Drobny, około pięcioletni chłopiec siedział na parapecie wyłożonym poduszkami, wpatrując się w okno z dziwnym zafascynowaniem. Krople deszczu ozdabiały wielką szybę, on zaś śledził wzrokiem co większą z nich, całkowicie nie przejmując się faktem, że było to zajęcie bez większego sensu. Jego dziecinny umysł kazał mu to robić od rana, dlatego odchodził ze swojego miejsca tylko na obiad i by zrobić siusiu. Lada chwila na wielki plac miało wjechać z utęsknieniem wyczekiwane białe auto, bowiem już od tygodnia nie widział swojej mamy, która wyjechała do pracy i przez ten czas nie mogła z nim rozmawiać. Wprawdzie słyszał, że jego starsi bracia do niej dzwonili, ale sam nie miał jeszcze swojego telefonu, a ona nigdy nie poprosiła go do słuchawki. Było mu trochę smutno z tego powodu, jednak wiedział, że miała dużo na głowie i to nie była jej wina. Seokjin i Namjoon nie mieli swojej niani, a on tak, pewnie dlatego o nich się bardziej martwiła.
Po kilkunastu minutach usłyszał donośny dźwięk samochodu i światła, które nieco go oślepiły. Szybko zeskoczył ze swojego obserwatorium, wybiegając z pokoju, przeskakując schody, by jak najszybciej znaleźć się na dole i móc w końcu ją zobaczyć.
- Mama wróciła! - pisną ucieszony i stanął przed drzwiami, nie zwracając nawet uwagi na rodzeństwo, które znalazło się przy nim, gdy drzwi od domu się otworzyły. Próg przekroczył wysoki mężczyzna, stawiając na ziemi walizkę, a chwilę później mógł w końcu zobaczyć drobną kobietę, zsuwającą właśnie z głowy duży kapelusz, który odebrała od niej ich gosposia.
- Dzień dobry.
Miękki i przyjemny głos mamy sprawił, że na buzi chłopca pojawił się szeroki uśmiech. Całą trójka niemal natychmiast pojawiła się przy niej. Seokjin był najwyższy, wtulił się więc w jej pas, a on i Namjoon musieli zadowolić się nogami, które opletli swoimi drobnymi rączkami.
- Jedliście obiad, hm? Lekcje odrobione, Jinuś?
- Tak, mamo - najstarszy uśmiechnął się szeroko, wpatrując w swoją rodzicielkę, która pogłaskała go po głowie i kazała mu rozpakować dużą torbę z prezentami, w międzyczasie biorąc na ręce Nama. Ten wtulił się w jej szyję mocno, zaczynając opowieść o tym, jak było w przedszkolu. Kobieta z zadowoleniem wsłuchiwała się w jego słowa, kierując w stronę salonu, ignorując Taehyunga, który nadal wyszczerzony ruszył za nią, nie puszczając różowej spódnicy. Usiedli we trójkę na kanapie, Joon na jej kolanach, a Tae obok, raz po raz ciągnąc ją za spódnicę, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę, ta jednak skupiona była tylko na średnim synu, którego pieszczotliwie tarmosiła.
Najmłodszy nadął swoje pulchne policzki, opierając czoło o jej ramię.
- Mamuś... - jęknął niezadowolony, obejmując zaraz jej rękę palcami. - Mamoooo...
- Jeju, Taehyung, co znowu? - mruknęła, zerkając na najmłodszego zniecierpliwiona. Oplotła ramionami ciało średniego z nich, zagryzając wargę. Tae poczuł w środku coś nieprzyjemnego, jednak tylko uśmiechnął się i uniósł, opierając cały swój ciężar na kolanach.
- Byłem wczoraj na rolkach, bo tata mi kupił. Zdarłem sobie rączkę i boli... - wydął nieco dolną wargę i przysunął dłoń do jej twarzy. Kobieta tylko westchnęła i pokręciła głową z niezadowoleniem.
- I co w związku z tym? Przecież nic z tym nie zrobię. Trzeba było nie jeździć, skoro nie potrafisz.
- Jak dasz buzi, to przestanie - chłopiec nieco się skulił, wpatrując w nią z uwagą.
