prostu wsunął się w niego, wchodząc od razu do końca.
- Cholera - warknął, czując ten niesamowity ucisk, te cudowne uczucie bycia w nim. Niemal zakręciło mu się w głowie, gdy szczupłe uda chłopaka zacisnęły się na jego biodrach, a paznokcie wbiły w jego łopatki pokazując, jak mocno go pragnie. Całe ciało chłopaka było podatne na najmniejszy gest z jego strony, rozgrzane do granic możliwości. Sunął dłońmi po jego bokach, badając palcami każdy skrawek, jakby miał go pod sobą pierwszy raz. Nie spodziewał się, że aż tak tęsknił za blondynem, dopiero teraz dostrzegł, jak cudownie mu z nim było, ile radości mu dawał. Jego wykrzywiona w ekstazie twarz, rozchylone wargi... Wszystko to było tak cholernie zmysłowe. Pragnął go coraz bardziej, coraz mocniej, dlatego wysunął się z niego prawie cały, zaraz wykonując zdecydowane pchnięcie. Starszy poderwał się, raniąc go bardziej swoimi paznokciami, jednak tylko mocniej go to nakręcało. Potrzebował tych śladów, potrzebował znowu zasmakować swojego najpiękniejszego malucha. Nie obchodziło go to, że nie powinien, że nie byli razem, że do cholery, mógł mu zrobić krzywdę, bo ten był poobijany. Nie potrafiłby się od niego odsunąć, chciał kochać się z nim godzinami, być w nim już wiecznie.
- Ach! - Taehyung poderwał się, gdy Jungkook trafił w jego czuły punkt. Brunet uśmiechnął się i wpił namiętnie w usta chłopaka. Zaraz uderzając w to samo miejsce, tym razem mocniej i brutalniej. Stęsknił się nawet za jego jękami, kropelkami potu spływającymi po skroniach. Szlag. Jak on wytrzymał bez tego tyle dni?
Wyszukał jego dłoni swoją i sprawnie splótł palce razem, przyciskając je zaraz do materaca tuż obok głowy mniejszego. Przejechał językiem po jego pełnej wardze, dociskając go swoim ciałem, przez co z każdym ruchem pocierał członka Tae, dając mu tym samym więcej przyjemności.
Z każdym kolejnym pchnięciem jego ruchy stawały się coraz bardziej chaotyczne, ale był pewien, że Kimowi jest dobrze. Jęczał słodko, co jakiś czas krzycząc jego imię i nawet pocałunki nie mogły tego zagłuszyć. Tak cholernie podnosiło to Jeonowi samoocenę. Świadomość, że ktoś tak piękny i pociągający pragnął tylko go, było uczuciem nie do opisania, podobnie zresztą jak samo to, że w nim był. Z każdym ruchem odlatywał jeszcze dalej, pożądał go mocniej. Posuwał go jak zwierze, jakby od tego zależało jego życie. Nie dawał swojemu członkowi nawet chwili wytchnienia, zapalczywie celując w najsłodsze miejsce Tae, które chciał wypieścić tak, jak jeszcze nigdy. Oboje potrzebowali swojej bliskości, swoich ciał.
- Kookieeee! - Tae pisnął niemal płaczliwie, dochodząc pomiędzy ich ciała, co dodatkowo wytrąciło Jungkooka z równowagi, bo napierające zewsząd mięśnie sprawiły, że po kolejnych dwóch pchnięciach sam wylał się we wnętrze blondyna. Jego ciało przeszedł dreszcz, poczuł spełnienie nie tylko fizycznie. W środku coś znowu zapłonęło.
- Cholera, Taeś... - westchnął i wysunął się z niego, puszczając przy tym jego dłoń, jednak tylko po to, by opaść obok  obejmując go mocno w pasie. Przyciągnął drobne ciało do siebie i z zadowoleniem wpił się w rozchylone, próbujące złapać trochę powietrza usta. Starszy nie protestował. Posłusznie pozwolił mu na pieszczotę, wtulając się w niego mocno, jakby miał go już nigdy nie puszczać. Ich spragnione języki pocierały o siebie raz po raz, wargi pieściły nawzajem. Tak powinno być cały czas.
- Kookie... - blondyn oderwał się niepewnie od jego ust i skupił na nim wzrok. Jego wielkie oczy z jednej strony wyglądały na szczęśliwe, z drugiej tliło się w nich coś dziwnego.
- Tak, maluszku? - zamruczał, głaszcząc czule jego plecy, przez co starszy raz po raz wyginął się w łuk, pragnąc doświadczyć jego dotyku w jak największym stopniu.
- Było dobrze?
- Jej, co to za głupie pytanie, Tae? - Jungkook przewrócił oczami, zaraz jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ucałował delikatnie czoło chłopaka i zamknął go w szczelnym uścisku. - Zawsze jest mi z tobą dobrze. Nikt nie wygląda tak pięknie podczas seksu, nikt nie ma tak cudownego głosu. Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś najlepszy.
- Och... Wiem, ale... No - blondyn spuścił wzrok, a jego policzki natychmiast się zaróżowiły, co Jeon skwitował cichym śmiechem. Nie chciał jednak chłopaka stresować, toteż szybko ucałował oba, uważając na nos, który nadal był przecież w kiepskim stanie i lepiej było go nie naruszać. To było dla bruneta niezrozumiałe, bowiem nawet z wielkim opatrunkiem, Tae nadal wyglądał jak słodka księżniczka.
- Możesz wątpić we wszystko, ale niech nikt nie da ci wmówić, że nie jesteś najcudowniejszym kochankiem na świecie. Jestem pewien, że każdy marzy o twoich udach, ustach, pośladkach.
- Tak? Jestem dla ciebie najlepszy? - Kim uśmiechnął się delikatnie, zerkając na niego zza długich rzęs. Wyglądał tak pociesznie i niewinnie, że młodszy najchętniej by go pożarł.
- Lepszego nie spotkałem. Piękniejszego chyba nigdy nie będzie, więc tak. Jesteś słodki, Tae. Najsłodszy, uroczy, kochany. Nie musisz nic udawać, naprawdę.
- Um... Czyli... Lubisz mnie trochę, Jungkookie? Nie mówię, że bardzo, ale tak... odrobinkę? - mniejszy wsunął rękę pomiędzy ich ciała i pokazał maleńki kawałek między dwoma palcami. Na to Jeon się skrzywił i wepchnął pomiędzy nie swojego, którym je rozchylił, powiększając odstęp o kilka centymetrów.
- Trochę więcej, księżniczko.
- To bardzo dużo, wiesz? - Tae odsunął swoją dłoń i położył ją na policzku młodszego, który zaczął głaskać. - Dziękuję, że znowu dałeś mi trochę siebie i przepraszam, że nie mogę dać ci spokoju.
- Nie dziękuj, ja powinienem. Potraktowałem cię źle, a ty mimo to nadal mnie chcesz. Nie zasługuję na ciebie. Jesteś śliczny, zdolny, bo w końcu masz odpowiedzialne stanowisko, w dodatku jesteś kochany i starasz się dla mnie tak, jak nikt nigdy. Przy tobie jestem tylko zwykłym chłoptasiem, których pełno na świecie. Nie mam pieniędzy, władzy, w dodatku mam zęby jak królik. Między nami jest przepaść, Tae.
- Kocham twojego króliczka! Jesteś najprzystojniejszy na świecie, nie mów więc tak o sobie. Nawet nie wiesz jak długo podglądałem cię tego dnia, gdy pierwszy raz byłeś w Dolce. Olałem ważne zebranie, by pójść z tobą do kawiarni, bo nie mogłem stracić cię z oczu - starszy nadął zabawnie policzki, a Jungkook roześmiał się, chociaż był tym faktem nieco zaskoczony.
