czwartek, 28 kwietnia 2016

One-shot: Knocking on the hell's door

Hej~
Butterfly niestety ma mały zastój, ale postaram się jak najszybciej z tego wybrnąć. Wstawiam więc krótkie opowiadanie, które napisałam kiedyś pod wpływem chwili. Jest ono może nieco dziwne i niezrozumiałe, lecz mam nadzieję, że spodoba Wam się mimo to ^^
Interpretacja dowolna, a komentarze bardzo mile widziane~

Enjoy!
~Neko

  
Zespół: VIXX
Pairing: Chasang, Chabin
Gatunek: angst, AU



Whatever you want, I’ll give it to you
Tick tock tick tock everything will come true


~VIXX – Voodoo Doll




Nie był pewny czy żyje. Upadek z dziesiątego piętra powinien go zabić. Pamiętał moment spadania. Ale potem... Czas jakby się zatrzymał. Jakby Hakyeon nigdy nie uderzył w ziemię. Nie było bólu, nie było niczego. Nie było jasnego światła, ale też nie było ciemności.

Usiadł. A może siedział już wcześniej? W miejscu, w którym się znajdował, płonął ogień. W kominku? A może był zawieszony w przestrzeni? Nie był w stanie jasno myśleć. Czuł, jakby jego umysł spowiła mgła.

„Gdzie jestem, co ja tu robię?” – chciał myśleć, lecz zamiast tego w głowie pojawiały się tylko słowa: „a czy to ważne?”

Wstał. A może stał już wcześniej? Nie wiedział. Nie obchodziło go to. Właściwie to nie czuł nic. Pustka. Zarówno w jego duszy, jak i w miejscu w którym się znajdował. Nicość. Jedna wielka pustka przenikająca wszystko co napotkała na swojej drodze. Wszystko i...nic.

I wtedy usłyszał głos. Usłyszał? A może głos pojawił się po prostu w jego głowie, ot tak, bez żadnego ostrzeżenia? A czy to ważne...?

Głos był cichy i przyjemny. Wyraźny, lecz jakby rozpływający się w powietrzu. Był i go nie było jednocześnie. Roztaczał spokój, lecz i grozę.

„Chcesz żyć?” – usłyszał –  „Chcesz kochać? A może być kochanym?”

Hakyeon nie czuł nic.

„Mogę Ci to wszystko dać, Hakyeon-ah... Mogę sprawić, że będziesz szczęśliwy...”

I wtedy Hakyeon wreszcie coś poczuł. Poczuł, że chce.

W powietrzu zmaterializowała się kartka, jedyny prawdziwy przedmiot w owym miejscu. Jej popalone brzegi wydały się chłopakowi piękne. Jakby coś, co miało ją zniszczyć, nadało jej nowy wygląd. Nowe życie.

„Musisz tylko podpisać, Yeonnie...”

 Wahał się tylko przez chwilę.


***

Obudził się z potwornym bólem głowy. Był sam, jak zawsze, więc też nie miał kto podać mu tabletki przeciwbólowej. Jęknął wygrzebując się z łóżka. Skąd ta potworna migrena? Przesadził z alkoholem? Pamiętał, że otworzył okno i...  I co dalej? Nic więcej nie mógł sobie przypomnieć.

„Hakyeon, debilu, nie pij tyle...” – mruknął do siebie. Idąc do kuchni musiał podpierać się ściany. Aż zaśmiał się z tego, jak głupio musi wyglądać. W jego oczach jednak nie zabłysł ani jeden promyczek radości. Był pusty, a przynajmniej tak mu się wydawało. Myślał, że nie potrafi odczuwać jakichś większych emocji. Że uczucia nie są dla niego.

Jak bardzo się mylił.



Uderzył twarzą w czyjeś plecy. W metrze było stanowczo za dużo ludzi. Normalny człowiek, wściekł by się na to, jak często jest popychany i potrącany przez innych. Hakyeon jednak nie powiedział nic. Tylko ciche przepraszam, opuściło jego usta. Osoba, w którą uderzył, odwróciła się z uśmiechem – „Nic się nie stało”

Hakyeon wysiadł.



Szedł ulicą, mijając szczęśliwych zakochanych. Patrzył na nich obojętnie. Czasem zastanawiał się czym jest szczęście. Co sprawia, że ludzie się uśmiechają? Czym jest prawdziwy uśmiech? Czy on...doświadczy kiedyś tego uczucia? Czy może nie jest mu to pisane? Jednak zawsze, kiedy o tym myślał, w głowie pojawiały się słowa, które burzyły wszystkie przemyślenia, równolegle budując spokój w jego umyśle.

„A czy to ważne...”

Szedł przed siebie. Bez celu.


***

Pojawił się nagle. Hakyeon nie wiedział dokładnie w którym momencie. Być może minął go parę razy na ulicy. Być może widział go kiedyś w kawiarni, czy w metrze. To nie było istotne. Ważna była jego obecność. Stał w progu z uśmiechem na ustach. Jego zimne oczy przeszywały sylwetkę Yeona. Na wylot, jakby znał wszystkie jego myśli. Jakby wiedział o nim wszystko. Był wyższy. Hakyeon, mimo że był starszy, czuł się przy nim, jak małe, zagubione dziecko.

„Hyung” – jego głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, rozrywając ciszę na strzępy. Hakyeon zadrżał. Czuł... Podniecenie.



Nie wiedział jak to się stało. Chłopak był tu praktycznie codziennie. Wręcz można by rzec –  mieszkali ze sobą. Hakyeon nie mówił zbyt wiele. Przeważnie tylko słuchał swojego gościa, nieświadomie ciesząc się jego bliskością.

Któregoś razu chłopak nie przyszedł. Nie pojawił się w progu jego mieszkania, nie odebrał telefonu. Yeon tęsknił.

Przeraził się tego uczucia. Nie wiedział co się dzieje. Czuł jakiś dziwny ucisk w sercu. Był niemal pewien, że na coś zachorował. Już miał iść z tym do lekarza, gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi.

To on. Stał przed drzwiami i śmiał się. W rękach trzymał kwiaty.

„Hyung, przepraszam, że tak późno” – jego spokojny głos wypełnił pomieszczenie. Ucisk w sercu Hakyeona zniknął.



***

Pod wpływem chłopaka, Hakyeon zaczął się zmieniać. Z każdym dniem czuł więcej. Za każdym razem, gdy go widział, jego serce biło mocniej. W oczach powoli pojawiały się radosne iskierki. Nie wiedział, dlaczego tak jest. Nie rozumiał. Chciał zrozumieć. Chciał, by uczucie, czające się gdzieś w głębi serca, ogarnęło go całkowicie. Chciał być szczęśliwy.

„Hyung... Jest coś co chciałbym Ci dać... Ale nie wiem czy mam tyle odwagi” – ciche słowa odnalazły drogę do czułych uszu Hakyeona. Za oknem słońce chowało się za horyzontem. Zapadał zmrok. Starszy chwycił chłopaka za rękę, spoglądając mu prosto w oczy. Czekał aż znów zacznie mówić. Jednak tak się nie stało. Zamiast tego poczuł jego miękkie usta na swoich. Zamknął oczy. Uczucie, o którym marzył od tak dawna, rozlało się w nim, podpalając jego serce, duszę i ciało.

Miłość.



***

Leżał wtulony w ramiona młodszego. Czuł się szczęśliwy. Wreszcie zrozumiał, co wywołuje uśmiech na twarzach ludzi. Wreszcie on także mógł się szczerze uśmiechnąć.

„Sanghyuk-ah... Kocham cię” – szepnął. Zasmakował szczęścia, o którym wszyscy marzą, lecz tylko wybrani mogą z niego skorzystać. Za jaką cenę?