- Niech niania da ci plaster, buzi nie pomoże.
- Ale Jina nie bolało, jak dałaś buzi! Namjoon też dostał! Daj mi też! - jęknął, przysuwając swoją dłoń do jej ust, ta jednak odsunęła się i zmarszczyła swoje brwi zła.
- Nie mam teraz siły.
- A mogę na kolana?
- Teraz siedzi Joonnie, nie widzisz?
- Ale...
- Taehyung do cholery! Nie zachowuj się jak rozpieszczona księżniczka. Idź do pokoju i się pobaw, nie mam sił na twoje sceny.
Chłopiec zacisnął wargi czując, że pieką go oczy. Nie chciał płakać, bo mama nigdy tego nie lubiła, więc tylko zsunął się z kanapy i podszedł do siedzącego na dywanie Jina, który oglądał właśnie różowy telefon z kolorowymi diamencikami. Młodszy pociągnął nosem i stanął nad nim, przyglądając się urządzeniu, a jego twarz powoli się rozpogadzała. Klęknął obok i zaczął oglądać wszystkie prezenty. Słodycze, samochodziki i inne zabawki, a pod nimi znalazł zieloną komórkę, podobną do tego Jina, ale ze śmiesznymi stworkami zamiast kryształków. Uśmiechnął się do siebie i złapał za pudełko, którym zaczął wymachiwać.
- Mamoooo! To dla mnie?
Spojrzał na kobietę, która pokręciła głową i wskazała na Joona.
- To dla Nama.
- A gdzie mój? - zapytał, odkładając telefon na dywan.
- Nie masz nawet pięciu lat, po co ci telefon?
Taehyung zacisnął wargi, starając się zapanować nad łzami, które usilnie napływały do jego oczu. Już kolejny raz mama kupiła prezent dla braci, mu zaś nie, bo był za mały. Przecież Nam był tylko rok starszy, więc to niesprawiedliwe.
- Tata zawsze kupuje wszystkim! - pisnął, chowając twarz w dłoniach. Nie chciał się mazać, bo mama wtedy krzyczała, ale nie potrafił przestać, bo poczuł się niekochany. Mama nie chciała nosić go na rękach, brać na kolana, nie dawała mu takich fajnych zabawek. Nie pytała się o to w co się bawił, czy zjadł, czy wypadły mu zęby. Ciągle tylko Jin, Nam, Jin, Nam. Nigdy Tae.
- To idź do ojca, on ci kupi.
Chłopiec jęknął głośno i pocierając piąstkami oczy, wybiegł z salonu. Szybko wspiął się na piętro, gdzie był jego pokój i niemal natychmiast wskoczył do łóżka, głośno płacząc.
Nie chciał być beksą. Wszyscy zawsze śmiali się z takich dzieci, on jednak ciągle płakał i nie mógł przestać. Czuł się pominięty, a to było niesprawiedliwe, bo przecież nie zrobił nic złego. To Joonnie wszystko psuł i rozwalał, zniszczył nawet łańcuszek mamy, ona jednak nawet na niego nie krzyczała. Gdy Tae się potknął i wylał sok na dywan, to była tak bardzo zła, że kazała mu siedzieć cały dzień w pokoju, nie mógł też zjeść ciastek, a on przecież tak mocno je kochał! Jin tak samo. Mama zabierała go ze sobą do miasta, a go nigdy nie chciała, chociaż zawsze był grzeczny. To było niefajne i sprawiało, że miał ochotę ciągle siedzieć w łóżku. Było mu źle, bo mama chyba go nie kochała tak mocno, jak ich, a on potrzebował jej miłości.
~*~
- Ale jak to, mamo? Będę tęsknił! - Seokjin nadął swoje policzki, wtulając się mocno w ciało kobiety, która tylko westchnęła ciężko, obejmując jego drobne ciało.
- Dacie sobie radę, kochanie. Pamiętaj o odrabianiu lekcji, myj codziennie zęby i uważaj na Joonniego, bo kiedyś zrobi sobie krzywdę. Macie telefony z moim numerem, możecie do mnie dzwonić, a ja będę was odwiedzać, niestety mamusia musi wyjechać, bo ma obowiązki. Pamiętajcie jednak, że was kocham, maluszki.