- Tak?
- Mhm. Tak naprawdę to wszystko było wymyślone na poczekaniu. Nagle dostałem olśnienia, że chcę się z tobą umówić, ale nie wierzyłem, że się zgodzisz, a pomysł był w sumie całkiem dobry i nawet wypalił.
- Moje maleństwo... - brunet przysunął wargi do tych mniejszego i ucałował je czule, zaraz pocierając o nie ponownie. Starszy tylko poruszył się zadowolony, mocniej wtulając w jego tors, a usta z przeogromnym pragnieniem zaczęły oddawać pieszczotę, na co Jungkook cicho zamruczał. Potrzebował jego słodkich pocałunków, tak cholernie mocno mu ich brakowało. Nie miał pojęcia kiedy i jak to się stało, ale w tej chwili miał ochotę powiedzieć Tae, że już nigdy go nie opuści, bo za szybko bijące serce było dość jednoznaczne.
Błogą ciszę, zakłócaną tylko i wyłącznie mlaskaniem ich języków, przerwał nagle dźwięk telefonu starszego. Niechętnie się od siebie oderwali, a blondyn odebrał, przykładając komórkę do ucha.
- Hmm? O, cześć hyung! Co? Już jesteś? Tak, tak! Weź mi... o. Gorącą czekoladę, dobrze? Tak, hyung. Do zobaczenia!
- Co jest? - Jungkook zmarszczył brwi, przyglądając się zdezorientowanemu blondynowi, który spojrzał na młodszego i uśmiechnął się głupkowato.
- Jin tu jest. Zaraz będzie na górze.
Jeon jak poparzony wyskoczył z łóżka i zaczął zbierać z ziemi ich ubrania. Założył bokserki, starając wsunąć spodnie na pośladki, które jak na złość nie chciały współpracować i o mało nie upadł na tyłek. Całkiem wyleciało mu z głowy, że nie są u siebie i że Jin miał tutaj przyjść dopełnić formalności. Szlag by to!
- Jeju, jestem cały upaćkany - jęknął Taehyung, starając się zmyć ich nasienie chusteczką, jednak po chwili była ona cała mokra. Jungkook podbiegł do swojej teczki i wyciągnął z niej nową paczkę, po czym zaczął wycierać brzuch chłopaka, następnie zaś zajął się udami, a starszy w tym czasie starał się ogarnąć.
- Kurwa mać! - warknął, pomagając mniejszemu założyć szpitalną piżamę, która na szczęście była na tyle luźna, że nie sprawiała problemów. Gorzej z jego ubraniami. Pośpiesznie zapinał strasznie pogniecioną koszulę, starając się jakoś wyprostować ją palcami, jednak na nic się to nie zdało. Sięgnął po marynarkę i zarzucił ją na siebie, w tym samym momencie zaś usłyszeli pukanie do drzwi. Starszy wskoczył pod kołdrę, chowając się pod nią aż po szyję, Jungkook zaś pozbierał z ziemi chusteczki i wsunął je do kieszeni, nie było przecież czasu na szukanie kosza.
- Proszę!
Drzwi niemal natychmiast się otworzyły i pojawił się w nich Seokjin z kubkiem  oraz torebką z jakimś jedzeniem, chociaż Jungkook nie dałby sobie za to obciąć ręki. Od razu się skłonił, starając zapanować nad nierównym oddechem, spowodowanym ich wcześniejszymi zabawami, a potem jeszcze ekspresowym ubieraniem się. Los go chyba nie kochał.
- Dobry wieczór - mruknął cicho i wyprostował się, zagryzając nerwowo dolną wargę. Widział, że mężczyzna był zaskoczony, bo kilkakrotnie wodził pomiędzy nimi spojrzeniem, dopiero po chwili rozumiejąc co się dzieje.
- Och, witaj Jungkook. Nie spodziewałem się, że ktoś tutaj będzie.
- Jungkook mnie przywiózł do szpitala, hyung - Tae uśmiechnął się szeroko, chowając nos za kołdrą. Seokjin uśmiechnął się niepewnie i podszedł do brata, podając mu kubek z napojem, który ten z zadowoleniem odebrał.
- Dziękuję, że się nim zająłeś.
- Och, nie ma za co, to żaden problem.
Starszy skinął głową i przysiadł na jednym z foteli. Jungkook chciał wyjść i zostawić ich samych, jednak błagalne spojrzenie Tae skutecznie odwiodło go od tego pomysłu. Podszedł więc do okna i zaczął przyglądać się widokom, podczas gdy bracia rozmawiali o japońskich projektach. Nawet jakby chciał się na tym skupić, to i tak spełzłoby to na niczym, bo był nieco roztrzęsiony. Dopiero teraz zaczęło dochodzić do niego to, że chociaż co chwilę powtarzał, że nie kocha Tae, to ostatecznie wystarczył delikatny pocałunek, a on nie mógł zapanować nad swoimi żądzami. Rzucił się na niego jak wygłodniałe zwierzę, którego tylko ciało blondyna mogło zaspokoić. I chyba tak rzeczywiście było.
Nie czuł już do niego niechęci i nie był pewien, czy ta wcześniejsza nie była wymuszona lub wmawiana, by nie zniszczyć tego idealnego obrazka, który wytworzył sobie w głowie. Znowu też czuł się tak, jakby go wykorzystał. Nie powinien się do niego dobierać, skoro w głowie ma śmietnik, kolejny raz bowiem nie mógł zachować się jak skończony dupek. Tae zbyt dużo dla niego poświęcił, za wiele się napłakał, by miał znowu poczuć się zawiedziony.
Zerknął przez ramię na żegnającego się z blondynem Jina, z którym po chwili również się pożegnał. Mężczyzna zniknął, a on został ze starszym sam na sam.
- Możesz już wyrzucić to do śmieci, Jungkookie.
Brunet zamrugał kilka razy, dopiero po kilku sekundach orientując się, że w kieszeni miał brudne chusteczki. Szybko wyciągnął je z kieszeni i podszedł do kosza, wzdychając. Chyba coś z jego mózgiem było nie tak.
- To pewnie przez zmęczenie... Ostatnio w firmie dużo się dzieje.
- Wiem, sam mam masę roboty. Tyle dobrego, że Choa pomoże mi z papierami, bo sam bym się nigdy nie wyrobił. Wolałbym kogoś innego, bo jej nie lubię, ale Jin chyba chce byśmy się zaczęli dogadywać, skoro na nią leci.
- Dlaczego ci przeszkadza? - Jungkook podszedł do mniejszego i usiadł na łóżku, na co ten zareagował niemal natychmiast, bo szybko wgramolił się na jego kolana, wtulając się w umięśniony tors.
- Jestem chyba zazdrosny. Hyung ją lubi i powoli przestaję być dla niego najważniejszy, a od dziecka byłem jego ukochanym braciszkiem, którym się ciągle zajmował.
- Twoi bracia są już dorośli, Tae. Ty też już jesteś. To ten czas, gdzie każdy powoli układa sobie życie. Wiem, że może być ci źle z tym, że nie jesteś na pierwszym miejscu, ale to nie oznacza, że przestajesz się liczyć - westchnął, wsuwając dłoń w jego włosy, którymi zaczął się leniwie bawić.
- Jak założą rodziny, to już u nikogo nie będę najistotniejszy. Wszędzie będę któryś w kolejce, chociaż teraz to już i tak po fakcie. W Japonii będę sam.