W jednej chwili wszystko prysło. Ciemność. Nie! Przecież było tak jasno... Duszno... Powietrza! Złapał się za gardło, by po chwili poczuć, że może swobodnie oddychać. Zimno. Nie...? Jego ciało płonęło. Chaos. Myśli walczące o jego uwagę. Jednak spokój. Mgła spowijająca umysł i słowa obijające się o czaszkę „a czy to ważne...a czy to ważne...” Nicość. Próżnia. A jednak było tu wszystko. Śmierć? Życie? Pustka? Obojętność? Miłość? Szczęście? Smutek? Wszystkie uczucia uderzyły w Hakyeona. Ból. W sercu, czy na zewnątrz... „a czy to ważne...?” Chciał krzyczeć, chciał błagać by to wszystko ustało.

Śmiech. Tak, to słyszał wyraźnie.

„Naprawdę myślałeś, że Hyukkie Cię kocha?” – ten głos... Skąd go zna? Gdzie już go słyszał? 'A czy to ważne...' PRZESTAŃ!!! Krzyknął? Pomyślał? Tak bardzo boli go głowa... A może całe ciało? Nie wiedział, nie chciał wiedzieć. Chciał tylko, żeby to wszystko ustało. Obudzić się z tego koszmaru...

„Hyukkie kocha tylko mnie, Yeonnie”

Hakyeon zawył. Czuł jakby, ktoś próbował rozedrzeć go na pół. Zawieszony w przestrzeni, pomiędzy wszystkim, a niczym...

„Mogę to zatrzymać, Hakyeon-ah... Musisz tylko chcieć...”

Hakyeon chciał.


***

Obudził się z potwornym bólem głowy. Mieszkał sam, więc nikt nie mógł podać mu tabletki przeciwbólowej. Jęknął wygrzebując się z łóżka. Idąc do kuchni, musiał podpierać się ściany. Zaśmiał się, gdy pomyślał, jak głupio musi teraz wyglądać.


Metro było tak przepełnione, że nic dziwnego, iż uderzył głową w czyjeś plecy. Mruknął ciche „Przepraszam”. Chłopak odwrócił się do niego. Jego twarz ozdobił szeroki uśmiech, zakończony dwoma uroczymi dołeczkami.


„Nic się nie stało, Yeonnie"


wtorek, 12 kwietnia 2016

3. Bad romance

      Taehyung wyprostował się i zagryzł dolną wargę, patrząc na mężczyznę najniewinniej jak potrafił. Jak gdyby nigdy nic poprawił swoje włosy, a Jeon czuł, że zaraz jego serce zaraz zakończy swój żywot na skutek zawału.
      Nie miał pojęcia jak się zachować, więc tylko wstał i skłonił się, czekając na jakąkolwiek reakcję, szatyn bowiem tylko się w nich wpatrywał, ocierając usta śnieżnobiałą chusteczką.
Cudownie, idealnie. Ten dzieciak nie miał za grosz wyczucia, z mózgiem też zapewne niekoniecznie wszystko było w porządku.
- Hyung! Cześć! - blondyn zadowolony podszedł do mężczyzny i zarzucił mu ręce na szyję. Ten zacisnął nieco wargi i odwzajemnił uścisk, kątem oka zerkając na Jungkooka, który najchętniej wyskoczyłby z okna i zakończył swój żywot tu i teraz. Czy raczej na betonie kilka metrów niżej.
- Cześć, Tae. Co ty tutaj robisz? - szatyn odsunął się i zlustrował go wzrokiem, na chwilę dając Jeonowi przerwę na oddech, co nie nastąpiło, bowiem te słowa sprawiły, że w środku coś mu się zacisnęło.
- Aj, przecież mówiłem, że masz rozmowę o pracę! - jęknął blondyn, odsuwając się od niego. Poprawił lekko wymiętą koszulę i jak gdyby nigdy nic podszedł do biurka starszego i zaczął wyjadać z pudełka słodycze. - To Jeon Jungkook, chciałby tutaj pracować. Możesz przejrzeć jego dokumenty i pomyśleć trochę o tym?
Jungkook skłonił się raz jeszcze nie wiedząc, czy powinien podać mężczyźnie dłoń, czy lepiej przepraszać za zachowanie młodszego, który zdążył naśmiecić na stole papierkami. Był na niego wściekły, bo takie załatwianie sprawy nie mogło przynieść mu żadnych korzyści, wręcz przeciwnie. Kto traktowałby poważnie pracownika, który chwilę temu molestował młodszego brata pracodawcy, robiącego sobie z całej sytuacji żarty?
- Ach, coś wspominałeś, ale miałeś być tutaj za... - zerknął na swój duży, zapewne cholernie drogi zegarek, marszcząc brwi. - ...jakieś cztery godziny.
- Stęskniłem się za tobą, no i chciałem szybciej to załatwić. - blondyn nadął policzki, robiąc z ust dzióbek i chociaż Jungkook naprawdę uwielbiał jego słodką stronę, to teraz miał ochotę go rozszarpać. Jaki cel miał w przychodzeniu tyle godzin przed czasem?
      Zerknął raz jeszcze na Jina, który wpatrywał się nieco niepewnie w Taehyunga, po chwili skupiając się na nim. Przełknął z trudem ślinę.
- Kim Seokjin, kierownik działu artystycznego. - wyciągnął dłoń w jego stronę, którą natychmiast uścisnął, starając się wyglądać na opanowanego profesjonalistę, jednak czuł, że nie wyszło mu to tak perfekcyjnie, jak planował. Jego chłopak wytrącił go z równowagi.
- Jeon Jungkook, miło mi poznać.
Jin uśmiechnął się tylko i obszedł biurko, siadając na swoim wielkim fotelu. Potarł dłonią brodę, drugą uruchamiając komputer.
- Taeś? Możesz nas zostawić? Chciałbym się skupić, poza tym Namjoon chyba chciał z tobą porozmawiać odnośnie przyjęcia. - odparł, a Taehyung rozchylił zaskoczony wargi.
- Och, zapomniałem o imprezie! Aj, muszę iść, Jungkookie. Jak skończysz, to poczekaj na mnie w 317, dobrze? Tutaj masz kartę. - wyciągnął z kieszeni czarny kawałek plastiku z wygrawerowanym, złotym imieniem i logiem firmy. - Do zobaczenia.
Jeon poczuł jego wargi na swoim policzku i chwilę później drzwi od gabinetu się zamknęły. Nawet nie zdążył zareagować, był w tej chwili zestresowany i odrobinę odcięty od rzeczywistości. Dopiero po chwili jego twarz oblało gorąco. Spojrzał na starszego Kima, który na chwilę zacisnął wargi.
- No to pokaż swoje dokumenty, Jeon Jungkook.


