wtorek, 9 sierpnia 2016

14. Bad romance

        Przez całe życie Jungkook był przekonany, że najgorszym, co mogłoby go w życiu spotkać, była niemożność pójścia na dalsze studia przez brak pieniędzy oraz fakt, że nikt nie chciał go zatrudnić. Te dwie sytuacje mocno go dobijały i męczyły, doprowadzały do tego, że nie mógł spać po nocach, a jego myśli zaprzątało tylko przekonanie o własnej beznadziejności. Czuł się jak kompletne zero. Zero, które zasługiwało na to, by być wartością maksymalną, by dostać wszystko to, co tylko świat mógłby mu zaoferować. Nie uważał się nigdy za kogoś normalnego. Był lepszy, mądrzejszy, ważniejszy od wszystkich. Pragnął dla siebie szczęścia i w chwili, gdy dostał to wszystko nie sądził, by podziękowania były konieczne. Należało mu się, więc mu dano, nie było w tym żadnej filozofii. Dopiero teraz, gdy od dawna był pozbawiony swojego wszystkiego zaczął rozumieć, że popełnił błąd i będzie tego żałować już zawsze.
        Zaparkował pod bramą, szybko z niego wyskakując. Nie zwracał nawet uwagi na to, czy zamknął samochód, czy wyciągnął kluczyki. Liczył się Taehyung, którego mógł stracić na zawsze, a to było niedopuszczalne.
        Wybrał kod w bramie i pędem ruszył przed siebie, ledwo łapiąc w płuca powietrze. W duchu zaklął, że podjazd jest tak ogromny, że ta pieprzona posiadłość nie miała końca. Ledwo widział z tej odległości boczny balkon, na którym powinien być Tae.
        Przyśpieszył, wbijając wzrok w wyłożony kamieniami plac, który zakończyć mógł żywot jego słodziaka. Zmrużył powieki, czując jak serce chciało się wydostać w jego piersi. Był roztrzęsiony, załamany, wystraszony jak nigdy dotąd. Nie wiedział, czy poradziłby sobie, gdyby coś stało się starszemu. Nawet jeśli nie byli razem, to świadomość, że przez niego ktoś stracił życie, wypaliłaby piętno na nim i pewnie nigdy nie mógłby już normalnie egzystować.
        Szlag. Potrzebował go przy sobie. Był wściekły, że go stracił i pozwolił Yoongiemu się zbliżyć. Miał ochotę sam skoczyć, bo wszystko spieprzył i możliwe, że nie było odwrotu. Gdyby tylko mógł to naprawić...
- Taehyung! - krzyknął, podbiegając pod balkon, jednak nie zauważył pod nim ciała. Zamiast tego ujrzał rozwalony, kremowy telefon blondyna, który podniósł i ścisnął w ręce. - Tae!
Rozejrzał się dookoła. Słyszał cichy szloch, jednak nigdzie nie widział chłopaka, co tylko mocniej go przeraziło. Zadarł głowę ku górze, przyglądając się uchylonym drzwiom od balkonu. Niewiele myśląc podbiegł do drzwi i wpisał kod, zaraz wpadając do środka. Przeskakiwał po kilka schodów, czując lekkie zawroty głowy. Stres opanował jego ciało na tyle, że cały się trząsł, ledwo oddychał, a każdy ruch był automatyczny i niekontrolowany. Jego mózg skupiał się tylko na jednej osobie.
Osobie, która siedziała pod szklaną ścianą i płakała. Skulona i wystraszona.
- Taehyung! - jęknął, zaraz będąc już obok. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, gdy dostrzegł zakrwawione ręce, którymi mniejszy trzymał się za twarz. - Cholera, Tae... Tak się bałem, że skoczyłeś - jego głos był cichy, niepewny. Miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze, jednak nie mógł. Musiał być silny.
- Jungkookie... - blondyn uniósł głowę i spojrzał na młodszego, zaciskającego mocno wargi, widząc jego rozwalony nos, z którego ciągle kapała krew. Wyglądał jak mała kupka nieszczęścia. Biedny i zraniony.