- Czemu się się na to zgodziłeś? - młodszy nie zauważył, kiedy jego palce spoczęły na plecach chłopaka. Nim się obejrzał ten był już w jego objęciach, a usta mimowolnie błądziły w okolicach jego ucha. Coś w środku mówiło mu by się odsunął, jednak nie miałby na tyle siły, by oderwać się od tego drobnego ciała.
- Ktoś z naszej trójki miał jechać. Tata chciał wysłać Seokjina, ale on ma tu dziewczynę, znajomych i jest szczęśliwy. Namjoon jest zastępcą taty, więc kiepsko by odszedł, więc się zgłosiłem. Nic mnie tu przecież nie trzyma, a chociaż raz w życiu na coś się przydam.
- Nie mów tak. Nie jesteś kimś niepotrzebnym.
- Wiesz co, Jungkookie? - starszy poruszył się na jego udach, a drobne dłonie zaraz znalazły się na policzkach bruneta, który nierozumnie pokręcił głową. - Naprawdę cię kocham i czuję, że jesteś miłością mojego życia. Spisujesz się w pracy, cudownie całujesz, w łóżku doprowadzasz mnie do szaleństwa. Ale... - Jeon zmarszczył brwi, zaciskając palce na bokach Tae, który westchnął i ścisnął mocno jego policzki. - Ale czasami mówisz takie głupoty, że wątpię w twoją chwilową poczytalność.
- Co? - młodszy zamrugał, odsuwając się nieco.
- Mówisz jaki to cudowny nie jestem, że zasługuję na kogoś super, że nie znasz nikogo piękniejszego, a przecież to właśnie ty mnie zostawiłeś, bo nie byłem wystarczająco dobry. Nazywasz mnie swoim, a mimo to mnie nie chcesz. Sam sobie zaprzeczasz. Ja naprawdę staram się to zrozumieć, ale nie potrafię.
Jungkook zacisnął nerwowo wargi, spuszczając wzrok. I co miał teraz odpowiedzieć? Nie dość, że Tae zawstydził go swoim słodkim wyznaniem, to jeszcze nie omieszkał skrytykować jego zachowania, co do którego miał rację. Sam nie wiedział, czy przypadkiem nie był idiotą, bo zniszczył naprawdę uroczy i przyjemny związek, czy tak powinno być. Teraz przecież wyszło na to, że tylko on ponosi winę, bo Kim postępował tylko tak, by go przy sobie zatrzymać.
- Wiesz Tae... - zaczął, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Zabrał dłonie z jego boków i zaczął się nimi bawić, wykręcając dziwnie palce, by chociaż częściowo rozładować stres, który opanował jego ciało. - Ja chyba sam siebie nie rozumiem. Z jednej strony to wszystko mnie przerasta, z drugiej zaś tak cholernie ciężko mi bez ciebie funkcjonować. Ja... - wysunął nogi spod ciała Tae i szybko wstał, łapiąc za swoją teczkę. - Ja chyba po części cię pragnę, a po części chcę uciec jak najdalej. A teraz wybacz, muszę wracać do domu.
Skierował się w stronę drzwi, starając złapać oddech. Obraz powoli mu się zamazywał, chciał więc opuścić pomieszczenie jak najszybciej.
- Do jutra, Tae.
I wyszedł, a po jego policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy.




Komentarze mile widziane!

środa, 10 sierpnia 2016

15. Bad romance

       Drobny, około pięcioletni chłopiec siedział na parapecie wyłożonym poduszkami, wpatrując się w okno z dziwnym zafascynowaniem. Krople deszczu ozdabiały wielką szybę, on zaś śledził wzrokiem co większą z nich, całkowicie nie przejmując się faktem, że było to zajęcie bez większego sensu. Jego dziecinny umysł kazał mu to robić od rana, dlatego odchodził ze swojego miejsca tylko na obiad i by zrobić siusiu. Lada chwila na wielki plac miało wjechać z utęsknieniem wyczekiwane białe auto, bowiem już od tygodnia nie widział swojej mamy, która wyjechała do pracy i przez ten czas nie mogła z nim rozmawiać. Wprawdzie słyszał, że jego starsi bracia do niej dzwonili, ale sam nie miał jeszcze swojego telefonu, a ona nigdy nie poprosiła go do słuchawki. Było mu trochę smutno z tego powodu, jednak wiedział, że miała dużo na głowie i to nie była jej wina. Seokjin i Namjoon nie mieli swojej niani, a on tak, pewnie dlatego o nich się bardziej martwiła.
         Po kilkunastu minutach usłyszał donośny dźwięk samochodu i światła, które nieco go oślepiły. Szybko zeskoczył ze swojego obserwatorium, wybiegając z pokoju, przeskakując schody, by jak najszybciej znaleźć się na dole i móc w końcu ją zobaczyć.
- Mama wróciła! - pisną ucieszony i stanął przed drzwiami, nie zwracając nawet uwagi na rodzeństwo, które znalazło się przy nim, gdy drzwi od domu się otworzyły. Próg przekroczył wysoki mężczyzna, stawiając na ziemi walizkę, a chwilę później mógł w końcu zobaczyć drobną kobietę, zsuwającą właśnie z głowy duży kapelusz, który odebrała od niej ich gosposia.
- Dzień dobry. 
Miękki i przyjemny głos mamy sprawił, że na buzi chłopca pojawił się szeroki uśmiech. Całą trójka niemal natychmiast pojawiła się przy niej. Seokjin był najwyższy, wtulił się więc w jej pas, a on i Namjoon musieli zadowolić się nogami, które opletli swoimi drobnymi rączkami.
- Jedliście obiad, hm? Lekcje odrobione, Jinuś? 
- Tak, mamo - najstarszy uśmiechnął się szeroko, wpatrując w swoją rodzicielkę, która pogłaskała go po głowie i kazała mu rozpakować dużą torbę z prezentami, w międzyczasie biorąc na ręce Nama. Ten wtulił się w jej szyję mocno, zaczynając opowieść o tym, jak było w przedszkolu. Kobieta z zadowoleniem wsłuchiwała się w jego słowa, kierując w stronę salonu, ignorując Taehyunga, który nadal wyszczerzony ruszył za nią, nie puszczając różowej spódnicy. Usiedli we trójkę na kanapie, Joon na jej kolanach, a Tae obok, raz po raz ciągnąc ją za spódnicę, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę, ta jednak skupiona była tylko na średnim synu, którego pieszczotliwie tarmosiła. 
Najmłodszy nadął swoje pulchne policzki, opierając czoło o jej ramię.
- Mamuś... - jęknął niezadowolony, obejmując zaraz jej rękę palcami. - Mamoooo...
- Jeju, Taehyung, co znowu? - mruknęła, zerkając na najmłodszego zniecierpliwiona. Oplotła ramionami ciało średniego z nich, zagryzając wargę. Tae poczuł w środku coś nieprzyjemnego, jednak tylko uśmiechnął się i uniósł, opierając cały swój ciężar na kolanach.
- Byłem wczoraj na rolkach, bo tata mi kupił. Zdarłem sobie rączkę i boli... - wydął nieco dolną wargę i przysunął dłoń do jej twarzy. Kobieta tylko westchnęła i pokręciła głową z niezadowoleniem.
- I co w związku z tym? Przecież nic z tym nie zrobię. Trzeba było nie jeździć, skoro nie potrafisz. 
- Jak dasz buzi, to przestanie - chłopiec nieco się skulił, wpatrując w nią z uwagą.
- Niech niania da ci plaster, buzi nie pomoże.