***



       Wyciągnął ręce ku górze, przeciągając się zadowolony. Nigdy nie sądził, że powrót na uczelnię sprawi mu tyle radości. Wprawdzie uwielbiał swój kierunek, nauka nie sprawiała mu problemów, jednak był tylko człowiekiem i wolał mieć wolne, niż siedzieć do wieczora na wykładach. Teraz zaś był na tyle podekscytowany, że najchętniej zacząłby skakać i krzyczeć ze szczęścia. W jakimś stopniu nastawił się już na to, że drugi stopień zacznie dopiero wtedy, gdy sobie na niego zarobi, czyli pewnie po kilku latach, o ile rzecz jasna będzie mu się chciało podjąć dalszą edukację po takim czasie. Cóż, za kilka dni wyniki rekrutacji i stanie się pełnoprawnym studentem, nie wątpił bowiem w to, że się dostanie. Był najlepszy.
      Spojrzał na Hoseoka, który wyszczerzony szedł obok niego, zerkając w telefon. Jeon zmarszczył brwi i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Z kim tak piszesz?
- Co? - starszy otworzył szerzej oczy i szybko zablokował telefon, wrzucając go do kieszeni. - Nic nic.
- Jasne. To ta cała Jimin? - zagryzł swoją dolną wargę, przyglądając się policzkom Junga, które zmieniły kolor na dojrzałego buraka. Ledwo panował nad sobą, miał bowiem ochotę wybuchnąć śmiechem, widząc jego reakcje za każdym razem, gdy ktoś w ich towarzystwie wypowie imię tej, która zawładnęła sercem Hoseoka. Czerwonowłosy był strasznie dziecinny gdy chodziło o uczucia. Do dzisiaj nie doczekali się jej zdjęcia i nie zapowiadało się, by miało się to zmienić, chociaż ich znajomy Tao przeszukał dokładnie jego znajomych na portalach społecznościowych. Panienka była dobrze ukryta. Ewentualnie brzydka, Hobi miał dziwny gust.
 - Um. Bo ten... - zaczął się jąkać, a Kook zdusił chichot. - Skąd masz w ogóle kasę na studia?
Młodszy odchrząknął i wsunął palce w swoje włosy, które roztrzepał.
- Chodźmy się czegoś napić, nie lubię opowiadać w biegu.
- Lepiej kupmy coś i chodźmy do mnie. Moi współlokatorzy wracają wieczorem. - zaproponował chłopak, a Jeon przytaknął.

      - Nie wierzę! Cholera! - podniósł głos Hoseok, przyglądając się białej karcie z imieniem Jungkooka i subtelnymi zdobieniami. - Dolce... Nie wiem jak ci się udało, ale... Człowieku! Cholera! Jak się tam utrzymasz i awansujesz, to masz zajebistą posadę do końca życia i wszelkie problemy z głowy.
Jungkook zaśmiał się i upił kilka łyków z puszki, nie spuszczając wzroku z kawałku plastiku, który ratował jego życie. Moment, w którym podpisywał umowę z Jinem, był najlepszym w ciągu ostatnich lat. Przez dobre kilka minut nie rozumiał tego, co właśnie się stało, potem zaś z wrażenia prawie zabił się na schodach, gdy biegł do gabinetu Taehyunga.
      Starszy brat chłopaka okazał się być naprawdę przyjemną osobą. Był miły, pozostawał jednak przy tym profesjonalistą i Jeon miał wrażenie, że zrobił na nim dobre wrażenie pomimo tego, że teoretycznie to tylko dzięki Tae miał tę posadę. Musiał też przyznać, że starszy Kim nie podszedł do niego jakoś inaczej. Czuł, że fakt, iż przed chwilą nakrył go i swojego brata w jednoznacznej sytuacji, nie zdenerwował go. Jakby w ogóle to nie miało miejsca. Z jednej strony był ciekaw, czy Tae aż tak często obmacywał się w biurze, czy raczej mężczyzna był w zbyt wielkim szoku, by zareagować.
      - W ogóle... Po co byłeś w Japonii? I z kim? Tylko nie wkręcaj.
Jungkook odstawił puszkę na bok i wpakował do ust kilka chipsów, wycierając po chwili dłonie w spodnie. Nie przepadał za kłamstwem, z drugiej strony niekoniecznie chciał opowiadać Jungowi o relacji z młodym milionerem.
- Hm... Z najmłodszym z synów założyciela firmy.
- Aaa... Praca? - Hoseok pokiwał głową ze zrozumieniem, zgniatając pustą puszkę. Wycelował w wypełniony kosz i rzucił kawałek metalu, który odbił się od śmieci i upadł na podłogę. - Szlag.
- Powinieneś posprzątać, niedługo coś Ci się tutaj zalęgnie. - szybko zmienił temat, korzystając ze sposobności. Starszy skrzywił się i sięgnął po kolejną puszkę, którą otworzył z cichym sykiem.

       Po godzinie ich dwuosobowa grupka rozrosła się do piątki, dołączyli bowiem do nich współlokatorzy Junga - Yoongi i Sehun, oraz Tao, który nieczęsto odmawiał sobie przyjemności wypicia piwa. Nie skończyło się oczywiście na dwóch puszkach, wspólne spotkanie trzeba było odpowiednio uczcić.
Jungkook wlewał właśnie w siebie piąte piwo, gdy poczuł w spodniach wibracje telefonu. Skrzywił się i wyciągnął urządzenie, od razu odczytując imię dzwoniącego. Nerwowo zagryzł wargę i wstał, odsuwając się nieco od kolegów, chociaż nie miał siły wychodzić z pokoju.
- Słucham? - mruknął cicho, starając się, by jego głos brzmiał normalnie.
- Jungkoookie! Tęsknię za tobą!
Młodszy westchnął i siląc się na jak najmilszy ton.
- Cześć, Tae. Ja też.
- Ach! Koookie... To może się spotkamy? Siedzę sam w domu i się nudzę, chciałbym cię zobaczyć...
- Tae... - zerknął na kumpli, którzy z głupimi uśmiechami nadstawiali uszy, wyciszając całkowicie telewizor, by żadne słowo Jungkooka im nie umknęło. Najmłodszy zacisnął nerwowo wargi. - Jestem teraz u znajomych.
- Aa.... Rozumiem. No szkoda, nie będę przecież zabierał ci czasu. Przyjaciele są ważni i w ogóle, najwyżej pooglądam sobie jakiś film. Sam. Żadna nowość.
Brunet uderzył czołem w ścianę, powstrzymując się od powiedzenia czegoś niemiłego. Wyczuł, że Taehyung był niezadowolony i nie było to dobre. Chętnie by się pożegnał i życzył mu udanego seansu, jednak póki umowa jest świeża, on zaś nie miał jeszcze okazji pojawić się w pracy, to musiał wchodzić temu dzieciakowi w tyłek, by nie stracić szansy na posadę życia.
- Poczekaj chwilkę. - mruknął i odsunął telefon od ucha. Zasłonił głośnik i spojrzał na znajomych. - Może ktoś do nas dołączyć?
- Jeśli jest spoko, to nie ma sprawy, niech wpada. - wzruszył ramionami Hoseok, a reszta przytaknęła. Jungkook uśmiechnął się słabo i przysunął telefon znowu do ucha.
- Taeś... Nie chcesz do nas przyjść? Nie dam rady wsiąść w samochód, bo wypiłem, poza tym trochę głupio mi ich zostawiać, ale nikt nie ma nic przeciwko, byś posiedział z nami.
- Mogę? - Taehyung brzmiał na podekscytowanego, na co młodszy odetchnął z ulgą. Trochę obawiał się tego, jak w towarzystwie będzie się zachowywał w stosunku do niego, miał jednak nadzieję, że powstrzyma się przed molestowaniem go w każdej wolnej chwili. I odwrotnie... Sam miał problemy z samokontrolą, gdy widział uda blondyna.
- Jasne, wyślę ci wiadomość z adresem. Tylko to nie jest nic specjalnego, zwykłe picie i gadanie o głupotach.
- Nie szkodzi! Chętnie porozmawiam z wami o czymkolwiek! Zaraz będę, paaaa Kookiś!
- Paaa...

