środa, 28 października 2015

2. Don’t make me fight

Ogłoszenia parafialne Kościoła Boskiego Park Jimina: Tsaaa..... 2 rozdziały. Już to widzę. Aktualnie planuję 3, ale może skończyć się na 50, zabijcie mnie. W ogóle pierwszy raz napisałam opowiadanie, które byłoby bardziej dialogiem, aniżeli opisem. Dziwnie się z tym czuję, ale może to zniesiecie ;)
I tak... Mam pomysł na powalone opowiadanie, aż się go boję, bo mogę spieprzyć. Trzymajcie kciuki!



Część: 2/3
Pairing: VMin, YoonMin
Gatunek: fluff, komedia, smut, angst
Ostrzeżenia: masa seksu, wulgarne słownictwo, brutalność.




- Nie wiem Hoseok, nadal to do mnie nie dochodzi... To było... Tak nagle. - westchnął Jimin do telefonu, zaciągając się papierosem. Nie był uzależniony, czasami się nimi raczył, teraz jednak spalał jeden za drugim, emocje wygrały.
- Sam jesteś sobie winien. Nawet tak cwana bestia jak ty, nie da rady długo ciągnąć podwójnego życia. W końcu musiało to wyjść na jaw, kłamstwo ma krótkie nogi. - odpowiedział jego przyjaciel, na co Park zacisnął nieco wargi. Wiedział, że ma rację, jednak nie mógł znieść myśli, że wszystko się posypało. 
- Płakał... Nawet nie wiesz, jak przerażające to było. Taehyung nigdy nie płacze.
- Jimin, błagam. Nie użalaj się nad sobą. Zjebałeś, trudno. Zaczynając tę zabawę wiedziałeś, że grozi to klęską, jednak podjąłeś ryzyko. Nic już nie zrobisz. 
- Samo tak wyszło. Przecież nie planowałem z Yoongim tego typu relacji... Miało być inaczej.
- I? Co z tego? Dałeś się, to chociaż jedną sprawę załatw jak mężczyzna i się nim zajmij. Taehyung już do ciebie nie należy.
- Nie miałem żadnego wyboru... - westchnął, gasząc papierosa w popielniczce. Podrapał się po głowie, rozglądając po zrujnowanej sypialni. Delikatnie pogładził miejsce, na którym zawsze spał blondyn. Szlag by to.
- Powoli mnie wkurzasz. Odpowiedz sobie na jedno pytanie, okej? - głos Hoseoka był stanowczy. Nieczęsto mu się zdarzało, więc Jimin skierował całą uwagę na dźwięku wydobywającym się z telefonu. - Masz ich dwóch. Kogo bardziej potrzebujesz do życia?
Park zmarszczył brwi, zaciskając dłoń na komórce. Nienawidził Junga za tę szczerość, celne pytania.
- Dobrze wiesz, że to skomplikowane.
- Nie, bardzo proste. Na ten moment Yoongi jest dla ciebie najważniejszy. Musisz go uszczęśliwić, on jest priorytetem. Taehyung jest młodzieńczą miłością, która przesłoniła ci cały świat. - mruknął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Szczerze? Nie jesteś go wart. Tyle go okłamywałeś, on nic o tobie nie wie. Pięć lat żył z kimś, kto za plecami robił takie wstrętne rzeczy. On potrzebuje kochanego, dobrego człowieka, nie idioty, który nie potrafi o niego zadbać. 
- Hoseok, przestań. - warknął.
- Czemu? Jedyne co miałeś mu do zaoferowania, to dobry seks. Brak czasu, szczerości... 
- Nie zmienia to faktu, że teraz cierpi. - odparł, opadając na łóżko. Sięgnął po skrawek ich zdjęcia z okresu studiów. Było im wtedy tak dobrze, tak mocno się kochali.
- Pocierpi i przestanie. Jest śliczny i pewnie jak tylko jego poprzedni adoratorzy dowiedzą się o waszym rozstaniu, to będzie zajęty nimi. 
- Jacy adoratorzy do cholery?! - warknął, zrywając się do siadu. 
- Haha! Czasami jesteś naprawdę debilem. Jin tylko czeka, aż się wam spieprzy, pewnie skorzysta z okazji. Kocha się w Tae od dawna... Twój kochaś jest teraz załamany, więc pocieszeniem go zdobędzie. Zraniony kotek potrzebuje teraz kogoś, kto się nim zajmie. - Hoseok zaśmiał do słuchawki. a Jimin zadrżał ze wściekłości. Sama myśl, że jego maleństwo może być dotykane przez kogoś sprawiała, że miał ochotę wysadzić pół miasta w powietrze, by pozbyć się każdego mężczyzny. Te delikatne ciało było tylko jego.
- Nawet tak nie gadaj, nie ma szans.
- Bo? Chuja możesz. Wracaj do Daegu, Yoongi pewnie tęskni. Chyba nie chcesz spieprzyć dwa razy?
Brunet rozłączył się, rzucając telefonem o podłogę. Serce biło mu jak oszalałe. Wcześniej nawet nie przeszło mu to przez myśl. Samotny Taehyung był czymś, co mógł znieść, jednak oglądanie go z kimś innym go wykończy. 


***


Taehyung wepchał do ust kolejne ciastko, starając się w jakikolwiek sposób wyżyć i odstresować. Serce bolało go niesamowicie, przekrwione oczy piekły, umysł wariował. Nie mógł uwierzyć w to, że Jimin nie błagał go by został, by go nie opuszczał. Pozwolił na te rozstanie, jakby to nic dla niego nie znaczyło. Nawet jedna łza nie spłynęła po jego policzku. Jego głos się nie załamał. Mocniej zareagował na zniszczony pokój, aniżeli na wieść, że to koniec.
Zaszlochał, wgryzając się w kolejnego piernika. Naprawdę cała ta sytuacja była podła. Mówił, że go nienawidzi, że nie chce go oglądać, jednak prawdę powiedziawszy nie było to szczere. Był przywiązany do Parka, kochał go, przy nim czuł się szczęśliwy. Gdyby tylko go przeprosił, gdyby zostawił tamtego i rzucił życie w Daegu, to najpewniej przyjąłby go z powrotem. Był gotów mu to wszystko wybaczyć, wystarczyła tylko odrobina wysiłku. Jego miłość do Jimina była silniejsza niż ból, który nim zawładnął. 
- Taeś, skarbie... Nie płacz. - niewysoka blondynka usiadła obok niego i mocno przytuliła. Tae grzecznie wtulił się w jej ciało, starając się zapanować nad smutkiem.
- Noona... To nie jest takie łatwe. Kocham go. - stęknął, a kobieta westchnęła cicho, głaszcząc jego włosy.
- Wiem kochanie. To strasznie boli, ale nie możesz się załamać. Musisz pokonać żal, zastąpić go czymś. Nie chcę, byś cierpiał jeszcze mocniej. 
Kim nie wiedział co odpowiedzieć, więc tylko przymknął powieki. Cieszył się, że miał przy sobie Yejin i Jungkooka, bez nich już dawno wyskoczyłby przez okno i na tym skończyłoby się jego bezsensowne życie.
Usłyszał kroki. Młodszy właśnie wszedł z kolejną porcją słodyczy, na które Taehyung zareagował od razu. Wyciągnął rękę w kierunku talerzyka i zgarnął kilka czekoladek, pakując je do buzi. 
- Będziesz gruby. - westchnął Kook, siadając po jego drugiej stronie. Kim posłał mu niezadowolone spojrzenie.
- Na cholerę mi ładne ciało, skoro jakiś platynowy chłoptaś odbił mi mężczyznę? - wzruszył ramionami, oblizując wargi. Złość mieszała mu się ze smutkiem, czuł się jak gówno. 
- Jimin jest po prostu ślepy. Pewnie trafił na łatwego idiotę. - powiedziała dziewczyna, również wsuwając do ust czekoladę.
- A ja to co? Trudny? Potrafiliśmy pieprzyć się kilka razy dziennie. Jakby chciał, to dawałbym mu i dziesięć, czy dwadzieścia, tylko niech mnie nie zostawia. Ja... Czy coś zrobiłem nie tak? - spojrzał na swoich przyjaciół, którzy jak na zawołanie się wyprostowali, kręcąc głowami.
- Jesu, przestań Taeś. Jesteś idealny, nikt nigdy nie miał lepszego chłopaka. Gdybym nie była lesbijką, to sama bym się za ciebie brała. - Yejin złapała go mocno za ramiona i wtuliła w swoje piersi. - Po prostu trafiłeś na dupka, bywa. Wiem, że ci źle, że cierpisz, ale to minie. Masz całe życie przed sobą. Jesteś przepiękny, słodki, kochany. Idealny. Znajdziesz kogoś, kto na ciebie zasługuje, a Park będzie potem żałować, że stracił taki skarb.
- Bredzisz noona. To brzmi jak dialog z kiepskiego dramatu... - zaśmiał się smutno, przymykając oczy. Nie było mu lepiej, ale chociaż już się tak nie rozklejał. - Ja... Muszę coś z tym zrobić.
- Znienawidź go Taeś. Zniszcz. Spraw, by jego życie było piekłem. - uśmiechnęła się kobieta, zerkając na Kooka, który schował twarz w geście zażenowania. - Te, dzieciaku! Spokój. To serio jest dobry pomysł. - mruknęła i złapała Kima za ramiona, odciągając od siebie nieco. - Zemścijmy się, niech popamięta i ma dość życia. 
- Noona! Nie podsuwaj mu głupich pomysłów! Lepiej, by się odciął.
- Nie! Ja bym szmaciarzowi odcięła kutasa i przerobiła na kaszankę. - warknęła, po czym uśmiechnęła się do blondyna. - Nie chcesz, by cierpiał?
- Nie chcę... - jęknął smutno, na co Jeon się uśmiechnął. - Ale musi. Masz rację, zrujnuję mu życie tak, jak on pozbawił mnie mojego. Będzie płakał, cierpiał. Zniszczę wszystko to, co kocha, zostanie z niczym.
Dziewczyna ucałowała go w czoło i posłała uśmiech.
Taehyung nie do końca chciał, by Park cierpiał, jednak bez wątpienia zasłużył. On już stracił dumę, godność. Nie miał do stracenia nic, bo Jimin odebrał mu wszystko to, co było w jego życiu ważne. Czemu to on ma płakać, a Jimin wieść słodkie życie z tym białasem? Niech wszystko wyjdzie na jaw.



***


- Ciii... - szepnęła Yejin, schylona biegnąc pomiędzy samochodami na parkingu. Dwójka chłopaków podążała za nią, nieco mniej pewna, czy takie działania były dobre.
- Mówię wam, to dziecinne... - mruknął Jungkook, totalnie niezadowolony z wciągania go w tego typu zabawy. - Będziemy mieć kłopoty.
- Daj spokój cykorze. Trzeba było zostać w domu.
- Jakbyście mi pozwolili... - naburmuszył się, zatrzymując się przed ogromnym, lśniącym samochodem Jimina. Taehyung westchnął cicho i wyciągnął z plecaka długi kij. Czy na tylnym siedzeniu ukochanej maszyny Parka mógł leżeć jakiś nagi chłopak, z którym jego ukochany pieprzył się daleko od ich domu? Czy też go nim woził na wycieczki za miasto, gdzie na łące wyznawali sobie miłość i karmili owocami? Czy przyjeżdżał po tamtego, gdy było mu smutno, gdy miał koszmary, czy też źle się czuł? Czy dla niego też gotów był zerwać się w środku nocy i pędzić w pidżamie na drugi koniec miasta? 
Zadrżał. Nie pozwoli na to, by tamten miał takie same wspomnienia. By całował jego Jimina w samochodzie, w którym tyle razy mówili sobie 'kocham cię'. 
- Nienawidzę cię! - warknął i z całej siły uderzył kijem w przednią szybę, która pękła, wyglądając teraz niczym pajęczyna. Chwilę później pozostała dwójka zaczęła pisać po lakierze, on zaś uderzał jak oszalały, jakby miał zamiar zgnieść potężną bestię. Łzy po raz kolejny napływały mu do oczu. Pragnął nad nimi zapanować, jednak na siłę same się pchały.
Alarm drażnił ich uszy. Chwilę potem usłyszeli jakieś krzyki, jednak Taehyung nie miał siły oderwać się od nieszczęsnej szyby i kija, który jakby sam uderzał, ciągnąc jego ciało za sobą. Za swoim gniewem i żalem.
- Stać! - krzyki obcych mężczyzn dotarły do jego uszu, były blisko, on jednak ledwo reagował na ich ręce, które mocno zacisnęły się na jego, wyrywając kij. 
Krzyczeli, grozili.
Taehyung stał jednak wpatrując się w szkło, które pokruszyło się jak jego serce i dusza.



Jimin spojrzał na odłamki szkła, które leżały dookoła jego samochodu. Rozbita szyba, uszkodzone lusterka i napis na drzwiczkach "Kutas", który mogła napisać tylko przyjaciółka jego Tae. Zadrżał, dotykając zniszczonej maski. Ten samochód był dla niego jak dziecko, z trudem go zdobył i wydał na niego masę pieniędzy. Idealny, zadbany, jedyny taki w okolicy. Nie było piękniejszego auta w Korei.
Zacisnął pięści, czując jak jego ciało drży. Nie spodziewał się, że blondyn mógł zrobić coś takiego. Czuł, że to za namową tej wiedźmy, zawsze miała chore pomysły i nienawidziła mężczyzna, jednak Taehyung naprawdę musiał go nienawidzić, skoro postanowił zniszczyć coś, co było dla niego tak ważne. Najpierw figurki, które zbierał od dziecka i które miały ogromną wartość sentymentalną, teraz to... Nie wspominając o kawałku serca, które stracił przez te rozstanie. A mogło obyć się bez tego...
- Złapaliśmy sprawców, siedzą w areszcie. Musi pan tylko udać się z nami na komisariat, dopełnimy formalności.
Park spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Nie, nie będę się bawił w policję i sądy. Wypuśćcie ich, zapłacę kaucję i zapomnijmy.
- Ale to drogi samochód! - obruszył się mężczyzna, a Jimin zaszczycił go tylko przelotnym spojrzeniem. 
- Nie chcę nic z tym robić. Należało mi się.
- Rozstanie? - policjant uniósł brew, a brunet tylko skinął głową.
- Powiedzmy. - odsunął się od samochodu i wsunął dłoń we włosy, roztrzepując je nieco. - Niech pan nie robi im problemów, emocje wzięły górę.
- Jak pan chce. Proszę podpisać. - podsunął mu kartkę, a Park przejrzał ją pośpiesznie i złożył zamaszysty podpis. - Do widzenia i oby więcej samochodów panu nie zniszczyła!
-  Żegnam. - skinął głową i otworzył drzwi auta. Strzepał z siedzenia kawałki szkła i opadł na nie, odchylając głowę do tyłu. Nawet nie potrafił być na niego zły. Gorzej czuł się z myślą, że nie zobaczył jego wściekłej twarzy. Tęsknił za nią tak cholernie.
Nagle zadzwonił mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz i natychmiast odebrał.
- Cześć Cukierku. - uśmiechnął się sam do siebie, słysząc głos chłopaka. - Tak, wieczorem wracam do Daegu, przyjadę od razu do twojego domu. Hm? Tak tak. Jasne. Pamiętam. Do potem!
Odłożył telefon i zaśmiał się żałośnie.
Park Jimin, jesteś najgorszym skurwielem na tej planecie. 



***


- Nienawidzę tego dupka! Nienawidzę! Nienawidzęęęęęęęę! - warknął Taehyung, zaciskając dłonie na poduszce. Nie spodziewał się, że go złapią, ale jeszcze bardziej zadziwił go fakt, że Jimin zapłacił za nich i nie oskarżył. Sądził, że będzie się mścił, a on to olał. Zwyczajnie. Jakby to było nic. Przecież kochał ten pierdolony samochód, ciągle to powtarzał! Czemu się nie wściekał, czemu nie przyszedł tam i nie krzyczał? Dlaczego pozostawał obojętny i to po raz kolejny?
Miał gdzieś fakt, że między nimi był koniec.
Miał gdzieś, że jego samochód nadaje się na złom.
Miał gdzieś chyba wszystko, co związane było z nim.
Pewnie kupi sobie ze swoim kochasiem nowy, lepszy, albo już mają. Może ten białas ma kasy jak lodu i oboje mogą sobie pozwolić na wszystko, nie to co zwykły urzędas Taehyung, który nie był kimś, kim można się pochwalić przed znajomymi. Tamten był jeszcze śnieżnobiały według opowieści Namjoona... Jimin mógł mieć każdego, na cholerę mu ktoś tak daleki od ideału?
Spojrzał na swoje opalone ręce. Na ten moment wszystko w nim samym wydawało mu się wstrętne. Był pozbawiony większych talentów, nie był nadziany, jego skóra była brzydka, pieprzyk na nosie irytujący, włosy zbyt niesforne.

Nie. Stop.
To Park jest tym złym! 
Przetarł oczy dłonią, sięgając po sok, którego wypił od razu pół szklanki. Oblizał wargi i zerknął na wielkie zdjęcie, które wisiało na jego ścianie. Szybko podszedł i zdjął je z haczyka. 
Oboje razem. Przytuleni i uśmiechnięci. Taehyung kończył wtedy studia, a Jimin zaproponował mu, by zamieszkali razem. Pamiętał doskonale, jak Yejin robiła im te zdjęcie na pożegnanie, by mieć pamiątkę. 
Teraz wszelkie rzeczy przypominające mu Parka musiały zniknąć. Podszedł go kosza i wrzucił tam ramkę, uśmiechając się do siebie smutno. Trzeba pozbyć się każdej cząstki tego skurwiela. Już miał wrócić na swoje nagrzane miejsce, gdy poczuł wibracje w kieszeni. Nieco zaskoczony wyciągnął telefon i spojrzał na ekran. Rozchylił usta i niepewnie odebrał.
- Tak?
- Przynieś mi landrynki gówniarzu! Mam ochotę na coś słodkiego, a wszyscy uciekli.
Kim zacisnął dłonie, nie wiedząc za bardzo co zrobić.
- Ale... Naprawdę muszę babciu? 
- Tak. Jestem głodna.
I rozłączyła się. Blondyn jęknął cicho i wbił wzrok w swoje buty. Naprawdę nie miał ochoty się z nią widzieć.