- Ale Jina nie bolało, jak dałaś buzi! Namjoon też dostał! Daj mi też! - jęknął, przysuwając swoją dłoń do jej ust, ta jednak odsunęła się i zmarszczyła swoje brwi zła.
- Nie mam teraz siły. 
- A mogę na kolana?
- Teraz siedzi Joonnie, nie widzisz?
- Ale...
- Taehyung do cholery! Nie zachowuj się jak rozpieszczona księżniczka. Idź do pokoju i się pobaw, nie mam sił na twoje sceny.
Chłopiec zacisnął wargi czując, że pieką go oczy. Nie chciał płakać, bo mama nigdy tego nie lubiła, więc tylko zsunął się z kanapy i podszedł do siedzącego na dywanie Jina, który oglądał właśnie różowy telefon z kolorowymi diamencikami. Młodszy pociągnął nosem i stanął nad nim, przyglądając się urządzeniu, a jego twarz powoli się rozpogadzała. Klęknął obok i zaczął oglądać wszystkie prezenty. Słodycze, samochodziki i inne zabawki, a pod nimi znalazł zieloną komórkę, podobną do tego Jina, ale ze śmiesznymi stworkami zamiast kryształków. Uśmiechnął się do siebie i złapał za pudełko, którym zaczął wymachiwać.
- Mamoooo! To dla mnie?
Spojrzał na kobietę, która pokręciła głową i wskazała na Joona. 
- To dla Nama.
- A gdzie mój? - zapytał, odkładając telefon na dywan.
- Nie masz nawet pięciu lat, po co ci telefon? 
Taehyung zacisnął wargi, starając się zapanować nad łzami, które usilnie napływały do jego oczu. Już kolejny raz mama kupiła prezent dla braci, mu zaś nie, bo był za mały. Przecież Nam był tylko rok starszy, więc to niesprawiedliwe.
- Tata zawsze kupuje wszystkim! - pisnął, chowając twarz w dłoniach. Nie chciał się mazać, bo mama wtedy krzyczała, ale nie potrafił przestać, bo poczuł się niekochany. Mama nie chciała nosić go na rękach, brać na kolana, nie dawała mu takich fajnych zabawek. Nie pytała się o to w co się bawił, czy zjadł, czy wypadły mu zęby. Ciągle tylko Jin, Nam, Jin, Nam. Nigdy Tae.
- To idź do ojca, on ci kupi.
Chłopiec jęknął głośno i pocierając piąstkami oczy, wybiegł z salonu. Szybko wspiął się na piętro, gdzie był jego pokój i niemal natychmiast wskoczył do łóżka, głośno płacząc. 
         Nie chciał być beksą. Wszyscy zawsze śmiali się z takich dzieci, on jednak ciągle płakał i nie mógł przestać. Czuł się pominięty, a to było niesprawiedliwe, bo przecież nie zrobił nic złego. To Joonnie wszystko psuł i rozwalał, zniszczył nawet łańcuszek mamy, ona jednak nawet na niego nie krzyczała. Gdy Tae się potknął i wylał sok na dywan, to była tak bardzo zła, że kazała mu siedzieć cały dzień w pokoju, nie mógł też zjeść ciastek, a on przecież tak mocno je kochał! Jin tak samo. Mama zabierała go ze sobą do miasta, a go nigdy nie chciała, chociaż zawsze był grzeczny. To było niefajne i sprawiało, że miał ochotę ciągle siedzieć w łóżku. Było mu źle, bo mama chyba go nie kochała tak mocno, jak ich, a on potrzebował jej miłości. 


~*~


          - Ale jak to, mamo? Będę tęsknił! - Seokjin nadął swoje policzki, wtulając się mocno w ciało kobiety, która tylko westchnęła ciężko, obejmując jego drobne ciało.
- Dacie sobie radę, kochanie. Pamiętaj o odrabianiu lekcji, myj codziennie zęby i uważaj na Joonniego, bo kiedyś zrobi sobie krzywdę. Macie telefony z moim numerem, możecie do mnie dzwonić, a ja będę was odwiedzać, niestety mamusia musi wyjechać, bo ma obowiązki. Pamiętajcie jednak, że was kocham, maluszki. 
Najstarszy pociągnął nosem i odsunął się od niej, łapiąc za rękę Nama, który zasmarkany płakał, chowając twarz w dłoniach.
- Trzymajcie się. Papa! - mama uśmiechnęła się smutno i już miała wstać, gdy podbiegł do niej Tae, wieszając się na jej szczupłej szyi. Kobieta odetchnęła z trudem i skinęła głową na nianię, która zabrała dwóch starszych chłopców, zostawiając ich samych.
- Ja nie mam telefonu, mamo. Nie jedź! 
- Wiesz Tae... Bo ja tak naprawdę nie chcę z tobą rozmawiać, wiesz?
Chłopiec lekko się od niej odsunął, wpatrując się w nią swoimi wielkimi oczami nieco nierozumnie.
-  Jak to?
- Mama musi odejść przez ciebie, wiesz? Nie kocham już twojego taty od dawna, kocham innego pana i kiedyś myślałam, że będziesz jego synem, a nie swojego taty. Gdy się urodziłeś byłam bardzo smutna, bo chciałam innego chłopca, a nie ciebie. 
Taehyung rozchylił wargi, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu. Nie wiedział co mama miała na myśli, musiała chyba żartować. Jak mogła chcieć innego synka?
- Czemu tak mówisz?
- Mama bardzo płakała, gdy cię urodziła. Nigdy cię nie chciałam i nadal cię nie chcę. Kocham twoich braci, bo wtedy kochałam tatusia, ale ty byłeś zawsze niekochany, wiesz? Dlatego nie chciałam cię przytulać. Masz uśmiech jak twój tata, a mama go nienawidzi. Nie jesteś mądry jak Namjoon, ani tak słodki jak Jinnie... Masz tylko ładną buzię po mnie, ale poza tym nie ma w tobie nic, co mogłabym kochać, dlatego nie dzwoń do mnie. Nie chcę więcej przez ciebie płakać, bo już pięć lat to robiłam. 
Kobieta wstała, z uśmiechem wpatrując się w roztrzęsionego chłopca, który opadł na kolana, zanosząc się płaczem.
- Żegnaj, Tae.


***


          Jungkook zacisnął palce na dłoni Tae, starając się uspokoić oddech, chociaż nie było to łatwe. Z każdym wypowiedzianym słowem był coraz większym kłębkiem nerwów i chociaż ta wredna suka potraktowała tak blondyna, blisko dwadzieścia lat temu, to miał ochotę odnaleźć ją, by pierwszy raz w życiu uderzyć kobietę. Nie dochodziło do niego, że można być tak bezdusznym by powiedzieć dziecku, że się go nienawidzi. Już mniejsza z różnicami, bo czasami tak jest, że któreś dziecko kocha się mocniej, jednak całkowite odsunięcie małego chłopca od siebie, w dodatku z jakiegoś chorego powodu, na który wpływ miała tylko ona, było ostrym przegięciem. On sam był raczej pupilkiem swojej mamy, więc nie dochodziło do niego to wszystko. 
- Nie płacz, Tae. To ona była nienormalna.
- Dziwne, że zawsze to mi nie wychodzi... - jęknął, wtulając się mocniej w brzuch Jeona, który wsunął dłoń w jego włosy i zaczął go ostrożnie głaskać, jakby bojąc się, że niechcący zrobi mu krzywdę. Znowu.
- Czasami trzeba się pomęczyć, by dostać coś najlepszego, wiesz?
- Dostałem, ale szybko mnie opuściło.
- Tak?
- Mhm... - starszy podniósł się na łokciach i spojrzał na Jungkooka, opierając dłonie na jego udach. - Ciebie. 