- Moje maleństwo - szepnął, bez namysłu obejmując go. Zdecydowanym ruchem przyciągnął jego drobne ciałko do swojego, by ukryć je w swoich ramionach. - Co się stało, Tae?
- B-było ślisko... I upadłem... I moja noga, i nos...
Jungkook poczuł nieprzyjemny ścisk w sercu. Powinien tutaj być i dopilnować, by nic mu się nie stało, by nie płakał i... by ciągle tak cudownie się w niego wtulał. Jeon nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak bardzo brakowało mu tych drobnych ramion, słodkiego zapachu jego ciała, teraz wymieszanego z tym krwi. Tych szczupłych palców, które teraz atakowały jego plecy, pragnąc w jakiś sposób odreagować ból. Potrzebował Taehyunga, jak bardzo by tego od siebie nie odganiał, jak bardzo by sobie nie wmawiał, że ma go za nic.
- M-mogłem skoczyć... Nie pomyślałem...
- Co? - Jungkook odsunął się i spojrzał na zapłakaną twarz swojego malucha, nie dowierzając za bardzo w to, co właśnie usłyszał.
- I tak mnie nie chcesz... - mruknął blondyn, lekko drapiąc paznokciami jego łopatki. Pociągał uroczo nosem, a brunet westchnął tylko i odgarnął z jego czoła włosy. Nie miał odwagi powiedzieć mu teraz, że jest inaczej. Że się mylił. Że był idiotą i go nie doceniał.
- Wstań, Tae. Musimy jechać do szpitala, twój nos krwawi - powiedział i puścił go, wstając. Taehyung na nowo wybuchnął płaczem, nie ruszając się z miejsca, co wytrąciło młodszego z równowagi. - Tae?
- N-noga... Jestem tak głupi, że nawet nie mogę wstać.
Brunet przykucnął i spojrzał na kostkę, która faktycznie była mocno opuchnięta. Dotknął jej delikatnie opuszkami palców, po czym bez namysłu objął Kima jedną ręką pod kolanami, drugą złapał za plecy i wstał, wtulając go w swój tors, na co mniejszy bez wahania przystał, bo zaraz był już niemal w niego wczepiony. Jungkook westchnął cicho i skierował się z nim w stronę parteru, gdzie szybko zahaczył o kuchnię. Podtrzymując go jedną ręką otworzył zamrażalnik i wyciągnął z niego lód, który owinął w czysty ręcznik i podał Tae, drugą ściereczkę zaś zwilżył i nieco niezdarnie obmył nią twarz chłopaka, omijając noc, który bał się naruszyć. Nie chciał zrobić mu jeszcze większej krzywdy.
- Wytrzesz sobie buźkę, Tae? - zerknął na blondyna, który skinął głową i odebrał od niego ręcznik. Zaczął powoli ścierać krew z okolic nosa i rąk, a Jungkook objął go mocniej i ruszył z nim w stronę swojego samochodu. Jego ciało drżało. Kontakt z Taehyungiem był dla niego o wiele mocniejszym przeżyciem, niż się spodziewał. Pomimo faktu, że chłopak był krwawiący i właśnie wydzielina z jego nosa brudziła jego najlepszą koszulę, to i tak miał ochotę go pocałować, rzucić na maskę samochodu i po prostu być z nim blisko. Na nim. W nim.
      Otworzył jedną ręką drzwi samochodu i ostrożnie posadził na fotelu mniejszego. Zapiął pasy i odruchowo ucałował jego czoło, za co w duchu się zganił, jednak nie miał czasu nad tym rozmyślać. Musiał się nim zająć, więc szybko znalazł się za kierownicą i ruszył, dodając gazu.
- Czemu przyjechałeś?
Jeon zerknął kątem oka na blondyna, który wpatrywał się w niego uważnie, lód przykładając do swojego nosa. Oddychał ciężko ustami, poruszając nimi przy tym rozkosznie, przez co Jungkook nie mógł skupić się na nim zbyt długo, groziło to wypadkiem. Wbił wzrok w drogę, sprawnie wymijając kolejne samochody.