- Nareszcie! Ile można czekać? - chudziutka staruszka wyciągnęła dłonie w kierunku Tae, jednak nie by go uściskać, raczej dobrać się do reklamówki pełnej słodyczy. Kim posłusznie jej ją wręczył, po czym wsunął dłonie do kieszeni.
- Mogę już pójść?
- Nie. Nie będę siedzieć tutaj sama. Wszyscy wrócą wieczorem, a mi się nudzi. - odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Taehyung skulił się nieco i przysiadł obok na kanapie, obserwując jak staruszka pochłania kolejne cukierki, jakby jej żołądek nie miał dna.
Czuł się nieswojo w jej towarzystwie od początku, ciągle go wykorzystywała i była niemiła, jednak nie miał serca kiedykolwiek jej odmówić. Teraz jednak sytuacja uległa zmianie i stał się odważniejszy.
Chyba.
- Byłam wczoraj u lekarza. Mam coś nie tak z plecami, nawalają jak głupie. Nie mogę za długo siedzieć przed telewizorem, a te głupki jeszcze się cieszą, bo niby psuję sobie oczy. No kurde... Moje oczy, co im do tego. Nie będą mi gówniarze mówić co mam robić. Moja telewizja, będę całą noc sobie przełączać kanały, a co! Za emeryturę szalej, nie będę się krępować!
- Powinnaś uważać na zdrowie babciu. - odparł Tae, zerkając na nią kątem oka. Kobieta była straszną gadułą, nawijała bez przerwy. Nie miał pojęcia skąd miała tyle energii, ale mogłaby mu odrobinę odstąpić, bo był jej pozbawiony.
- Nie pouczaj mnie! Lepiej pilnuj, by cię dupa nie bolała, a nie się mną przejmujesz. 
Kim rozchylił wargi. Nadal nie dochodziło do niego, jak można być tak bezpośrednim. Od początku babcia waliła głupimi tekstami i miała z tego radochę, chociaż zgrywała pozory. Nie lubiła Tae, chciała mu dopiec na każdym kroku, bowiem według niej doprowadził do tego, że jej ukochany Jiminek został zboczeńcem i stara pani Shin spod czwórki szybciej doczeka się prawnuków, co godzi w honor rodziny Park. 
- Dobrze. - westchnął tylko, nie mając siły na cięte riposty. Zawsze starał się troszkę ją pocisnąć, jednak w obecnej sytuacji odechciewało mu się żyć, a gdzie tu chęci na wymyślanie tekstów, by pocisnąć babcię Park?
Staruszka napchała sobie usta landrynkami, po czym pacnęła go po głowie.
- Gdzie Jiminek? Zostawiłeś go w domu samego? Niewdzięczny! - mruknęła.
- Babciu! Sama kazałaś mi przyjechać! - jęknął, nadymając nieco policzki, jednak kobieta nie była usatysfakcjonowana. 
- No i? Mogłeś go zabrać, chętnie bym go zobaczyła.
- Może niedługo cię odwiedzi. 
- Jak to może? Znowu go wywiało?
- Można tak powiedzieć. - wzruszył ramionami, sięgając po jednego cukierka, za co dostał po łapach.
- Co mnie obżerasz gówniarzu?
- To ostatni raz babciu. Nigdy więcej nie zabiorę ci już tych landrynek. - uśmiechnął się do niej, wsuwając do ust słodycz. Babcia skrzywiła się, łapiąc za resztkę, którą zaczęła szybko pochłaniać.
- Mam nadzieję. To moje. 
Taehyung spojrzał na jej napchaną buzię i wybuchnął śmiechem. Będzie mu jej brakowało, chociaż traktowała go w tak niefajny sposób. W życiu nie usłyszał od niej nic miłego, jednak i tak wolałby znosić ją cały czas, niż całkiem utracić, co było aktualnie czymś normalnym. Babcia przestała być jego babcią, teraz byli dla siebie obcymi ludźmi.
- Jesteś idiotą.
- Wiem, ale taki już mój urok. - wzruszył ramionami, po czym pod wpływem niezrozumiałych dla niego emocji, objął ją mocno, wtulając się w jej kruche ciało. Kobieta chciała się wyrwać, jednak był nieco silniejszy.
- Weź mnie nie molestuj! Idź już sobie i nie wracaj! - pisnęła, a Tae odsunął się do niej i skinął głową, uśmiechając się smutno.
- Dobrze babciu. - wstał, łapiąc za swoją kurtkę, a pani Park zmarszczyła nos, chyba nie do końca zadowolona.
- Gdzie idziesz?
- Wyganiasz mnie przecież... 
- Próbuję od lat, ale marnie mi idzie. - staruszka zgniotła w dłoniach opakowanie po cukierkach. - Do której jutro pracujesz?
Kim wzruszył nieco ramionami.
- Mam wolne.
- To przyjdź rano, pojedziesz ze mną na zakupy, muszę kupić coś JiJi na imieniny.
- Nie mogę babciu, nie przyjadę do ciebie. - odparł, zaciskając nieco nerwowo wargi. Staruszka niemalże się zapowietrzyła.
- Jak to nie? A pojutrze?
- Też nie. Dzisiaj odwiedziłem cie ostatni raz, już więcej się nie zobaczymy.
- Ej! - krzyknęła, czerwieniąc się na twarzy. - Co to ma znaczyć? Nie pyskuj, bo nie pozwolę wam na ślub! - założyła ręce na piersi. To był jej typowy argument, dlatego Tae zawsze starał się robić wszystko tak, by była zadowolona. Rzecz jasna nigdy nie przejawiała jakiejkolwiek radości, ale chociaż nie krzyczała.
- Nie musisz, to już zbędne. - westchnął, siląc się na miły ton, chociaż naprawdę ciężko było mu mówić takie rzeczy. Gdy tkwiły w jego głowie, to jakoś to znosił, jednak wypowiadając je, nabierały one mocy i stawały się prawdą, której tak nienawidził.
- Ty! Jak ty się do mnie odnosisz?! Musicie mieć moje błogosławieństwo! Jimin nie weźmie ślubu, jeśli mnie tam nie będzie!
- Hm... - zrobił krok w jej stronę i uśmiechnął się, chociaż musiało to wyglądać dość żałośnie. - Owszem, twoje zdanie się liczy, a Jimin cię kocha. - staruszka naburmuszyła się, ale kiwnęła głową, bo te słowa ją w jakiś sposób radowały. - Zapewne niedługo poznasz jego chłopaka i wtedy udzielisz im błogosławieństwa. Mi ono zbędne.
Kobieta otworzyła usta, a Tae wiedział, że nie rozumie.
- Ty jesteś jego chłopakiem. 
- Byłem. Teraz ma nowego, ponoć ładny, więc raczej ci się spodoba.
- Czy ty sobie teraz stroisz ze mnie żarty? - jej twarz niemal natychmiast zrobiła się poważna. Zmrużyła powieki, przyglądając mu się uważnie. - Jak to ma kogoś innego? Jeszcze kilka dni temu z nim rozmawiałam i kazał mi przestać się nad tobą znęcać.
Taehyung zacisnął dłonie, czując jak znowu załącza mu się tryb żalu i rozpaczy. Miał zmiennie nastroje, zachowywał się jak chory psychicznie.
- Bo jeszcze dwa dni temu o niczym nie wiedziałem. 
Pani Park odrzuciła papierek, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Taehyung też nie miał pomysłu na nic zabawnego, by uciec stąd jak najszybciej i zaszyć się w mieszkaniu Yejin, by płakać w poduszkę jak idiota.
- Chcesz powiedzieć, że Jimin miał kochanka?
- Nie. - pokręcił głową przecząco, siadając na kanapę. Nogi za bardzo mu się trzęsły, a nie chciał paść trupem przed babcią. Jeszcze miałby ją na sumieniu. - Wychodzi na to, że to ja byłem kochankiem, a tamten drugi jego prawdziwym chłopakiem. 
- Bredzisz... Ciebie przedstawił rodzinie, o tamtym nikt nic nie wie. - prychnęła, jakby był debilem i bredził. On jednak nie bredził, chociaż debilem był, nie dało się zaprzeczyć.
- Ale to z nim siedzi teraz w Daegu, to do niego jeździł, podczas gdy miał być w Seulu w interesach. Zapytałem go o to, kazał mi się nie wtrącać. Nawet nie zaprzeczył, nie powiedział, że go zostawi i będzie ze mną, więc sama babcia rozumie. Poza tym... - odchylił głowę nieco do tyłu, zamykając powieki, by przypadkiem się nie rozkleić. - On bywał w domu kilka razy w miesiącu, ciągle gdzieś wyjeżdżał. Chyba to tam prowadzi normalne życie, tutaj wracał, by nie wzbudzać podejrzeń. 
- Ciężko mi w to uwierzyć... - mruknęła, zerkając na niego podejrzliwie.
- Mi również, nigdy przez myśl by mi nie przeszło, że mój chłopak zdradza swojego prawdziwego chłopaka ze mną. Haha! - schował twarz w dłoniach, czując jak dreszcze przeszywają jego ciało. - Jak to niedorzecznie brzmi. - potarł powieki palcami, po czym spojrzał na babcię. - Musi babcia teraz przekonać Jimina, by przedstawił rodzinie swojego ukochanego. Może on się bardziej spodoba, mnie i tak nigdy nikt tu nie lubił. Wszystkim to wyjdzie na dobre. - złapał za kurtkę i zarzucił ją na siebie, wstając. 
- Jesteś irytujący, głupkowaty i śmiejesz się jak idiota. - mruknęła, a Kim spojrzał na nią uważnie, czując się jeszcze gorzej. - Wolałabym, byś był kobietą, jednak Jimin wtedy wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Widziałam, że mu na tobie zależy, i że i tak nikt nic nie zdziała, bo nie widział poza tobą świata. Wiele razy rozmawialiśmy z nim o tym, że to bez sensu, że ktoś z tak świetlaną przyszłością zasługuje na lepszą osobę. Nie jesteś jakiś nie wiadomo jaki. Z myśleniem u ciebie nie za dobrze, twoja praca jest mierna. Zawsze kojarzyłeś się mi z tępym, ale uroczym chłopcem, który bardziej nadaje się do cyrku, niż związku z moim wnukiem.
Blondyn zadrżał. Jeszcze tego mu brakowało, by coraz bardziej utwierdzała go w przekonaniu, że był nikim. 
- I nie ukrywam. Długo go namawiałam, by cię zostawił, groziłam wydziedziczeniem nawet, ale on był uparty jak osioł i mówił, że jest zakochany i mogę sobie pieniądze w dupę wsadzić. Czujesz to?! Ukochanej babci takie rzeczy mówić! W dupę to może cokolwiek tobie wsadzać, a nie mi. No, cwana bestia wykorzystała te słowa i powiedziała, że będzie, skoro mu każę. I co miałam zrobić? Musiałam to znieść i uprzykrzyć ci życie. - brew zadrżała jej niebezpiecznie. - I gadał o tym, że wyjedziecie do Ameryki i tam cię poślubi. Zabrałeś mi wnuka, co ciężko było znieść. Bardziej mu zależało na tobie, niż na nas.
Najchętniej by się roześmiał. Gdyby nie fakt, że to było jak wspominanie starych dziejów, to i by się rozczulił, zamruczał, zwyczajnie cieszył. 
- Naprawdę działałeś nam na nerwy, ale po tych latach już się przyzwyczaiłam. Przynajmniej nie byłeś bezużyteczny i grzecznie robiłeś to, co ci kazałam. Biegałeś do sklepu, zawoziłeś i tutaj siedziałeś, gdy inni nie mogli. Przecież ja nie chcę się użerać znowu z kimś. Jeszcze się trafi buntownik i kto będzie mi cukierki przywoził? 
- Babcia tylko o cukierkach... - westchnął, opierając głowę o poduszki. Bał się otworzyć oczy, bo pociekłyby z nich łzy. Zwyczajnie było mu przykro. Z jednej strony wiedział, że nikt nie pochwalał ich związku, z drugiej nie sądził, że aż tak chcieli się go pozbyć. Mimo to jakoś go cieszył fakt, że kobieta nie zaczęła się cieszyć i mu dokuczać. Tego już by nie zniósł.
- Nie tylko. Jesteś głupi, ale śmieszny i mimo wszystko wiem, że kochałeś Jimina i o niego dbałeś. Dziwnie to zabrzmi z moich ust, ale naprawdę przykro mi, że tak postąpił. Wydawało mi się, że jest porządnym chłopakiem, nigdy by mi przez myśl nie przeszło, że może zdradzać i oszukiwać wszystkich, bo nie tylko ty byłeś okłamany, my też. 
- Ja... Miło, ale naprawdę nic to nie zmieni. Pójdę już, siedzenie tutaj zbyt mocno mi go przypomina. - wstał po raz kolejny tego dnia, kobieta jednak złapała go za nadgarstek. - Hm? - nie miał siły na nią spojrzeć. Całe policzki miał mokre od łez, nie chciał stracić resztek nieistniejącej godności. 
- Naprawdę nie dacie rady się porozumieć?
- Nie. Mu już nie zależy, nie zmuszę go do miłości... To musi się zakończyć, nie mam chyba siły walczyć. Po prostu... Chcę dla odmiany go znienawidzić.
- Dasz radę? Przecież widzę, że go kochasz. 
- Takie jest już życie. Czasami trzeba robić coś wbrew swojej woli. 
- Nie zawsze się to udaje.
- Co mi pozostało? Nie mam takich zdolności, by wymazać z głowy fakt, że moje uczucie było jednostronne.
- Taehyung? - do pomieszczenia weszła matka Jimina z torbami pełnymi zakupów. Blondyn zadrżał. 
- Dzień dobry. - skinął głową i szybko ruszył w stronę drzwi. - I... Żegnam... - dopowiedział. 
- Mamo! Znowu mu coś nagadałaś? - kobieta spojrzała na staruszkę, Tae jednak nie usłyszał nic więcej...







Zapraszam do komentowania.

wtorek, 27 października 2015

1. Don’t make me fight

Część: 1/3
Pairing: VMin
Gatunek: fluff, komedia, smut, angst
Ostrzeżenia: masa seksu, wulgarne słownictwo.

Inspiracja piosenką Ailee <3







Położył na stole pieczonego kurczaka, z zadowoleniem sprawdzając, czy cała zastawa wygląda perfekcyjnie. Ostatnimi czasy starał się, by wszystko było w jak najlepszym porządku, chociaż niekoniecznie dla własnej satysfakcji. Raczej chodziło mu o to, by Jimin czuł się lepiej wracając do domu. On sam miał wrażenie, że jest trochę bezużyteczny, dlatego sprzątaniem i gotowaniem starał się jakoś wynagrodzić swojemu mężczyźnie te wszystkie trudy, które znosił w pracy.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, szybko poprawił włosy i podbiegł do zmęczonego bruneta.
- Witam w domu hyung! - wyszczerzył się i wyciągnął ręce w jego stronę. Starszy odwzajemnił uśmiech i odłożył torbę na ziemię, po czym zdecydowanym ruchem objął chłopaka w pasie, przyciągając do siebie. Wpił się w jego usta, niemal od razu wsuwając język do jego wnętrza. Blondyn oparł dłonie na jego ramionach, dając się całkowicie zdominować. Odwzajemniał namiętnie pocałunki, przywierając całym ciałem do torsu mężczyzny.
- Cześć słodziaku. Tęskniłem. - wymruczał, gdy na chwilę się od siebie oderwali. Taehyung zarumienił się delikatnie, głaszcząc bruneta po policzku.
- Ja też. Nie lubię tych twoich wyjazdów, źle mi samemu. - westchnął, na co starszy nachylił się i cmoknął go w nos.
- Niestety taką mam pracę. Też wolałbym z tobą być dzień i noc, jednak jestem zobowiązany.
- Wiem, tak sobie marudzę. - zamruczał, po czym złapał bruneta za rękę i pociągnął w stronę jadalni. - Chodź, zjemy obiad.
Weszli do przestronnego pokoju, a Taehyung wyczekująco spojrzał na starszego, ciekawy reakcji. Ten zamrugał kilkakrotnie, po czym zrobił nieco głupkowatą minę.
- Zatrudniłeś kucharza?
- Hyung! - blondyn zacisnął dłoń w pięść i uderzył go zaczepnie w pierś. - Jesteś wredny! W ogóle we mnie nie wierzysz! - nadął nieco policzki, krzywiąc się niezadowolony. Jego chłopak tylko się zaśmiał i złapał go za podbródek, zmuszając do kontaktu wzrokowego.
- Żartuję głuptasie. Jesteś najlepszy, wiem o tym doskonale. - cmoknął go w usta i podszedł do stołu. Odsunął jedno krzesło i skinął głową na młodszego, który udobruchany zajął miejsce. Tego typu zachowania były w ich związku całkowicie normalne. Jimin zawsze go rozpieszczał, obchodził jak z jajkiem, traktował jak największy skarb i pilnował, by niczego mu nie brakowało. Nie narzekał na takie traktowanie, był bowiem pieszczochem i uwielbiał tę całą troskę. Potrzebował ogromnych dawek miłości by być szczęśliwym.
- Smacznego hyung. - posłał mu słodki uśmiech, po czym nałożył sobie na talerz mięso, sięgając po miseczkę z ryżem. Park skinął głową i zabrał się za jedzenie. Młodszy prawie wychodził z siebie, gdy nie skomentował smaku, przez co zaczynał naprawdę się stresować, mu bowiem smakowało, jednak nie miał pojęcia, czy wysublimowany zmysł bruneta był w stanie to zaakceptować. Kucharz był z niego kiepski, ale spędził nad pieczeniem i gotowaniem pół dnia, więc efekt nie powinien być tragiczny.
Starszy jednak tylko jadł i jadł, słowem się nie odzywając. Tae zapchał się mięsem i oparł o krzesło, marszcząc nos.
- Hyung?
- Hm? - mężczyzna spojrzał na niego pytająco. Na nieszczęście dla młodszego, nie był zbyt kumaty i nie potrafił ogarnąć, że blondyn aktualnie potrzebuje, czy wręcz wymaga pochwał.
- Nic. - założył ręce na piersi niezadowolony. Jimin westchnął i sięgnął po wodę, upijając kilka łyków.
- Co się stało kotek? Znowu masz okres?
Taehyung rozchylił usta zaskoczony, od razu nadymając policzki. Wstał i sięgnął po swój talerz, udając się do kuchni. Wiedział, ze przesadzał, ale lubił się obrażać bez powodu. Zawsze wtedy Jimin mocniej reagował i skupiał na nim całą uwagę, często więc robił to tylko po to, by stać się dla niego centrum wszechświata.
- Kotek... Tae... - starszy niemal natychmiast pojawił się w kuchni, a Tae w duchu zaczął się cieszyć i skakać jak dziecko, starał się jednak zgrywać pozory.
- Hm? - mruknął, wsadzając naczynie do zmywarki. Poczuł na swoich biodrach dłonie mężczyzny, który przyciągnął go do siebie i ucałował w kark.
- Jesteś na mnie zły? Przepraszam. Trochę się zamyśliłem, mam sporo na głowie. - szepnął mu do ucha, wsuwając dłonie pod bluzkę Tae. Ten zamruczał cicho, odchylając nieco głowę do tyłu, co Jimin od razu wykorzystał i zassał się na jego szyi. - Mhm... Koteczek czuje się zaniedbany? Tak być nie może, muszę ci wynagrodzić pyszny obiad i tę samotność...
- Smakowało? - zadrżał, gdy palce starszego zahaczyły o jego rozporek. Poruszył niespokojnie biodrami, domagając się większej pieszczoty
- Bardzo, chociaż i tak ciebie zjem chętniej. - ukąsił płatek jego ucha, po czym mocnym ruchem odwrócił go przodem do siebie i popchnął na ścianę, od razu wpijając w rozchylone wargi. Język natychmiast wdarł się do środka i zaczął pieścić jego podniebienie. Młodszy jęknął cicho, zarzucając mu ręce na szyję. Jimin zaczął rozpinać jego koszulkę, nie odrywając nawet na chwilę warg. Nawet się nie zorientowali, kiedy byli nadzy. Brunet wgryzł się w szyję kochanka, który wydał z siebie rozkoszny jęk, który oznaczał tylko jedno, mianowicie czas na porządną zabawę.
Szybko złapał go za pośladki i podniósł.
- Weź mnie hyung... - wysapał Tae, oplatając go udami w pasie. Pragnął poczuć go w środku, był naprawdę napalony. Tydzień bez tego cudownego ciała to zdecydowanie za dużo. Brunet wpił się w jego wargi i wpadając raz po raz na ściany i meble, dotarł do salonu, gdzie rzucił młodszego na kanapę, lądując między jego nogami. Uniósł jego biodra i wsunął w niego naśliniony palec. Żaden z nich nie myślał nawet o jakiś większych zabawach, rozciągał go prawie na sucho, chociaż wolną dłonią grzebał pod poduszkami w poszukiwaniu lubrykanta, które schowane były wszędzie, z racji ich wiecznej ochoty na seks.
- Jim! - blondyn jęczał rozkosznie, czując w sobie kolejny palec. Był już cały gorący, jego wnętrze niemal domagało się czegoś większego, a widok seksownego mężczyzny nad nim wcale nie pomagał. - Chcę cię!
- Jak bardzo? - zamruczał starszy, liżąc lubieżnie jego szyję, na co młodszy miał ochotę wybuchnąć płaczem. Park doprowadzał go do całkowicie nienormalnych stanów. Podczas pieszczot płakał, krzyczał, piszczał, szalał. Zmysły wariowały, on zaś nie mógł zapanować nad tymi odruchami. Wystarczyło, że zaczynał pieścić jego szyję, a on sfrustrowany zaczynał się rozklejać, domagając jego członka w sobie.
- Jiminnieeee! Błagam! Pieprz mnie! - wyjąkał, rozdrapując plecy starszego. Jego ciało potrzebowało tego. Nie wytrzyma ani chwili dłużej. Gry wstępne rzadko kiedy wchodziły w grę, jego mężczyzna zbyt mocno na niego działał. Niby już dawno powinni byli się sobą znudzić, bowiem byli ze sobą kilka lat, on jednak ciągle zachowywał się tak, jakby to były ich pierwsze spotkania w łóżku.
Starszy złapał go za uda i wpił się w jego wargi, w tym samym momencie wchodząc zdecydowanym ruchem do wnętrza chłopaka. Tae pisnął w usta ukochanego, cały drżąc. Wielki członek mężczyzny niemal go rozrywał, jednak ten ból był najprzyjemniejszy na świecie. Zacisnął dłonie na jego ramionach, sapiąc cicho. Park wysunął się z niego, by po chwili z całej siły uderzyć.
- ACHHH! - krzyknął, wbijając paznokcie w umięśnione ciało kochanka. Uwielbiał to uczucie. Kochał je. Gdy Jimin był nad nim, gdy go całował, dotykał, czuł, że żyje. Nie wyobrażał sobie, że mógłby być tak szczęśliwy z kimś innym, że ciało kogokolwiek tak by na niego działało. Jego ukochany był najlepszy.
- Hyung! Aghhhh! - wygiął się w łuk, gdy ten z całej siły trafił w jego czuły punkt. Brunet znał jego ciało perfekcyjnie, szybko znajdował te miejsce, dając mu tyle rozkoszy, ile tylko się dało.
Coraz bardziej tracili nad sobą kontrolę. Ich seks był ostry, głęboki, szalony. Kochali się mocno, bez jakichkolwiek zahamowań, żaden nie miał ochoty na leniwe pchanie.
Kropelki potu spływały po czole młodszego. Brunet rozcierał jego krocze pomiędzy ich ciałami, coraz mocniej uderzając w jego prostatę. Nie potrafił zapanować nad swoim podnieceniem. Krzyczał, drapał do krwi kochanka, piszczał. Było mu tak dobrze. W końcu wszystkie emocje musiały eksplodować pomiędzy ich ciałami. Doszedł z imieniem ukochanego na ustach, zaciskając się na członku starszego, który po kilku pchnięciach doszedł w nim obficie, opadając na jego ciało.
- H-hyung... Aghhhhhhh! - wysapał, starając się złapać oddech.
- Kocham cię Tae... - usta Jimina przywarły do jego.

