Jak się zaczęło..?
Świat dopiero się kształtował. Liczne planety, wiele różnych rzeczywistości, z których każda w sposób znaczący wyróżniała się od pozostałych. Dziwne stworzenia, jeszcze dziwniejsi bogowie. Siły, które do dnia dzisiejszego pozostały niezidentyfikowane i nieokreślone.
Każda rzeczywistość rządziła się swoimi prawami, miała stwórców, którzy kreowali ją w dowolny sposób. Jedną z nich było Xia – kraina istot zwanych ludźmi, zamieszkiwana również przez stworzenia określane elfami, krasnoludami oraz rzeszą innych, których wymieniać tutaj nie trzeba. Świat ten stworzyli bogowie zrodzeni z mgły, czy też czegoś na jej wzór. Nikt, nawet oni sami nie wiedzieli jak się pojawili, kto im pomógł. Po prostu byli. Od zawsze i na zawsze. Nazywano ich Stwórcami i stali na szczycie hierarchii wszelakiej
Świat wymagał rozwinięcia. Zaczęły pojawiać się planety, wody, góry, roślinność i stworzenia. Siwon, Hero, Monster oraz Dragon sprawnie wszystkim się zajęli i wkrótce świat ich stał się przepięknym miejscem, nad którym z radością czuwali. Na poniektórych planetach stworzyli życia, które wymagały ciągłej opieki, dlatego też postanowili dać początek kolejnemu pokoleniu bóstw, które pełnić miały rolę pomocników. Ze stulecia na stulecie pojawiały się pomniejsze bogini i bogowie, których zakres zdolności był mocno ograniczony. Czterech Stwórców zostało ich patronami i miało pilnować, by swoją pracę wykonywali sumiennie. Po wielu latach panteon bóstw był tak rozbudowany, że boskie stworzenia zaczęły swoje własne życie i tworzyły nowe historie.
Na planetach stworzonych przez Stwórców pojawiły się liczne kulty, które związane były z danymi bóstwami. Wiele słabych bożków dzięki modlitwom i miłości wzmocniło swoją pozycję. O prawdziwych Bogach nikt już nie pamiętał, a ich czczenie po czasie zniknęło. Nikomu jednak to nie przeszkadzało. Stwórcy nie mogli utracić swoich mocy, jednym gestem Dragon mógł pozbawić życia zbuntowanego nieszczęśnika.
Monster dał początek egzystencji wielu bogów, jednak do swojego drugiego pokolenia bogów miał szczególny sentyment. Kilkaset lat temu, przy pomocy Siwona stworzył Jimina – bóstwo mogące łączyć swoją duszę ze wszelaką zwierzyną oraz tworzyć ich hybrydy, nawet magiczne. Drugim jego dzieckiem został Suga, którego obdarował magią ziemi i roślinności. Kolejny pojawił się Heechul, podniebny bożek, delikatny niczym najpiękniejszy obłok, po nim nadszedł czas na wodnego pana Hope. Ostatnim jego dziełem został V, bóg ognia i światła. Monster niezmiernie kochał tych bogów, traktował ich z pewną wyższością w porównaniu do reszty swoich stworzeń.
Każdy z nich był inny, nie dało się do któreś podejść w taki sam sposób jak do pozostałych.
Jimin należał do osób opanowanych, wręcz pozbawionych emocji. Do wszystkiego podchodził ze stoickim spokojem, nie dawał się wyprowadzić z równowagi. Mogłoby się wydawać, że jest też najrozsądniejszy, jednak to Suga wykazywał się mądrością, przez co ci dwaj często mieli problem z zaakceptowaniem poczynań pozostałej trójki. Hope był strachliwy i wszystko rozumiał opacznie, był jednak kochającym bogiem, na którym wszyscy mogli polegać. Heechul wręcz ociekał słodyczą, jednak jego naiwność była dość kłopotliwa. V zaś był szalony, niczym ogień, którym władał. Postępował tak, jak kazały mu emocje i nie zważał na problemy, jakie mogą z jego zachowań wyniknąć.