- Myślałem, że się zabiłeś...
- Nie zrobiłbym tego. Nie chcę umierać, bo już w środku jestem martwy, nic by to nie zmieniło...
Brunet zacisnął dłonie na kierownicy, starając się zapanować nad poddenerwowanym oddechem.
- Nie mów tak, Tae.
- Tata by był smutny. I Seokjin hyung. O, i Namjoon hyung. Nie chcę, by znowu byli przeze mnie nieszczęśliwi, więc im tego nie zrobię - powiedział cicho starszy, odwracając głowę w stronę szyby. Zaczął wpatrywać się w przejeżdżające samochody, a Jeon czuł, że traci grunt pod nogami.
- Nie mów tak. Wszystkim by ciebie brakowało.
- Tak? Komu? Choa mnie nie lubi, bo mamy inny gust, poza tym zawsze byłem zazdrosny o uwagę Jina i się z nią kłóciłem.
- A twoi znajomi? Tae, nie bądź taki pesymistyczny - Jungkook uśmiechnął się słabo i pogładził go uspokajająco po udzie, jednak gdy zobaczył, że przynosi to skutek odwrotny od zamierzonego, szybko zabrał dłoń, i położył ją na kierownicy, wbijając w nią palce tak mocno, jakby chciał ją złamać.
- Ja nie mam znajomych, Jungkook. Przecież wiem, że już to wiesz. Ludzie w pracy mnie nienawidzą i cieszą się, że mnie w niej już nie będzie. Na studiach też nikt mnie nie chciał w swojej paczce. Yi-yifan... On... - starszy pociągnął nosem, a po chwili Jungkook mógł usłyszeć jego nieco histeryczny szloch. - On...
- Nic nie mów, Taehyung. Oddychaj.
Jeon zagryzł nerwowo wargę, nie wiedząc co ma powiedzieć, co zrobić. Nie potrafił egzystować z płaczącymi osobami, czuł się wtedy cholernie bezsilnie i żałośnie, bo uspokojenie ich graniczyło z cudem. W dodatku słowa Tae i w niego uderzyły, bo nie spodziewał się nagłej szczerości. Nie miał pojęcia skąd starszy wiedział o tym, że zna jego tajemnicę o pracy, jednak nieco go to przerażało. Dodatkowo to, że prawie przyznał się do tego, że coś go łączyło z Wu... To nie było normalne.
Zatrzymał się pod szpitalem i szybko obszedł samochód, by wyciągnąć z niego Tae, który uwiesił się jego szyi jak małpka. Nie skomentował tego w żaden sposób, tylko ruszył w kierunku wejścia, gdzie od razu podszedł do recepcjonistki, która spojrzała na niego nieco podejrzliwie.
- Dobry wieczór. Mój ch... przyjaciel miał wypadek, nie może chodzić i chyba zranił się w nos.
- Jakiś dokument? Proszę wypełnić ten druk - kobieta podsunęła mu formularz i napisała coś na komputerze, a chwilę później pojawił się pielęgniarz z wózkiem, na którym kazano posadzić mniejszego. Jungkook uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, jednak kąciki jego ust opadły, gdy dostrzegł wilgotne oczy mniejszego, który zerknął na pielęgniarza tak, jakby ten miał zamiar wymordować całą rodzinę małych piesków.
- Taeś, wszystko w porządku?
Blondyn pokręcił głową i kazał kobiecie zapisać numer do swojego brata, po czym wzrokiem zasugerował, że Jeon ma z nim pójść. Ten skinął tylko głową w kierunku recepcjonistki i ruszył za pielęgniarzem, który pchał wózek. Brunet nie miał odwagi się odezwać, toteż kursował oczami od nieznajomego, do Taehyunga i z powrotem. Na jego szczęście nie szli daleko, bo chwilę potem byli pod gabinetem lekarskim. Nie było kolejek, bowiem zdecydował się na najlepszy szpital w mieście, w którym wprawdzie nigdy nie był, ale słyszał o kosmicznych cenach za pobyt, więc musieli odpowiednio zająć się pacjentem.