Brunet zwilżył swoje wargi, przyglądając się uważnie Tae, który tylko westchnął i opadł na jego kolana wyraźnie zmarnowany. Jeon miał ochotę powiedzieć coś pokrzepiającego, jednak nie potrafił, coś w środku go blokowało.
- To było bez sensu, Tae... My po prostu za bardzo siebie okłamywaliśmy.
- Chciałem być tylko idealny, Jungkookie. Nie chciałem cię okłamywać. - powiedział cicho Kim, wsuwając kciuki w szlufki jego spodni. Zaczął za nie lekko ciągnąć, jakby chcąc odreagować w ten sposób. 
- Idealny?
- Tak... Mama mówiła, że nie potrafię być słodki, więc postanowiłem przy tobie być właśnie taki. Lubiłeś gdy siedziałem cicho i ci się oddawałem, rozmowy były niewskazane. W pracy nie potrafiłem być miły, bo ich nienawidzę, a wolałem, byś miał mnie za kochanego i delikatnego, to znowu kłamałem. Zresztą co miałem powiedzieć? Ty miałeś swoich kolegów, a ja nikogo, bo tak naprawdę nikt mnie nie lubi. Wiesz... Chciałem być też mądry jak Namjoon, ale mi nie wyszło i zawsze wszyscy mieli mnie za przemądrzałego. Nikt nie lubi zarozumiałych ludzi, a ja chciałem pokazać ludziom, że też dużo wiem. To nie było łatwe, hyung jest jednym z najmądrzejszych w kraju, ale musiałem mu dorównać... Byłem więc dla nich bogatym idiotą z przerośniętym ego... Widzisz? Ciągle wszystko jest nie tak! 
- Cholera, Taeś... - brunet złapał go w pasie i zdecydowanym ruchem przyciągnął do siebie, chowając w swoich ramionach. Objął jego szczupły pas, palce drugiej ręki wsuwając w jego jasne kosmyki. 
- Z Yifanem też kiedyś byłem, ale nie chciałem byś o tym wiedział, bo jeszcze byś zrozumiał jakim zerem jestem. Chociaż on już ci to powiedział...
- Nie jesteś zerem, uspokój się. Nie płacz, proszę.
- Przepraszam. Ja... Ja tylko chciałem by ktoś w końcu się mną zajął... Byś ciągle nazywał mnie swoją księżniczką, nosił na rękach i rzucał się na mnie tak, jakbyś naprawdę mnie pragnął. Nawet kupiłem dziwne ubrania, bo Wu mi powiedział, że ze mną zerwiesz... Ale to nie pomogło. W-wcześniej zabrałem cię do domu, byś nie odszedł, bo może chciałbyś jeszcze trochę wykorzystać to, że mój tata może dać ci awans... A-ale... Ale ty nadal mnie nie chciałeś...
- Tae...
- Dla ciebie też byłem tylko zabawką... A ja... ja nawet mógłbym nią być. Teraz też. To wszystko co mówię... Ja wcale nie chcę być szczery, ale nie wiem... chyba chcę byś pomyślał i chciał mnie wykorzystać jeszcze trochę, czy raczej ja ciebie. Kilka dni, tydzień, miesiąc... Dałbym ci co chcesz, tylko bądź ze mną chwilę... 
- Tae, ciii. Proszę. Daj mi coś powiedzieć, dobrze? - Jungkook odsunął się delikatnie i złapał starszego za wilgotne policzki. Skłamałby, gdyby powiedział, że nic nie poczuł po tych słowach. Najgorsze jednak było to, że nawet gdyby wszystko to wyszło na jaw, nie czułby do blondyna żadnej niechęci, najbardziej w tej sytuacji gardził sobą. Był na siebie wściekły, że przez niego Tae się dusił i wszystko starał się robić pod niego. Niby maluch postępował wbrew temu, czego on sam potrzebował, jednak był tak zajęty myśleniem o każdym następnym kroku, że musiał się pogubić. Tylko Jeon był tutaj skończoną szmatą i go ciągle ranił, a Tae mimo to ciągle przy nim trwał, by próbować jakoś to ratować, chociaż nieudolnie.
- Nie traktowałeś tego później jak związek przez umowę, prawda? - zapytał, zahaczając włosy o ucho mniejszego. Ten pokręcił głową na boki, wyginając usta w podkówkę. - Widzisz... Ja ciągle miałem wrażenie, że w każdej chwili ją zerwiesz, gdy przestanę ci odpowiadać. Co jakiś czas dowiadywałem się o kłamstwach i to sprawiało, że nie chciałem się do ciebie zbliżyć. Nie chciałeś ze mną rozmawiać, a ja wcale nie potrzebowałem kogoś na każde skinienie, też chciałem pogadać o książkach i innych głupotach, jak podczas naszego pikniku. Wtedy było naprawdę miło, wiesz?
- Ale ja myślałem...
- Ciii. Wiem. Raczej każdy z nas miał w głowie co innego, przez co doszło do nieporozumień. Nie ufaliśmy sobie i traktowaliśmy siebie nieodpowiednio, a to było złe. Ja nie wierzyłem w żadne twoje słowo, a ty chciałeś tylko zatrzymać mnie przy sobie pieniędzmi. Związek to coś więcej, wiesz?
Taehyung skinął głową, zaciskając palce na bokach Jungkooka, ten jednak nie miał nic przeciwko. Czuł się podle i chociaż pragnął sam siebie usprawiedliwiać, to już nie potrafił. Miał w głowie mętlik i pomimo tego, że nadal nie był pewien swoich uczuć, to wiedział, że zachował się jak ostatnia szmata, raniąc Tae w ten sposób.
- Przepraszam, że tak to się potoczyło. I przepraszam za to, że często źle o tobie myślałem, zmuszałem do zachowań, przez które się dusiłeś. Powinienem lepiej o ciebie zadbać.
- Nie przepraszaj, to moja wina... Jestem chyba zdesperowany i chcę cię siłą przy sobie zatrzymać. 
- To nic złego, każdy potrzebuje miłości.
- Ty też? - blondyn wbił w niego niepewne spojrzenie, a Jeon tylko przytaknął. - To... 
- Tae, proszę. Nie chcę kontynuować tej umowy, naprawdę.
- To po co mi to wszystko mówisz? Wiesz, że będę dążył tylko do tego, by wrócić do układu, prawda?
- Wiem, ale sam nie chcę tego. Źle mi z tym, że płacisz za to, bym z tobą był i robił coś, co powinieneś dostawać za darmo. Jesteś piękny i cudowny, nie musisz dawać ludziom pieniędzy by cię kochali.
- Bez nich nikt nawet na mnie nie spojrzy... Poza tym ciężej będzie mnie zostawić, bo każdy kocha pieniądze. Tak jest bezpieczniej. Zresztą... Ja chcę tylko ciebie. 
- Tylko?
- Kocham cię, Jungkook.
Młodszy nie wiedział jak i kiedy, ale po chwili czuł już na swoich ustach miękkie wargi Taehyunga, który objął go za szyję, wtulając się swoim drobnym ciałem w niego. Nie wiedział też, kiedy sam zacisnął dłonie na jego bokach, ani kiedy wtargnął językiem do jego gorącego wnętrza.