Ich zdolności były wybitne, szybko wybili się na tle innych bóstw i stali się, pomimo wielu wad, najidealniejszym dziełem Monstera. Szczególnie najmłodszy V sprawiał, że uśmiech nie schodził z jego twarzy. Pozwalał mu na więcej, co czasami Hope doprowadzało do złości, jednak nie śmiał sprzeciwić się i nieodpowiednio odezwać do Stwórcy. Odsuwało to go jednak od ognistego pana, co pozostali bogowie tłumaczyli ich przeciwnymi zdolnościami, zaś zabawy V traktowali z przymrużeniem oka. Gdy uciekł na ziemię, nic nie zrobili. Nie czuli złości, bowiem po rudzielcu mogli spodziewać się wszystkiego. Heechul zaś, z pewnego rodzaju fascynacją, obserwował jego poczynania i sam zapragnął poznać ludzi. Hope próbował wyperswadować mu to z głowy, jednak rozmarzonemu bożkowi nic nie przemawiało do rozumu.
Uciekł więc do jednego z królestw - Junier i pod postacią młodego chłopaka, postanowił rozpocząć swój nowy epizod, podobny do tego V. Niczego nieświadomy zjawił się w królewskim ogrodzie, gdzie spotkał mężczyznę, który miał zmienić jego życie.
~*~
Ostatnie dni w Niamh nie należały do najspokojniejszych. Niby to tylko posąg, kawałek kamienia, jednakże wyryte w głowach prostych ludzi przekonania miały ogromną siłę - nie ma ognia w świątyni, nie ma więc i boga.
Tłumy wiernych odprawiało w swoich domach, jak i przed kaplicami modły, nie tylko w stolicy. Cały kraj odczuwał dziwny strach, obawiał się tego, co mogło w każdej chwili nadejść. W końcu nikt nie znalazł wytłumaczenia. Główny kapłan, jak i najwyższa rada, byli bezsilni, nie mogli uspokoić własnych serc, cóż więc zrobiliby w starciu z rozjuszonymi mieszkańcami? Sami od zawsze manipulowali niewyuczonymi rzeszami, oratorskimi zdolnościami uzależniając ich od czczenia V. Teraz ta przesadna wiara odbijała się negatywnie na całym państwie - czuli się więc poniekąd winni.
Nie można było powiedzieć, że sami wątpili w zwierzchnictwo ognistego pana. Bez wątpienia pomagał im i wspierał wojska w każdym ruszeniu, jednak czasami ich opowieści były z lekka przekoloryzowane. Było jednak za późno.
Cóż jednak było w tym wszystkim najgorsze? Sąsiedzi. Spora część obywateli obawiała się ataku, bowiem nie tylko w Niamh wierzono we wstawiennictwo ognia. Legendy i ustne opowieści dotarły do innych narodów, które widząc liczne zwycięstwa po stronie rodu królewskiego, zaczęły wierzyć w udział sił boskich w bitwach.
Król nie miał spokoju. Zewsząd napływały listy, prośby o audiencje, zaś kapłani za wszelką cenę chcieli przedyskutować z nim różnorakie plany, w celu zbadania tej nieszczęsnej sytuacji. Nawet jeśli sam był niechętny w stosunku do kultu, to nie mógł zignorować tysięcy poddanych.
Dopiero wieczorami, gdy królestwo udawało się na spoczynek, mógł w spokoju odetchnąć we własnej komnacie, oddając się czytaniu. Los jednak bywa kapryśny i równo siedemnaście dni od incydentu coś zakłóciło jego spokój. Początkowo mógł on uznać dziwny cień za omam, zwykłe przewidzenie, nie trwało to jednak zbyt długo. Wkrótce przy oknie pojawiła się postać, nieco bardziej smukła i bez wątpienia piękniejsza od zwykłych ludzkich dziewcząt i chłopców. Jej złocista skóra odbijała blask księżyca, a ciemne oczy patrzyły wprost na króla, jakby znały go doskonale.
Delikatny, pełen gracji krok. Później następny. Zjawa czuła się swobodnie, nie krępował ją postawny mężczyzna.
- To chyba najwyższy czas na rozmowę, nieprawdaż? - odparła istota, a król mógł odkryć jej płeć. Zdecydowanie ten głos musiał należeć do mężczyzny. Intruz opadł na krzesło stojące najbliżej niego. Dopiero teraz król mógł przypatrzeć się jego twarzy. Nie była ludzka, jednak znajoma. Podobna do kamiennej statuy, która przed kilkoma dniami zniknęła. - Poznajesz mnie?