Taehyung wtulił się mocno w bok swojego mężczyzny, mrucząc od nosem. Tęsknił za pobudkami, podczas których miał przy sobie Parka. Uchylił nieśpiesznie powieki, uśmiechając się szeroko. Brunet spał, oddychając równomiernie. Wyglądał naprawdę pięknie i seksownie. Tae z trudem powstrzymywał się przed rzuceniem na niego i gwałtem o poranku, miał na niego ochotę cały czas i gdyby nie obowiązki, to nie wypuszczałby go z łóżka. Może podchodziło to pod nimfomanię, jednak kto nie byłby wiecznie napalony, mając tak genialnego kochanka?
Ostrożnie oparł się na łokciach, po czym wsunął cały pod kołdrę, szybciutko lądując pomiędzy nogami mężczyzny. Z chytrym uśmieszkiem zsunął nachylił się nad jego członkiem, którego delikatnie polizał. Starszy poruszył się nerwowo, jednak chyba jeszcze nie obudził, co tylko mocniej nakręciło blondyna. Objął wargami jego główkę, czule ją oblizując. Zachichotał w duchu, czując jak biodra mężczyzny poruszają się, a z jego ust wypływają cichy pomruki.
- Ach...
Słysząc to wsunął go głębiej, pieszcząc wargami i językiem. Nieczęsto dawał się skusić na seks oralny, jednak tym razem chciał, by jego ukochany oszalał z rozkoszy. Wziął go całego, po chwili czując w swoich włosach palce starszego, który rozchylił uda, dłonią napierając na jego głowę.
- Tae... Mhm... Tak...
Blondyn wysunął go powoli z ust, by po chwili na nowo wziąć całego. Bez zbędnych zabaw zaczął poruszać energicznie głową, biorąc go jak najgłębiej, zasysając się na główce. Jego dłonie ostrożnie masowały jądra mężczyzny, który był niesamowicie podniecony. Raz po raz poruszał biodrami, chcąc wejść jak najgłębiej w mokre i gorące gardło Taehyunga.
- Cholera! - warknął starszy, po chwili dochodząc obficie w usta kochanka, który połknął tyle, ile mógł, oblizując wargi. Taehyung zadowolony wynurzył się spod kołdry, szybko wtulając w tors mężczyzny, który nierównomiernie oddychając objął go, chowając w swoich silnych ramionach.
- Dzień dobry hyung. - wymruczał Kim, całując jego wargi. Starszy odetchnął głęboko, od razu wsuwając język do warg starszego. Byli już na tyle do siebie przyzwyczajeni, że nawet nieprzyjemny oddech o poranku nie wywoływał u nich obrzydzenia, czuli się przy sobie całkowicie swobodnie, widzieli się już w każdej możliwej sytuacji, nawet naprawdę krępujących.
- Kocham cię. Uwielbiam. - warknął drapieżnie mężczyzna, zdecydowanym ruchem przewracając Tae na plecy tak, by być nad nim. Rozchylił szybko jego uda, zaciskając na nich dłonie. - Musisz dostać nagrodę za takie ładne przywitanie. - nachylił się nad nim i ugryzł jego szyję mocno, wbijając ostre zęby.
- Ach! Hyung! - jęknął, oblizując swoje wargi. Poczuł przyjemne motylki w brzuchu, a krew natychmiast spłynęła mu w wiadome miejsce. - Pragnę tej nagrody. Weź mnie najmocniej jak potrafisz.
- Jak sobie życzysz, księżniczko.


***


- Tęsknię! Bardzo bardzo! Nienawidzę tych wyjazdów. - jęknął Taehyung do telefonu, okrywając się szczelniej kocem. Jego chłopak jak zwykle musiał go zostawić na kilka dni, co za każdym razem przeżywał tak samo. Nie potrafił bez niego funkcjonować, potrzebował go przy sobie cały czas, tak długie przerwy go wykańczały.
- Ja też kochanie, ale muszę. Taką mam pracę. - usłyszał smutny głos Jimina. Naprawdę wolałby, by miał jakąś normalną pracę i więcej czasu spędzał w domu, jednak nie chciał ingerować w decyzje ukochanego, który raczej nie chciałby porzucić tak dobrze płatnej pracy. Mógł pozwolić sobie na wiele, dostawał ogromne wypłaty, przy których te Taehyunga były śmiesznie niskie. Nie przyznawał się, jednak czasami czuł się jak utrzymanka Jimna, co niekoniecznie mu odpowiadało, dlatego starał się brać jak najwięcej nadgodzin, byleby tylko nie musieć brać od niego pieniędzy. Oczywiście Park uważał jego zachowanie za głupie i bezsensowne, jednak Kim resztki godności chciał zachować, w końcu nie byli jeszcze małżeństwem.
Właśnie. Jeszcze.
Taehyung wiele razy słyszał, że kiedyś wyjadą za granicę, wezmą ślub i będą mogli żyć normalnie, w Korei bowiem ciężko było chodzić za rękę po mieście, czy też się przytulać. Nie wstydzili się swojego związku ani orientacji, jednak dla komfortu psychicznego nie afiszowali się swoją miłością publicznie, co było trudne.
- Musisz wziąć w końcu urlop, chcę mieć cię na dłużej. Dwa dni to za mało, by się sobą nacieszyć.
- Wezmę, obiecuję. Pojedziemy sobie nad morze do jakiegoś ciepłego kraju. Możesz poszukać w międzyczasie fajnych ofert, jak wrócę, to zarezerwujemy coś.
Taehyung uśmiechnął się zadowolony, opadając na poduszkę.
- Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie też kocham TaeTae.
- Mocno? - zamruczał cicho czując, jak robi mu się ciepło w środku.
- Mocniej się już nie da. Jesteś dla mnie wszystkim, uwielbiam cię.
- Jiminieeee! Jesteś kochany! - pisnął, tarzając się po łóżku jak podjarany dzieciak.
- Haha! Spokojnie kochanie, nie szalej, bo zrobisz sobie krzywdę!
- Przy tobie nic mi nie grozi. - wyszczerzył się do telefonu, opadając po raz kolejny na poduszkę.
- Oczywiście. Zawsze będę ratować mojego słodkiego koteczka.
- Meow?
- Nie rób tak, bo mam ochotę cię zjeść, a muszę już kończyć...
- Szkoda... To do jutra kochanie.
- Zadzwonię jak tylko będę mieć czas. Kocham cię i uważaj na siebie.
- Ja ciebie też, powodzenia!
Usłyszał dźwięk zakończonej rozmowy. Westchnął cicho i odłożył telefon obok, uśmiechając się do siebie jak idiota. Jaki ich związek był perfekcyjny! Rozpływał się pod ogromem słodkości i miłości.


***


- Mówię ci... Masz, zobacz. - Jungkook podsunął swojemu hyungowi telefon z wiadomością. - Namjoon przecież by nie wymyślał, nie ma w tym żadnego celu.
Taehyung zadrżał, niepewnie sięgając po komórkę przyjaciela. Przełknął z trudem ślinę i zaczął czytać wiadomości.

Ja: Właśnie idę spotkać się z Tae, będę pewnie wieczorem, to pogadamy.
Nam: Spoko. Pozdrów go ode mnie! 
Ja: Haha ;D Jak da mi dojść do słowa, będziemy szukać razem wycieczek, bo Jimin chce go gdzieś zabrać.
Nam: Jimin? Oni są jeszcze razem?
Ja: No tak, od kilku lat bez przerwy. Nie masz z nimi kontaktu?
Nam: Nie no, jakiś tam mam, ale widziałem dwa dni temu Jimina z jakimś facetem w restauracji i Chim ostro go podrywał...

Taehyung zamrugał kilkakrotnie, zestresowany czytając kolejne wiadomości.

Ja: eeeee... Co robiłeś w Seulu? Poza tym musiało Ci się przewidzieć, Jimin ma fioła na punkcie Tae.
Nam: ...
Nam: Jestem ciągle w Daegu.
Ja: Co? 
Nam: No tak. Widziałem go w wykurwiście drogiej restauracji z naprawdę przystojnym chłopakiem. Nie przyjrzałem mu się, ale miał białe włosy i strasznie jasną skórę. Tylko to rzuciło mi się w oczy. Nie widziałem go nigdy wcześniej. W każdym razie to musiał być Jimin, poznam tę płaską twarz zawsze. Poza tym przyjaźniłem się z nim lata, nie mogłem się pomylić.
Ja: Kurwa. Jimin miał być wysłany do pracy do Seulu, tak mówił mi Tae...
Nam: No to zajebiście...
Ja: Jesteś pewien?
Nam: Kookie... Dam sobie odciąć rękę, że to on. I penisa nawet.
Ja: Ja pierdole... Przecież ten idiota pierdolił o ślubie, czaisz?!
Nam: Tsa... Ciekawe czy z Tae, czy z tamtym cukierkiem...

Taehyung pociągnął nosem. Odstawił telefon, nie mogąc odczytać kolejnych słów przez łzy, które napływały do jego oczu.
- Kookie... Powiedz, że to żart... Nam musiał się pomylić! - jęknął, wbijając żałosne spojrzenie w przyjaciela. Nie wiedział nawet jak ma zareagować. Coś w środku niesamowicie mocno go zabolało. Jego ciało całe drżało, przeszywały je nieprzyjemne dreszcze.
- Hyung... Wiem, że to straszne, ale Jimin chyba niekoniecznie jeździ ciągle w interesach, tylko zwyczajnie kogoś tam ma. - poczuł na swojej dłoni tę Jungkooka, który mocno zacisnął na nim palce. - Jak o tym pomyślisz... Przecież on bywa w domu kilka dni w ciągu miesiąca, resztę czasu podróżuje po kraju. Może naprawdę ma jakąś pracę w Daegu, dom i chłopaka? Może jesteś jego weekendowym chłopcem?
- Proszę... Nie mów tak Kook... - pisnął, chowając twarz w dłoniach. Łzy jak szalone spływały po jego policzkach, nie mógł nad nimi zapanować. Nie. Oni musieli się mylić. Jimin nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Przecież przed chwilą rozmawiali i mówił mu, że go kocha, że tęskni... Brzmiał tak smutno, gdy się żegnali. To niemożliwe, by ta miłość była kłamstwem!
- Tae... Ty nawet do końca nie wiesz co on robi...
- Ja... Wiem! - jęknął, starając się znaleźć w głowie jakąś sensowną odpowiedź, jednak nagle pozostała mu tylko pustka. Racja. Wiedział tylko tyle, że ma służbowe wyjazdy w związku z pozyskiwaniem nowych klientów. Pociągnął nosem i spojrzał na Jungkooka, na nowo wybuchając płaczem. - Nieeee! Kook! Nie! On mnie przecież kocha!
- Tae! - młodszy usiadł obok niego i mocno go przytulił. - On zawsze był dupkiem i podrywaczem.
- Ale... Przecież s-się zmienił! - wtulił się w koszulkę chłopaka, mocząc ją łzami. Kook gładził delikatnie jego plecy, wzdychając.
- Może nie...
Taehyung zaciskał coraz mocniej dłonie na jego bluzce, mnąc ją szalenie. Nie potrafił zapanować nad myślami, uczuciami, które zawładnęły jego ciałem i umysłem. Czuł się... tragicznie. Jakby miał zaraz umrzeć. Kochał Jimina z całego serca. Od pięciu lat to on był jego sensem istnienia. Codziennie budził się z uśmiechem wiedział bowiem, że ma dla kogo żyć, dla kogo się starać. Był w stanie dla niego zrobić dosłownie wszystko.
Przecież Park nie mógłby tego zrobić... Dbał o niego, ciągle go całował i przekonywał o swojej miłości, chciał z nim wyjechać i wziąć ślub. Mieli całe życie spędzić razem. Czy to mogło być kłamstwo? Czy to wszystko to tylko jednostronne uczucie, dla drugiej strony zaś zabawa?
- Tae... Nie płacz, to dupek.
Kim nie potrafił odpowiedzieć. Jimin nie był dupkiem. Był jego ukochanym.


Spojrzał na wyświetlacz telefonu, niepewnie wybierając numer kolejnej już firmy związanej z dystrybucją luksusowych motocykli. Przełknął ślinę i nacisnął zieloną słuchawkę. Każdy sygnał sprawiał, że serce podchodziło mu do gardła.
- Busan Motorlive, w czym mogę pomóc? - kobiecy głos dobiegał ze słuchawki, a Tae aż zadrżał.
- Dzień dobry. Chciałbym się dowiedzieć, czy zatrudniony jest u państwa Park Jimin, specjalista do spraw dystrybucji masowej.
- Przykro mi, nie znam nikogo takiego.
- Och, przepraszam. Do wiedzenia. - mruknął i się rozłączył. Obdzwonił już kilkadziesiąt firm tego typu, od najmniejszych, do największych. W żadnej nikt nic nie słyszał o takiej osobie. Jimin twierdził, że był zatrudniony w miejscowej firmie, jednak Tae osobiście zjawił się w każdej, począwszy od fabryk z częściami, skończywszy na zwykłych komisach. Nikogo takiego nie znali. Nie miał już gdzie dzwonić.
Po raz kolejny tego dnia się rozklejał. Nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że jego chłopak może go oszukiwać. Wybrał kolejny numer, tym razem do Jimina. Sygnał, kolejny, następny. Sekretarka. Próbował się z nim skontaktować już kilkanaście razy, za każdym razem nikt nie odbierał.
Kolejny dowód na to, że coś może być nie tak. Jimin zawsze sam dzwonił z pracy, nigdy nie był to Tae. Tłumaczył się tym, że podczas spotkań nie może rozmawiać i jest zajęty. Odzywał się wtedy, kiedy miał ochotę.
Jaki on był głupi! Każdy skapnąłby się od razu, że coś jest nie tak!
Zerwał się z łóżka i pobiegł do gabinetu starszego. Drzwi były zamknięte na klucz, jednak niezbyt go to interesowało. Złapał za metalową figurkę, która stała na szafie, po czym zamachnął się i rozbił ją. Szkło natychmiast się rozsypało po ziemi, robiąc przejście dla ręki Tae. Szybko przekręcił zamek od drugiej strony i otworzył drzwi, wchodząc do środka niemal natychmiast. Pociągnął nosem i podszedł do biurka. Otworzył szufladę i zaczął przeglądać wszelkie dokumenty, które powinien tam chować. Zmarszczył nos widząc byle jakie treści wydrukowane z internetu. Żadnych umów, ważnych plików, ot masa skopiowanych głupot o budowie motorów. Nigdy się temu nie przyglądał, wystarczył obrazek by uznał to za coś związanego z pracą, jednak wikipedia bez wątpienia nie mogła przydać się starszemu do pozyskiwania klientów. Odłożył wszystko, po czym zaczął grzebać w kolejnych szafach. Poza tymi głupotami nie znalazł nic, co związane byłoby z firmą tego typu. Tylko kilka wizytówek z nazwą marki, która nawet nie istnieje.
Zacisnął dłonie na fałszywych ulotkach, czując jak jego serce szaleje.
- Kłamca... Wstrętny dupek! -warknął, po czym złapał za papiery i zaczął je rwać wściekły. Złapał za kolekcję sklejanych motorów starszego i zaczął rzucać nimi o ścianę, nie panując nad nerwami.
- Nienawidzę cię! Nienawidzę!!! - krzyknął, bez oporów zrzucając z półki wszystkie leżące tam rzeczy. Zaczął je deptać, niszczyć. Sam nie wiedział co robił. Chciał po prostu, by wszystko zniknęło. By Park nigdy nie istniał, by nie złamał jego serca!
- Jak mogłeś?! Jak?! - wziął w dłonie laptopa i z całej siły roztrzaskał go o ziemię. Kawałki plastiku rozprysnęły się po całej podłodze, on zaś ciężko dysząc kopnął w biurko, po czym opadł na ziemię.
- Jimin... - jęknął, nie mając siły nawet osuszyć mokrych od łez policzków. - Kocham cię... Kocham cię Jimin...