Huhu ;D

wtorek, 9 sierpnia 2016

14. Bad romance

        Przez całe życie Jungkook był przekonany, że najgorszym, co mogłoby go w życiu spotkać, była niemożność pójścia na dalsze studia przez brak pieniędzy oraz fakt, że nikt nie chciał go zatrudnić. Te dwie sytuacje mocno go dobijały i męczyły, doprowadzały do tego, że nie mógł spać po nocach, a jego myśli zaprzątało tylko przekonanie o własnej beznadziejności. Czuł się jak kompletne zero. Zero, które zasługiwało na to, by być wartością maksymalną, by dostać wszystko to, co tylko świat mógłby mu zaoferować. Nie uważał się nigdy za kogoś normalnego. Był lepszy, mądrzejszy, ważniejszy od wszystkich. Pragnął dla siebie szczęścia i w chwili, gdy dostał to wszystko nie sądził, by podziękowania były konieczne. Należało mu się, więc mu dano, nie było w tym żadnej filozofii. Dopiero teraz, gdy od dawna był pozbawiony swojego wszystkiego zaczął rozumieć, że popełnił błąd i będzie tego żałować już zawsze.
        Zaparkował pod bramą, szybko z niego wyskakując. Nie zwracał nawet uwagi na to, czy zamknął samochód, czy wyciągnął kluczyki. Liczył się Taehyung, którego mógł stracić na zawsze, a to było niedopuszczalne.
        Wybrał kod w bramie i pędem ruszył przed siebie, ledwo łapiąc w płuca powietrze. W duchu zaklął, że podjazd jest tak ogromny, że ta pieprzona posiadłość nie miała końca. Ledwo widział z tej odległości boczny balkon, na którym powinien być Tae.
        Przyśpieszył, wbijając wzrok w wyłożony kamieniami plac, który zakończyć mógł żywot jego słodziaka. Zmrużył powieki, czując jak serce chciało się wydostać w jego piersi. Był roztrzęsiony, załamany, wystraszony jak nigdy dotąd. Nie wiedział, czy poradziłby sobie, gdyby coś stało się starszemu. Nawet jeśli nie byli razem, to świadomość, że przez niego ktoś stracił życie, wypaliłaby piętno na nim i pewnie nigdy nie mógłby już normalnie egzystować.
        Szlag. Potrzebował go przy sobie. Był wściekły, że go stracił i pozwolił Yoongiemu się zbliżyć. Miał ochotę sam skoczyć, bo wszystko spieprzył i możliwe, że nie było odwrotu. Gdyby tylko mógł to naprawić...
- Taehyung! - krzyknął, podbiegając pod balkon, jednak nie zauważył pod nim ciała. Zamiast tego ujrzał rozwalony, kremowy telefon blondyna, który podniósł i ścisnął w ręce. - Tae!
Rozejrzał się dookoła. Słyszał cichy szloch, jednak nigdzie nie widział chłopaka, co tylko mocniej go przeraziło. Zadarł głowę ku górze, przyglądając się uchylonym drzwiom od balkonu. Niewiele myśląc podbiegł do drzwi i wpisał kod, zaraz wpadając do środka. Przeskakiwał po kilka schodów, czując lekkie zawroty głowy. Stres opanował jego ciało na tyle, że cały się trząsł, ledwo oddychał, a każdy ruch był automatyczny i niekontrolowany. Jego mózg skupiał się tylko na jednej osobie.
Osobie, która siedziała pod szklaną ścianą i płakała. Skulona i wystraszona.
- Taehyung! - jęknął, zaraz będąc już obok. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, gdy dostrzegł zakrwawione ręce, którymi mniejszy trzymał się za twarz. - Cholera, Tae... Tak się bałem, że skoczyłeś - jego głos był cichy, niepewny. Miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze, jednak nie mógł. Musiał być silny.
- Jungkookie... - blondyn uniósł głowę i spojrzał na młodszego, zaciskającego mocno wargi, widząc jego rozwalony nos, z którego ciągle kapała krew. Wyglądał jak mała kupka nieszczęścia. Biedny i zraniony.
- Moje maleństwo - szepnął, bez namysłu obejmując go. Zdecydowanym ruchem przyciągnął jego drobne ciałko do swojego, by ukryć je w swoich ramionach. - Co się stało, Tae?
- B-było ślisko... I upadłem... I moja noga, i nos...
Jungkook poczuł nieprzyjemny ścisk w sercu. Powinien tutaj być i dopilnować, by nic mu się nie stało, by nie płakał i... by ciągle tak cudownie się w niego wtulał. Jeon nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak bardzo brakowało mu tych drobnych ramion, słodkiego zapachu jego ciała, teraz wymieszanego z tym krwi. Tych szczupłych palców, które teraz atakowały jego plecy, pragnąc w jakiś sposób odreagować ból. Potrzebował Taehyunga, jak bardzo by tego od siebie nie odganiał, jak bardzo by sobie nie wmawiał, że ma go za nic.
- M-mogłem skoczyć... Nie pomyślałem...
- Co? - Jungkook odsunął się i spojrzał na zapłakaną twarz swojego malucha, nie dowierzając za bardzo w to, co właśnie usłyszał.
- I tak mnie nie chcesz... - mruknął blondyn, lekko drapiąc paznokciami jego łopatki. Pociągał uroczo nosem, a brunet westchnął tylko i odgarnął z jego czoła włosy. Nie miał odwagi powiedzieć mu teraz, że jest inaczej. Że się mylił. Że był idiotą i go nie doceniał.
- Wstań, Tae. Musimy jechać do szpitala, twój nos krwawi - powiedział i puścił go, wstając. Taehyung na nowo wybuchnął płaczem, nie ruszając się z miejsca, co wytrąciło młodszego z równowagi. - Tae?
- N-noga... Jestem tak głupi, że nawet nie mogę wstać.
Brunet przykucnął i spojrzał na kostkę, która faktycznie była mocno opuchnięta. Dotknął jej delikatnie opuszkami palców, po czym bez namysłu objął Kima jedną ręką pod kolanami, drugą złapał za plecy i wstał, wtulając go w swój tors, na co mniejszy bez wahania przystał, bo zaraz był już niemal w niego wczepiony. Jungkook westchnął cicho i skierował się z nim w stronę parteru, gdzie szybko zahaczył o kuchnię. Podtrzymując go jedną ręką otworzył zamrażalnik i wyciągnął z niego lód, który owinął w czysty ręcznik i podał Tae, drugą ściereczkę zaś zwilżył i nieco niezdarnie obmył nią twarz chłopaka, omijając noc, który bał się naruszyć. Nie chciał zrobić mu jeszcze większej krzywdy.
- Wytrzesz sobie buźkę, Tae? - zerknął na blondyna, który skinął głową i odebrał od niego ręcznik. Zaczął powoli ścierać krew z okolic nosa i rąk, a Jungkook objął go mocniej i ruszył z nim w stronę swojego samochodu. Jego ciało drżało. Kontakt z Taehyungiem był dla niego o wiele mocniejszym przeżyciem, niż się spodziewał. Pomimo faktu, że chłopak był krwawiący i właśnie wydzielina z jego nosa brudziła jego najlepszą koszulę, to i tak miał ochotę go pocałować, rzucić na maskę samochodu i po prostu być z nim blisko. Na nim. W nim.
      Otworzył jedną ręką drzwi samochodu i ostrożnie posadził na fotelu mniejszego. Zapiął pasy i odruchowo ucałował jego czoło, za co w duchu się zganił, jednak nie miał czasu nad tym rozmyślać. Musiał się nim zająć, więc szybko znalazł się za kierownicą i ruszył, dodając gazu.
- Czemu przyjechałeś?
Jeon zerknął kątem oka na blondyna, który wpatrywał się w niego uważnie, lód przykładając do swojego nosa. Oddychał ciężko ustami, poruszając nimi przy tym rozkosznie, przez co Jungkook nie mógł skupić się na nim zbyt długo, groziło to wypadkiem. Wbił wzrok w drogę, sprawnie wymijając kolejne samochody.