Najstarszy pociągnął nosem i odsunął się od niej, łapiąc za rękę Nama, który zasmarkany płakał, chowając twarz w dłoniach.
- Trzymajcie się. Papa! - mama uśmiechnęła się smutno i już miała wstać, gdy podbiegł do niej Tae, wieszając się na jej szczupłej szyi. Kobieta odetchnęła z trudem i skinęła głową na nianię, która zabrała dwóch starszych chłopców, zostawiając ich samych.
- Ja nie mam telefonu, mamo. Nie jedź!
- Wiesz Tae... Bo ja tak naprawdę nie chcę z tobą rozmawiać, wiesz?
Chłopiec lekko się od niej odsunął, wpatrując się w nią swoimi wielkimi oczami nieco nierozumnie.
- Jak to?
- Mama musi odejść przez ciebie, wiesz? Nie kocham już twojego taty od dawna, kocham innego pana i kiedyś myślałam, że będziesz jego synem, a nie swojego taty. Gdy się urodziłeś byłam bardzo smutna, bo chciałam innego chłopca, a nie ciebie.
Taehyung rozchylił wargi, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu. Nie wiedział co mama miała na myśli, musiała chyba żartować. Jak mogła chcieć innego synka?
- Czemu tak mówisz?
- Mama bardzo płakała, gdy cię urodziła. Nigdy cię nie chciałam i nadal cię nie chcę. Kocham twoich braci, bo wtedy kochałam tatusia, ale ty byłeś zawsze niekochany, wiesz? Dlatego nie chciałam cię przytulać. Masz uśmiech jak twój tata, a mama go nienawidzi. Nie jesteś mądry jak Namjoon, ani tak słodki jak Jinnie... Masz tylko ładną buzię po mnie, ale poza tym nie ma w tobie nic, co mogłabym kochać, dlatego nie dzwoń do mnie. Nie chcę więcej przez ciebie płakać, bo już pięć lat to robiłam.
Kobieta wstała, z uśmiechem wpatrując się w roztrzęsionego chłopca, który opadł na kolana, zanosząc się płaczem.
- Żegnaj, Tae.
***
Jungkook zacisnął palce na dłoni Tae, starając się uspokoić oddech, chociaż nie było to łatwe. Z każdym wypowiedzianym słowem był coraz większym kłębkiem nerwów i chociaż ta wredna suka potraktowała tak blondyna, blisko dwadzieścia lat temu, to miał ochotę odnaleźć ją, by pierwszy raz w życiu uderzyć kobietę. Nie dochodziło do niego, że można być tak bezdusznym by powiedzieć dziecku, że się go nienawidzi. Już mniejsza z różnicami, bo czasami tak jest, że któreś dziecko kocha się mocniej, jednak całkowite odsunięcie małego chłopca od siebie, w dodatku z jakiegoś chorego powodu, na który wpływ miała tylko ona, było ostrym przegięciem. On sam był raczej pupilkiem swojej mamy, więc nie dochodziło do niego to wszystko.
- Nie płacz, Tae. To ona była nienormalna.
- Dziwne, że zawsze to mi nie wychodzi... - jęknął, wtulając się mocniej w brzuch Jeona, który wsunął dłoń w jego włosy i zaczął go ostrożnie głaskać, jakby bojąc się, że niechcący zrobi mu krzywdę. Znowu.
- Czasami trzeba się pomęczyć, by dostać coś najlepszego, wiesz?
- Dostałem, ale szybko mnie opuściło.
- Tak?
- Mhm... - starszy podniósł się na łokciach i spojrzał na Jungkooka, opierając dłonie na jego udach. - Ciebie.
Brunet zwilżył swoje wargi, przyglądając się uważnie Tae, który tylko westchnął i opadł na jego kolana wyraźnie zmarnowany. Jeon miał ochotę powiedzieć coś pokrzepiającego, jednak nie potrafił, coś w środku go blokowało.
- To było bez sensu, Tae... My po prostu za bardzo siebie okłamywaliśmy.