      - Cześć. - Taehyung wyszczerzył się i wysiadł ze swojego bugatti, bez zbędnej ostrożności trzaskając drzwiami. Wsunął kluczyki do kieszeni i zacisnął dłonie na rączkach dwóch papierowych toreb z jakiegoś sklepu, którego nazwy Jungkook nawet nie kojarzył. Cóż, widząc samochód blondyna miał wrażenie, że w ogóle myślenie w tej chwili jest niemożliwe. Nigdy nie miał okazji nawet na niego popatrzeć z tak bliska, a ten dzieciak tak bez szacunku się z nim obchodził. Najchętniej by się popłakał i błagał Kima, by nigdy więcej nie dotykał tego cudeńka, bo przypadkiem go uszkodzi.
- Hej. Nie wolałeś przyjechać taksówką? - odebrał od niego torby i ruszył w stronę wejścia do kamienicy, w której zamieszkiwali jego znajomi.
- Nie chciało mi się czekać, poza tym nie lubię obcych samochodów. Śmierdzą. - wzruszył ramionami blondyn, podskakując na schodach. Jungkook zacisnął wargi, takie zachowanie średnio mu odpowiadało, co jednak miał począć z rozpieszczonym chłopcem, który robi to, na co ma ochotę?
- W ogóle... Kookie...
- Hm? - zerknął na niego przez ramię. Kim uśmiechnął się delikatnie i zrównał z nim. Ucałował jego policzek, zaraz zagryzając dolną wargę. Wyglądał jak mały chłopiec, który właśnie ukradł z szafki ciastka i przyznawał się do winy, w środku będąc mimo wszystko dumnym z popełnienia tego niedozwolonego czynu.
      Jeon uniósł brew zaskoczony.
- Tam chyba nie będę mógł cię całować, prawa? Chciałem chociaż przez chwilę cię poczuć. - mniejszy zwilżył swoje wargi językiem, patrząc bez skrępowania w oczy młodszemu, który, po krótkiej analizie sytuacji, złapał go wolną ręką za kark i przyciągnął do siebie, wpijając się namiętnie, ale i zaborczo w miękkie usta chłopaka. Tae stęknął cicho, rozchylając wargi, między którymi przedarł się gorący język Jungkooka.
      Potarł mocno o śliski mięsień chłopaka, przypierając go do ściany, na co ten ochoczo zarzucił mu ręce na szyję, odwzajemniając posłusznie pocałunek. Kook czuł przyjemne gorąco, widząc przymknięte powieki starszego, który potulnie przystawał na wszystko, czego tylko sobie zażyczył. Jego drobne, delikatne ciało pragnęło kontaktu z nim, czuł to.
- Kookie... - sapnął blondyn, gdy w końcu się od siebie oderwali, by zaczerpnąć powietrza. Na jego twarzy pojawił się słaby, ale szczery uśmiech. - Przez ciebie kiedyś moje serce wybuchnie.
- Czułbym się nieswojo, gdybyś przy mnie nie szalał. - uśmiechnął się brunet i po raz ostatni ucałował wilgotne od śliny usta mniejszego. - Chodźmy do nich, bo pewnie się niecierpliwią.
- Mhm... - blondyn przytaknął i wszedł za nim do mieszkania, w którym leciała muzyka jakiegoś mało znanego zespołu, które ukochał sobie Sehun i puszczał je przy każdej możliwej okazji, śmiejąc się przy tym jak idiota. Brunet miał wrażenie, że chłopak zbyt często przebywał z Layem i Jonginem, bo ta dwójka miała na niego zdecydowanie zły wpływ. Nie dość, że zaczął palić, to jeszcze Kook nie był pewien, czy to aby na pewno były papierosy, bo białowłosy często miał dziwne napady i chichrał się sam do siebie. Ewentualnie do wyimaginowanego przyjaciela, cholera go wie.
       Zsunął buty, starszy zrobił to samo, rozglądając się niepewnie po pomieszczeniu. Jeon skinął głową w stronę pokoju. Wszedł przed Tae i spojrzał na kumpli, którzy od razu wbili w niego przenikliwe spojrzenie, jakby zrobił coś złego czy głupiego. Hoseok zerknął na otworzone okno i zmarszczył brwi, następnie zaś wychylił się i zaczął przyglądać Kimowi, który pojawił się obok.
- Kim Taehyung. - powiedział blondyn, wymijając Kooka, jednak nie odchodząc od niego. Chyba obawiał się towarzystwa podpitych chłopaków. Towarzystwo uśmiechnęło się i po kolei przedstawiło, dokładnie analizując sylwetkę dziedzica, następnie zaś odsunęli się, by zrobić im miejsce na podłodze.
       Brunet spojrzał na swojego chłopca i złapał go za nadgarstek. Podszedł do stołu i zaczął analizować ich położenie. Wiedział, że Tae będzie zły, jeśli usiądą daleko od siebie, a na to wskazywały pozostawione miejsca.
- Sehun, idź na podłogę.
- Co? Czemu? - białowłosy otworzył usta, wgapiając się w Jungkooka niepewnie.
- Tae nie będzie siedział na ziemi, a koło Tao go nie posadzę, bo to nerd.
- Ej! - czarnowłosy chłopak z podkrążonymi oczami uniósł głowę znad telefonu i skrzywił się z wyrzutem. - Sam jesteś nerdem, kujonie.
- Jesteście straszni. - jęknął Sehun i zsunął się z kanapy. Usiadł na dywanie obok Yoongiego, który odstawił na bok telefon i zaczął przyglądać się Kimowi odrobinę zbyt intensywniej, niż powinien.
      Zajęli miejsca na kanapie, nieco przygniatając z drugiej strony pandę, który pisnął.
- Kiedyś umrzesz, Jungkook. Zero szacunku dla hyungów, wstydziłbyś się.
- Mentalnie masz szesnaście, więc to ja jestem twoim hyungiem. - zaśmiał się, następnie położył na stole dwie torby Taehyunga, który poderwał się i zaczął wyciągać z nich przekąski w ozdobnych, fikuśnych opakowaniach, dołączając do nich od razu dwie butelki nieznanego reszcie alkoholu. Wszyscy poza blondynem zmarszczyli brwi przyglądając się jakimś śmiesznym orzeszkom, kawiorowi i niezbyt popularnym w ich gronie chipsów. Cóż, może nawet nie niepopularnym, co zwyczajnie niedostępnym dla grupki studentów, którzy wszystkie pieniądze przetracali na kiepskie piwo i najtańsze jedzenie ze supermarketu.
- Nie wiedziałem co wziąć, chyba ujdzie, hm?
- Taaa... Swoją drogą to twój samochód? - Tao zerknął na etykietę, siląc się na obojętny ton, chociaż całe towarzystwo wiedziało, że w środku umierał z ciekawości. Od zawsze miał obsesję na punkcie markowych i drogich przedmiotów, jednak niestety los zrobił mu psikusa, przez co urodził się w klasie średniej.
- Tamto? - Kim wskazał kciukiem na ścianę i otworzył szerzej swoje oczy. - Nieee, to tak spontanicznie dzisiaj, pożyczyłem. - zaśmiał się i usiadł obok Jeona.
- Pożyczyłeś? Czym zazwyczaj jeździsz? - zapytał Hoseok, sięgając po piwo. - Ponoć bugatti prowadzi się niesamowicie...
- Ach, ja nienawidzę prowadzić, ale mój kierowca dostał na wieczór wolne i zanim by po mnie przyjechał, to minęłoby sporo czasu... To auto brata, zostawił je kiedyś, bo woli większe. - wzruszył ramionami, odbierając od Junkooka piwo.
       Jeon sam nie wiedział, czy cieszyło go to, że koledzy byli w szoku i wyglądali głupkowato, czy raczej stresował się, bo Taehyung mówił zbyt wiele. Wolał, by przyjechał taksówką, kupił coś taniego i zgrywał skromnego, on zaś paplał o swoim kierowcy, jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
- Kierowca? - Tao otworzył usta zaskoczony, skupiając się już tylko i wyłącznie na mniejszym blondynie, który nadął policzki i podał Jungkookowi puszę, bo nie potrafił jej otworzyć. - Masz kierowcę?
- Um, tak. Potrafię prowadzić samochód, ale tego nie lubię. Poza tym ciężko kieruje się wielką maszyną, jestem chyba zbyt roztrzepany. - uśmiechnął się i odebrał piwo od bruneta, który schował twarz za kuflem, zerkając niepewnie na kumpli. Ci wodzili spojrzeniem od blondyna, do niego, mrużąc powieki podejrzliwie. Zapowiada się długi wieczór.