Wszedł do środka i skłonił się przed starszym mężczyzną, który zlustrował ich uważnie wzrokiem zamykając swój notes.
- Dobry wieczór. Co się stało?
- Poślizgnął się na balkonie i prawdopodobnie uderzył nosem w balustradę - Jungkook wskazał na starszego, który tylko przytaknął, nadal trzymając w dłoni lekko roztopiony lód. Mężczyzna podszedł do blondyna i zaczął oglądać jego nos, od czasu do czasu dotykając go palcami by wybadać, czy to coś poważnego, następnie zaś skupił się na napuchniętej nodze. Kiwał głową sam do siebie, czego najmłodszy nie komentował, skupiając się na trzymaniu ręki Kima, który ani myślał go puścić.
- Lekkie zwichnięcie, założymy panu obuwie stabilizujące, a potem trzeba będzie chodzić na zabiegi. Są prowadzone u nas, więc jeśli pan się zdecyduje, to możemy załatwić to od razu.
- Mogę zostać w szpitalu?
- Oczywiście, chociaż to...
- Mieszkam sam, nie poradzę sobie z piętrowym domem i schodami - Taehyung zacisnął wargi, wpatrując się z uwagą w lekarza, który skinął głową i wstał, podchodząc do biurka. Zaczął coś wypisywać, a Jungkook westchnął cicho. Chętnie wziąłby go do siebie, w końcu to jego wina, że chłopak był teraz w takim stanie, jednak nie byłby w stanie wydusić z siebie chociażby słowa protestu.
- Pana godność?
- Kim Taehyung. Mój brat powinien niedługo tutaj być i uregulować wszystko, bo nie mam dokumentów. Nie wiem ile jedzie się z Dolce, ale to kwestia pół godziny chyba... Chyba, że ma jakieś zebranie...
Lekarz zmarszczył swoje ciemne brwi i przez chwilę nieco natarczywie przyglądał się Tae, zaraz zaś na jego ustach pojawił się aż za miły uśmiech.
- Jest pan synem Kim Daehyuna?
- Tak, zna pan tatę? - Taehyung uśmiechnął się niewinnie, chociaż Jeon był przekonany, że nie wspominał o tym przypadkiem. Blondyn nieczęsto wykorzystywał swoją pozycję, przy nim wręcz nigdy, teraz jednak chyba chciał coś osiągnąć i młodszy był pewien, że to dostanie, bo lekarz nagle się rozpogodził, jakby spotkał właśnie Yoonę, z którą miał pójść na randkę.
- Mój syn pracuje w Dolce. Kim Junmyeon.
Jungkook zamrugał kilkakrotnie, totalnie zaskoczony. Świat rzeczywiście był mały, skoro nawet lekarz musiał być powiązany z firmą, a dokładniej z jego sektorem.
- Och, hyung przejął teraz moje stanowisko. Nikt inny się tam nie nadawał i cieszę się, że to on przejmie te obowiązki - uśmiechnął się zbyt szeroko jak na Jeona gust, po czym zagryzł nieco wargę. - W każdym razie mógłbym zostać tutaj do czasu, aż moja noga nie będzie sprawna?
- Miło mi, że Junmyeon został doceniony. A co do tego, to oczywiście. Ma pan jakieś życzenia odnośnie sali?
- Ta na ostatnim piętrze mogłaby być, ewentualnie jakaś w górnej części? Ach, i czy mógłbym mieć gości? Nie chciałbym siedzieć sam. Znam przepisy, ale mój stan chyba nie jest aż tak tragiczny, by nie mogli mnie odwiedzić... - i wszystko jasne.
- Nie ma problemu. Wszystko załatwię.