***



- Kochanie? - głos Jimina dotarł do uszu Tae, jednak nie miał zamiaru ruszyć się z łóżka. Leżał ubrany w zwiewną, luźną koszulkę i czarne spodnie. Pierwszy raz nie stroił się na powrót ukochanego. Nie był uczesany, nie umalował oczu, nie zrobił też obiadu. Cały dzień przeleżał w łóżku, rwąc wszystkie zdjęcia z ich albumu. Każda fotografia była jednym wielkim kłamstwem, każdy uśmiech fałszywką, która miała go oszukać i wykorzystać.
- Tae?! - starszy krzyknął wystraszony, a Kim uśmiechnął się pod nosem. Chyba zobaczył stan swojego cennego gabinetu. - Tae?! Jesteś tutaj?!
Słyszał ciężkie kroki Parka. Wbiegł do pokoju i wbił wystraszone spojrzenie w młodszego, który przybrał obojętny wyraz twarzy.
- Taeś... Cholera, co się tutaj stało?! - wyglądał na przerażonego. Rozejrzał się po sypialni, która tylko odrobinę lepiej wyglądała od tamtego pomieszczenia. Wszystkie ramki były zbite, ubrania Jimina porozrzucane po całym pokoju i poniszczone. - Ktoś się włamał? - podszedł do niego w mgnieniu oka, a Tae tylko przechylił głowę na bok, posyłając mu kpiący uśmieszek.
- Nie.
Jimin zamrugał kilkakrotnie, a Kim wstał, strzepując z kolan kawałki papieru. Zebrał z twarzy włosy i stanął naprzeciwko bruneta.
- Jak było w pracy?
- Taehyung! Czemu do cholery wszystko jest zniszczone?! - Park zacisnął wargi, wpatrując się w podłogę.
- Nie wiem. Samo pospadało. - wzruszył ramionami, mrużąc powieki. Wstrętny kłamca.
- Jak to samo? O co chodzi?!
- O nic. Po prostu miałem dość twoich ubrań, więc je wyrzuciłem. Nie podobały mi się też nasze zdjęcia, dlatego nie ma już żadnego. - mruknął, patrząc Jiminowi w oczy. Starszy był całkowicie zdezorientowany. - Zadam ci pytanie, dobrze?
- Ja pierdolę Tae...
- Gdzie byłeś?
- A gdzie miałem? W Seulu w pracy!
- Nie krzycz na mnie! - warknął, a Jimin aż zadrżał. Odetchnął głęboko, patrząc niepewnie na blondyna.
- Przepraszam Tae. Po prostu... Nie wiem o co ci chodzi...
- Może o to, że nie byłeś w Seulu, a w Daegu?!
Jimin otworzył usta, otwierając szerzej oczy.
- O czym ty...
- Nie zgrywaj idioty! Wszystko wiem! Jak mogłeś mnie okłamywać?! - pisnął, łapiąc starszego za koszulkę. - Co to za blondyn, z którym się spotykasz?!
- T-Tae... Skąd wiesz?
Taehyung aż zastygł. Nie tego się spodziewał. Mimo wszystko gdzieś w głębi serca miał nadzieję, że Park zaprzeczy, że wszystko wyjaśni i dalej będą razem szczęśliwi.
- K-kto to jest? Cz-czemu tam byłeś? - wyjąkał, zaciskając dłonie jeszcze mocniej na jego ubraniu. - T-ty... Ty masz kogoś innego? D-dlatego nigdy cię nie ma? Jimin...
Park zadrżał i zdecydowanym ruchem objął Kima, który nie miał siły się nawet poruszyć.
- Nie zdradzam cię Tae. To nie tak.
- A jak?!
- Nieważne Tae, nie pytaj o to.
Blondyn natychmiast odepchnął starszego czując, jak łzy napływają mu do oczu.
- Kto to był?!
- Nieważne.
- KTO TO BYŁ DO CHOLERY?! - złapał za poduszkę i rzucił nią w starszego, nie mając pojęcia co robić.
- To nie twoja sprawa. Nie drąż tematu. - westchnął, patrząc na niego nieco smutno.
Taehyung w tym momencie poczuł, jak cały świat naprawdę wywrócił się do góry nogami.
- Nie pracujesz w tej firmie... Nie jeździłeś tam do pracy... Masz tam kogoś, tam żyjesz! Jestem tylko z doskoku! - jęknął, ocierając rękawem mokre policzki.
- Nie jesteś. Kocham cię Tae... Zapomnij o tym, nie chcę cię stracić. - Park zrobił krok w jego stronę, blondyn jednak szybko się odsunął.
- Kto to był?!
- Tae...
- To koniec Jimin... Ja... Nie chcę cię znać, nienawidzę cię... - wybuchnął płaczem. Jimin nie wiedział co robić, próbował się zbliżyć, jednak Tae nie miał zamiaru na to pozwolić.
- Jaki koniec? Czemu?
- Idioto! Albo powiesz mi co tam robiłeś i kim on jest, albo to koniec!
- Byłem w pracy, a on... to znajomy.
- Jakiej pracy! Obdzwoniłem wszystkie firmy w kraju! WSZYSTKIE!!! - krzyknął, zaciskając dłonie w pięści. - NIKT CIĘ NIE ZNA! NIKT!!! Nie masz nic w dokumentach! Wszystko przejrzałem! Taka firma nie istnieje kłamco! I jaki znajomy? - zrobił krok w jego stronę. - Boisz się podać imienia?! Tak bardzo ci zależy na ukryciu tego chłopaka, że wolisz poświęcić mnie?! Nasze pięć lat?!
- Nie chcę nic poświęcać Taehyung! Skończ ten temat, to nie twój interes z kim się widuję.
- N-nie mój? - otworzył szerzej oczy. - Nienawidzę cię. Mam nadzieję, że to wszystko było warte naszego rozstania! Ja... Naprawdę cię kochałem, byłeś dla mnie najważniejszy... A ty... Ty nawet nie potrafisz o mnie zawalczyć!
- Tae... Błagam...
- Gnij w piekle dupku! - podszedł do niego i z całej siły kopnął go w krocze. - Obyś już nigdy nie mógł z nikim się pieprzyć. Niech ten niewierny kutas ci odpadnie.
Złapał za torbę i pośpiesznie opuścił ich mieszkanie. W drzwiach po raz ostatni spojrzał na kanapę, na której pierwszy raz się pocałowali. Łzy przesłoniły mu świat.
- Żegnaj...





CDN...

poniedziałek, 26 października 2015

2. Paradise lost

Ogłoszenia parafialne Kościoła Park Jimina: To najbardziej skomplikowana historia w moim życiu, wymyślona zanim w ogóle pomyślałam o założeniu bloga. Mam nadzieję, że się połapiecie i nie zniechęcicie, gdyż to naprawdę nie jest typowy klimat, jaki występuje w opowiadaniach tego typu. Wyobraźnia mnie poniosła, jest to takie powalone, że sama nie wiem, czy sobie poradzę z ilością wątków ;D Mam wrażenie, że INUB ze swoją modą na sukces to nic w porównaniu z tym...
Pisze o tym dopiero teraz, bo doszło do mnie, że można się przerazić tym wszystkim ;c No ale cóż. Kocham fantasy, więc w końcu musiałam coś dodać! 
PS: Chciałam też przeprosić za to, że nie odpowiadam już tak na komentarze. Naprawdę czytam wszystkie (nawet po kilka razy, bo feelsy), jednak brakuje mi czasu na wszystko. Postaram się mimo wszystko jakoś ogarnąć, ale może być to z opóźnieniem. Wybaczcie! ;ccc



Obserwował. To było jego jedyne dzisiejsze zajęcie.
Dwór, rycerze, wierni. I oczywiście Jungkook. Zawsze zastanawiał go jego styl bycia. Był w jego mniemaniu zbyt przewrażliwiony, uprzedzony, w dodatku ostatnio przesadzał ze szkodliwymi substancjami, które negatywnie działały na jego ciało i umysł. Nie podobało mu się to. I nie tylko. Sam jego stosunek do bóstw był co najmniej kłopotliwy. Każdy inny władca niemal płakałby, gdyby pojawił się w ich komnacie i klęcząc błagaliby o odrobinę uwagi. Nowością była dla niego ta ignorancja i chęć mężczyzny, by zniknął i nie zawracał mu głowy.

Dopiero wieczorem pojawił się w zamku, bezgłośnie siadając przy śpiącym mężczyźnie. Podciągnął nogi, opierając się plecami o zdobioną kolumnę łoża. Jego wzrok spoczął na jego twarzy, jednak myślami był daleko.
Nigdy nie przejmował się światem, swoim istnieniem. Żył z dnia na dzień, teraz jednak musiał zniżyć się do poziomu ludzi by osiągnąć swój cel. Najgorszy był jednak fakt, że mówienie wprost o całej sytuacji nie wchodziło w grę. Tylko on był na bieżąco z całą sprawą, nawet druga strona sporu nie była tak zorientowana, jak powinna. Był zbyt impulsywny, to sprowadzało wiele problemów....
Westchnął cicho i skrzywił nieco usta. Dłoń jego zawisała nad głową króla, palce zaś poczęły bawić się jego włosami. Jeden ruch i nie żyłby. Nie musiałby nawet się wysilać. Człowiek, który jest w stanie pokonać wielu wojowników był tak bezbronny w stosunku do delikatnego chłopaka. Ciekawe, czy frustrowało go to chociaż odrobinę?
- Źle mi, gdy tak śpisz i muszę siedzieć tu sam... - szepnął, jakby sam do siebie. W gruncie rzeczy nie chciał teraz od niego czegoś szczególnego, nie mógł jednak powstrzymać się od wizyty. Niedługo już nic nie będzie tak miłe i spokojne. Zamieszki wśród ludności nie były nawet w połowie tak niebezpieczne jak to, co mogło w każdej chwili wybuchnąć.

Przyglądał się jego zmarszczonym brwiom i niespokojnej twarzy. Jego sny musiały być przerażające... Żałował, że nie mógł wejść w jego umysł i zobaczyć tych wszystkich wizji. Nie tyle z chęci pomocy, co raczej z czystej ciekawości.
Godzina za godziną.. W końcu zmęczony oczekiwaniem przymknął powieki, oddając się w objęcia snu. Nie potrzebował tego do funkcjonowania, jednak w gruncie rzeczy było to dość przyjemne. Mógł w tym stanie przenosić się do miejsc, gdzie były znane mu osoby i je obserwować, jednak tylko czasami. Wizje bywały kapryśne i nieczęsto pomagały bogom.
Gdy słońce ukazało się na niebie, jego powieki uniosły się. Nie wyczuł nic dziwnego. Było zadziwiająco monotonnie, wręcz nudno. Dopiero po dłuższej chwili zauważył, że mężczyzna też się przebudził. Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Witaj. Jak Ci się spało, Jungkook? - pogładził dłonią jego czoło, wpatrując się uważnie w mężczyznę, tylko odrobię ciekawy reakcji. Mężczyzna natychmiast się uniósł, wpatrując w rudowłosego. V szybko przysunął dłoń do jego ust, chcąc go uciszyć, spodziewał się bowiem wybuchu, ten jednak z obrzydzeniem złapał go za nadgarstek i odrzucił go.
- Co ty tu robisz?!
- Chciałem cię zobaczyć. Tęskniłem. - zamruczał, przysuwając się do niego jeszcze bardziej.
- Odczep się w końcu. Mam gdzieś twoje zabawy, gry, to nie moja sprawa. Tak jak twoją nie jest moje życie. - mężczyzna zerwał się z łóżka, wytrącony z równowagi.
- Nie obawiaj się mnie. Przecież nic złego nie robię, poza zadręczaniem Cię moją obecnością. O ile można tu mówić o czymś tak negatywnym. - mruknął, prostując się. Miał czasami przeogromną ochotę troszkę go podpiec, by zrozumiał jak bardzo go denerwuje. Starał się jednak zapanować nad sobą, co ledwo mu się udawało. - Co do gry zaś... Zagrasz w nią prędzej czy później. W końcu zostaniesz w tej historii głównym bohaterem i na Ciebie spadnie cały ciężar i odpowiedzialność. Idąc dalej... Oczywiście, że wszystko co z Tobą związane jest moją sprawą. Jestem twoim patronem. Nie mogę pozwolić, by stało się coś nieprzewidywalnego, to zbyt niebezpieczne w obecnej sytuacji. - mruknął, nie odwracając od niego czarnych oczu. Cóż za nierozumny człek. Tyle lat na karku, a nadal zachowuje się jak zbuntowany młodzieniec, który ucieka od mądrej matki. Zawsze jednak nadejdzie moment zrozumienia i z płaczem będzie przepraszało, pragnąc rady i dobrego słowa.
Oczy Jungkooka były całe przekrwione. V wiedział, że to skutek jego wieczornych zabaw używkami. Król wyniszczał swoje ciało, umysł. Najchętniej zniszczyłby wszystkie jego zapasy i zmusił do życia bez uzależnień, jednak obiecał sobie nie ingerować w przyzwyczajenia władców tego kraju, chciał dać im wolę do decydowania o sobie, co jak widać miało opłakane skutki. Agresywność niemal z mężczyzny wypływała, to nie wróżyło dobrze.
Brunet zarzucił na siebie czerwony płaszcz i przetarł nieco zaspane oczy dłonią. Oddychał ciężko, jakby miał z tym niesamowite trudności. Zamrugał kilkakrotnie, po czym spojrzał na V, który posłał mu słodki uśmiech, on jednak nie odebrał tego pozytywnie. Zacisnął chwilowo wargi i złapał leżącą na stoliku koronę.
- Jestem królem do cholery! Nie będziesz mi rozkazywał głupi, fałszywy bożku! Rządzę, mam koronę, nikt nie ma prawa mnie upominać! - zaczął wrzeszczeć, po czym bez oporów rzucił ciężkim przedmiotem z V. - WYNOŚ SIĘ! Czemu mnie prześladujesz?! Jesteś nikim!!!
- Jesteś TYLKO królem. - odparł, zerkając na koronę, którą w ostatniej chwili zatrzymał dłonią. Niewiele myśląc wstał i pojawił się zaledwie kilka centymetrów od mężczyzny. Biło od niego gorąco, jakby król stal przy ognisku. Jego czarne oczy stały się jeszcze ciemniejsze przez gniew, który ogarnął jego umysł. Wiele mógł zrozumieć, jednak rzucanie w niego czymkolwiek nie wchodziło w grę.
- Pseudo-bóg? Czy tak mnie nazwałeś? Nie wiem, czy śnisz na jawie, czy też twój umysł jest aż tak ograniczony, by ryzykować? Jeśli wątpisz we mnie, mogę z minutę to odmienić. Może sprawię, że ciało twej siostry zacznie spalać się ogniem, którego nie ugaszą żadne płyny? Może cała twoja armia i poddani zaczną umierać z powodu gorąca, które opanuje królestwo? Może i ty zaczniesz się dusić dymem, który pojawi się, gdy zamek ten stanie w płomieniach? - warknął, opierając dłoń na jego piersi. Jungkook mógł poczuć bijące od niego gorąco. - Jesteś królem, ale zaraz możesz być trupem. Zawsze byłem dla ciebie litościwy, chociaż na to nie zasługiwałeś. Kiedy twój dziad i ojciec czcili mnie i rozmawiali ze mną, ty zajmowałeś się filozofią i traktowałeś moje istnienie jak głupi wymysł. Mimo to nie dałem innym ciebie skrzywdzić. Twoja odpłata jest bez wątpienia nieodpowiednia. - zacisnął dłoń na koronie, po czym położył ją na swojej głowie.- Może sam zacznę tu rządzić? W końcu ty nie pasujesz na to stanowisko, skoro atakujesz patrona...
Wiedział, że w Jeonie wszystko się gotuje, niekoniecznie z powodu rozpalonego V. Nie wiadomo, który z nich bliżej miał do wybuchu, oboje bowiem nie potrafili kontrolować gniewu, który nimi zawładnął.
- Ty... Nie masz szans cokolwiek zrobić. Bogowie twojego pokroju niedługo mogą mieć kłopoty. Nie jesteście jedynymi z magicznymi zdolnościami. Mistrz się wami zajmie, zniszczy te czary i ukróci waszą beztroskę. - nagle na twarzy króla pojawił się złośliwy uśmiech. V zamrugał kilkakrotnie, starając się przeanalizować jego słowa. Poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku.
- Mistrz?
- Doskonale wiesz o co mi chodzi. Nic już nie będzie blokować moich działań - podszedł i zerwał z głowy boga koronę, niemal od razu wychodząc z sypialni.


***


Hope niespiesznym krokiem szedł przez śnieżnobiały korytarz, przegryzając nerwowo wargę. Nikt nie przejmował się jego obawami i zamiast zacząć działać już dawno temu, zabawiali się i zajmowali swoimi sprawami. Nie rozumieli jego strachu, jego bólu i chęci zakończenia całej sprawy w trybie natychmiastowym. Cóż za nierozumne stworzenia! Każda sekunda była cenna, każda minuta mogła wywołać tragiczne wydarzenie, którym zapobiec bez wcześniejszych planów się nie da. Tylko on był rozważny, czemu więc reszta jego towarzyszy patrzyła na niego z politowaniem?
Skręcił w prawo i otworzył zdobione srebrem drzwi. Jego oczom ukazała się duża sala, w której na białych poduszkach siedział blondwłosy Suga, jak zwykle jedzący jabłka, oraz opalony mężczyzna z nieprzyjemnym wyrazem twarzy. W momencie gdy Hope wszedł do sali, ich rozmowy ucichły.
- Witaj Jimin. Nie sądziłem, że raczysz w końcu do mnie przyjść. - odparł wodny bóg, patrząc z niezadowoleniem na bruneta. Zamknął drzwi i usiadł obok nich, wzdychając cicho. Nareszcie spotkali się we trójkę, mogą więc coś ustalić, w końcu najwyższa pora na działania.
- Nie interesują mnie takie sprawy, znasz mnie przecież. - mruknął mężczyzna, tylko przelotnym spojrzeniem obdarzając Hope. Suga przewrócił oczami, jak zwykle niezadowolony z zachowania innych. Czasami czuł się jak matka, która musiała pilnować nieprzepadających za sobą synków. Nic jednak nie odpowiedział. Odstawił na bok ogryzek, oblizując wąskie usta.
Hope spojrzała na niech, po czym nabrał powietrza w płuca.
- Czas nas nagli. Chciałbym już mieć to za sobą. Kraj Heechula jest w rozsypce, nie możemy tak tego zostawić. I tak czuję się winny, że nie mogłem temu zapobiec. Powinienem już dawno przewidzieć plany tego gnojka, jednak mój umysł był zaćmiony. Teraz zostało nam tylko uratowanie jego honoru, nie zostawię tak tego. - zaczął. Jego głos był przepełniony bólem, lekko drżał.
Jimin uniósł jedną brew, lustrując boga spojrzeniem pełnym politowania i jakby pogardy.
- Jesteś przewrażliwiony. Heechul sam był sobie winny. Jego nieodpowiedzialne zachowanie go zabiło. - odparł bez cienia emocji. Nie chciał bawić się w te gierki, jednak po namowach Hope dla świętego spokoju przybył z nim porozmawiać. - Dał się pokonać własnym chorym uczuciom. Nieostrożność i zbyt mocne spoufalanie się z nieodpowiednimi osobami zawsze prowadzi do klęski. Żaden z nas nie powinien okazywać emocji, jesteśmy ponad to. Heechul widział przecież co stało się z V. Idiota dał się zamknąć w świątyni i poświęcił się dla głupiego człowieka. Na nic zdały się się nasze rady. I co? Przesiedział tam wieki niczym niewolnik. Heechul zawsze był z nim blisko, ognisty był dla niego autorytetem i skończył podobnie. - wzruszył ramionami. - Chociaż nie... Skończył gorzej, bo V jest sprytniejszy.
Policzki Hope w jednej chwili zrobiły się czerwone, co mocno kontrastowało z jego bladą skórą.
- Nie mów nic o V. Nie chcę nawet o nim myśleć. - warknął. Czerwonowłosy bożek nigdy nie był z nimi zbyt blisko, jednak cała ta sytuacja jeszcze bardziej zniszczyła ich relacje.
- Hope. Uspokój się. V to V. Nigdy nie spodziewałem się po nim czegoś odpowiedzialnego. Wyłamał się już dawno. - odparł blondyn, przechylając głowę na bok. - Nie ma sensu nad tym się roztrząsać. Zacznijmy działać, bo chcę mieć to już za sobą. Przez twoje marudzenie moje kwiaty powiędły, muszę poświęcać im więcej uwagi.
Biały bóg odetchnął i wyjął z kieszeni szaty zwiniętą mapę i kilka zwojów. Rozłożył je na stole, a pozostali bogowie spojrzeli na nie. - Tak to się prezentuje. Monster umywa ręce od całego przedsięwzięcia, więc mamy wolną rękę. Liczyłem na jego pomoc, jednak pozostaje bezstronny. Zaczniemy od...


***


V wertował księgi Jungkooka, jednak nic tam nie znalazł. Pustki, same bezsensowne dzieła o filozofii czy strategii. Nic, co pomogłoby mu zrozumieć całą tę sytuację.
- Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?! - jęknął, opadając na obity jedwabiem fotel. Ukrył twarz w dłoniach, intensywnie rozmyślając o możliwych opcjach. Przecież to niemożliwe... Mistrz zniknął już dawno temu. Minęło kilka lat, jeśli nie więcej. Pamiętał przecież jak cały dwór rozmawiał o jego śmierci. Z drugiej strony król nie mógł kłamać, nie było w tym sensu. Zawsze gdy wybuchał był przerażająco szczery.
Może... Może jednak mistrz nie był człowiekiem? Król wspominał o kimś, kto go zniszczy... Wiedział, że w hierarchii bóstw nie był na samej górze. Przewyższał wszelkie bóstwa związane z naturą, był kilka poziomów ponad nimi, jednak nadal pozostawali stwórcy, którzy mogli władać ludźmi i losem, a nawet innymi bogami. Czyżby pod jego nosem czaił się tu ktoś ragi stwórców, bądź niszczycieli? Co do jego innych słów... Dał im możliwość do działania. Jakiego działania? Przecież w żaden sposób nikogo nie blokował. Rozsądniejszym było przecież połączenie z nim sił, dwóch bogów w końcu ma więcej siły niż jeden.
Co ma więc począć?
Rozejrzał się dookoła, po czym przeniósł do świątyni. Opadł na ołtarz, starając się uspokoić. Dlaczego dał się w to wszystko wkręcić? Czemu nie pozostał bezstronnym bogiem, który cały świat miał za nic?


***


Junier, las niedaleko królewskiego zamku. Mężczyzna z jasnobrązowymi włosami wpatrywał się w niewielki medalion z zielonym kamieniem, który co jakiś czas połyskiwał bielą, jakby coś w nim się poruszało. Coś, co dla niego było niezmiernie istotne i zarazem tragiczne. Twarz jego wyrażała ogrom emocji, od smutku, przez złość, a na dziwnym podnieceniu skończywszy. Myśli kłębiły się w młodej głowie, niemal doprowadzając go do szaleństwa. Piękne plany w pewien sposób legły w gruzach, jednak nie mógł się poddać. Jego przeznaczenie jest takie, a nie inne i dążyć do niego będzie nawet po trupach.
Owszem, mała nadzieja zniknęła, jednak i tak nie mógł wiecznie na niej polegać. Nadszedł czas na to, by uwierzył w siebie i dokonał rzeczy wielkich, których oboje tak pożądali.