Mężczyzna wbił w niego spojrzenie, początkowo nie mając pojęcia, czy reagować gwałtownie, czy wręcz przeciwnie. Komnata jego była usytuowana dość wysoko, niemożliwym było wspiąć się tutaj, chociaż z drugiej strony ludzie nie posiadali rogów. Demon? Diabeł? Urojenie? Nie miał pojęcia, nie znał nikogo takiego. Zacisnął dłonie na brzegu drewnianego regału, dość stanowczym i obojętnym tonem odpowiadając.
- Nie znam cię, więc opuść mój zamek, nie życzę sobie sztuczek w mym otoczeniu. - nie wyglądał na wystraszonego, wręcz emanował pewnością siebie. V niezbyt to się spodobało, a mężczyzna nie przestawał. Ruszył w stronę specjalnego pokrętła, kładąc na nie dłoń. - Przysłał cię tu ktoś? Nienawidzę magów, więc radziłbym ci zniknąć bez względu na to, kto jest twoim panem. Nie poradzisz sobie z moją armią, a nie okażę ci litości, anty-magowie również. - uśmiechnął się z pogardą, chociaż tak skrzywioną twarz próżno nazwać uśmiechem.
- Ranisz moje uczucia. - westchnął, opierając brodę o oparcie siedziska. Ciemne oczy wpatrzone były w mężczyznę i bacznie śledziły każdy, nawet najmniejszy jego ruch. - Jestem istotą, którą powinieneś wielbić ponad wszystko. Mężczyzną którego czci każdy, poza Tobą. Chcesz mnie obrazić, czy też zwyczajnie igrasz z moją cierpliwością? - przechylił głowę na bok, jakby nad czymś się zastanawiał. Zachowanie króla go nie dziwiło. Obserwował go od urodzenia, wiedział czego się spodziewać jednakże fakt, że nie poznawał jego twarzy był dość krzywdzący. Widywał go tak często... Tyle razy chylił czoła przed jego wizerunkiem. Nawet jeśli było to z powodu obowiązków i pozorów, to ten brak zainteresowania nie podobał mu się.
- Nie jestem wysłannikiem kogokolwiek. Przybyłem tu z własnej woli, doprowadzając miliony istnień do szaleństwa. - uśmiechnął się z wyższością. - Oszczędź kłopotu swoim anty-magom, nic tu nie zdziałają. Nie poznajesz swojego V?
- V? Ach. Bożek nie powinien siedzieć zamknięty w świątyni? - prychnął, zabierając jednak dłoń z przedmiotu. - I nie byłeś wcześniej kamieniem? Lepiej znikaj, tam byłeś chciany, tutaj niekoniecznie spotkasz się z przychylnością. A i możesz stracić, bo jakiś bożek szybko zająłby twoje miejsce. W świątyni ci się pokłonią, ja nie zniżam się do takiego poziomu. Raz dwa! Żegnam, nic tu po tobie. - machnął dłonią jak na psa. Słowa mężczyzny odrobinę go zirytowały. Był bezczelny, pewny siebie i okropnie antypatyczny. Nie myśląc wiele pojawił się tuż przed nim, patrząc mu głęboko w oczy.
- Jestem znudzony. Brak jakiejkolwiek aktywności odbił się na mnie nieco negatywnie, więc postanowiłem przybrać ludzką postać. - zaczął swoją przemowę mając nadzieję, że król nie zacznie robić głupstw. - Bogów jest w gruncie rzeczy bardzo niewielu, a Twój kraj miał to szczęście, że postanowiłem go wesprzeć i uniemożliwić waszym wrogom zdobycie tych ziem. Nie jesteś mi wdzięczny? - jego aksamitna dłoń spoczęła na ramieniu króla, zmuszając go tym samym, by poświecił mu więcej uwagi. - Mam wiele powodów, by tu teraz przed Tobą stać. Bądź dla mnie milszy, to wyjdzie Ci tylko na dobre. Nie chcę Twojego nieszczęścia, jestem tu w dobrej wierze. Kłanianie się nic nie zmieni w mojej egzystencji, więc nawet tego nie oczekuję, dlatego przestań traktować mnie jak wroga.