- Myślałem, że się zabiłeś...
- Nie zrobiłbym tego. Nie chcę umierać, bo już w środku jestem martwy, nic by to nie zmieniło...
Brunet zacisnął dłonie na kierownicy, starając się zapanować nad poddenerwowanym oddechem.
- Nie mów tak, Tae.
- Tata by był smutny. I Seokjin hyung. O, i Namjoon hyung. Nie chcę, by znowu byli przeze mnie nieszczęśliwi, więc im tego nie zrobię - powiedział cicho starszy, odwracając głowę w stronę szyby. Zaczął wpatrywać się w przejeżdżające samochody, a Jeon czuł, że traci grunt pod nogami.
- Nie mów tak. Wszystkim by ciebie brakowało.
- Tak? Komu? Choa mnie nie lubi, bo mamy inny gust, poza tym zawsze byłem zazdrosny o uwagę Jina i się z nią kłóciłem.
- A twoi znajomi? Tae, nie bądź taki pesymistyczny - Jungkook uśmiechnął się słabo i pogładził go uspokajająco po udzie, jednak gdy zobaczył, że przynosi to skutek odwrotny od zamierzonego, szybko zabrał dłoń, i położył ją na kierownicy, wbijając w nią palce tak mocno, jakby chciał ją złamać.
- Ja nie mam znajomych, Jungkook. Przecież wiem, że już to wiesz. Ludzie w pracy mnie nienawidzą i cieszą się, że mnie w niej już nie będzie. Na studiach też nikt mnie nie chciał w swojej paczce. Yi-yifan... On... - starszy pociągnął nosem, a po chwili Jungkook mógł usłyszeć jego nieco histeryczny szloch. - On...
- Nic nie mów, Taehyung. Oddychaj.
Jeon zagryzł nerwowo wargę, nie wiedząc co ma powiedzieć, co zrobić. Nie potrafił egzystować z płaczącymi osobami, czuł się wtedy cholernie bezsilnie i żałośnie, bo uspokojenie ich graniczyło z cudem. W dodatku słowa Tae i w niego uderzyły, bo nie spodziewał się nagłej szczerości. Nie miał pojęcia skąd starszy wiedział o tym, że zna jego tajemnicę o pracy, jednak nieco go to przerażało. Dodatkowo to, że prawie przyznał się do tego, że coś go łączyło z Wu... To nie było normalne.
Zatrzymał się pod szpitalem i szybko obszedł samochód, by wyciągnąć z niego Tae, który uwiesił się jego szyi jak małpka. Nie skomentował tego w żaden sposób, tylko ruszył w kierunku wejścia, gdzie od razu podszedł do recepcjonistki, która spojrzała na niego nieco podejrzliwie.
- Dobry wieczór. Mój ch... przyjaciel miał wypadek, nie może chodzić i chyba zranił się w nos.
- Jakiś dokument? Proszę wypełnić ten druk - kobieta podsunęła mu formularz i napisała coś na komputerze, a chwilę później pojawił się pielęgniarz z wózkiem, na którym kazano posadzić mniejszego. Jungkook uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, jednak kąciki jego ust opadły, gdy dostrzegł wilgotne oczy mniejszego, który zerknął na pielęgniarza tak, jakby ten miał zamiar wymordować całą rodzinę małych piesków.
- Taeś, wszystko w porządku?
Blondyn pokręcił głową i kazał kobiecie zapisać numer do swojego brata, po czym wzrokiem zasugerował, że Jeon ma z nim pójść. Ten skinął tylko głową w kierunku recepcjonistki i ruszył za pielęgniarzem, który pchał wózek. Brunet nie miał odwagi się odezwać, toteż kursował oczami od nieznajomego, do Taehyunga i z powrotem. Na jego szczęście nie szli daleko, bo chwilę potem byli pod gabinetem lekarskim. Nie było kolejek, bowiem zdecydował się na najlepszy szpital w mieście, w którym wprawdzie nigdy nie był, ale słyszał o kosmicznych cenach za pobyt, więc musieli odpowiednio zająć się pacjentem.
Wszedł do środka i skłonił się przed starszym mężczyzną, który zlustrował ich uważnie wzrokiem zamykając swój notes.
- Dobry wieczór. Co się stało?
- Poślizgnął się na balkonie i prawdopodobnie uderzył nosem w balustradę - Jungkook wskazał na starszego, który tylko przytaknął, nadal trzymając w dłoni lekko roztopiony lód. Mężczyzna podszedł do blondyna i zaczął oglądać jego nos, od czasu do czasu dotykając go palcami by wybadać, czy to coś poważnego, następnie zaś skupił się na napuchniętej nodze. Kiwał głową sam do siebie, czego najmłodszy nie komentował, skupiając się na trzymaniu ręki Kima, który ani myślał go puścić.
- Lekkie zwichnięcie, założymy panu obuwie stabilizujące, a potem trzeba będzie chodzić na zabiegi. Są prowadzone u nas, więc jeśli pan się zdecyduje, to możemy załatwić to od razu.
- Mogę zostać w szpitalu?
- Oczywiście, chociaż to...
- Mieszkam sam, nie poradzę sobie z piętrowym domem i schodami - Taehyung zacisnął wargi, wpatrując się z uwagą w lekarza, który skinął głową i wstał, podchodząc do biurka. Zaczął coś wypisywać, a Jungkook westchnął cicho. Chętnie wziąłby go do siebie, w końcu to jego wina, że chłopak był teraz w takim stanie, jednak nie byłby w stanie wydusić z siebie chociażby słowa protestu.
- Pana godność?
- Kim Taehyung. Mój brat powinien niedługo tutaj być i uregulować wszystko, bo nie mam dokumentów. Nie wiem ile jedzie się z Dolce, ale to kwestia pół godziny chyba... Chyba, że ma jakieś zebranie...
Lekarz zmarszczył swoje ciemne brwi i przez chwilę nieco natarczywie przyglądał się Tae, zaraz zaś na jego ustach pojawił się aż za miły uśmiech.
- Jest pan synem Kim Daehyuna?
- Tak, zna pan tatę? - Taehyung uśmiechnął się niewinnie, chociaż Jeon był przekonany, że nie wspominał o tym przypadkiem. Blondyn nieczęsto wykorzystywał swoją pozycję, przy nim wręcz nigdy, teraz jednak chyba chciał coś osiągnąć i młodszy był pewien, że to dostanie, bo lekarz nagle się rozpogodził, jakby spotkał właśnie Yoonę, z którą miał pójść na randkę.
- Mój syn pracuje w Dolce. Kim Junmyeon.
Jungkook zamrugał kilkakrotnie, totalnie zaskoczony. Świat rzeczywiście był mały, skoro nawet lekarz musiał być powiązany z firmą, a dokładniej z jego sektorem.
- Och, hyung przejął teraz moje stanowisko. Nikt inny się tam nie nadawał i cieszę się, że to on przejmie te obowiązki - uśmiechnął się zbyt szeroko jak na Jeona gust, po czym zagryzł nieco wargę. - W każdym razie mógłbym zostać tutaj do czasu, aż moja noga nie będzie sprawna?
- Miło mi, że Junmyeon został doceniony. A co do tego, to oczywiście. Ma pan jakieś życzenia odnośnie sali?
- Ta na ostatnim piętrze mogłaby być, ewentualnie jakaś w górnej części? Ach, i czy mógłbym mieć gości? Nie chciałbym siedzieć sam. Znam przepisy, ale mój stan chyba nie jest aż tak tragiczny, by nie mogli mnie odwiedzić... - i wszystko jasne.