***


Jimin ostrożnie przeszedł przez próg czegoś, co można by nazwać domem, jednak faktura na to nie pozwalała. Ot, siła boska. Jego twarz pozostała niewzruszona, gdy ujrzała wysokiego i potężnego mężczyznę, który przeglądał się w wielkim zwierciadle. Bądź czemuś.
- Witaj. - odparł, schylając nieco głowę. Nie przepadał za byciem uległym, podporządkowanym, jednak w stosunku do lepszych istot musiał okazać szacunek. - Jak mniemam wiesz o co mi się rozchodzi.
Białowłosy skinął głową, odwracając ku niemu swój wzrok. Jego niemal białe tęczówki zawsze przerażały bruneta, jednak nie chciał okazać słabości. To mogło źle wpłynąć na sytuację.
- Owszem. Ciężko pominąć coś tak istotnego, wiesz jednak, że chcę pozostać bezstronny.
"Cóż, w innym wypadku bym tutaj się nie pojawił" pomyślał, krzyżując dłonie na piersi. Sam nie wiedział, dlaczego się poświęca, jednak coś w środku skłaniało go ku pomocy dla tej złej strony.
- Nie sądzisz, że to nieodpowiedzialne? Hope jest szalony, ta sprawa musiała się tak zakończyć, on zaś chce wywołać konflikt na niespotykaną skalę. Jeśli osiągnie swój cel, jego pewność siebie stanie się przeogromna i wciągnie w to jeszcze więcej jednostek. Gdy zaś przegra, to sam wiesz jaką potęgę stworzymy... Nie lepiej załagodzić ten konflikt, zakazać Hope jakichkolwiek działań? - w gruncie rzeczy jego niechęć do Hope sprawiała, że życzyłby mu śmierci, jednak Suga to inna sprawa. Nie chciał stracić jedynego rozsądnego przyjaciela przez szczeniackie zabawy.
- Mógłbym coś na to zaradzić, jednak szykuje się tutaj coś większego niż głupiutki spór o Heechula. Inne moce zaczynają działać i póki co wolałbym analizować sytuację V, niż bawić się z Hope. Nic tu nie zdziałasz, mój drogi.


***


Czerwonowłosy przyglądał się kapłanom, którzy zajmowali się świątynią. Świeże kwiaty, nowe świece... Gdyby nie aktualna sytuacja, to byłby szczęśliwy. Cóż jednak mu po takich błahostkach, skoro świat staje na głowie?
Zsunął się z ołtarza i wzbił w powietrze, udając w stronę zamku. Nic nie wyczuwał, jednak już nie było to istotne. Coś zrobić musiał nawet kosztem własnej dumy.
Po chwili znalazł się w komnacie, która od jakiegoś czasu pozostawała pozbawiona ludzkiego ciepła. Przysiadł na łożu i wysunął mały rulonik papieru, na którym pospiesznie zaczął pisać wiadomość. Zapewne Jungkook nie chciał go oglądać, jednak taka forma nie powinna być źle odebrana...
Nie wiedział jak to ująć w słowa. Było tyle rzeczy, które chciał mu przekazać, jednak nie miał możliwości. Postawił więc na kilka najistotniejszych informacji. Nie wiedział co knuje, jakie ma plany, jednak i tak nie mógł zostawić tego kraju bez ostrzeżenia. Przecież złożył przysięgę, której złamać nie mógł i nie chciał.
Zwinął kartkę i zapieczętował mocą, by tylko Jungkook mógł ją odczytać, po czym, nadal w niewidzialnej postaci, udał się na dziedziniec.


***


Hope wynurzył się z niewielkiego jeziora pośrodku ciemnego lasu. Jego twarz uległa niesamowitej zmianie - oczy przybrały ciemnogranatową barwę, ciało zaś przyprószone było jakby błękitną poświatą. Płetwy przypominające odrobinę skrzydła wyrastały z jego łopatek. Można by rzecz, że wyglądał niczym syrena znana z legend, jednak o wiele bardziej przerażająca. Oparł się o brzeg, wzdychając. Czas na jego ruch. Jeśli zacznie działać to i reszta powinna w końcu zabrać się do roboty.





Komentarze mile widziane ;3

niedziela, 25 października 2015

One shot: Boy In Luv

Ogłoszenia parafialne Kościoła Boskiego Park Jimina: Witam! Weszłam na bloga i szok ;o 
To już ponad 90 000 wejść na bloga! Jeju. Nawet nie wiem co powiedzieć i jak dziękować, bo to coś wspaniałego! Nigdy się nie spodziewałam, że tak wiele osób będzie tu wchodzić i czytać moje wypociny.... Nie liczę w statystykach własnych wejść, więc to tylko i wyłącznie Wy :___: Moje feelsy! Dziękuję Wam za wsparcie, za komentarze i wszystko. Piszę jak idiota, ale aktualnie jestem zbyt podjarana! Musicie mi wybaczyć. 
Swoją drogą przepraszam za tak straszne zamulanie, ale studia i dodatkowo od niedawna praca (hurra! W końcu po miesiącu biegania mnie gdzieś zatrudniono!) wykańczają. Czasami siedzę do 20 na uczelni, następnego dnia na 8:00, więc naprawdę ciężko mi się ogarnąć. Jak wracam, to mam ochotę tylko i wyłącznie się lenić ;c Postaram się jednak częściej coś wrzucać, bo mam tyle pomysłów, a brakuje mi zwyczajnie czasu by je zrealizować, a gdy piszę zmęczona, to wychodzi taka kupa, jak ostatnie "Dope" ;c
Mam nadzieję, że nowe shoty się Wam spodobają. Aktualnie w planach mam Vkooka i JiKooka, Ji-hope, jest już pomysł na YoonSeoka... Sporo tego, to nieco denerwujące, bo chcę to spisać i dodać jak najszybciej, bo zapomnę i się pogubię ;c No i naszła mnie chęć na mieszane ficzki, ale nie wiem co Wy na to... Piszę dla siebie, jednak i dla Was, wiec opinie będą przydatne. Możecie zaproponować zespoły, pairingi... Pomyślę, chociaż nie obiecuję, bo na vhopy mi ledwo czasu styka. 
No nic. Zapraszam na kolejne zamówione opowiadanie. Natchnęło mnie nagle w tramwaju. Wyjątkowo bez angstów, czas odpocząć od stresujących rzeczy. 





Dla: Dragons
Pairing: VMin
Gatunek: powiedzmy, że fluff/obyczajówka, ciężko mi określić. Ot lekkie, niezbyt ambitne c;





      Ciemnowłosy chłopak zeskoczył ze swojego motocyklu, zdejmując niemal natychmiast kask. Delikatny, przyjemny wiatr schłodził jego rozgrzane policzki, co odczuwał z niemałą radością, bowiem szybka jazda po ulicach Seulu mocno go kręciła i nie potrafił zapanować nad emocjami, których efektem była zarumieniona twarz. Zwilżył językiem wargi, po czym zabezpieczył swoje cudo i zadowolony ruszył w stronę wejścia do wielkiego budynku uczelni. Skłamałby, gdyby powiedział, że ani trochę go to nie fascynowało. Nowe miejsce, inni ludzie, dodatkowo miasto położone daleko od rodzinnej miejscowości. Mały Jimin w końcu zaczyna samodzielne życie, zdany tylko na siebie i własne zdolności. Od dawna pragnął się usamodzielnić, więc czytając list z wymarzonej placówki, niemal skakał ze szczęścia. Nie to, by nie przepadał za swoją rodziną. Kochał wszystkich bardzo mocno, jednak był już dorosłym mężczyzną i potrzebował wolności, której doświadczyć mógł tylko z dala od domu.
      Przekroczył próg, uśmiechając się od ucha do ucha. Jeszcze nie zaczęły się zajęcia, on jednak już czuł ten artystyczny klimat. Dookoła niego chodzili ludzie, którzy tak jak on, pragnęli oddać się muzyce, nikt już nie spojrzy na niego jak na kretyna twierdząc, że taniec nie może być sensem życia. Tutaj każdy miał podobne marzenie. Te kilka lat będzie przyjemnością.
      Wszedł do dość sporej sali, gdzie w ławkach siedzieli już studenci. Przywitał się przy wejściu, na co nieznajomi zgodnie kiwnęli głowami. Nie wszyscy wyglądali na sympatycznych, jednak przecież nie musi lubić się z każdą jednostką. Ważne, że ogólne wrażenie będzie dobre, innej myśli do siebie nie dopuszczał.
      Po kilku minutach większość ławek była zajęta, Jimin zaś rysując w zeszycie, obserwował ukradkiem każdą wchodzącą osobę. Na chwilę zawiesił się, gdy do środka wszedł roześmiany chłopak z pofarbowanymi na jasny fiolet włosami. Nieco za duży sweter opadł mu, przez co jedno ramię było odsłonięte, co nie uszło bystrym oczom Parka. Rozchylił nieco wargi, dokładnie analizując jego ubiór, figurę, twarz. Tak. Tego chłopaczka kojarzył ze swojego liceum. Był bardzo charakterystyczny i nie sposób pomylić go z kimś innym. W końcu Kim Taehyung już na początku otrzymał miano najpopularniejszej osoby w szkole. Nie trzeba było mieć z nim kontaktu, by wiedzieć co to za jeden. Większej niezdary nie spotkał w życiu, jednak tym, jak i szerokim uśmiechem oraz niewinnością zyskał sympatię wszystkich. Nigdy nie natrafił na człowieka, który nie byłby zachwycony tym rozkosznym dzieciakiem i sam Jimin, chociaż nie rozmawiał z nim nigdy, czuł, że nie sposób go nie kochać. Nawet tutaj chyba zyskał grono przyjaciół, a to dopiero pierwszy dzień zajęć.
      Miał ochotę go zawołać, by usiadł obok, jednak jasnowłosy zajął już miejsce z grupką roześmianych chłopaków. Park westchnął cicho zrezygnowany, jednak długo nie mógł się nad swoim losem użalać, bowiem ktoś stanął obok jego ławki, uśmiechając się przyjaźnie.
- Wolne? - wysoki chłopak wskazał na miejsce obok Jimina, a ten szybko skinął głową zadowolony, że w końcu ktoś się do niego odezwał. Nie był nieśmiały, jednak nigdy sam nie musiał zaczynać rozmów, ludzie sami do niego lgnęli, był przecież szkolną elitą i każdy chciał być w jego paczce.
- Jasne, proszę.
- Jung Hoseok. - nieznajomy usiadł obok i wyciągnął w jego stronę dłoń, którą ciemnowłosy ochoczo uścisnął.
- Park Jimin. Miło mi. - posłał mu swój firmowy uśmiech. Hoseok niemal od razu zaczął wypytywać go o czasy szkolne, zamiłowania i profil, który najbardziej go interesował. Okazało się, że oboje chcą skupić się na tańcu, co dało początek pasjonującej rozmowie o ich ulubionych stylach, którą niestety przerwał profesor, zaczynając wykład.


      Zajęcia nie były zbyt pasjonujące, jednak Jimin był usatysfakcjonowany. Z torbą na ramieniu udał się w stronę szatni, gdzie dyskutując z nowym kolegą przebrał się w wygodny strój, następnie wchodząc do przestronnej sali, której ściany pokrywały wielkie lustra. Już czuł w środku przyjemne mrowienie na myśl, że będzie mógł tańczyć do woli i będzie miał z tego egzaminy. Matematyka, koreański, biologia... Kto by się tym przejmował?! Teraz czeka go prawdziwie przyjemne życie, bowiem nauka nowych technik była rozkoszą, nie zaś przykrym obowiązkiem.
      Usiadł na podłodze przy ludziach, których kojarzył z wykładu. Część była nieśmiała i z trudem nawiązywała kontakty, więc Jimin z Hoseokiem sami zaczęli do nich zagadywać, by nie czuć się odosobnionymi. Pierwszy dzień był najważniejszy. Potem zaczynają robić się grupki i ciężko będzie złapać kontakt z niektórymi, a warto mieć przyjaciół w większości zgromadzonych. Niekoniecznie trzeba ich lubić, dobrze jednak, gdy oni kochają ciebie. Podczas dość szalonych lat w szkole średniej Jimin zaczął rozumieć wiele spraw i ogarnął, że warto mieć za sobą zgraję popleczników.
       Rozejrzał się dookoła, gdy na chwilę nie był niezbędny w tej konwersacji. Uśmiechnął się sam do siebie, widząc jak reszta wchodzi do pomieszczenia. Niestety nigdzie nie dostrzegł Taehyunga, co nieco go zasmuciło. Chciał w końcu go poznać, w końcu pochodzili z tego samego miasta i mogli razem chociażby wracać do rodziców. Podróż trwała kilka godzin, a we dwoje raźniej, bo na pewno świetnie by się dogadali. Byli rozrywkowymi ludźmi, zabawnymi, skorymi do wygłupów i często niepoważnego zachowania. Gdyby nie fakt, że Jimin dołączył do swojej licealnej paczki, to pewnie zostaliby najlepszymi przyjaciółmi. Często chciał zresztą jakoś zacząć rozmowę, ale zawsze coś mu wypadało i o tym zapominał.




***




      - Tam są. - Hoseok wskazał na dość sporą lożę, którą zajmowali ludzie z ich roku. Było ich około dwudziestu, czyli na oko połowa, co było niezłym wynikiem, jak na tak spontaniczną akcję. Ruszyli w stronę czerwonych foteli, na które usiedli, sącząc zimne piwo. Był wieczór, można było się zrelaksować i lepiej poznać. Rozmowa o dziwo się kleiła, pogaduszki o sukcesach, planach na przyszłość czy pasjach były niezobowiązujące, a każdy z tu obecnych chciał się czymś pochwalić. Jimin przysłuchiwał się im, czasami wtrącając, jednak nie miał dzisiaj ochoty zbytnio się wychylać. Sączył alkohol, starając się przeanalizować zachowanie każdego by wiedzieć, czy ma do czynienia z ludźmi prostymi w rozpracowaniu, czy skrytymi. Odpowiednie podejście to podstawa, on zaś zdawał sobie z tego sprawę doskonale. W końcu urobił całą szkołę, której uczniowie wznieśli go na wyżyny elit licealnego społeczeństwa, chociaż w zasadzie nic specjalnego nie robił, poza wyglądaniem i byciem fajnym.
      Jednego chłopaka już nie lubił, widać było, że będzie chciał sobie wszystkich ustawić, trzeba więc dostatecznie dobrze pokazać mu, że przy Park Jiminie skakania nie będzie i może się tylko dostosować. Brunet może nie był konfliktowym człowiekiem, był na to zbyt leniwy i szkoda mu było czasu, jednak każdy człowiek musiał znać swoje miejsce, on zaś skory był do pomocy. Miłosierny niczym jakiś bóg, szaleństwo. Aż sam się do siebie uśmiechnął, kątem oka zerkając na Taehyunga, który sączył przez słomkę jakiś owocowy drink z owocami i śmiesznymi parasolkami. Wybierał najładniejsze alkohole, przy nim te dziewczyn wydawały się stonowane, co było całkiem urocze. W szkole też nosił dziwne rzeczy, przez co rzucał się w oczy. Teraz jednak siedział, wpatrując się w ludzi, całkowicie oderwany od rzeczywistości. To pewnie typowe, jednak Park czuł się nieco dziwnie, że dzieciak nie zwracał na niego uwagi. Znali się z widzenia, nie było szans, by w żaden sposób go nie poznał. Dziwne.
- Jimin idziemy zapalić? - Hoseok wskazał głową palarnię, Park zaś skinął  i wstał, zabierając ze sobą piwo. Reszta spojrzała na nich przelotnie, wracając do rozmów.
- Jak ci się podobają nowi znajomi? - Jung oparł się o ścianę, odpalając papierosa. Zaciągnął się porządnie, po chwili wypuszczając strużkę jasnego dymu.
- Bywało gorzej, więc narzekać nie będę. Ocenię ich w ciągu tego tygodnia. A ty poznałeś kogoś interesującego?
W gruncie rzeczy na ten moment tylko ten jeden chłopak wydawał mu się godny uwagi. Był zabawny, strasznie podobny do Jimina, od razu czuł się przy nim luźno i nie musiał się pilnować. Takich ludzi uwielbiał, więc mógł założyć z góry, że się zaprzyjaźnią.
- Wkurza mnie blondyna, jeden koleś też irytuje, ale raczej odbieram ich pozytywnie. - uśmiechnął się, upijając łyk piwa. - Ciebie polubiłem, poza tym ta różowa landrynka jest słodka. Takie nieogarnięte dziwadło. Rozmawiałem z nim chwilę, idzie się dogadać.
- Mówisz o Taehyungu? - Jimin spojrzał na niego zainteresowany, wypuszczając z płuc dym.
- Tak, chyba tak miał na imię.
- Chodziliśmy razem do liceum, szkolna gwiazdka.
- Czemu nie rozmawiacie, skoro się znacie? Bez sensu.
- Jakoś tak wyszło. Nie miałem kiedy go zagadać...
- Można nadrobić. - Hoseok uśmiechnął się i zgasił papierosa, ruszając w stronę głównej sali. Zerknął na Jimina i skinął głową na fioletowowłosego, który wracał właśnie z toalety, a ta była tuż przy palarni. Park puścił mu oczko i szybko zrobił kilka kroków w jego stronę.
- Taehyung!
Chłopak niemal natychmiast się odwrócił, uśmiechając szeroko, jednak po chwili zacisnął wargi, mrugając kilkakrotnie powiekami.
- Tak?
- Cześć. Nie przywitaliśmy się, aż wstyd. Nie wiedziałem, że będziesz zapisany do tej uczelni, szkoda. Zawsze raźniej byłoby nam we dwóch. - spojrzał na niego, a jego twarz wyrażała całkowitą pewność siebie.
- Uh... - Pan Landrynka zwilżył wargi językiem, po czym wsunął dłonie do kieszeni spodni, unosząc brew pytająco. Jego twarz w ułamku sekundy stała się dziwna. Wyglądał na odrobinę wytrąconego z równowagi, ale i niezadowolonego. - Przecież się nie znamy, nie wyskakuj od razu z nie wiadomo czym.
Park zamrugał kilkakrotnie, czując się dziwnie. Niemożliwe, by go nie znał, to było po prostu czymś nie do pomyślenia.
- Chodziliśmy do jednej szkoły. Park Jimin, na pewno mnie znasz. Źle się czujesz może? - zrobił krok w jego stronę. Pewnie to wina alkoholu, to grzeczny chłoptaś, mógł mieć słabą głowę. Kim jednak ku zaskoczeniu Jimina odsunął się natychmiast, jakby się go brzydził.
- To ty się źle czujesz. W życiu cię na oczy nie widziałem, jesteś chyba idiotą, nie będę z tobą rozmawiał. - mruknął i szubko odszedł, zostawiając bruneta z wytrzeszczonymi oczami. Nie miał pojęcia co się tu wydarzyło, ale bez wątpienia mu się to nie podobało.




       Kim szybko się zmył z imprezy, więc Jimin nadal upierał się przy tym, że to przez mieszanie alkoholu. Hoseok nie chciał się z nim kłócić, chyba nawet miał to gdzieś.
      Nazajutrz planował wyjaśnienie całej tej sytuacji, czuł się bowiem nieco źle z faktem, iż został tak bezczelnie olany. Na nieszczęście okazja do rozmowy się nie nadarzała, dopiero w czasie przerwy obiadowej dostrzegł chłopaka, który siedział już i zajadał się smakołykami. Uśmiechnął się i ruszył z tacką w stronę jego stolika.
- Mogę się dosiąść? - zapytał, siląc się na naturalny, przyjemnie brzmiący ton. Taehyung przełknął porcję ryżu, po czym, zaszczycając go tylko przelotnym spojrzeniem, mruknął.
- Masz do swojej dyspozycji kilkanaście innych stolików, których nikt nie zajmuje. Rusz tyłek i znajdź sobie miejsce dla siebie, a nie przeszkadzasz mi w jedzeniu.
Jimina aż wcięło. Nigdy nie spodziewał się po Tae tego, że mógłby być wredny. Zazwyczaj emanował słodkością, puchem i urokiem, złośliwość w ogóle nie pasowała do jego ślicznej twarzyczki.
- O co ci chodzi Tae?
- Nie mów tak na mnie, nie jesteśmy przyjaciółmi. - odparł, popijając colę, po czym zaczął zbierać swoje rzeczy ze stolika. - Bliski kontakt z tobą wywołuje we mnie obrzydzenie, więc w sumie chodzi mi tylko o to, że nie mogę już patrzeć na jedzenie. Możesz być z siebie dumny.
- Jesteś strasznie chamski.
- A ty mnie prześladujesz. Przestań się na mnie gapić jak psychopata. Od wczoraj ciągle tak robisz, to nienormalne. - odparł i odszedł. Jimin odprowadził go wzrokiem aż do drzwi, niemal wrastając w podłogę. Czemu ten dzieciak go nienawidził?