Odsunął się od niego na krok, lustrując go uważnie wzrokiem. Był najodpowiedniejszym kandydatem do realizacji jej planów, musiał go tylko odpowiednio przekonać. Jego niechęć do bóstw była małą przeszkodą, jednak w końcu jest on jednym z panów świata, to nie powinno być dla niego trudne.
- Musisz coś dla mnie zrobić. Na dzień dzisiejszy jest to coś błahego, jednak niezbędnego dla realizacji dalszych mych planów. - jego ton głosu był spokojny, niezbyt proszący. - Rozkaż któremuś z rzeźbiarzy, by wykonał jak najszybciej pomnik identyczny do poprzedniego, po czym zabij go. Wszystko musi pozostać tajemnicą. I zanim odmówisz... Pamiętaj, że pozbędziesz się problemu, jakim jest tłum i kapłani. Sam nie jestem w stanie tworzyć czegoś takiego, mogę mieć jedynie jedną formę w danym momencie, a nie chcę kolejnych wieków podróżować pomiędzy światem duchowym, a zimnym pomnikiem.
- Taki z ciebie wielki bóg, więc sam się tym zajmij. Czym dla ciebie jest taka błahostka jak stworzenie jakieś tam figurki? - prychnął lekceważąco mężczyzna. Wyprostował się i założył ręce na piersi, unosząc nieco jedną brew, by jeszcze dobitniej pokazać, że jego motywacja nie jest zbyt nasilona, o ile rzecz jasna w ogóle istnieje. - Czyżby twoja potęga wykraczała poza zakres tak marnych sztuczek? Nie chcę być nieuprzejmy, jednak do niczego nie jesteś mi potrzebny, nie czuję się zobligowany do czegokolwiek. Mój ród od zawsze sobie radził, co widać doskonale, jesteśmy najpotężniejsi. - duma niemal go rozsadzała, ku temu wątpliwości nie było. - Mów czego chcesz tak naprawdę i znikaj, marnujesz mój czas.
- Moja moc nie sprawi, że zaczną pojawiać się pomniki, dzieci rodzić, czy też nie jestem w stanie wyczarować Ci teraz pieczonego bażanta. Jesteś człowiekiem mądrym, więc powinieneś zrozumieć, że nie ma bytu zdolnego do wszystkiego. Mogę za to doprowadzić do śmierci, zniszczyć miasto oraz wpłynąć na losy walki. Jestem bogiem, nie wróżką. Zresztą potęga to pojęcie względne. - uśmiechnął się sam do siebie. W gruncie rzeczy był interesujący, chociaż niezwykle denerwujący w swoim stylu bycia. - Och. Niewątpliwie ród twój silny jest i dzielny, jednak nie zawsze same zdolności wystarczą by wyjść obronną ręką z każdej potyczki. Może i to dla Ciebie absurdalne, jednak gdy czasami któryś przeciwnik niechcący zajął się ogniem, z niewiadomych przyczyn stracił orientację czy też miał po prostu pecha, to nie była wyłącznie zasługa twego ojca, a natury. Ja jestem tą naturą, która z racji niemałej złośliwości, znudzenia i sympatii postanowiła odrobinę przeszkodzić waszym wrogom. - odparł, przysiadając na brzegu królewskiego łoża. - Nie mówię tego, by się przechwalać czy też wywierać na Tobie presję. Chcę tylko zauważyć, że czasami pomoc jest niezbędna. I przynosi ogromne zyski. Bądźmy szczerzy ze sobą... Bardziej opłaca Ci się traktować mnie oschle i niemiło, czy też współpracować i mieć z tego same korzyści? Pamiętaj, że mogę więcej niż wszyscy ludzie razem wzięci. Nie jestem bezużyteczny jak magowie, mojej mocy nie uciszą też twoi ludzie. Same pozytywne aspekty, nie sądzisz?
Manipulacje nim nie wchodziły w grę. Nie, żeby przekraczało to jego możliwości. Nie chciał po prostu tracić zabawy. W końcu po setkach lat siedzenia w świątyni potrzebował rozrywki, której tutaj doświadczał.