- Chciałem być tylko idealny, Jungkookie. Nie chciałem cię okłamywać. - powiedział cicho Kim, wsuwając kciuki w szlufki jego spodni. Zaczął za nie lekko ciągnąć, jakby chcąc odreagować w ten sposób.
- Idealny?
- Tak... Mama mówiła, że nie potrafię być słodki, więc postanowiłem przy tobie być właśnie taki. Lubiłeś gdy siedziałem cicho i ci się oddawałem, rozmowy były niewskazane. W pracy nie potrafiłem być miły, bo ich nienawidzę, a wolałem, byś miał mnie za kochanego i delikatnego, to znowu kłamałem. Zresztą co miałem powiedzieć? Ty miałeś swoich kolegów, a ja nikogo, bo tak naprawdę nikt mnie nie lubi. Wiesz... Chciałem być też mądry jak Namjoon, ale mi nie wyszło i zawsze wszyscy mieli mnie za przemądrzałego. Nikt nie lubi zarozumiałych ludzi, a ja chciałem pokazać ludziom, że też dużo wiem. To nie było łatwe, hyung jest jednym z najmądrzejszych w kraju, ale musiałem mu dorównać... Byłem więc dla nich bogatym idiotą z przerośniętym ego... Widzisz? Ciągle wszystko jest nie tak!
- Cholera, Taeś... - brunet złapał go w pasie i zdecydowanym ruchem przyciągnął do siebie, chowając w swoich ramionach. Objął jego szczupły pas, palce drugiej ręki wsuwając w jego jasne kosmyki.
- Z Yifanem też kiedyś byłem, ale nie chciałem byś o tym wiedział, bo jeszcze byś zrozumiał jakim zerem jestem. Chociaż on już ci to powiedział...
- Nie jesteś zerem, uspokój się. Nie płacz, proszę.
- Przepraszam. Ja... Ja tylko chciałem by ktoś w końcu się mną zajął... Byś ciągle nazywał mnie swoją księżniczką, nosił na rękach i rzucał się na mnie tak, jakbyś naprawdę mnie pragnął. Nawet kupiłem dziwne ubrania, bo Wu mi powiedział, że ze mną zerwiesz... Ale to nie pomogło. W-wcześniej zabrałem cię do domu, byś nie odszedł, bo może chciałbyś jeszcze trochę wykorzystać to, że mój tata może dać ci awans... A-ale... Ale ty nadal mnie nie chciałeś...
- Tae...
- Dla ciebie też byłem tylko zabawką... A ja... ja nawet mógłbym nią być. Teraz też. To wszystko co mówię... Ja wcale nie chcę być szczery, ale nie wiem... chyba chcę byś pomyślał i chciał mnie wykorzystać jeszcze trochę, czy raczej ja ciebie. Kilka dni, tydzień, miesiąc... Dałbym ci co chcesz, tylko bądź ze mną chwilę...
- Tae, ciii. Proszę. Daj mi coś powiedzieć, dobrze? - Jungkook odsunął się delikatnie i złapał starszego za wilgotne policzki. Skłamałby, gdyby powiedział, że nic nie poczuł po tych słowach. Najgorsze jednak było to, że nawet gdyby wszystko to wyszło na jaw, nie czułby do blondyna żadnej niechęci, najbardziej w tej sytuacji gardził sobą. Był na siebie wściekły, że przez niego Tae się dusił i wszystko starał się robić pod niego. Niby maluch postępował wbrew temu, czego on sam potrzebował, jednak był tak zajęty myśleniem o każdym następnym kroku, że musiał się pogubić. Tylko Jeon był tutaj skończoną szmatą i go ciągle ranił, a Tae mimo to ciągle przy nim trwał, by próbować jakoś to ratować, chociaż nieudolnie.
- Nie traktowałeś tego później jak związek przez umowę, prawda? - zapytał, zahaczając włosy o ucho mniejszego. Ten pokręcił głową na boki, wyginając usta w podkówkę. - Widzisz... Ja ciągle miałem wrażenie, że w każdej chwili ją zerwiesz, gdy przestanę ci odpowiadać. Co jakiś czas dowiadywałem się o kłamstwach i to sprawiało, że nie chciałem się do ciebie zbliżyć. Nie chciałeś ze mną rozmawiać, a ja wcale nie potrzebowałem kogoś na każde skinienie, też chciałem pogadać o książkach i innych głupotach, jak podczas naszego pikniku. Wtedy było naprawdę miło, wiesz?