      Kolejne dni wcale nie były lepsze. Jimin próbował zrozumieć zachowanie fioletowowłosego, ten jednak unikał go jak ognia, zaś gdy dochodziło do konfrontacji, to cisnął po nim bez jakichkolwiek zahamowań. Nie szczędził złośliwości przy ludziach, nawet przy wykładowcach się nie krępował. Sprawiał, że Park miał ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Mógłby wprawdzie wdać się w polemikę, jednak naprawdę nie miał nic do tego dzieciaka i nie potrafił być w stosunku do niego chamski. Należał do ludzi, którzy byli ze sobą szczerzy, a on uważał Taehyunga za kochane, chociaż bardzo dziwne stworzonko i doprowadzanie go do płaczu byłoby dla Jimina upokorzeniem, bo co to za radość z obrażenia kogoś, kto mentalnie nadaje się do podstawówki? Poza tym co może o nim powiedzieć? Był ładny, wysoki, całkiem mądry i uzdolniony. Może w tańcu radził sobie średnio, jednak starał się i ciężko pracował. Poza tym tylko w stosunku do Parka był taki, z całą resztą się przyjaźnił, z Hoseokiem nawet kiedyś poszedł na imprezę, więc to nie było normalne. Zaczął nawet zastanawiać się, czy w liceum czegoś złego mu nie zrobił, jednak naprawdę nie było to możliwe. Nie rozmawiali ze sobą, nie mieli tych samych znajomych, wrogów podobnie. Nie byli w jednej klasie, więc rywalizacja też nie wchodziła w grę, dodatkowo działali w innych klubach, które raczej nie miały zatargów. Skąd więc ta niechęć?
      Zacisnął dłonie na butelce wody, wgapiając się nieco bez sensu w ławkę. Dzisiaj wyjątkowo miał kiepski humor, bowiem zgubił słuchawki i całą drogę na uczelnię zmuszony był spędzić na słuchaniu starych pań, które narzekały na chore stawy. Było mu niedobrze na wspomnienie niektórych smaczków, plus zajęcia z historii tańca ani trochę go nie interesowały. Może i sam temat był ciekawy, jednak prowadząca była nieco nieogarnięta, strasznie przymulała, nie dało się jej słuchać.
- Tak sobie pomyślałam... Może zrobicie referaty na następne zajęcia? - wypaliła nagle, a wszystkie oczy natychmiast zostały utkwione w jednym punkcie. - W grupkach. Każda opisze jedno zagadnienie, które wylosujecie. Ocena będzie się liczyła do końcowej, więc możecie łatwo podwyższyć sobie średnią.
Jimin uśmiechnął się pod nosem, zerkając na Hoseoka. Nie był to zły pomysł. Egzamin z tego przedmiotu ponoć był rzeźnią, a piąteczka zawsze się przyda w razie, gdyby zwyczajnie sobie nie poradzili. Reszta chyba też nie miała nic przeciwko, więc profesor sięgnęła po ich listę obecności i niespodziewanie zaczęła ich przydzielać samodzielnie.
- Pan Jung Hoseok z panią Park Hyoyeon, Kim Seoyeong z...
Jimin spojrzał ze współczuciem na przyjaciela, który wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. Nienawidził tej plastikowej dziewczyny, która miała więcej operacji nosa, aniżeli połowa panien w uczelni jako całość. Cóż. Nie zawsze jest tak wesoło...
- Kim Taehyung z Park Jiminem.
Brunet otworzył szerzej oczy i spojrzał na Tae, który prawie podskoczył na krześle, odwracając się natychmiast. Zerknął na równie zszokowanego chłopaka i od razu podniósł rękę.
- Przepraszam bardzo panią profesor. - zaczął, a jego głos był niemalże błagalny. - Nie mogę być w parze z kimś innym?
- A czemuż to nie chce pan napisać referatu z panem Parkiem? Sądzę, że sobie poradzicie.
- Nie jestem w stanie pracować z kimś, kogo poziom intelektualny jest równy temu ameby. - wszyscy zaczęli wpatrywać się to w Jimina, to w Tae, nie wierząc, że landrynka naprawdę to powiedziała. Policzki Parka zaś mocno się zaróżowiły, był po prostu wściekły. - Poza tym nie potrafimy się porozumieć nawet na płaszczyźnie normalnej znajomości, a co dopiero gdy idzie o naukę. Wolałbym się nie ograniczać i napisać to z kimkolwiek innym, naprawdę mi to bez różnicy. Błagam panią, już nawet mogę sam wszystko zrobić, pisać wypracowania na każde zajęcia do końca semestru, tylko niech się pani zlituje i przydzieli mi kogoś na wyższym poziomie, z jakimikolwiek zdolnościami umysłowymi.
Wykładowczyni zamrugała kilkakrotnie, nie bardzo wiedząc jak się odnieść do takich odważnych słów. Spojrzała na niezadowolonego Parka, który miał ochotę się kłócić, jednak ostatkiem sił się powstrzymywał, potem nieco niepewnie zerkając na Tae.
- Panie Kim... Przesadza pan, te słowa są obraźliwe. Naprawdę nie sądzę, że pan Park jest taki, jak pan uważa.
- Nie jest to obraza, a zwyczajne stwierdzenie faktów. Nie jest to jednak istotne. Już wolę nie dostać zaliczenia, niż z nim współpracować, moja duma tego nie zniesie. - odparł, opierając się o krzesło. Skrzyżował ręce na piersi, prezentując nieco ostentacyjnie swój bunt.
- No dobrze... Nie chcę się w to mieszać. Będzie pan z panem Kim Jonginem, a pan Park z Park Shinwoo.
- Dziękuję bardzo. - chłopak od razu się rozpogodził, zaś Jimin miał ochotę wyć do księżyca. Naprawdę starał się być dobrym człowiekiem i dogadać z tym dzieciakiem, jednak skoro on nie potrafi się zachować oraz  robi z niego pośmiewisko przy wszystkich, to nie ma szans, by tak to zostawić.


      - Kim Taehyung! Nie tak! - westchnął nieco sfrustrowany nauczyciel, podchodząc do fioletowowłosego, łapiąc go za biodro. - Do przodu, nie w bok jak dziki borsuk. Elegancko, delikatnie. Robisz to tak, jakbyś chciał kogoś zabić ciosem, nie zaś sprawić, że zrobi mu się gorąco.
Jimin uśmiechnął się pod nosem. Sam wszystko robił perfekcyjnie, więc poprawianie tego złośliwego bachora coraz bardziej go cieszyło. Aktualnie byli w stanie wojny, praktycznie na każdym kroku próbowali sobie dogryźć, a jak nie, to udawali, że nie istnieją. Tak jak Park miał zamiar być miłym i przykładnym uczniem, tak coraz bardziej sam na sobie wymuszał chamskie zachowanie. Zaczął komentować zdolności ruchowe młodszego, na zajęciach związanych z tańcem zawsze coś wtrącił, przez co dzieciak robił się cały czerwony. Kłótnie były standardem, a Tae coraz bardziej zaczynał to do siebie brać. Wcześniej traktował to z przymrużeniem oka, znajdując ciętą ripostę, po jakimś czasie jednak zaczęło go to przerastać i stawał się agresywniejszy, a jego zachowania mniej kontrolowane. Nie spodziewał się kontrataków, przywykł do tego, że tylko on pozwala sobie na więcej.
- Nie jestem tak giętki, by się wyginać jak zaskroniec w krzakach. - mruknął młodszy, próbując odpowiednio wykonać ruch, na co prowadzący pacnął go w głowę dłonią.
- Może zamiast cudownych tekstów w końcu zaprezentujesz chociaż względnie przyzwoite ruchy? Ostatnio idzie ci coraz gorzej. Rozumiem, że nie jesteś z tanecznej specjalizacji, jednak musisz znać podstawy. - odparł, niemal siłą wyginając jego ciało, by w końcu zrobił to dobrze. Taehyung zacisnął swoje różowe usteczka, sycząc z bólu.
- Auć! Nie umiem tak! - jęknął, szybko robiąc krok do tyłu, chcąc uwolnić się od atakującego go nauczyciela.
- Więc się naucz, bo nie zdasz. Obiecuję ci to.
To powiedziawszy odszedł, zostawiając Kima samego. Dzieciak wyglądał na totalnie zagubionego. Zacisnął pięści i odszedł na bok, sięgając po swoją wodę. Upił kilka łyków, po czym stanął obok, próbując nauczyć się tego kroku. Park tylko wzruszył ramionami i posłał pełen pogardy uśmiech przegranemu. Ma za swoje.
      Po zajęciach wszyscy udali się do szatni, gdzie zaczęli się ogarniać.
- Coraz bardziej podobają mi się te zajęcia. Zaliczenie ich będzie banalnie proste. Mam nadzieję, że zaczną nam dawać bardziej skomplikowane układy, bo z tym poradzi sobie każdy. - powiedział całkiem głośno, zdejmując swoją przemoczoną koszulkę. Złożył ją, po czym otworzył usta, jakby sobie o czymś przypominając. - Ach, racja. Niektórzy... - mocno zaakcentował te słowo. - ...nie radzą sobie z tak banalnymi ruchami. To takie przykre... - uśmiechnął się, zsuwając i swoje spodnie. Kątem oka obserwował Tae, który zacisnął dłonie na brzegu swojej szafki, przez chwilę w ogóle się nie poruszając, co Park odebrał za swoiste przyzwolenie do dalszej zabawy słowem. - Może gdy grupa nam się pomniejszy, to w końcu zaczniemy robić coś, co nas rozwinie, a nie uwstecznia.
Ktoś w kącie się zaśmiał, reszta była równie ciekawa reakcji tej dwójki. Od tygodni mieli darmowy kabaret, co nawet Jimina nie smuciło, bo sam miał satysfakcję z tej małej zemsty za nazywanie go amebą i niedorozwojem.
- Um... - Park usłyszał ciche westchnięcie młodszego. Spojrzał na niego wyczekująco. - Ja dam radę kiedyś nauczyć się tego ruchu, za to ty z myśleniem już zawsze będziesz miał problemy. Ciało wyćwiczysz, mózg wielkości orzeszka jednak cudem się nie powiększy i nie pomarszczy. Smutne. - mruknął, po czym złapał za swoją torbę i wyszedł, nie zaszczycając nikogo nawet spojrzeniem. Jimin zacisnął wargi, kopiąc przy okazji w szafkę. Ten dzieciak zawsze miał coś do powiedzenia, mała bestia.


***


      Kolejne dni minęły Jiminowi bez jakiś niezwykłych zdarzeń. Napisał z kolegą referat, potem ćwiczył, poszedł do kina i na zakupy, a poza tym zwyczajnie leniuchował. Tae trochę przystopował i skupił się na nauce, dając Parkowi trochę odsapnąć. Wszystko było w miarę normalne, co całkiem pozytywnie wpłynęło na samopoczucie Parka.
      Siedział właśnie z Jungiem w długiej ławce, notując co jakiś czas ważniejsze terminy. Były to ich ostatnie zajęcia, potem nareszcie zaczynał się weekend, który brunet miał już idealnie zaplanowany. Dzisiaj impreza, jutro miał zamiar wrócić do domu, by odwiedzić stęsknioną mamę, która ciągle do niego wydzwaniała, by marudzić i pojęczeć, że jej źle bez ukochanego synka.
- Koniec na dzisiaj. Udanego weekendu i pamiętajcie o konferencji we wtorek. - zakończył profesor, zbierając swoje książki.
      Wszyscy uczynili to samo, wychodząc z sali. Jimin pożegnał się ze znajomymi, po czym ruszył w stronę biblioteki. Niezbyt uśmiechało mu się siedzenie tutaj w piątkowe popołudnie, jednak musiał sprawdzić kilka rzeczy, by jak najszybciej zaliczyć jeden egzamin. Postanowił niektóre sprawdziany ogarnąć w przedterminach, by potem mieć ferie i móc wypocząć, podczas gdy reszta będzie zestresowana wkuwać. Zabrał książki z półek, po czym przysiadł i zaczął spisywać najważniejsze rzeczy wraz z tytułami, wykreślając pewne pozycje z listy. Część będzie musiał zabrać do domu, bo przeczytanie tego zajmie mu kilka dni, a siedzieć tutaj nie miał zamiaru. Skupienie się w miejscu publicznym było trudne, a sama treść wcale nie najprzyjemniejsza.
      Spędził tam ze dwie godziny, czym sam siebie zaskoczył. Zerknął na zegarek i szybko zaczął wszystko odkładać na miejsce. Zarzucił torbę na ramię i wyszedł, kierując się w stronę wyjścia. Nagle usłyszał muzykę oraz odgłosy skakania. Zerknął na uchylone drzwi od sali ćwiczeni, zaciekawiony zerknął do środka.
- No, no... - mruknął cicho sam do siebie, opierając się o ścianę tak, by Tae go nie zauważył, co w sumie nie było konieczne, bo chłoptaś był zbyt zajęty tańczeniem, czy raczej próbami. Starał się dobrze wykonać tamten krok z nieszczęsnych zajęć, plus dodatkowo te, które mu nie wychodziły ostatnio. Jimin musiał przyznać, że nie był wcale taki najgorszy, jednak odrobinę za sztywny. Musiało to wynikać ze stresu i słabej wiary we własne zdolności, bo z tego co widział, to raczej był wysportowany. Problem musiał leżeć w psychice.
       Delikatny obrót, po czym landrynka opadła na ziemię, łapiąc za wodę. Był zmęczony, na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że spędził tutaj sporo czasu. Jego twarz była czerwonawa, ciało wilgotne i nieco drżało. Biedactwo. Jimin w tym momencie miał ochotę tam wejść i mu pomóc, jednak nie miało to sensu, jeszcze by oberwał, poza tym nie ma co wspierać wrogów nawet, jeśli jakoś nie szczególnie się ich nienawidziło.
      Młodszy po kilku minutach zaczął się zbierać, wrzucając wszystko do torby. Zniknął w szatni, Jimin jednak postanowił troszkę go śledzić, więc schował się w bezpiecznej odległości. Gdy ten wyszedł, ruszył za nim cicho i ostrożnie. Miał ochotę się nad nim poznęcać, jednak najlepszy atak jest z zaskoczenia. Wyszli więc z budynku, zmierzając w stronę zapewne domu młodszego. Park w duchu ucieszył się, że tamten był nierozgarnięty. Nawet się nie odwrócił, ukrywanie się chyba było zbędne. Uśmiechnął się sam do siebie i nieco przyśpieszył. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle landrynka złapała się za stojący niedaleko słup, zginając się w pół. Park spojrzał na niego zaskoczony, nie wiedząc jak zareagować.
- Um, Taehyung? Wszystko w porządku? - podszedł do niego, nieco się nachylając. Chłopaczek spojrzał na niego wystraszony, jakby zobaczył ducha. Rozchylił swoje wargi.
- N-nic... - jęknął. Park dopiero z takiej odległości mógł zauważyć, że białka Tae są zaczerwienione, a worki po oczami ukryte pod warstwą podkładu. Dotąd dość opalona twarz wydawała się jakaś szarawa, a on cały jakiś taki osłabiony. Od razu chęć na głupie żarty mu minęła.
- Kiepsko wyglądasz, musisz iść do lekarza... - mruknął, chcąc objąć go i pomóc się wyprostować, jednak Kim szybko się odsunął.
- N-nie podchodź... - wyjąkał, oddychając coraz ciężej, po czym zacisnął dłonie na torbie i szybko ruszył przed siebie. Jimin czuł się dziwnie, więc powoli zaczął iść za nim, sam nie wiedział czemu. Nagle zauważył, że chłopak zaczyna się chwiać, chwilę potem osuwając na chodnik.