- Nie musisz się mnie bać. Czy zrobiłem coś, co mogłoby cię przerazić czy urazić? Nie, więc daruj sobie. Co zaś do moich pragnień... Chcę wielu rzeczy, jednak nie jesteś w stanie dać mi ich tu i teraz. To dłuższe przedsięwzięcia, które wymagają sporej mobilizacji i bez wątpienia wielu ofiar. Bym osiągnął cel, potrzebuję wpierw przejść przez dłuższe przygotowania. Sprawa jest bowiem natury boskiej. Nie odejdę więc, mogę jednak dzisiaj dać ci spać, nie męcząc dodatkowo. Możemy porozmawiać gdy pomnik zagości w murach świątyni i ludzie przestaną cię nachodzić.
- Tak tak. Znikaj! - machnął dłonią, jakby odganiał robaka.
Niezadowolony z tak nieodpowiedniego ignorowania jego osoby i swoistego wypędzenia, V zniknął niczym duch, jednak przy pomocy swoich zdolności nie zaprzestał obserwacji władcy. Jego obawy były aż nadto widoczne, jednak odrobinę niepoważne. Widział, że król ukrył się w jakimś odosobnionym pomieszczeniu, w którym zazwyczaj nie przebywał. Czy sądził, że ukrycie się gdziekolwiek pomoże mu w starciu, które mogłoby go spotkać w razie jego złości? Jeden gest, a cały zamek stanąłby w płomieniach, jedno spojrzenie, a krew w nim zaczęłaby wrzeć. Nie musiał go dotykać, nie potrzebował broni czy nawet przebywanie w jednym pomieszczeniu było zbędne. Jego władza nad żywiołem była o wiele potężniejsza, niż mógłby to pojąć ludzki umysł. Cóż, nie było co się nad tym roztrząsać. Skoro czuł się bezpieczniej śpiąc w ukryciu, to pozwoli mu wierzyć w jego przebiegłość.
Dalsze przebywanie w tym miejscu było już dzisiaj zbędne, udał się więc do świątyni, ukrywając swoją obecność przed wiernymi i kapłanami. Przysiadł niewidzialny dla ich oczu na ołtarzu, obserwując uważnie ich przerażone twarze. Dla każdego boga modlitwy wiernych były ważne. To one dodawały im siły i pozwalały istnieć. Bóstwo bez wyznawców nie istniało, znikało. Po prostu umierało.
V nie obawiał się o swoją pozycję, bowiem mieszkańcy Niamh byli niezwykle pobożni i niemal codziennie odprawiali rytuały na jego część, co tylko wzmacniało jego siłę. Ostatnie dni zaś były niemal przesadzone pod względem jego kultu, co mogło go tylko radować.
Nie zastanawiając się wiele spojrzał na dwie pochodnie stojące obok ołtarza i z uśmiechem na twarzy sprawił, że ogień powiększył się do niebotycznych rozmiarów. Zwykle nie był skory do cudów i dawania znaków innym, jednak sytuacja wymagała użycia boskich mocy.
Twarze zgromadzonych skierowały się w jednym momencie na płomienie. Strach, nadzieja, czasami i przeogromna radość. Każda osoba inaczej zareagowała na ten gest, jednak wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że bóg ich słucha.
Kapłanka, która z wiernymi odprawiała modły padła na kolana.
- Pan nasz! - wyjąkała, zaś ludzie uczynili to samo. V tylko uśmiechnął się, po czym zapalił wszystkie świece, które znajdowały się w świątyni, następnie rozpływając się w powietrzu.
Ubrany na biało mężczyzna siedział nad brzegiem jeziora w krainie oddalonej o kilka dni drogi od Niamh, wzdychając. Jego dłoń dotykała chłodnej wody, mącąc ją przy okazji.
- To przygnębiające, nie sądzisz? - uniósł głowę i spojrzała na niskiego blondyna o zaróżowionych polikach. Ten wzruszył tylko ramionami, wgryzając się w dorodne jabłko, po czym odchylił głowę, patrząc w rozgwieżdżone niebo.
- Martwisz się na zapas, Hope. Sądzisz, że Monster pozwoli na to, by sytuacja wymsknęła się spod kontroli? - odpowiedział mu, nieco zirytowany zachowaniem towarzysza. - V zrobił już pierwszy krok, teraz czas na nas. Nie możemy pozwolić mu czekać. Wszystko się posypie, jeśli będziemy zwlekać i to nasz jedyny problem. Uspokój się.