         Jungkook siedział właśnie na kanapie w apartamencie Taehyunga, którego nie był w stanie nazwać salą szpitalną, bo bardziej przypominał hotel z widokiem na miasto. Wielkie łóżko, eleganckie szafki, telewizor. Tylko aparatura z boku mogła sugerować, że to nie wczasy, a pobyt dla zdrowia.
      Westchnął cicho, zerkając na blondyna, który pożegnał się z pielęgniarzem. Ich spojrzenia w tej chwili się spotkały, a Jeon poczuł nieprzyjemny skurcz w klatce piersiowej. Nie miał pojęcia, czy powinien zostać, czy uciekać jak najdalej, bo z jednej strony cholernie tęsknił, z drugiej zaś nie chciał dodatkowo ranić Tae i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Nie uważał nigdy blondyna za manipulanta, teraz jednak naszły go kolejne wątpliwości, czy i on nie stał się kiedyś ofiarą podstępu.
- Jungkookie? Możesz usiąść przy mnie?
Brunet zagryzł nerwowo wargę, gdy starszy wybył go z rozmyślań, jednak posłusznie podszedł do niego i opadł pośladkami na miękkie łóżko. Tae niemal od razu odnalazł jego dłoń i splótł ich palce ze sobą, uśmiechając się sam do siebie.
- Gdybym wiedział, że będę mógł cię zobaczyć, to zrobiłbym sobie krzywdę wcześniej.
- Tae, to nie jest normalne... - Jeon przetarł wolną ręką oczy, powoli tracąc wiarę w tego nieodpowiedzialnego dzieciaka. Nie powinien mówić takich rzeczy nawet w żartach, a niestety Jungkook podejrzewał, że to wszystko było jak najbardziej serio.
- Kocham cię, więc oglądanie ciebie chociaż przez chwilę byłoby warte rozwalonego nosa.
Brunet zacisnął palce na jego drobnej dłoni, nie mając pojęcia jak się do tych słów odnieść. Cieszył się, że nadal mu zależało, że był dla niego ważny, jednocześnie zaś chyba wolałby, by zapomniał. Sam nie wiedział, czego chciał.
- Niedługo wyjadę na dobre z kraju i odpoczniesz. Pozwól mi tylko trzymać cię za rękę, to nic złego - szepnął wtulając swój policzek w ich złączone dłonie. - Mógłbyś chociaż dzisiaj poudawać, że nie jestem beznadziejny i mnie chociaż odrobinę lubisz?
- Tae...
- Ja wiem, Jungkook. Męczyłeś się ze mną i było ci źle. Nie miałem nic do zaoferowania, poza pieniędzmi, a i one nie nie potrafiły ugasić niechęci do mnie...
- Tae, proszę...
- Ciii... Pozwól mi mówić - starszy przymknął powieki i przesunął się tak, by kolana Jeona robiły mu za poduszkę. Brunet nawet nie miał siły go z siebie zrzucić, bo z opatrunkiem na nosie wyglądał tak żałośnie i słodko, że krajało mu się serce. Najchętniej ukryłby go w swoich ramionach, jednak nie mógł. Za późno na miłość. Zdobył się tylko na delikatne głaskanie jego wilgotnych włosów, podczas gdy Kim zaczął swój monolog.
- Nawet jeśli cię to nie obchodzi, to muszę to powiedzieć. Ja... w sumie wiedziałem od dawna, że chcesz ze mną zerwać. Widziałem, że patrzyłeś na mnie jak na zero, że w klubie chciałeś ode mnie uciec, ale bałeś się to zakończyć, bo lubiłeś pracę w firmie taty... Wiesz? - szepnął cicho, wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni Jungkooka, którego oddech znacząco przyśpieszył. - Ja nawet mógłbym oddać ci wszystko to, co miałem. Dom, samochód, wszystkie pieniądze... Nie musiałbyś mnie kochać. Mógłbyś mnie nienawidzić, bylebyś udawał, że jestem dla ciebie ważny. To by mi wystarczyło. To żałosne, ale naprawdę cię kocham. Ja wiem, miałem na to nie pozwolić - niemal jęknął, otwierając palcami dłoń Jungkooka, w którą wtulił bardziej swój gorący i lekko wilgotny policzek. - Tylko umowa, byś nie mógł mnie zostawić, bo nikt nie porzuci pieniędzy. Skłamałem wtedy, bo tak naprawdę nie chciałem się nie zakochać. Potrzebowałem mieć kogoś, kto by mnie pragnął chociaż trochę, bo jestem taki, jak powiedział mi Yifan... Beznadziejny, nudny, żałosny. Mam tylko pieniądze i ciało, i nikt nie pokocha mnie tak o, jeśli nie dostanie nic w zamian. Nikt... po prostu nikt  nie da rady ze mną być.