***



      Wtulił się w poduszkę, czując przyjemne ciepło. Dawno już nie miał okazji tak zwyczajnie poleżeć i pospać. Uśmiechnął się sam do siebie, nie mając nawet ochoty otwierać oczu. Potrzebował tego. Ostatnimi czasy żył na kawie lub energetykach, tabletkach na pobudzenie, byleby tylko nie zawalić i mieć czas na ćwiczenia. Nie chciał oblać, musiał zdawać, bowiem inaczej rodzice przestaną mu pomagać i wyślą na jakieś nudne studia w ich rodzinnym mieście, a przecież nie chciał skończyć w urzędzie, a śpiewać. I tak miał problem z przekonaniem ich, że to dobry pomysł, uważali to bowiem za totalną głupotę, coś bez przyszłości i szans na zarobek. Był jednak dość uparty, więc postawił na swoim, warunkiem jednak dalszego utrzymywania były dobre oceny. Jeden oblany egzamin i jego muzyczna kariera dobiegnie końca.
      Naprawdę się nie obijał. Spędzał w tej sali kilka godzin dziennie, w domu ćwiczył do nocy, starając się dostatecznie skupić, jednak jego umysł ciągle nie potrafił tego ogarnąć. Dodatkowo fakt, że był najgorszy sprawiał, że miał ochotę wyć w poduszkę. Bolało go to, że patrzyli na niego z góry, chociaż starał się bardziej niż reszta. Plus był jeszcze Jimin, który bez skrępowania nabijał się z jego słabości.
Chwila... Jimin.
       Tae natychmiast otworzył oczy, zrywając się do siadu. W tym momencie przypomniała mu się sytuacja, która miała miejsce po jego próbie. Rozejrzał się dookoła. To nie był jego pokój, to nawet nie jego mieszkanie. O nie. O nie, o nie!
- No nareszcie. Już chciałem cię zawieźć do lekarza.
Kim spojrzał w bok, gdzie na fotelu siedział Jimin z pokaźnym tomiskiem. Brunet odłożył go niemal natychmiast, wstając, a Tae serce podeszło do gardła. Gorzej już być nie mogło. Dlaczego to właśnie on musiał tam być?!
- C-co j-ja tu r-robię? - wyjąkał, czując jak jego policzki robią się czerwone. Park usiadł obok, co jeszcze mocniej go zestresowało. Czuł, że zaraz znowu zemdleje, tym razem nie ze zmęczenia, a przez mini-zawał.
- Zemdlałeś, więc musiałem cię tu zabrać. Lepiej ci? - zapytał, wpatrując się w niego swoimi hipnotyzującymi oczami. Kim mógł tylko skinąć głową, na więcej nie było go stać. Zacisnął wargi, starając się uspokoić i przejść na swój tryb do kontaktów z Parkiem, czyli przemianę w dupka, jednak w tej sytuacji było to trudne.
- Ja... Muszę iść. - mruknął i już miał wstać, jednak starszy złapał go za nadgarstek, zmuszając do spoczynku.
- Nie. Chciałbym z tobą porozmawiać na spokojnie, bo naprawdę mam sporo pytań. - odparł, siadając po turecku naprzeciwko fioletowowłosego.
- Nie chcę... Ja... - zaczął, jednak nie potrafił wydukać niczego sensownego. Park to wykorzystał rzecz jasna, zaczynając.
- Czemu tak mnie nienawidzisz? - spojrzał mu w oczy, czy raczej spojrzałby, gdyby nie wzrok Tae wbity we własne kolana. - Nie wierzę, że mnie nie kojarzysz. W naszej szkole byliśmy najbardziej znanymi osobami, to niemożliwe. Nie pomyliłem się, dlaczego więc tak usilnie zarzucasz mi kłamstwo? Od początku jesteś niemiły, jednak tylko dla mnie. Z innymi żartujesz, a ja nie zrobiłem nic, by sobie zasłużyć na takie traktowanie.
Taehyung poczuł się nieswojo. Nie tak to wszystko miało wyglądać, jednak z dwojga złego takie zachowanie uznał za najbezpieczniejsze. Przecież nie mógł powiedzieć mu w klubie, że go zna, że szaleje na jego punkcie i najchętniej z miejsca zaprosiłby go na randkę. Zacząłby się jąkać, rumienić, a brunet odkryłby prawdę, najpewniej go wyśmiał. Czego jak czego, ale odrzucenia Tae by nie zniósł, więc postanowił udawać, że mu nie zależy, jednak troszkę za daleko to wszystko poszło i w konsekwencji musiał już cały czas być wredny, by nie wyjść na niezrównoważonego psychicznie. Dodatkowo to była dobra ochrona przed wszelkimi rozmowami w przyszłości, podczas których tylko by się kompromitował. Tak jak teraz zresztą. Odbierało mu mowę, gdy ten był dla niego miły, serce waliło mu jak oszalałe, a zgrywanie dupka w jakiś sposób go odstresowało i mógł powiedzieć kilka zdań bez przerw na wdech. Poza tym to wychodziło samo, on nie miał nad tym kontroli... Zły Taehyung włączał się automatycznie w pobliżu obiektu westchnień. Szkoda tylko, że teraz się popsuł.
- J-ja... - zaczął, jednak nie bardzo wiedział co powiedzieć. Przy ludziach miał odwagę i motywację, tutaj czuł się niepewnie, jak bezbronne dziecko. W dodatku widok Parka w domowym wydaniu był na tyle seksowny, że czuł nieprzyjemne gorąco w każdej części ciała. - T-to nie tak...
- A jak? Rozumiem, że niektórych ludzi się nie lubi, ty jednak gardzisz tylko mną. To cholernie niezrozumiałe. Zresztą... Teraz jesteś jakiś inny. Tracisz odwagę będąc ze mną sam na sam?
Jak trafił! Achhhh!
      Taehyung zacisnął dłonie na kołdrze, która pachniała Jiminem. To zdecydowanie najbardziej stresująca sytuacja w jego życiu.
- Daj mi spokój... - szepnął, jednak nie było to ani trochę przekonywujące. Raczej płaczliwe i niepewne.
- Nie dam. Mam tego dość, wkurzasz mnie. Nie wyjdziesz stąd, dopóki się nie wytłumaczysz.
- N-nie lubię cię... - mruknął, nie bardzo wiedząc co innego może powiedzieć. Może uda mu się wejść w drugą osobowość? Na bogów! Dajcie mu trochę siły! Przecież przez tyle tygodni mu się udawało!
- Czemu? Poza tym nie przekonuje mnie to, bo brzmisz tak, jakbyś miał ochotę się rozpłakać.
Jimin był coraz bardziej zirytowany. Chłopak tylko się jąkał, nic sensownego nie mówiąc. Gdzie się podział ten cwany dzieciak, który go wyzywał, obrażał i miał za bóg wie kogo? Zniknął? Tak nagle? Wystarczył brak publiki, czy może podczas upadku uderzył się w głowę? A może miał gorączkę?
Brunet przysunął się do niego i przyłożył dłoń do czoła. Było ciepłe, jednak to nie choroba, a fakt, iż był cały czerwony. Krępował się? Wstydził? Może rumienił?
- J-jimin... - jęknął, a Park aż otworzył szerzej oczy. Czy ten dzieciak właśnie wydał z siebie totalnie erotyczny odgłos? Przecież tylko go dotknął.
- Odpowiedz mi w końcu, to cię wypuszczę. - szepnął, przyglądając mu się uważnie. Złapał go za podbródek, zmuszając do kontaktu wzrokowego, chociaż chłopak ciągle uciekał spojrzeniem na boki.
- To samo... Nie moja wina...
- Co samo? Twoje usta same się nie poruszają, więc nie bredź.
- Muszę iść... - odparł, po czym szybko się wyrwał, chcąc uciec, co Jimin uniemożliwił, łapiąc go za rękę po raz kolejny. Pociągnął go na łóżko i szybkim ruchem przerzucił nogę przez biodro jasnowłosego, ukrywając pod swoim ciałem.
- Powiedz mi, czemu mnie nie lubisz.
- Nie... - młodszy pokręcił głową, a Jimin poczuł jak mocno drży. Był purpurowy na twarzy, serce waliło mu jak oszalałe, to nie było normalne.
- Wiesz... - zaczął, nachylając się nad jego twarzą. - Czy mi się wydaje, czy się rumienisz? Dlaczego?
Park posłał mu delikatny uśmiech. Skoro nie chce po dobroci, to siłą od niego to wyciągnie.
- N-nie rumienię się! - wypalił niemal natychmiast, próbując się wyrwać. Nieudolnie rzecz jasna.
- Przecież widzę. Czemu? Zawstydziłeś się?
- Nie!
- Boisz się? - zapytał po raz kolejny, przysuwając twarz jeszcze bliżej tej Tae.
- N-nie!
- A może... - oblizał wargi nieco zaczepnie. - Może to kwestia jakiś bardziej erotycznych uczuć? Moja obecność tak na ciebie działa, co? Zapominasz jak się mówi, policzki wyglądają jak buraczki, a ciało drży?
Taehyung niemal natychmiast zastygł, a jego źrenice się rozszerzyły. Wbił przerażone spojrzenie w Jimina, który poczuł się... dziwnie. Spodziewał się zaprzeczeń, krzyków i innych dziwnych rzeczy, jednak dzieciak nagle się wystraszył.
- Tae..? - zapytał niepewnie, zaciskając palce na jego nadgarstkach.
- Z-zostaw mnie... - wyjąkał, jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem. Jimin zacisnął wargi, przyglądając mu się uważnie. To było niedorzeczne, jednak nawet nie zaprzeczył, coś musiało być na rzeczy.
- Nie. - mruknął, po czym przyłożył dłoń do rozgrzanego policzka chłopaka, na co ten znowu jęknął, wierzgając delikatnie całym ciałem. Park westchnął cicho, po czym przysunął usta do jego szyi całując ją czule. Widząc reakcje dzieciaka był pewien, że zwyczajnie był nakręcony. Wprawdzie nadal nie rozumiał jak to możliwe, skoro się nie lubili, jednak może chemia robiła swoje?
- J-jimin...
Starszy uśmiechnął się i powoli zaczął sunąć ustami wyżej, by ucałować miękkie wargi Tae. Chłopak nie odsunął się, co Park odebrał jako przyzwolenie, toteż naparł na nie mocniej.
       Nie wiedział czemu to robi, ale po prostu czuł, że musi. Uwielbiał urocze zjawiska, a chłopak pod nim do takowych należał. Może miał do niego uraz i chciał, by odpokutował, jednak na ten moment wolał poczuć na sobie słodki smak tych usteczek, które grzecznie się rozsunęły, zapraszając jego język do środka. Śliskie mięśnie zaczęły się o siebie ocierać, wywołując u Jimina przyjemne dreszcze. Opadł ciałem na to Tae, zdecydowanym ruchem łapiąc go za bok, przez co młodszy wydał z siebie naprawdę rozkoszny odgłos. Oboje coraz bardziej zatracali się w swoich złączonych wargach, zapominając nawet o oddychaniu. Jiminowi robiło się naprawdę gorąco, nie spodziewał się, że młodszy może tak na niego działać. Miał się odegrać, a teraz nadarzyła się idealna okazja. Porzucenie dzieciaka w takim stanie byłoby wielkim zwycięstwem, jednak nie potrafił zrobić czegoś tak podłego. Zresztą... Podobało mu się to. Kręciły go ciche jęki, rozpalone ciało, uroczo zarumieniona twarz i palce, które zaciskały się na jago ramionach, domagając się większych pieszczot. Nie chciał też sam siebie oszukiwać... Już w liceum uważał go za atrakcyjnego i chęć zaprzyjaźnienia się nie była aż tak bezinteresowna. Może na niego nie leciał, nie miał o nim fantazji, jednak bez wątpienia był jednym z najładniejszych chłopców, jakich spotkał w życiu. Teraz postrzegał go rzecz jasna nieco inaczej, bowiem nie był już tak obojętny na jego wdzięki. Czując pod sobą te rozpalone ciało, miał ochotę kochać się z nim do upadłego. Był mężczyzną, z potrzebami nie wygra.

      Po dłuższej chwili wargi Jimina oderwały się od tych Tae. Młodszy z trudem oddychał, całkowicie zatracając się w przyjemnym uczuciu. Nie dochodziło do niego, że właśnie się całowali i to jeszcze w tak fatalnych okolicznościach.
      Zacisnął dłonie na koszulce chłopaka, nie panując nad swoimi ustami, z których raz po razy wypływały jęki rozkoszy. Nie potrafił się bronić przed przyjemnością. Czuł, że to wszystko jest tylko chwilowe, jednorazowe, jednak myśli te przysłaniały jego fantazje. Jimin podobał mu się od zawsze, ciągle ukradkiem obserwował go na przerwach, pragnąc uwagi, jednak nigdy się jej nie doczekał. Teraz nie miał zamiaru z niej rezygnować, w końcu raz się żyje. Może wszystko będzie dobrze?
- Jesteś rozkoszny, Tae. - zamruczał Park, kąsając jego niesamowicie wrażliwą szyję. Każdy gest ze strony bruneta był dla młodszego czymś nie do opisania. Wszystko było przesiąknięte erotyzmem, Jimin wiedział co robić, by jego zmysły szalały. Zdominował całkowicie fioletowowłosego, który grzecznie się mu oddał, w tej chwili gotowy na wszystko. Myśli o olewaniu go, zgrywaniu niedostępnego całkowicie wyparowały. Nie było sensu się oszukiwać. Pragnął, by starszy zrobił z nim wszystko, co tylko można, wykorzystując łóżko.
       Poczuł na swoich udach silne dłonie chłopaka, który uśmiechnął się zniewalająco, zaczepnie kąsając jego napuchniętą od pocałunków wargę.
- I na cholerę zgrywasz takiego chama? Jakbyś się mnie brzydził, to nigdy byś nie był chętny do takich zabaw.
Taehyung spojrzał na niego nieco niepewnie, nie bardzo wiedząc, jaka odpowiedź będzie wskazana. Przyznać się, czy dalej brnąć w udawanie?
- Nie spodziewałem się, że to będzie... takie... - czuł, że policzki niemal go pieką ze wstydu. Jimin tylko się wyszczerzył, po czym nagle zadzwonił jego telefon. Od razu sięgnął po niego do kieszeni i odebrał.
- No hej... - mruknął jak gdyby nigdy nic. Tae zacisnął nieco wargi, nie wiedząc co robić. – Tak, tak. Niedługo będę. Nie no, co ty... Nic się nie stało, coś mi wypadło, ale to nic takiego. No... To się zdzwonimy, do potem!
Park się rozłączył, a Tae poczuł się nagle dziwnie.
- Wybacz maluchu, ale zapomniałem o imprezie. Ludzie na mnie czekają. - posłał mu słodki uśmiech, po czym musnął jego wargi i zsunął się z łóżka. - Przepraszam, ale wszyscy się na mnie obrażą, bo sam to organizowałem. Dokończymy następnym razem.




***


       Park wszedł zadowolony do sali, zajmując swoje miejsce w centrum. Wyciągnął z torby zeszyt, po czym rozsiadł się wygodnie, czekając aż zjawi się reszta, a konkretnie jedna osoba. Był nieco zaskoczony, gdy Tae jak gdyby nigdy nic zajął swoje miejsce, nie zwracając na niego uwagi. Może czuł się skrępowany?
      Jimin na samo wspomnienie tych słodkich kilku minut, uśmiechnął się do siebie. Podczas wolnych dni sporo myślał o tym co się stało i naprawdę miał ochotę zaprzyjaźnić się z tym chłopakiem, a przynajmniej widzieć go jęczącego pod swoim rozgrzanym ciałem. Tamten wieczór ciągle zaprzątał jego głowę, nie potrafił nawet skupić się na zabawie. Najchętniej uciekłby z klubu i pognał do ciepłego łóżka młodszego, jednak nienawidził nie dotrzymywać słowa, a wykiwanie kilku znajomych byłoby ostrym przegięciem. Z drugiej strony naprawdę szkoda mu było Tae, który wyglądał na smutnego, gdy się pożegnali. Miał zamiar mu to wynagrodzić, nawet dzisiaj.


      Zajęcia były naprawdę tragiczne. Park nie przepadał za czytaniem, a tutaj rozmawiali o jakiś głupich książkach, tekstach, scenariuszach. Na nieszczęście dwie specjalizacje miały mnóstwo wspólnych zajęć, przez co musiał uczyć się też o pierdołach, które są potrzebne muzykom. Oparł głowę o dłoń, bazgrząc w zeszycie, zresztą nie był wyjątkiem. Znaczna część ludzi olewała tego typu zajęcia, uważając je za zbędne, szczególnie tancerze. Hoseok w ogóle na to nie chodził, wolał dłużej pospać, on jednak zwyczajnie miał ochotę zobaczyć fioletowowłosego, który w tej chwili namiętnie obgryzał długopis, raz po raz zahaczając zębami o dolną wargę. Cholera. Zbyt seksowny, musi przestać.
       Wbił wzrok w wykładowcę, który niestety dalej smęcił.
- ... bohater pełen sprzeczności. Z jednej strony zdaje się być inteligentny i pełen pasji, jednak po bliższym poznaniu okazuje się, że to tylko pozory. Infantylność, głupota i szaleństwo zaczynają dawać się we znaki. Ciężko jest zaliczyć tę postać do pozytywnych, raczej skłonię się do opinii, iż najwyżej jest warta współczucia. - mówił, wgapiając się w książkę z zauroczeniem. Przez chwilę się nie odzywał, wpatrując w literki, dopiero po chwili przypominając sobie, że studenci pragną dowiedzieć się więcej. - Może ktoś miał już do czynienia z inną postacią, która byłaby stworzona na podstawie zbliżonego schematu?
- Park Jimin, chociaż ta inteligencja jest wątpliwa...
Brunet zamrugał kilkakrotnie, naprawdę zaskoczony zerkając na Taehyunga, który zaczął wgapiać się w swój zeszyt, jak gdyby nigdy nic.
       Nauczyciel chyba uznał to za mało satysfakcjonującą odpowiedź, bądź jej nie usłyszał, bowiem wrócił do opowieści, podczas gdy w Jiminie zagotowała się krew. Nie sądził, że ten może kontynuować tą głupią zabawę, skoro w piątek w najlepsze całowali się i kto wie, może doszłoby do czegoś więcej. W co on pogrywał?
       Do końca wykładu siedział jak na szpilkach. Było mu gorąco ze zdenerwowania, więc gdy tylko ogłoszono koniec zajęć podszedł do Tae i złapał go za nadgarstek, niemal siłą wyciągając go z sali. Młodszy próbował się wyrwać, jednak był silniejszy i dodatkowo zdeterminowany. Pociągnął go w stronę przejścia do piwnic, gdzie ciężko o spotkanie kogoś znajomego.
- Zostaw mnie do cholery! - warknął Kim, ze złością patrząc Jiminowi w oczy, Ten przyparł go do ściany, łapiąc za przód koszuli.
- To mi powiedz o co ci chodzi. Najpierw jesteś chętny i sam się nadstawiasz, by potem znowu mnie obrażać.
- Myślałeś, że wskoczę ci w ramiona i wyznam miłość? Nie bądź śmieszny!
Park rozchylił zaskoczony wargi, nie bardzo wiedząc jak zareagować.
- Nie rozumiem cię ani trochę. Zgrywasz cnotkę, rumienisz się, jęczysz moje imię, gdy tylko cię dotknę. Reagujesz na każdy dotyk i najpewniej dałbyś się przelecieć, gdyby nie telefon. Po co więc udajesz?!
- Nic nie udaję! Wytłumaczę prostymi słowami... - mruknął, a jego dłonie zacisnęły się w piąstki. - Nie lubię cię. Nie chcę oglądać twojej twarzy, nie chcę z tobą rozmawiać. Nie chcę cię całować, ani spędzać z tobą czasu. Nie jesteś wart zachodu. Nie jesteś wart... niczego. Jesteś tylko głupim dupkiem, któremu bałbym się zaufać.
- To po co się ze mną całowałeś?! - Jimin nie wytrzymywał. W jakiś sposób te słowa go zraniły, chociaż starał się nie dopuszczać do siebie tej myśli.
- To... Po prostu chciałem się zabawić. Czysta fizyczność, zero uczuć. - dodał, po czym wyrwał się i szybko odszedł.



***



        Wtulił policzek w poduszkę, wpatrując się smutno w ekran telefonu. Portale internetowe nie powinny istnieć, życie byłoby łatwiejsze. Może i naiwne, jednak bez wątpienia lżej byłoby mu na sercu. Gdyby nie ta głupia strona, to może nadal miałby jakąkolwiek nadzieję, nie byłby tak załamany. Zdjęcia Jimina z imprezy by nie istniały i nie raniły jego oczu. Z kolegami, jakimiś dziewczynami... Radosny i zadowolony ze swojego życia. Potem fotki z ich rodzinnej miejscowości, gdzie znowu spotkał się ze starymi znajomymi, w tym z chłopakiem, z którym w liceum się spotykał. Może to nic specjalnego, jednak Taehyung był przekonany, że wtedy tylko się z nim zabawił. Miał żal do niego, że podczas gdy on sam w końcu się przełamał i pozwolił mu na takie pieszczoty, Jimin zwyczajnie wyszedł. Może przeprosił, powiedział, że będzie tęsknił i mu to wynagrodzi, jednak wcale nie wyglądało na to, by było mu przykro. On siedział w domu, zaś Park się bawił, bo przecież Taehyung był dla niego 'nikim takim'. Taką wpadką, która nagle się zjawiła, jednak nie była na tyle znacząca, by powiedzieć kumplom, że jednak nie przyjdzie.
      W sumie... Czego się spodziewał? Wyznań, związku, miłości? Jeden pocałunek, a on już chciał cholera wie czego. Jimin raczej nie należał do ludzi, którzy zadowolą się kimś, kto nie jest perfekcyjny. Podsłuchiwał go przecież czasami... Nie lubił łatwych ludzi, szybko się nudził, potrzebował wyzwań. On był raczej całkowitym przeciwieństwem, nie dałby rady wbić się w schemat, a zostawienie go w momencie, gdy zacząłby się angażować, byłoby zbyt straszne i zbyt mocno by go załamało. W dodatku to i tak byłby tylko seks... Bez powodu nie mówiłby nic o 'przeleceniu' i 'nadstawianiu się'. Kim był dla niego darmową, łatwą dziurą, a on nie miał zamiaru po raz kolejny przeżywać zawodu miłosnego. Już raz się nabrał i tyle z tego miał... Bycie nieczułym, zimnym draniem zawsze było lepsze, od słodkiej idiotki, która rumieniła się bez powodu.
AGHHH! Jakie to wszystko jest do dupy!