Hope skinął głową, jednak nadal miał wątpliwości, których zapewne nic i nikt nie mógł rozwiać.
Nazajutrz w całej stolicy mówiono o szalonym ogniu w świątyni i cudach, które miały zdarzać się niemal wszędzie.
V poza jednym zdarzeniem nie maczał w tym palców, jednak wyobraźnia i zwykły zbieg okoliczności powiększył jego zasługi, co w zasadzie mu się podobało. Ludzie się cieszyli, więc nie musiał się martwić o to, że pójdzie w zapomnienie poprzez swoje zniknięcie.
Ciekaw była króla, jednak postanowił póki co dać mu ochłonąć. Jego noce były raczej niezbyt spokojne, więc denerwowanie go z samego rana było co najmniej nieopłacalne.
***
Ubrany na biało mężczyzna siedział nad brzegiem jeziora w krainie oddalonej o kilka dni drogi od Niamh, wzdychając. Jego dłoń dotykała chłodnej wody, mącąc ją przy okazji.
- To przygnębiające, nie sądzisz? - uniósł głowę i spojrzała na niskiego blondyna o zaróżowionych polikach. Ten wzruszył tylko ramionami, wgryzając się w dorodne jabłko, po czym odchylił głowę, patrząc w rozgwieżdżone niebo.
- Martwisz się na zapas, Hope. Sądzisz, że Monster pozwoli na to, by sytuacja wymsknęła się spod kontroli? - odpowiedział mu, nieco zirytowany zachowaniem towarzysza. - V zrobił już pierwszy krok, teraz czas na nas. Nie możemy pozwolić mu czekać. Wszystko się posypie, jeśli będziemy zwlekać i to nasz jedyny problem. Uspokój się.
Hope skinął głową, jednak nadal miał wątpliwości, których zapewne nic i nikt nie mógł rozwiać.
***
Nazajutrz w całej stolicy mówiono o szalonym ogniu w świątyni i cudach, które miały zdarzać się niemal wszędzie.
V poza jednym zdarzeniem nie maczał w tym palców, jednak wyobraźnia i zwykły zbieg okoliczności powiększył jego zasługi, co w zasadzie mu się podobało. Ludzie się cieszyli, więc nie musiał się martwić o to, że pójdzie w zapomnienie poprzez swoje zniknięcie.
Ciekaw była króla, jednak postanowił póki co dać mu ochłonąć. Jego noce były raczej niezbyt spokojne, więc denerwowanie go z samego rana było co najmniej nieopłacalne.
Zapraszam do komentowania ;)
Ledwo początek, a już wspaniałe ^.^
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej <3
Łoooooł :o
OdpowiedzUsuńTo... To jest zajebiste ;o;
Nie mam pojęcia, co jeszcze napisać ;;
Jak to możliwe, że wszystko, co napiszesz jest takie piękne?? *-*
V jako bóstwo TuT Tak bardzo UB ♥
Ciekawa jestem, czy król przystanie na propozycję Tae ^^
INUB skomentuję jutro, bo nadal nie mogę po nim ochłonąć ;-;
Weny i czekam na kolejne rozdziały ♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
MinMin
Taeś jako bóstwo *~* .Jak przeczytałam że Monser i Siwon stworzyli Jimina poryczałam się ze śmiechu XD.Apropo Jimina.Poważni i bez emocji Jimin i Hope poprostu mnie zaskoczyli.Jakim niby cudem?Czekam i weny ci o biasko nas wszystkich czytających cię!❤
OdpowiedzUsuńZapowiada się dosyć ciekawie ~
OdpowiedzUsuńCóż, na pewno będę śledzić tą historię, ale najpierw to muszę się w nią wczuć :3
Powodzenia! ♥
Cudo! Super Rozdział. Taetae jako bóstwo to się będzie działo. Zapowiada się ciekawie. I to jak Monster z Siwonem stworzyli Jimina, Suge, Hobiego i Tae... Jeny nie chce wiedzieć jak oni to zrobili (ja i moje zboczone myśli) No i Oczywiścię Jimin bez emocji... Wyobrazić sobie tego nie mogę xD Jest też taka mała sprawa... JA ŚLEPA JEST CZY TU NIE NA NIGDZIE CIASTKA! Błagam powiedz że będzie potem... Lub jestem ślepotą i nie zobaczyłam go w tym rozdziele. Nie przeżyje bez niego!
