~PROLOG~
Posąg boga V stał od wieków w głównej komnacie Świątyni Ognia, dzierżąc w dłoniach monumentalną pochodnię zapalaną przez kapłanki każdego dnia. Legenda głosiła, że dopóki płomień ogrzewa swoim blaskiem ogromną salę, dopóty kraina Niamh obfitować będzie w urodzaj, a żadne wrogie wojsko nie zawładnie jej terenami. I rzeczywiście - armie mieszkańców ognistej krainy zawsze zwycięsko wychodziły ze wszelkich potyczek, wzbogacając się i wzbudzając respekt sąsiadów.
Był poranek. Słońce ledwo wzeszło, delikatnie pieszcząc twarze ludzi zmierzających do pracy w polu. Yoona, jedna z kapłanek zmierzała z długą, złotą świecą do sali, chcąc odprawić codzienny rytuał. Otworzyła drzwi na oścież i niespiesznym krokiem udała się w stronę podestu, na którym powinien stać posąg. No właśnie, powinien. V zniknął, a po całym monumencie została tylko pochodnia i jaśniejszy ślad na kamiennej posadzce.
Donośny krzyk rozległ się w świątyni, chwile później armia ludzi poświęconych służbie bóstwu znalazła się w komnacie, nie wierząc własnym oczom.
- Katastrofa! - jęknął zrozpaczony główny kapłan Solkeht, chowając twarz w dłoniach. Jego serce biło jak oszalałe, a chude ciało trzęsło się niemiłosiernie. Pierwszy raz od kilku wieków coś złego stało się w Niamh. Nie dotyczyło to jednak błahych kwestii jak śmierć ważnej osobistości, a był to problem natury duchowej. Czy to znaczyło, że bóg odwróciła się od umiłowanego ludu i skazał go na potępienie?
Przerażony mężczyzna ze łzami w oczach wbiegł do zamku i udał się do sypialni władcy, budząc go przy tym.
- V zniknął!
Tak. V zniknął. Nikt nie wie co się stało: czy ktoś pomnik wyniósł, czy może lud czymś go uraził i postanowił usunąć się ze świątyni, i wspomóc inny naród. W każdym razie jest źle. Kapłani odprawiają modły, król obawia się ataków, gdyż bogobojne narody, które od kilku lat nie zbliżały się do granic w obawie przed gniewem boga teraz mogły zacząć inwazje - w końcu wieści o tej tragedii doszły już do łasych na urodzajne ziemie władców innych krain.
Pewnego dnia cierpiący na bezsenność władca Niamh dostrzegł przy oknie swojej sypialni postać, otoczoną dziwnym blaskiem. Z jej głowy wyrastały wielkie rogi, a ciemne włosy rozwiewał delikatny wiatr, który dostawał się przez uchylone kotary.
Nie było ku temu wątpliwości... To V, chociaż jego wygląd mocno odbiegał od miłosiernego wizerunku posągu.
*Kiedy biasujesz zbyt mocno X'DDDDDDD
OdpowiedzUsuńCzekam, płaczę ~
Gabi.
Uuu. Czekam ❤
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada... Czekam na pierwszy rozdział ^^
OdpowiedzUsuńPrzerwali mi czytanie na początku i myślę - pewnie V się obudził i mówi : "Kilka lat mnie nie było i już zburzyli Big Bena". Prawie miałam racje xD Boskie, śpieszę się do szkoły, Weny (*3*)
OdpowiedzUsuńŚwietne XDD Czekam na więcej ^^
OdpowiedzUsuńPoczątek jest obiecujący. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńXD czekam na to op
OdpowiedzUsuńMiałam nie zaczynać, ale obecność SuJu mnie zachęciła. Będziesz regularnie męczona o nowe rozdziały. Hehe współczuję Ci już :P
OdpowiedzUsuń