Brunet odetchnął z trudem i ostrożnie wysunął swoją dłoń z tej mniejszego, by zaraz położyć się obok niego. Zdecydowanym ruchem złapał go za bok i przyciągnął do siebie, chowając w swoich ramionach. Nie miał pojęcia czemu to robi, jednak nie mógł znieść zapłakanego Tae, który tak cholernie się mylił. On przecież miał go za kogoś ważnego, tylko był tchórzem i nie potrafił tego wyznać. Przerażała go myśl, że on naprawdę myślał o sobie w taki sposób. Żaden człowiek nie uważał siebie za niegodnego miłości. Nawet najgorszy drań w środku czuł, że mu to się należy, a ktoś tak uroczy jak Kim miał się za kompletne zero, chociaż był tak cudowną istotą.
       Jeon miał ochotę walnąć się czymś ciężkim w głowę i cofnąć czas, by sytuacja w mieszkaniu Hoseoka nie miała miejsca, teraz jednak było za późno. Stało się, zranił go i jeszcze mocniej zaniżył jego samoocenę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Tae widział jego wahania, a pomimo tego ciągle się uśmiechał i oddawał mu siebie, swoje serce oraz pieniądze, a on tak bezczelnie wszystkim wzgardził, doprowadzając go do ruiny.
- Nie mów tak. Yifan to idiota. Jesteś najsłodszym chłopakiem na świecie.
- I co mi z tego, skoro nawet moje przebieranki i większe sumy nie sprawiły, że chciałbyś ze mną zostać dla samej wygody? Potrzebowałeś czegoś więcej, kogoś lepszego. Yifan też wolał inną, chociaż starałem się dać mu wszystko. Zresztą... - zaśmiał się smutno, chowając twarz w jego klatce piersiowej. - Ode mnie nawet matka uciekła, a co tu mówić o chłopakach.
- Co? - Jungkook odsunął się lekko, by przyjrzeć się twarzy mniejszego, który pociągnął nosem, wzruszając ramionami, jakby to było nic. Nigdy nie rozmyślał o jego mamie. Poznał ojca i braci, z nią nigdy nie miał do czynienia, więc chyba uznał, że była zapracowana, ewentualnie jeździła po świecie. Nie zastanawiał się nad sytuacją w ich domu i tym, czemu starszy nigdy o niej nie wspominał. Szlag. Był cholernym ignorantem.
- Mam ci się wyżalać? Mogę ci powiedzieć wszystko, tylko zostań ze mną całą noc, dobrze?
Jeon skinął głową, obejmując go mocniej. I tak miał wrażenie, że nie dałby rady stąd odejść i zostawić go samego, a miał przecież kilka pytań, na które chciał znać odpowiedź.
- Mów, Tae. Wiele przede mną ukrywałeś.



4 komentarze:

  1. Jezu kamień z serca, że V żyje!
    No TaeTae opowiadaj, opowiadaj *lenny
    Weny <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Płacze ;;;;
    Jeon ty istny debilu genetyczny, ratuj to!

    OdpowiedzUsuń
  3. Płacze ;;;;
    Jeon ty istny debilu genetyczny, ratuj to!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo ! *-* teraz to Jungkookie musi mu powiedzieć ze go kocha no po prostu musi ! Jak nie to go zamorduje xD
    weny <3

    OdpowiedzUsuń