***



       Zanurzył wargi w płynie, upijając kilka porządnych łyków, odkładając po chwili pusty kufel na stolik. Nie przepadał za piciem w środku tygodnia, jednak nie miał ochoty siedzieć sam w domu nad notatkami z baletu, a mała integracja zawsze się przyda. Przeprosił znajomych, po czym poszedł do toalety, pęcherz bowiem zamęczał go już od jakiegoś czasu, ale nie chciał kończyć miłej rozmowy o koreańskich tancerzach-idolach. Otworzył kabinę, szybko wyjmując przyjaciela, który trysnął do sedesu. Uśmiechnął się sam do siebie, czując niesamowitą ulgę. Zadowolony wyszedł, uprzednio myjąc dłonie i ogarniając swoje włosy.
       Skręcił w stronę palarni, wyciągając z kieszeni papierosa, którego już w drodze odpalił. Przekroczył próg niewielkiego pomieszczenia i wypuszczając dym rozejrzał się za wolnym miejscem. Zamrugał kilkakrotnie widząc na kanapie Hoseoka. Pokręcił głową z niedowierzaniem i dosiadł się.
- Co tu robisz hyung?
- Jimin! Cześć! - Jung spojrzał na niego zaskoczony, odstawiając kieliszek na mały stolik. - Nie miałem co robić, więc tu przyszedłem. Jutro mamy zajęcia wieczorem, zdążę się wyspać.
- Mogłeś mówić, jesteśmy tutaj sporą grupką. Dołącz do nas, samemu pewnie do dupy tak siedzieć. - zaproponował, Hoseok jednak tylko westchnął wskazując na drzwi, które właśnie się uchyliły i do środka wszedł Taehyung.
- Jestem tu z nim i koleżanką, raczej to nie jest dobry pomysł.
Park spojrzał na Kima, na chwilę wstrzymując oddech. Chłopak nieco chwiejnie szedł w stronę najstarszego, chyba go nie zauważając. Wyglądał... uroczo. Nieco rozczochrany, w za dużej koszulce. Takie zagubione dzieciątko.
- Hyung... Noona cię szuka.- mruknął, opadając po drugiej stronie Hoseoka. Niezbyt ogarniał co się dookoła niego dzieje.
- Już idę. - odparł i szybko zgasił papierosa. - Kurczę.. - dodał ciszej, zerkając na Jimina.
- Wypił za dużo, zostawię go tu na chwilkę. Postaraj się z nim nie rozmawiać, błagam. Muszę ogarnąć pijaną Hyunę, bo zaraz wyląduje na drugim końcu miasta na domówce, a nie chcę byście się pozabijali.
- Spoko, spalę i idę, nie chce mi się z nim użerać. - wzruszył ramionami. Jung szybko wstał i wyszedł, a Jimin mimo chęci olewania młodszego, spojrzał na niego. Oddychał ciężko, oczy miał przymknięte. Park zaciągnął się porządnie, wypuszczając ostrożnie dymek prosto na niego. Kim zmarszczył nos, powoli unosząc powieki. Zaczął wpatrywać się w bruneta, wyglądał na totalnie bezradnego.
- So tu robisz? - wyjąkał, nieco niezdarnie unosząc się bardziej do siadu.
- Przyszedłem ze znajomymi się napić, dość logiczne. - odparł obojętnie, patrząc na niego z lekką pogardą, chociaż takowej w ogóle nie odczuwał.
- Ja też...
Jimin uniósł nieco brew. Alkohol chyba działał na niego uspokajająco.
- Widać.
- Um... W głowie mi się k-klenci... - język odrobinę mu się plątał, co z tym uroczym wyglądem tworzyło rozkoszną całość. Park przysunął się do niego, korzystając z momentu bezradności i braku wściekłej części osobowości.
- Chodź, pomogę ci. - wziął go delikatnie pod ramię i pomógł wstać. Młodszy od razu oparł głowę o jego ramię, obejmując go za szyję. Brunet nieco zaskoczony reakcją ruszył przed siebie, starając się nie wpaść na nikogo, miał teraz bowiem wszystko utrudnione, Tae bowiem postanowił się go uwiesić i wykorzystać jako tragarza. Samolubny dzieciak.
       W sumie sam się sobie dziwił. Znowu mu ulegał, chociaż po ostatnim przysięgał, że będzie dla niego naprawdę złym człowiekiem. Czemu nie potrafił?
       Przyjrzał się jego twarzy, wychodząc z budynku na dwór tylnym wejściem. Nie było tam nigdy ludzi, korzystali z niego raczej pracownicy, więc hałas nie był aż tak denerwujący. Ostrożnie posadził młodszego na schodach, samemu siadając obok. Jego dłoń zjechała na pas chłopaka, który ani myślał się odkleić.
- Tae?
- Hm? - wymruczał Parkowi prosto do ucha, tylko mocniej obejmując go za szyję.
- Lepiej ci? - delikatnie podrapał go po boku, na co ten zamruczał po raz kolejny, pocierając nosem o policzek starszego. Jimin poczuł przyjemne gorąco. Ten głupi, irytujący, samolubny dzieciak robił mu sieczkę z mózgu, a on jak skończony idiota ciągle się dawał, narastające uczucie było jednak silniejsze.
       Powoli przysunął swoją twarz do tej Tae, muskając czule jego miękkie wargi. Chłopak na chwilę zastygł, jednak po kilku sekundach ochoczo poruszył ustami, co było zachętą do dalszych działań. Jimin złapał go mocno w pasie, wciągając na swoje kolana. Nie było to delikatne zważywszy na stan młodszego, jednak mu to nie przeszkadzało. Wtulił go w swój tors, wsuwając język do wnętrza jego ust, od razu zaczynając pieścić jego mięsień. Było to chaotyczne, nieco niezdarne, jednak cholernie go kręciło. Młodszy wsunął dłonie w jego włosy, przylegając swoim gorącym ciałem do jego, odwzajemniając każdą pieszczotę.
       Żaden nie miał zamiaru przestać. Dopiero brak tlenu ich do tego zmusił, jednak od razu po zaczerpnięciu oddechu Park zassał się na skórze chłopaka, znacząc na czerwono mięciutką szyję. Jego dłonie wsunęły się pod koszulkę Tae, zwinne palce poczęły badać każdy kawałek jego torsu, co młody odbierał nader pozytywnie, jęcząc cicho.
- J-jiminnie... Mhm...
Jimin uśmiechnął się i na nowo ucałował wargi chłopaka, po jakimś czasie się od nich odrywając.
- Podoba ci się? Chcesz jeszcze? - zapytał, masując jego biodra zdecydowanymi ruchami.
- T-tak... Sodziennie... - uśmiechnął się, wtulając twarz w szyję starszego. Ten westchnął cicho, przytulając go czule.
- Naprawdę? Chcesz bym codziennie cię tak przytulał i całował? Chcesz ze mną spać, dotykać się?
- Yhym... - skinął głową. Jimin pogłaskał jego plecy, nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Ten Tae był taki jak wtedy... Czuł, że coś między nimi jest, że to nie tylko on ma dziwne myśli o ich relacji. W tej chwili naprawdę było mu dobrze. Nie znali się, nie rozmawiali, ich jedyny kontakt to kłótnie i wyzwiska, jednak gdy miał go w ramionach, coś dziwnego w środku go ściskało i miał ochotę zabrać go do domu i nigdy nie oddać.
- To będziemy tak robić codziennie, ale musisz coś mi powiedzieć. - powiedział w końcu. Nie było to fair, bo Tae był pijany do granic możliwości, jednak inaczej nic z niego nie wyciągnie.
- Soo?
- Lubisz mnie Tae? - wsunął dłoń w jego włosy i zaczął powoli masować jego głowę. Młodszy tylko przytaknął, mrucząc cichutko. Jimin postanowił kontynuować. - Bo wiesz... Mogę całować tylko kogoś, komu się podobam i kto jest dla mnie dobry...
- Hyuuung... Kocham sssie-ccśie... - zaczął się jąkać, starając dobrze to powiedzieć. - Bądź ze mn-mną. - uniósł nieco głowę, patrząc zdeterminowany na Jimina, chociaż w tym stanie wyglądał raczej zabawnie. - Jesstem doby.
Park pogładził go po policzku, rozczulony tymi słowami. Te wielkie wyznanie miłości było mocno przesadzone jednak był to znak, że jego wredna postawa była maską, bo w środku był uroczym chłopaczkiem.
       Ucałował jego wargi, przyciskając go mocniej do siebie.
- W piątek zabiorę cię na randkę i będę cię całował całą noc.


***


       Taehyung zawiązał na szyi chustkę, zaciskając nerwowo wargi. Głowa go bolała, było mu niedobrze, jednak nie to było jego największym zmartwieniem. Czerwone malinki na szyi, lekkie zadrapania na plecach i brak jakichkolwiek wspomnień był najgorszy. Nie miał pojęcia co się wydarzyło na imprezie, obudził się w domu, na stole zaś była wiadomość od Hoseoka, że zamknął drzwi zapasową parą kluczy i odda mu je w szkole.
        Szlag. Przecież nie mógł kochać się z hyungiem! To niemożliwe. Nawet po pijaku nie mógł mu się spodobać, to całkowicie inny typ urody i osobowości, jednak inaczej nie mógł sobie wytłumaczyć tego wszystkiego.
       Jęknął cicho. Na samą myśl robiło mu się niedobrze, najchętniej nie poszedłby na zajęcia, jednak oddawane miały być ich kolokwia i musiał poznać ocenę. Szlag by to wszystko trafił! Nie dość, że przy wymarzonym chłopaku załącza mu się tryb olewania, to w dodatku prawdopodobnie zabawiał się z jego kolegą. Życie go chyba nienawidzi.
       Zarzucił na siebie bluzę, po czym zestresowany udał się do szkoły. Miał wielką nadzieję, że Hoseok się nie zjawi, nie potrafiłby spojrzeć mu w oczy. Lubił go, jednak nie miał ochoty na nic więcej.
        Gdy wszedł do sali, od razu w oczy rzucili mu się Jimin i Jung, w najlepsze o czymś dyskutujący. Szybko podszedł do ławki, czując jak policzki mu płoną. Poczuł na sobie ich wzrok, jednak nie miał odwagi cokolwiek zrobić. Usiadł i skupił się na wyimaginowanym punkcie, chcąc zebrać się do kupy.

       - I jak? Dobrze się czujesz? - Hoseok znikąd pojawił się przed nim, na co prawie podskoczył.
- Och!
- Wczoraj poszalałeś, nie spodziewałem się tego po tobie. Aż nie wiedziałem jak się zachować. To dla mnie chyba zbyt wiele. - uśmiechnął się i przysiadł na ławce Tae. Ten wstrzymał oddech, a jego serce oszalało, chociaż było to negatywne uczucie.
- T-to znaczy?
- No... Że tak ci brakuje miłości. Tutaj jesteś taki pewny siebie, przebojowy i stanowczy, w klubie zaś... um. No. Taki tryb kotka ci się załączył. - wyszczerzył się, a młodszy poczuł, że przewraca mu się wszystko w żołądku. Tryb kotka? No cholera! Co on tam wyprawiał?! Musiał szybko coś odpowiedzieć, a miał mętlik w głowie.
- Ja... Hoseok. Źle to wszystko odbierasz. Um.. - zaczął, zaciskając dłonie na piórniku. - Nie brakuje mi niczego. Wczoraj... To było nieporozumienie, nie chciałem by tak wyszło. Alkohol i sam rozumiesz... Poniosło mnie. Na trzeźwo nigdy by mi przez myśl nie przeszło, bo... Nic nie czuję. Zero. Może to brzmieć głupio i niedorzecznie, ale naprawdę chciałbym o tym zapomnieć. Przepraszam za kłopot i wszystko... - wydusił z siebie. Nie miał pojęcia do czego doszło, więc starał się mówić tak, by zbytnio się nie wydać. Nie chciał wyjść jeszcze na słabego, bo debilem już był. Musi zachować resztki godności.
- Te pocałunki wydawały mi się dość jednoznaczne, aż ciężko w to uwierzyć.
- Hoseok... - jęknął, czując nieprzyjemne dreszcze. Spojrzał na usta starszego. Miał ochotę zwymiotować. - Proszę. Nie przypominaj mi o tym. J-ja... Nie znaczyło to dla mnie nic.
Jung tylko skinął głową i poklepał go po głowie. Taehyung czuł się źle, jednak był wdzięczny za zrozumienie. Uniósł nieco głowę uśmiechając się słabo, jednak zastygł na chwilę, widząc nad sobą Jimina, który wyglądał jakoś dziwnie. Zaciskał wargi, jakby był zły.
- Nie gap się na mnie. - mruknął, nie mając ochoty się z nim kłócić. Nie to, by kiedykolwiek tego chciał, to wszystko wychodziło samo z siebie.
- Już nigdy nie będę.
Cudownie. Taehyung, jesteś zerem!


***



       - Kurwa mać! - Jimin uderzył z całej siły w ścianę, starając się uspokoić. Serce waliło mu jak oszalałe, ręce drżały, chociaż i tak w środku było z nim gorzej. Naprawdę myślał, że po tym wszystkim coś się zmieni, teraz jednak okazuje się, że to dla młodszego tylko zabawa. Widział jego minę, jakby miał zwrócić.


Sprawiasz, że jestem obcesowy, irytuję się, sapię i biadolę bez powodu
Jestem poważny, ale ciągle zmieniasz mnie w palanta, który się z tobą kłóci
Dlaczego tak bardzo mi na tobie zależy?
Sprawiasz, że dorosły chłopak zmienia się w małe dziecko


       Najgorsze, że chociaż go w tym momencie skreślił, to czuł się podle i chciał go. Wczoraj było mu tak dobrze. Siedzieli na tych nieszczęsnych schodach długo, całując się, dotykając i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Taehyung tak ładnie mówił, że go lubi, że chce z nim być. Czemu do cholery zaczął wierzyć nawalonemu dzieciakowi?! Kolejny raz się przejechał. Te wszystkie odrzucenia do niego nie docierały, musiał dostać po dupie tak mocno, by w końcu zrozumieć, że pierwszy raz w życiu nie zdobędzie osoby, która mu się podobała.
       Opadł na ławkę, zaciskając powieki. Odchylił głowę do tyłu, nabierając powietrza w płuca. To koniec.



***


      Spojrzał po raz kolejny na małą karteczkę, nerwowo rozglądając się dookoła. Nie miał pojęcia o co chodziło, jednak postanowił zaryzykować i się zjawić. Sam liścik niewiele mówił, praktycznie nic.


19 pod parkiem japońskim. Mam nadzieję, że chociaż porozmawiamy.


       Przysiadł na ławce, opatulając się szczelniej koszulą, która zdecydowanie była za cienka jak na tę porę dnia, jednak jak zwykle nie pomyślał. Cóż. Miał nadzieję, że załatwi to szybko i wróci do domu, cokolwiek by to nie było.
- Jednak się zjawiłeś, aż ciężko mi w to uwierzyć.
Taehyung niemal natychmiast zerwał się z miejsca i spojrzał zszokowany na Jimina. Był ostatnią osobą, której by się tutaj spodziewał.
- Czego chcesz? - wypalił nieco zbyt agresywnie, niż planował. Park podszedł do niego i opadł na ławkę.
- Porozmawiać. To ostatni raz, nie będę się więcej z tobą użerał. Mam dość. - odpowiedział i skinął głową na miejsce obok. - Siadaj. Im szybciej zacznę, tym wcześniej skończę.
Kim westchnął cicho i usiadł w bezpiecznej odległości, o ile można o takowej mówić, zważywszy na rozmiary ławki.
- Trochę dziwnie się z tym czuję. Na piątek zaplanowaliśmy randkę, jednak sądzę, że po tamtym wyznaniu nie ma co o niej myśleć.
- Co? - młodszy posłał mu pytające spojrzenie. - Jaka randka? Jakie wyznanie?
- E... - Jimin na chwilę się zaciął, patrząc na niego jak na debila. - Nie musisz udawać. Wiem, że masz zmienne humorki i byłeś nawalony, jednak skoro pamiętałeś, to i to nie mogło wylecieć ci z głowy.
- Nie rozumiem... O czym ty do mnie mówisz? Nie rozumiem. Kiedy byłem pijany? Nie imprezuję z tobą.
Jimin poruszył się niespokojnie, on zaś naprawdę był wytrącony z równowagi.
- Teraz naprawdę mnie wkurzasz. Mam tego dość. Nie chcę owijać w bawełnę, bo mnie to męczy. - odparł nagle, patrząc Kimowi w oczy. - Nie podoba mi się takie traktowanie. Raz mogłem to zrozumieć, chociaż nadal nic nie ogarniam, jednak ostatnio zaszło to za daleko. Człowiek po pijaku jest zazwyczaj szczery, więc czemu mówiłeś, że chcesz ze mną być? Że ci zależy? Na uczelni mówisz, że jestem dla ciebie nikim, jednak będąc sam na sam nagle się zmieniasz i zachowujesz tak, jakbyś coś do mnie czuł. Określ się w końcu.
Taehyung wytrzeszczył oczy, ani trochę nie rozumiejąc przemówienia Parka. O czym on bredził? Nigdy nic takiego nie mówił, poza tym taka sytuacja miała miejsce tylko raz i nic wtedy nie pił.
- Nie wiem o co ci chodzi...
- O to! - starszy przysunął się i zerwał z jego szyi apaszkę. Położył dłoń na jego czerwonych śladach. - Dałeś mi się pieścić, a na drugi dzień mówiłeś Hobiemu, że nic to dla ciebie nie znaczy i chcesz zapomnieć! Jak nie potrafisz imprezować to tego nie rób, a nie mnie wkurwiasz! Od początku to robisz, nie mam już siły na zabawy w kotka i myszkę! Powiedz mi o co chodzi i daj żyć.
Kim otworzył usta, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Dopiero po dłuższej chwili szepnął.
- T-ty tam byłeś? W klubie?
- Taehyung! Czy ty sobie teraz stroisz żarty?! Ponad godzinę się do mnie kleiłeś, potem odwiozłem cię z Hoseokiem do domu, bo nie chciałeś się rozstawać, a teraz zadajesz takie durne pytania?! Jesteś w środku okropny, bawisz się w jakieś gierki i mnie zwodzisz! Mam nadzieję, że kiedyś ktoś się tak zabawi z tobą. Żegnam. - zerwał się z miejsca i ruszył szybko przed siebie. 
      Taehyung nie wiedział co zrobić, wszystko z trudem do niego dochodziło. Więc to nie był Hobi, a Jimin? Te ślady zrobił on?
       Zadrżał delikatnie i szybko wstał, biegnąc za Parkiem, który był już daleko. Łzy napływały mu do oczu, on sam zaś nie wiedział co robić. Szybko objął starszego od tyłu, zmuszając tym samym do tego, by się zatrzymał.
- Nie idź!
- Znowu? Ile razy będziesz się tak droczyć?
- Ja... - wtulił twarz w jego plecy, pociągając nosem. - Ja nic nie pamiętam. Piłem i nagle obudziłem się w domu ze śladami... I był list od Hoseoka, że zamknął dom... Myślałem, że zrobiłem coś głupiego z nim, a to tylko znajomy i... - wyjęczał żałośnie, zaciskając dłonie na koszulce starszego. - Przepraszam!
Jimin zadrżał, starając się zapanować nad emocjami. Ostrożnie odwrócił się przodem do chłopaka, mierząc go uważnie spojrzeniem.
- To czemu mówiłeś takie rzeczy?
- Bo... On tak zadawał pytania i to się wydawało logiczne... Nie chciałem mówić, że jestem słaby w piciu i nic nie pamiętam. Musiałem to powiedzieć, żeby nic nie pomyślał, bo ja go nie chcę.
- A wtedy? Gdy zemdlałeś? - uniósł pytająco brew. Młodszy uniósł głowę i spojrzał na niego, raz po raz pociągając nosem
- Zostawiłeś mnie i m-mówiłeś, że t-to nic takiego. I p-potem...
Jimin westchnął i objął go mocno. Było mu ciężko, jednak ten idiotyzm idealnie do niego pasował.
- Ciii. Rozumiem. To dobrze, ale mam jeszcze jedno pytanie. - Tae skinął głową, szlochając cicho. - Czemu ciągle mi dokuczałeś?
Taehyung na chwilę się zawiesił, zapewne myśląc nad odpowiedzią. Zrobił się czerwony.
- B-bo... Podobałeś mi się i nie chciałem, byś wiedział. To tak... s-samo.
- Jesteś najgłupszy na świecie. - uśmiechnął się i ucałował jego wargi. - Nigdy więcej tak nie rób, bądź szczery.
- Yhym. - przytaknął.
       Jimin poczuł w środku przyjemne motylki. Ostatnia szansa. Jak tym razem nie wypali, to chyba naprawdę nie byli sobie pisani.
- Chodźmy na randkę. W końcu obiecałem ci ją dawno temu, Tae.



***


       - Park Jimin! Ty amebo! Bezmózgi kretynie! - głos Tae rozległ się w sali. Wszyscy uczniowie westchnęli, kiwając głową z niedowierzaniem. Ta dwójka jak zwykle musiała się kłócić, typowe. - Czy ty właśnie zapomniałeś z domu naszego referatu?!
        Młodszy błyskawicznie znalazł się przy brunecie, który uśmiechnął się głupio i skulił w ławce.
- Znaczy... Chyba leży w kuchni na blacie.
- Nienawidzę cię! GRRRRRR! - Taehyung zacisnął dłonie w pięści i nachylił się nad bezbronnym Parkiem. - Za karę posprzątasz całe mieszkanie. Zrozumiano?!
Jimin skinął głową, nie mając odwagi przeciwstawić się swojemu wybuchowemu chłopakowi. Nigdy nie pomyślałby, że ten słodki dzieciak był zdolny do rządzenia w związku, w dodatku z tak totalnie dominującą osobą jak on. Cóż. Widocznie wredny charakterek nie był tylko kwestią zawstydzenia, a jego prawdziwym stylem życia. Niemniej jednak brunet był szczęśliwy, bo kochał tego wrzeszczącego kosmitę. Szczególnie, gdy krzyczał w łóżku jego imię. W tym jednym jedynym miejscu to Jimin rządził i był górą. Tae lubił być na dole, nigdy nie przejawiał jakichkolwiek chęci do skorzystania z tyłka starszego, z czego ten w duchu się cieszył, bo uwielbiał doprowadzać swoje maleństwo do szalonego orgazmu. Dzisiaj w nocy pewnie będzie musiał kochać się z nim do upadłego za karę, jak cudownie!
- I masz szlaban na seks. Do odwołania. - Kim uśmiechną się złośliwie i wrócił do swojej ławki.

- No kurde... - Jimin jęknął, opadając na ławkę. Głupi referat zniszczył jego plany!





Zapraszam do komentowania <3 Chyba powinnam pisać scenariusze do trudnych spraw xD