       Jungkook wyszedł z balkonu, gdzie rozmawiał z Sehunem. Jego hyung po raz kolejny zachowywał się dziwacznie i naprawdę przestał wierzyć, że te śmieszne papierosy nie były z dodatkiem czegoś mocniejszego. Będzie musiał z nim poważnie porozmawiać, chociaż dojście do Oh zawsze było męczące, bo żył w swoim własnym świecie. Nie był to poziom oderwanego od rzeczywistości Taehyunga, ale nadal był trochę nienormalny.
      Przeciągnął się i spojrzał na kanapę, na której siedział jego chłopak oraz Yoongi wraz z Tao. Ten ostatni kiwał głową raz po raz, wsłuchując się w paplaninę młodszego, który chyba opowiadał jakąś głupią historyjkę, ewentualnie plotkowali o światku bogaczy. Zielonowłosy zaś nieco zbyt nachalnie, jak na Kooka gust, wpatrywał się w Kima, sącząc powoli swoje piwo. Jego małe oczy utkwione były w twarzy blondyna, jakby odkrył w niej coś fascynującego, pozostałą dwójka jednak tego nie dostrzegała, w najlepsze zajęta rozmową.
      Jeon nalał do szklanki wina i upił kilka łyków. W tym momencie nikt już nie zwracał uwagi na to, co brał do ust, pili resztki z szaf chłopaków, by tylko zamoczyć usta w czymś z procentami.
      Usiadł naprzeciwko i zaczął wodzić spojrzeniem po starszych kolegach, którzy dopiero po dłuższej chwili go w ogóle zauważyli. Tae uśmiechnął się do niego szeroko, wsuwając dłoń w swoje włosy, nic jednak nie mówiąc. Chwilę później dopiero uniósł się i odstawił szklankę na stolik, lekko się zataczając. Yoongi w porę go przytrzymał, łapiąc za biodra i przyciągając do siebie, na co blondyn głupio zachichotał.
      Jeon wstrzymał oddech, zaciskając dłonie na podłokietniku i szybko wstał. Złapał Tae za nadgarstek przyciągając do siebie, przez co mniejszy wylądował w jego ramionach.
- Ach, Kookieeeeee! Troooochę mi sabo...
- Jesteś pijany. - mruknął niezadowolony i zerknął przez ramię na zielonowłosego, który posłał mu kpiący uśmieszek. Jungkook nie wiedział dlaczego, ale bardzo się na ten gest zirytował, toteż tylko przyciągnął Tae mocniej do siebie i wsunął jedną dłoń pod jego kolana, biorąc go na ręce.
- Kooookie? Posaf mje.... - wyjęczał, łapiąc w dłonie jego koszulkę. Mocno wtulił się w jego tors, a brunet pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie rozumiał ani trochę tego dzieciaka, chociaż na ten moment nawet swoich działań nie ogarniał. Tłumaczył to sobie tym, że musiał zgrywać zazdrosnego, jednak w środku chyba zwyczajnie był zbyt przywiązany do portfela mniejszego i świadomość, że może go stracić na rzecz kumpla, zbyt mocno by go zabolała.
- Idziemy już do domu.
- Nie ce... Kookie, ja nie mogęęęę. - podciągnął się nieco i objął go za szyję, wtulając nos w jego obojczyki. - Jungkoooo...
- Ciii. - szepnął i zwrócił się do kumpli. - Zwijamy się, jeszcze chwila i padnie.
- Wracasz z nim z buta? - uniósł brew Hoseok, na chwilę odrywając się od telefonu, na którym zaciekle z kimś pisał.
- Kurde... - zacisnął mocniej dłonie na ciele Tae, zerkając na jego przymknięte powieki. - musimy zostawić tu jego samochód. Dacie radę na niego zerkać?
- Ja będę! - poderwał się Tao, zaraz jednak opadł na kanapie z jękiem i zakrył dłonią usta, krzywiąc się. Jeon westchnął i spojrzał na Junga.
- Zadzwonisz nam po taksówkę? Mieszkam za daleko, a on już w ogóle na końcu miasta...

    

***


       Jeon odwrócił się w stronę Taehyunga, który poruszył się z jękiem. Jego delikatny makijaż spłynął z jego oczu, tworząc delikatne, ciemne ślady na policzkach, niemniej i tak wyglądał całkiem uroczo w przyklejonych do czoła włosach, dużej koszulce, którą wczoraj z trudem na niego założył. Jego maleństwo odpadło niemal od razu, gdy wziął go na ręce. Całą drogę musiał trzymać go na kolanach, następnie wspiąć się z nim na czwarte piętro i jeszcze mocować ze starymi drzwiami, które wyjątkowo tej nocy musiały się zaciąć. Pomimo tych przeciwności jakoś udało mu się położyć go do łóżka i gdyby nie bolące plecy, to pewnie byłby z siebie wyjątkowo zadowolony. Spanie we dwójkę na twardym materacu dało w kość, a nie chciał, by Tae nabawił się siniaków. Najchętniej pojechałby do domu mniejszego, jednak obawiał się, że wpisywanie haseł i wyłączanie alarmów w tym stanie nie wyjdzie im na dobre, zresztą jeszcze gdyby wpadł tam Seokjin, to mógłby pożegnać się z pracą, bo spicie ukochanego braciszka nie jest nigdy pożądane.
      Kim po chwili otworzył oczy i od razu mocno wtulił się w jego tors. Brunet przytulił go i zaczął głaskać po plecach. Delikatne ciało mniejszego nieco drżało, a on sam chyba czuł się fatalnie.
- Kookieee... Moja głowa. Boli. - pisnął i spojrzał na niego wilgotnymi oczami. Jeon zamrugał kilkakrotnie, po chwili kładąc dłoń na policzku chłopaka.
- Taeś... Nie miałeś nigdy kaca? - uniósł brew pytająco, pochylając się nad jego twarzą. Mniejszy pokręcił głową, pociągając nosem.
- Boli mnie brzuch i jest niedobrze, jakbym miał umrzeć... Nigdy mnie tak nie bolało Jungkookie.
Młodszy ucałował jego usta delikatnie i podniósł się, ciągnąc go za sobą. Nie spodziewał się, że bogaty dzieciak może nie mieć wprawy w imprezowaniu. W każdym filmie przecież ludzie tego pokroju szlajali się po klubach czy domówkach, a Tae poza tym, że był dziwny i bawił się w sponsora, to był raczej typowym nowobogackim.
- Poczekaj chwilkę. Dam ci tabletkę.
Wstał z łóżka i podszedł do biurka. Wysunął szufladę i zaczął szukać czegoś na ból głowy. Słyszał szlochanie blondyna, które odrobinę wytrąciło go z równowagi. Nie wiedział co robić, nie przepadał za łzami i sobie z nimi nie radził, a świadomość, że to Tae, jeszcze bardziej go stresowała.
      Wyciągnął małą pastylkę i sięgnął po butelkę wody, z która wrócił do łóżka. Podał mu tabletkę , po czym odkręcił napój, by mógł popić, następnie złapał za paczkę chusteczek, które podsunął mniejszemu, gdy ten połknął lekarstwo.
- Dziękuję, Kookie. - szepnął i wytarł policzki, w kolejną zaś wytarł nos, krzywiąc się. - Jeju, nie chcę, byś mnie takiego oglądał... Chcę umrzeć sam.
- Przestań, Tae. To tylko kac, nie umrzesz, ale pewnie będzie cię boleć jeszcze przez jakiś czas.
- Może muszę jechać do szpitala? Naprawdę mnie boli... - spojrzał na niego i jeszcze bardziej się rozpłakał. Jungkook objął go i wciągnął na swoje kolana, okrywając szczelnie kołdrą.
- Spokojnie, koteczku. Przecież nie pozwolę, by stało ci się coś złego. Też tak czasami mam, jak pomieszam. Wypiłeś wczoraj bardzo dużo, pamiętasz w ogóle? - zaczął składać delikatne pocałunki na jego czole. Starszy skinął głową, chowając głowę w zgięciu jego szyi.
- Ten w zielonych włosach ciągle mi podawał i tak jakoś... Potem już nie wiem co było. Straciłem pamięć?! Jungkookie, ja nie chcę!
- Ciiii. To normalne, skarbie. Nie denerwuj się. - przycisnął go do swojego torsu nieco mocniej, coraz bardziej zażenowany stanem, w jakim znalazł się blondyn. Nawet po dziecku nie spodziewał się takiego umysłowego zaćmienia.
- Ale mnie nigdy nic nie bolało...
- Nigdy? Nie żartuj Tae, to tylko trochę gorsze od przeziębienia, ale na szczęście krótsze.
- Nie byłem przeziębiony, zawsze mnie zabierali do szpitala i leczyli... I wtedy nie boli, tylko ma się katar.
- Rozumiem. W każdym razie to naprawdę chwilowe. Nic ci nie będzie. Jestem przy tobie i przypilnuję, by było ci lepiej.