- Ale ja myślałem...
- Ciii. Wiem. Raczej każdy z nas miał w głowie co innego, przez co doszło do nieporozumień. Nie ufaliśmy sobie i traktowaliśmy siebie nieodpowiednio, a to było złe. Ja nie wierzyłem w żadne twoje słowo, a ty chciałeś tylko zatrzymać mnie przy sobie pieniędzmi. Związek to coś więcej, wiesz?
Taehyung skinął głową, zaciskając palce na bokach Jungkooka, ten jednak nie miał nic przeciwko. Czuł się podle i chociaż pragnął sam siebie usprawiedliwiać, to już nie potrafił. Miał w głowie mętlik i pomimo tego, że nadal nie był pewien swoich uczuć, to wiedział, że zachował się jak ostatnia szmata, raniąc Tae w ten sposób.
- Przepraszam, że tak to się potoczyło. I przepraszam za to, że często źle o tobie myślałem, zmuszałem do zachowań, przez które się dusiłeś. Powinienem lepiej o ciebie zadbać.
- Nie przepraszaj, to moja wina... Jestem chyba zdesperowany i chcę cię siłą przy sobie zatrzymać.
- To nic złego, każdy potrzebuje miłości.
- Ty też? - blondyn wbił w niego niepewne spojrzenie, a Jeon tylko przytaknął. - To...
- Tae, proszę. Nie chcę kontynuować tej umowy, naprawdę.
- To po co mi to wszystko mówisz? Wiesz, że będę dążył tylko do tego, by wrócić do układu, prawda?
- Wiem, ale sam nie chcę tego. Źle mi z tym, że płacisz za to, bym z tobą był i robił coś, co powinieneś dostawać za darmo. Jesteś piękny i cudowny, nie musisz dawać ludziom pieniędzy by cię kochali.
- Bez nich nikt nawet na mnie nie spojrzy... Poza tym ciężej będzie mnie zostawić, bo każdy kocha pieniądze. Tak jest bezpieczniej. Zresztą... Ja chcę tylko ciebie.
- Tylko?
- Kocham cię, Jungkook.
Młodszy nie wiedział jak i kiedy, ale po chwili czuł już na swoich ustach miękkie wargi Taehyunga, który objął go za szyję, wtulając się swoim drobnym ciałem w niego. Nie wiedział też, kiedy sam zacisnął dłonie na jego bokach, ani kiedy wtargnął językiem do jego gorącego wnętrza.
Huhu ;D
TT○TT
OdpowiedzUsuńNawet nie przeczytałam zdania a znów mam łzy w oczach na samo wspomnienie...
Matka Taesia to sucz a Kook to niedojebany chuj... Moje biedactwo wiecznie ma pod górkę w życiu ;c Niech ta menda się ogarnie i zajmie odpowiednio moim synem!
Lovu~~ <3
Kiri
Okay. Jungkook ustępuje przezwiska "szmata" matce Tae. Jak można tak powiedzieć dziecku!? I to jeszcze tak małemu?! Boże, aż się popłakałam i byłam tak zasmarkana jak NamJoon xd
OdpowiedzUsuńWeny <3
Namjoon pożyczy chusteczkę! :D
UsuńDziękuję <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńBoże mam ochotę uderzyć to głupią su**. Przepraszam musiałam. Jak tak można. Kook dlaczego nie możesz zrozumieć że ty go też kochasz? Faceci
OdpowiedzUsuńOdwołuje bana, reiczel dzisiaj była grzeczna ;*
OdpowiedzUsuńHuhu <3 Cieszę się!
UsuńOdwołuje bana, reiczel dzisiaj była grzeczna ;*
OdpowiedzUsuńWow, nie spodziewałam się o.o Ale na szczęście wszystko się już wyjaśniło, nie?
OdpowiedzUsuńKto wie... Z JK różnie bywa ;c
Usuń