- Nie ma problemu. Wszystko załatwię.



         Jungkook siedział właśnie na kanapie w apartamencie Taehyunga, którego nie był w stanie nazwać salą szpitalną, bo bardziej przypominał hotel z widokiem na miasto. Wielkie łóżko, eleganckie szafki, telewizor. Tylko aparatura z boku mogła sugerować, że to nie wczasy, a pobyt dla zdrowia.
      Westchnął cicho, zerkając na blondyna, który pożegnał się z pielęgniarzem. Ich spojrzenia w tej chwili się spotkały, a Jeon poczuł nieprzyjemny skurcz w klatce piersiowej. Nie miał pojęcia, czy powinien zostać, czy uciekać jak najdalej, bo z jednej strony cholernie tęsknił, z drugiej zaś nie chciał dodatkowo ranić Tae i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Nie uważał nigdy blondyna za manipulanta, teraz jednak naszły go kolejne wątpliwości, czy i on nie stał się kiedyś ofiarą podstępu.
- Jungkookie? Możesz usiąść przy mnie?
Brunet zagryzł nerwowo wargę, gdy starszy wybył go z rozmyślań, jednak posłusznie podszedł do niego i opadł pośladkami na miękkie łóżko. Tae niemal od razu odnalazł jego dłoń i splótł ich palce ze sobą, uśmiechając się sam do siebie.
- Gdybym wiedział, że będę mógł cię zobaczyć, to zrobiłbym sobie krzywdę wcześniej.
- Tae, to nie jest normalne... - Jeon przetarł wolną ręką oczy, powoli tracąc wiarę w tego nieodpowiedzialnego dzieciaka. Nie powinien mówić takich rzeczy nawet w żartach, a niestety Jungkook podejrzewał, że to wszystko było jak najbardziej serio.
- Kocham cię, więc oglądanie ciebie chociaż przez chwilę byłoby warte rozwalonego nosa.
Brunet zacisnął palce na jego drobnej dłoni, nie mając pojęcia jak się do tych słów odnieść. Cieszył się, że nadal mu zależało, że był dla niego ważny, jednocześnie zaś chyba wolałby, by zapomniał. Sam nie wiedział, czego chciał.
- Niedługo wyjadę na dobre z kraju i odpoczniesz. Pozwól mi tylko trzymać cię za rękę, to nic złego - szepnął wtulając swój policzek w ich złączone dłonie. - Mógłbyś chociaż dzisiaj poudawać, że nie jestem beznadziejny i mnie chociaż odrobinę lubisz?
- Tae...
- Ja wiem, Jungkook. Męczyłeś się ze mną i było ci źle. Nie miałem nic do zaoferowania, poza pieniędzmi, a i one nie nie potrafiły ugasić niechęci do mnie...
- Tae, proszę...
- Ciii... Pozwól mi mówić - starszy przymknął powieki i przesunął się tak, by kolana Jeona robiły mu za poduszkę. Brunet nawet nie miał siły go z siebie zrzucić, bo z opatrunkiem na nosie wyglądał tak żałośnie i słodko, że krajało mu się serce. Najchętniej ukryłby go w swoich ramionach, jednak nie mógł. Za późno na miłość. Zdobył się tylko na delikatne głaskanie jego wilgotnych włosów, podczas gdy Kim zaczął swój monolog.
- Nawet jeśli cię to nie obchodzi, to muszę to powiedzieć. Ja... w sumie wiedziałem od dawna, że chcesz ze mną zerwać. Widziałem, że patrzyłeś na mnie jak na zero, że w klubie chciałeś ode mnie uciec, ale bałeś się to zakończyć, bo lubiłeś pracę w firmie taty... Wiesz? - szepnął cicho, wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni Jungkooka, którego oddech znacząco przyśpieszył. - Ja nawet mógłbym oddać ci wszystko to, co miałem. Dom, samochód, wszystkie pieniądze... Nie musiałbyś mnie kochać. Mógłbyś mnie nienawidzić, bylebyś udawał, że jestem dla ciebie ważny. To by mi wystarczyło. To żałosne, ale naprawdę cię kocham. Ja wiem, miałem na to nie pozwolić - niemal jęknął, otwierając palcami dłoń Jungkooka, w którą wtulił bardziej swój gorący i lekko wilgotny policzek. - Tylko umowa, byś nie mógł mnie zostawić, bo nikt nie porzuci pieniędzy. Skłamałem wtedy, bo tak naprawdę nie chciałem się nie zakochać. Potrzebowałem mieć kogoś, kto by mnie pragnął chociaż trochę, bo jestem taki, jak powiedział mi Yifan... Beznadziejny, nudny, żałosny. Mam tylko pieniądze i ciało, i nikt nie pokocha mnie tak o, jeśli nie dostanie nic w zamian. Nikt... po prostu nikt  nie da rady ze mną być.
Brunet odetchnął z trudem i ostrożnie wysunął swoją dłoń z tej mniejszego, by zaraz położyć się obok niego. Zdecydowanym ruchem złapał go za bok i przyciągnął do siebie, chowając w swoich ramionach. Nie miał pojęcia czemu to robi, jednak nie mógł znieść zapłakanego Tae, który tak cholernie się mylił. On przecież miał go za kogoś ważnego, tylko był tchórzem i nie potrafił tego wyznać. Przerażała go myśl, że on naprawdę myślał o sobie w taki sposób. Żaden człowiek nie uważał siebie za niegodnego miłości. Nawet najgorszy drań w środku czuł, że mu to się należy, a ktoś tak uroczy jak Kim miał się za kompletne zero, chociaż był tak cudowną istotą.
       Jeon miał ochotę walnąć się czymś ciężkim w głowę i cofnąć czas, by sytuacja w mieszkaniu Hoseoka nie miała miejsca, teraz jednak było za późno. Stało się, zranił go i jeszcze mocniej zaniżył jego samoocenę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Tae widział jego wahania, a pomimo tego ciągle się uśmiechał i oddawał mu siebie, swoje serce oraz pieniądze, a on tak bezczelnie wszystkim wzgardził, doprowadzając go do ruiny.
- Nie mów tak. Yifan to idiota. Jesteś najsłodszym chłopakiem na świecie.
- I co mi z tego, skoro nawet moje przebieranki i większe sumy nie sprawiły, że chciałbyś ze mną zostać dla samej wygody? Potrzebowałeś czegoś więcej, kogoś lepszego. Yifan też wolał inną, chociaż starałem się dać mu wszystko. Zresztą... - zaśmiał się smutno, chowając twarz w jego klatce piersiowej. - Ode mnie nawet matka uciekła, a co tu mówić o chłopakach.
- Co? - Jungkook odsunął się lekko, by przyjrzeć się twarzy mniejszego, który pociągnął nosem, wzruszając ramionami, jakby to było nic. Nigdy nie rozmyślał o jego mamie. Poznał ojca i braci, z nią nigdy nie miał do czynienia, więc chyba uznał, że była zapracowana, ewentualnie jeździła po świecie. Nie zastanawiał się nad sytuacją w ich domu i tym, czemu starszy nigdy o niej nie wspominał. Szlag. Był cholernym ignorantem.
- Mam ci się wyżalać? Mogę ci powiedzieć wszystko, tylko zostań ze mną całą noc, dobrze?
Jeon skinął głową, obejmując go mocniej. I tak miał wrażenie, że nie dałby rady stąd odejść i zostawić go samego, a miał przecież kilka pytań, na które chciał znać odpowiedź.
- Mów, Tae. Wiele przede mną ukrywałeś.