- Okeeeee.... - Taehyung odsunął się od młodszego jednak niestety... Luksusowy kawior wylądował na jego koszulce. A na jednej porcji wymiocin się nie skończyło.
Smakowicie... 

***


Ogłoszenia parafialne: Wiem, Tae wkurwia jak chyba jeszcze nigdy (a u mnie wkurza najczęściej, jakiś ukryty sadyzm względem UB?), nawet mnie irytuje, jednak spokojnie. Od następnego rozdziału zacznie się główna akcja i dowiecie się więcej o wszystkim ;) 
Tae zmieni się, czy będzie jeszcze bardziej irytujący? Jak myślicie? ;D
I dziękuję Kiri za pomoc w ogarnięciu mojego 'bowiem' w każdym zdaniu <3


niedziela, 3 kwietnia 2016

4. Butterfly

hej hej~
Tym razem rozdział nie wyszedł mi do końca tak jak chciałam, lecz mam nadzieję że mimo to przypadnie wam do gustu ^^
Cóż więcej mogę powiedzieć... Enjoy :D
A komentarze są jak zwykle mile widziane :)




W zamyśleniu obracał w palcach przedmiot, tak dobrze mu znany. Znalazł go wśród ubrań Taehyunga, niedbale rzuconych na podłogę. Schylał się, by je złożyć, gdy nagle z kieszeni spodni wypadła zapalniczka. Nigdy nie sądził, że rzecz do niego wróci. Westchnął, splatając dłonie wokół przedmiotu. Wiedział, że Taehyung nic do niego nie czuje. Wiedział, że serce chłopaka o miękkich jasnobrązowych włosach i niewinnej twarzyczce, nigdy nie należało i nigdy nie będzie należeć do niego. Zresztą, przecież mu na tym nie zależało, prawda? Więc skąd ten dziwny ból, gdzieś w okolicach serca? Przecież nie był zakochany. Nie miał pojęcia co to miłość. Nie mógł kochać. Nie potrafił. Prawda...?
  - Nienawidzę cię – szepnął do przedmiotu, pocierając palcem wizerunek niebieskiego motyla – Nienawidzę...

Taehyung obserwował całą scenę, ze spokojem wycierając ręcznikiem mokre kosmyki. Zastanawiał się nad rozbawieniem swojego hyunga lub zwykłym przytuleniem go. Miał też ochotę wypytać go o Kooka. W końcu po to w ogóle zbliżył się do Sugi, czyż nie?
 - Taehyung – drgnął, słysząc swoje imię – Czy Jungkook oddał ci zapalniczkę?
Yoongi podniósł głowę, lustrując wzrokiem świeżo umytego chłopaka. Ten w odpowiedzi pokręcił przecząco głową.
 - Nie. Jest zbyt ważna dla niego – powiedział, siadając koło niebieskowłosego – Zgubił ją.
 - Ważna? – Suga zaśmiał się z goryczą – Ma ją tylko z przyzwyczajenia...
Wyjął ręcznik z ręki Tae i zaczął delikatnie wycierać jego włosy. Taehyung uniósł pytająco brew. To prawda, że zawsze fascynował go ów mały przedmiot. Jungkook ciągle się nim bawił i robił się dziwnie nerwowy, gdy ktoś próbował mu go zabrać. Nigdy nie wspominał, skąd to ma. I jeszcze ten wzrok Sugi na zapalniczce, gdy po raz pierwszy ich razem widział... Był wtedy taki zazdrosny. Właśnie to sprawiło, że poszedł za dealerem. Chciał wiedzieć co znaczy zapalniczka dla Kookiego i co łączy go z niebieskowłosym. Chciał wiedzieć. Musiał się dowiedzieć.
 - Widzisz Tae... – odezwał się niebieskowłosy, odkładając ręcznik na bok, jakby przeczuwając o co chce go zapytać – To kiedyś była moja zapalniczka.



Biegli razem śmiejąc się głośno. Padał deszcz i było potwornie zimno. Nie zwracali jednak na to zbytniej uwagi. Biegli przed siebie. Byli szczęśliwi. Z wielkim uśmiechem na twarzy, dopadli obdrapanych drzwi, dysząc lekko. Było to mieszkanie Yoongiego, a raczej ciasna izdebka z łazienką i jednym pokojem, połączonym z czymś w rodzaju kuchni. Nie było tu żadnych luksusów i ciężko było nazwać owe miejsce przytulnym. Obaj jednak kochali ten dom, czując się tu swobodnie. Zrzucili przemoczone buty i kurtki, by opaść razem na łóżko, przeznaczone teoretycznie dla tylko jednej osoby.