OdpowiedzUsuńWiem, wiem dramatyzuje ale Kookie to mój UB więc... Rozumiesz sama...
Nie pozostaję mi teraz nic innego jak cZekać na nexta i Oczywiście nexta INUB. Już nie mogę się doczekać ^^
Pozdrawiam i śle wene ^~
Miałam iść spać, ale jednak postanowiłam jeszcze poświęcić trochę czasu i to przeczytać.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc kejpop, a fantastyka nijak do siebie pasują i prawie w ogóle nie akceptuję tego połączenia, ale to mi się podoba xD No i mój kochany UB jako bóstwo ognia *-* Wiedz, że cię kocham Rei *-*
Jestem ciekawa, co takiego V planuje, czy król zgodzi się na jego propozycję i...czy tylko mi się zdaje, czy imię króla się nie pojawiło? Xd *o ile o tej porze tego nie pominęłam to Jestem tego również ciekawa*
to opowiadanie zdecydowanie odbiega od wszystkich innych, jakie do tej pory czytałam, co cieszy mnie bardzo ^^
Weny!
tak szczerze, nie spodziewałam się takiego czegoś, i zazwyczaj nie lubię fantastyki połączonej z kpopem..ale tutaj jest okej!
OdpowiedzUsuńczy tu nie ma nigdzie Kooka
jak go tu nie bedzie to nie przezyje ok, w koncu UB ://
Jimin bez emocji..nie pasuje mi to do niego XDD
po 1 rozdziale za wiele nie moge powiedziec, no ale bede to czytala bardzo chetnie dalej!!(nie umiem pisac ok)
czekalm na dalsze rozdzialy <3 no a INUB juz sie doczekac nie moge!<3
ubieraj sie cieplo i duzo jedz, nie przemeczaj sie!!!
Omg! To jest genialne! AGDWFGSJKM!
OdpowiedzUsuńJak tak można! Ahh V oczywiście że jest boskim bogiem! UB <3 Pls daj już kolejny rozdział.
Jestem tutaj pierwszy raz i ten blog jest już jednym z moich ulubionych blogów! A tym bardziej uwielbiam serie 'Bad Boys" <3 Czekam na scenariusz z VKook ^^
OdpowiedzUsuńMonster jednym z największych bogów!
OdpowiedzUsuńNo i miodzio!
Interesujący początek. V jako główna postać i dodanie osób z innych zespołów, to naprawdę dobre połączenie.
Mam nadzieję, że dalsze części będą równie dobre.
Czekam na końcówkę INUB
(tak, wiem. Pewnie masz już dosyć tego, że ciągle Ci o tym przypominam)
Pozdrowienia kochana!
Weny :D
Afsdfhjkgf
OdpowiedzUsuńKkk...okej...dobra opanuj feelsy...*powoli oddycha*
REI moja kochana biasko ty wiesz jak człowiekowi wbić do serca...! ~(ಡuಡ)/
Aaaa kocham takie wątki fantastyki!
A Kejpopowa fantasy to już wgl superrr, jak wpadłaś na ten pomysł??
I V bogiem ognia..aww
Podoba mi sie to jak dopasowałaś moce i wgl sam początek jak z jakiejś legendy!
Przyznam tak jak reszta,
Jimin poważny coś mi tu nie gra...ale mam nadzieje ,że to sie jeszcze zmieni i pobudzisz jego boskość ;)
Eyyy...czy mi też sie wydaje ,czy tu serio nie ma Ciastka?
Hmm akcja wciąga, jak zawsze genialne opisy, RapMon głównym bogiem, kt stworzył reszte BTS...to takie prawdziwe^^
, jestem też strasznie ciekawa co wykombinował V
i czy będą jakieś wątki miłosne...
Jednym słowiem ZAJEBISTE!
Będe śledzić ,bo mnie zainteresowałaś tym jakże oryginalnym stylem pisania,czekam na mój kochany INUB i rozdział II tego ,weny życze Rei unnie WENYY~
KaRuno Park Soo Kyung
Dziękuję za Suju ♥ przyznam się bez bicia, że to zupełnie nie moje klimaty, ale sądzę że się rozkręci i z przyjemnością będę je śledzić. Weny :)
OdpowiedzUsuń