 - Yah, Jungkook, zaraz spadnę jeśli będziesz się tak rozpychał – wspomniany chłopak roześmiał sie tylko na te słowa, po czym wyciągnął ręce w kierunku swojego hyunga.
 - To się przytul, hyung.
 - Jesteś mokry – stwierdził z niesmakiem rudowłosy.
 - To na twój widok – zażartował, bez większych skrupułów przyciągając Yoongiego do siebie – Ładnie pachniesz, hyung. Deszczem.
 Yoongi zamknął oczy, wtulając się bardziej w ramię młodszego. Obaj kochali deszcz. Jego szum, jego zapach... Nawet wtedy, gdy moczył ich ubrania, a lodowate krople kapały im na głowy. Póki byli razem, kochali deszcz. Nie byli parą, żeby nie było nieporozumień. Byli po prostu najlepszymi przyjaciółmi. Prawie rodziną, choć nie łączyły ich żadne więzy krwi. Poznali się we wczesnych latach dzieciństwa. Yoongi zawsze był wzorem dla Jungkooka. Byli nierozłączni. Starszy nie posiadał rodziców. Wychował się w sierocińcu, którym zarządzała miła staruszka. Jak się okazało, była ona babcią Kooka. Rodzice młodszego byli bardzo zapracowanymi ludźmi, dlatego Jungkook większość czasu spędzał bawiąc się z dziećmi z sierocińca. Już wtedy Yoongi wywarł na nim duże wrażenie. Wiecznie sam, jednak szanowany przez resztę dzieciaków i skory do pomocy. Bardzo małomówny, cichy i spokojny chłopiec. Zgrywał obojętnego twardziela, lecz młodszy widział o wiele więcej niż inni. Wiedział, że blady chłopiec jest tak naprawdę bardzo wrażliwy. Był jednak na tyle silny, by ukryć to przed całym światem. Jungkook go podziwiał. Postanowił się do niego zbliżyć. Nie było to łatwe, lecz był cierpliwym i upartym dzieckiem, więc po paru miesiącach wytrwałego chodzenia za Yoongim i paplania o wszystkim i o niczym, udało mu się zdobyć jego zaufanie. Sprawił, że starszy nieco się otworzył. Od tamtej pory wszędzie chodzili razem.
  - Hyung – zaczął bawić się rudymi kosmykami starszego – Czy my...już zawsze będziemy razem?
Odpowiedziała mu cisza. Spokojny, równomierny oddech Yoongiego, zdradził mu, że chłopak zasnął w jego ramionach. Uśmiechnął się lekko. W końcu cisza jest odpowiedzią twierdzącą, czyż nie? Pogładził go po jasno pomarańczowych włosach, rozmyślając czy pasowałby mu jakiś fantazyjny kolor. Na przykład... niebieski.



 - Hyung! Zobacz jaka śliczna! – Jungkook z błyszczącymi oczyma oglądał zapalniczki. Stali przy stoisku już dobre piętnaście minut, przeglądając różne przedmioty z dosyć nietypowymi wzorami. Tu i ówdzie leżały noże o rękojeściach w kształcie zwierzęcych głów, zapalniczki o różnych kształtach i grawerach, do wyboru do koloru. Młodszy był wyraźnie zafascynowany przedmiotami i nie mógł oderwać od nich wzroku. Właśnie wskazywał palcem na jedną z zapalniczek. Yoongi podążył wzrokiem we wskazanym kierunku i zdziwił się nieco. Zwykła czarna benzynowa zapalniczka z wygrawerowanym niebieskim motylem. Wzór bardziej dla kobiet, jeśli miał być szczery. Starszy jednak doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego to właśnie ta zachwyciła tak Kooka.
 - Nie rozumiem, co ty takiego widzisz w motylach...
 - Są śliczne. Takie małe i delikatne, a potrafią zmienić szary świat w odrobinę weselszy i kolorowy. Zupełnie jak ty, hyung – odpowiedział młodszy, dalej wpatrując się w przedmiot za szybą. Yoongi westchnął, sięgając do kieszeni po portfel.
 - Weźmiemy tę – oznajmił sprzedawcy, pokazując przedmiot zachwytu Jungkooka.


 - Hyung, czemu kupiłeś coś co nie jest w twoim stylu? Poza tym nie palisz... – zapytał Jungkook, gdy godzinę później siedzieli na dachu jednego z wieżowców.
 - Zdziwiłbyś się, Kookie – zaśmiał się cicho, obracając zapalniczkę w palcach – Czy ja... Naprawdę przypominam ci motyla?
Yoongi nie patrzył mu w oczy, bawiąc się nowo nabytym przedmiotem. Młodszy zastanowił się chwilę. Zlustrował raz jeszcze wzrokiem sylwetkę swojego hyunga. Blada, wręcz rzec by można biała cera, delikatna twarz, drobne ramiona i chude nogi. Yoongi był w istocie bardzo piękną i delikatna istotą. Czasem wydawał mu się też czymś nie do końca realnym, jakby łączył rzeczywistość z jakimś innym światem. Może to przez ten często nieobecny wzrok lub niespotykane piękno. Jungkook nie był pewny. Tylko te rude kosmyki mu nie pasowały. Były zbyt realne. Zbyt ludzkie, mimo że nienaturalne dla mieszkańców Korei.
 - Tak, hyung. Jesteś niczym one – przygryzł wargę w zamyśleniu, po czym dodał – Tylko twój kolor włosów psuje efekt.
 - Głupiś – Yoongi zaśmiał się, szturchając Kooka lekko w ramię. Jungkook chciał udać obrażonego, gdy nagle poczuł ciepły przedmiot w swojej dłoni.
Rudowłosy znów na niego nie patrzył, jak zawsze gdy był czymś lekko zawstydzony. Młodszy spojrzał zaskoczony na zapalniczkę w swoich rękach. Yoongi przeczesał włosy ze zmieszaniem wypisanym na twarzy.
 - Weź ją. Jest twoja – wypalił w końcu. Kątem oka uchwycił jak szeroki uśmiech rozkwita na twarzy Jungkooka.
 - Dziękuję.

Parę dni później Yoongi przefarbował włosy. Na niebiesko.


 - My... Byliśmy ze sobą tak blisko... – głos starszego załamywał się – Ja... nie wiem... Nie wiem dlaczego my... Jak to się stało, że my...
 - Wystarczy – Taehyung chwycił drżące dłonie niebieskowłosego w swoje i przyciągnął go bliżej siebie, zmuszając by na niego spojrzał – Już dobrze, hyung... Jestem przy tobie.
Pocałował go delikatnie, po czym mocno przytulił, czując jak Yoongi rozluźnia się pod jego dotykiem. Odetchnął z ulgą. Ataki paniki dealera nie należały do najłatwiejszych, jak już zdążył się przekonać któregoś razu. Wolał nie widzieć go w tym stanie ponownie. Wizja krzyczącego drobnego chłopca, całego we łzach, przerażała go. Nie chciał, by Yoongi cierpiał. Był na to zbyt piękny.


***

Leżał na trawie, gdzieś za budynkiem szkoły, delektując się słońcem. Otworzył oczy, słysząc kroki. Do jego nozdrzy doszedł słodki zapach perfum, zmieszany z nutką czegoś co dobrze znał. Zmarszczył nos, zerkając na Taehyunga, który właśnie przy nim usiadł. Nie mógł sobie przypomnieć, skąd kojarzy ów zapach, kryjący się za otoczką drogich perfum trzecioklasisty. Brązowowłosy wyszczerzył się, rzucając w niego jakimś małym przedmiotem. Odruchowo złapał go, nie chcąc oberwać tym w twarz. Spojrzał na przedmiot w swych dłoniach. Uniósł pytająco brew, widząc swoją zapalniczkę.
 - Musisz bardziej pilnować ważnych przedmiotów – odezwał się Taehyung, wzruszając ramionami. Jungkook przejechał palcem po wizerunku niebieskiego motyla. Nawet nie wiedział kiedy zgubił zapalniczkę. Tak dużo się ostatnio wydarzyło, że o niej kompletnie zapomniał. Związek z Jinem, kłótnia z Jiminem i jeszcze szkoła... Musiał zaliczyć parę egzaminów, jeśli chciał zdać. Nie żeby mu zależało, ale nie może wiecznie polegać tylko na pieniądzach. Yoongi nie byłby zadowolony.

Yoongi... Czemu właśnie o nim pomyślał? To przeszłość. Nie mają już nic wspólnego. Łączą ich tylko relacje klient – dealer, nic więcej. Westchnął zaciskając dłoń z zapalniczką w pięść. Taehyung dotknął jego ręki, delikatnie gładząc ją kciukiem. Jungkook rozluźnił nieco ucisk. Zastanawiał się, czy powinien się otworzyć dla starszego. Nie znał go jeszcze na tyle, lecz chłopak wydzielał aurę, która w jakiś dziwny sposób działała uspokajająco. Czuł, że może mu zaufać. Chciał mu powiedzieć o zapalniczce, ale na to wciąż nie czuł się gotowy. Nawet Jimin o niej nie wiedział. Właśnie, Jimin. Co on ma teraz z nim zrobić? To był jego najlepszy, a może nawet jedyny przyjaciel. Jungkook nie przywiązywał się do ludzi, ale Jimin był wyjątkiem. Zależało mu na nim. A może to była po prostu wygoda? W końcu zawsze miał dzięki niemu dokąd wrócić. A teraz to stracił. I to przez jakąś dziwną sytuację, której nawet nie rozumiał.

Taehyung, jakby przeczuwając co się dzieje w jego głowie, zacisnął swoja ciepłą rękę na tej Kookiego, pochylając się przy tym nad nim.
 - Tae... ja... Pokłóciłem się z przyjacielem – wyrzucił z siebie Jungkook, spoglądając wprost w ciemne oczy starszego – Nie wiem co mam teraz zrobić.
 - Czy chcesz, bym sprawił, że o nim zapomnisz?
Jungkook jak zahipnotyzowany wpatrywał się w Tae nad nim. Zaczął żałować, że nie podniósł się do pozycji siedzącej, gdy chłopak przyszedł. Teraz starszy miał nad nim sporą przewagę.
 - Czy chcesz zapomnieć? – powtórzył Taehyung, unieruchamiając mu ręce.
 - Chcę... – wyszeptał Jungkook, by po chwili złączyć ich usta w namiętnym pocałunku. Wplótł dłonie w miękkie kosmyki starszego. Wreszcie czuł, że żyje. Jęknął, gdy kolano Taehyunga otarło się o jego krocze, a palce wdarły pod koszulkę, rozpoczynając wędrówkę po ciele młodszego. To było takie ekscytujące robić to na zewnątrz, gdzieś za szkolnym budynkiem, kiedy w każdej chwili ktoś mógł ich zobaczyć. Taehyung zjechał pocałunkami na szyję Kooka, znacząc ją drobnymi czerwonymi śladami. Młodszy sapnął, przygryzając wargę. Jego dłoń powędrowała do ust, by zdusić nieprzyzwoite dźwięki, raz po raz wydostające się z jego gardła. Brązowowłosy widząc to, odciągnął jego dłoń stanowczym ruchem. Nie był brutalny, lecz nie należał też do ludzi delikatnych. Szybko pozbył się ubrań młodszego, całując, podgryzając i ssąc skrawki jego ciała, doprowadzając tym samym pierwszoklasistę do szaleństwa. Jungkook wił się pod nim jęcząc i prosząc o więcej, by po chwili poczuć w sobie palce Tae, delikatnie rozciągające jego wejście. Potem poczuł pustkę, by chwilę później krzyknąć z bólu. Zacisnął palce na plecach Taehyunga, który wszedł w niego jednym gwałtownym ruchem, a teraz czekał, aby młodszy się nieco przyzwyczaił do jego męskości. Kookie niepewnie pokiwał głową na znak, że może już się poruszyć. Taehyung nie chciał tracić ani chwili dłużej. Ciasne wnętrze młodszego już wystarczająco pobudzało jego zmysły. Jeszcze chwila, a straci panowanie nad sobą. Coraz głośniejsze jęki Kooka, wcale nie pomagały. Taehyung sapnął, przyspieszając. Paznokcie chłopaka pod nim, rozdarły mu skórę.

Jungkook doszedł z imieniem starszego na ustach. Parę ruchów później Tae do niego dołączył. Opadli na miękką trawę, ciężko dysząc. Jungkook nigdy wcześniej nie czuł się tak wspaniale. Nie chodziło o sam seks, lecz raczej osobę, która mu go zapewniła. Uśmiechnął się delikatnie, patrząc jak Taehyung zaczyna się ubierać. Położył głowę na jego kolanach, nie pozwalając mu wstać. Nie chciał, by go tak szybko opuścił. Ale Tae, nigdzie się nie wybierał. Okrył go swoją bluzą, delikatnie całując w czoło. Po czym się zamyślił. Było mu tak dobrze, tak przyjemnie. Lecz czegoś mu brakowało. Pogładził farbowane na czerwono włosy chłopaka, który chyba usnął na jego kolanach. Spokojna, uśmiechnięta twarz, nagie umięśnione ramię wystające spod bluzy... Jungkook był w istocie bardzo przystojny. Nie zapominajmy o oczach, w których brązowowłosy tak się zauroczył, a które teraz spoczywały szczelnie ukryte pod zamkniętymi powiekami. Taehyung czuł jednak jakiś dziwny niedosyt. Czegoś mu brakowało. Albo kogoś.

Pomyślał o Yoongim. O jego bladej, drobnej i tak słabej i delikatnej sylwetce, jakby chłopak miał zaraz rozpaść się na drobne kawałeczki przy najdelikatniejszym dotknięciu. Pomyślał o jego smutnym, zamyślonym spojrzeniu, o jego długich, chudych palcach i tak samo chudych, drobnych ramionach. O jego nieco zniszczonych już zbyt częstym farbowaniem, niebieskich włosach. Tak bardzo chciałby ich teraz dotknąć... Tak bardzo chciałby zamknąć go w swoich objęciach.
Co jest z nim nie tak? Dlaczego mając przy sobie wymarzona osobę, słodkiego szaleńca o ciele marzeń, przystojnej twarzy i pięknych, błyszczących oczach, myśli o drobnym, słabym dealerze, wyniszczonym przez narkotyki, farbę i życie?
 - Yoongi...
Jungkook otworzył oczy słysząc to. Nie spał, nie był aż tak zmęczony. Spojrzał na zamyślonego Taehyunga, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że wypowiedział imię niebieskowłosego na głos. Jungkook wiedział, że się nie przesłyszał. Nie mógł, zbyt dobrze znał to imię. Lecz skąd Taehyung je zna? Dlaczego będąc tu z nim, robiąc te wszystkie rzeczy, myśli o kimś zupełnie innym?
Poczuł się zdradzony. Oszukany i rozgoryczony. Wszyscy są tacy sami. Jimin, Seokjin, Taehyung... nawet Yoongi.
Podniósł się z kolan starszego, chwytając swoje ubrania. Spojrzał na leżącą w trawie zapalniczkę. Przez chwilę miał ochotę ją zostawić lub wziąć i wyrzucić gdzieś, by nigdy więcej jej nie zobaczyć.
 - Jungkook...? – czuł przenikliwe spojrzenie Taehyunga na swoich plecach, ale nie zamierzał się odwracać. Był wściekły. A może bardziej zrezygnowany...? Wszystko jedno. Nie chciał teraz patrzeć na chłopaka. Miał ważniejsze sprawy na głowie. W końcu Taehyung nigdy nie był kimś więcej niż chwilową rozrywką, prawda? Przecież miał Jina. Nie powinni w ogóle tego robić. Chociaż z drugiej strony, Jungkook zawsze robił co chciał. Skrzywił się. Zaczynał nienawidzić tego świata. Nie mógł jednak narzekać. W końcu był tak samo zepsuty, jak on...

Chwycił zapalniczkę, chowając ją do kieszeni. Dobrze wiedział, że nigdy nie będzie w stanie jej wyrzucić. Odchodząc, skojarzył czym oprócz perfum pachniał dziś Taehyung. A raczej kim.
„Zabiję cię, Min Yoongi.” – pomyślał, spluwając ze złością na chodnik.