Kocham was za te wszystkie komentarze ♥
Jako, że INUB się skończyło (tak, ja też z tego powodu płaczę), a dużo osób chyba ma niedosyt Jikooka... Albo nie będę niczego zdradzać ;D
Enjoy! I zapraszam do komentowania ^^
~Neko
Rzucił okiem
w szybę pobliskiego sklepu, udając, że ogląda wystawę. Znów ktoś go śledził. Na
początku myślał, że to ten dziwny chłopak. Taehyung...? Chyba jakoś tak się
zwał. W szybie jednak, zobaczył odbicie kogoś zupełnie innego. Dorosły
mężczyzna o różowych włosach i twarzy gangstera. Śmieszne połączenie. Gdzieś
już go widział... Poprawił grzywkę i poszedł dalej, intensywnie myśląc.
Taehyunga mógł zignorować. To był tylko dzieciak. Prawdopodobnie jakiś
wyjątkowo ciekawski znajomy Jungkooka. Ale tym razem sprawa wydawała się
poważniejsza. Czy to przypadkiem nie był Namjoon? Ma przesrane, jeśli to on. Gwałtownie
skręcił w jedną z bocznych uliczek. Fuck, nie nabrał się na to. Czemu musiał mieć
takiego pecha?! Żeby teraz nawet mafia czegoś od niego chciała... Przecież z
nimi nie zadzierał. Czego oni wszyscy chcą? Czemu ludzie nie mogą zostawić go w
spokoju?! Przygryzł wargę. Co teraz? Zwiewać i jakoś go zgubić? Nie wypali. Nie
był najszybszy, dogoni go. Więc zostaje dowiedzenie się o co chodzi lub
zignorowanie i czekanie na to co różowowłosy zrobi... Dobra Yoongi, co ci
szkodzi. Weź się w garść chłopie. Nie masz nic do stracenia. Życie i tak cię
nienawidzi. Zatrzymał się.
- Czemu za mną idziesz? – zapytał spokojnie. W
środku jednak cały drżał. Nie miał ochoty na umieranie z rąk mafii. Mężczyzna
stanął tuż za nim.
- Suga. Jeden z najlepszych dealerów
narkotykowych w mieście, nieznany praktycznie przez nikogo – zaczął mężczyzna.
Usłyszał dźwięk odpalanej zapalniczki, po czym zza pleców doszedł go zapach
papierosowego dymu – Wiesz jak ciężko znaleźć cokolwiek na twój temat?
Yoongi
milczał.
- Chcę byś dla mnie pracował. Jako prywatny
dealer. Ty załatwiasz towar, ja pieniądze. Proste, nie? – Namjoon rzucił
niedopałek na ziemię, gasząc go czubkiem buta.
Ach więc o
to chodzi. No super. To się wkopał. A tak się starał działać cicho...
- To jak, umowa stoi?
- Chyba śnisz – prychnął. Odwrócił się do
mężczyzny, patrząc mu prosto w oczy. Był zły. Wszystkim zależało tylko na
jednym. Wszyscy myśleli, że pieniądze są najważniejsze. Że wszystko załatwią.
Brzydził się tym. Zepsuty, chory świat. Niech się udławią tym hajsem.
Mafiozo
wyglądał na zaskoczonego. Pewnie nie spodziewał się, że ktoś mu odmówi. Takie
sytuacje musiały zdarzać się bardzo rzadko albo w ogóle. Zwłaszcza, gdy szedł
załatwić coś osobiście. Ludzie za bardzo się go bali.
- Czemu? Oboje wyciągniemy z tego spore
korzyści. Ile chcesz? Kasa to dla mnie żaden problem...
- Wsadź se w dupe te brudne pieniądze! –
Splunął pod nogi mężczyźnie. Poniosło go. Pewnie będzie tego żałował, ale teraz
miał to gdzieś. Nie rozumiał ludzi. Nie rozumiał co jest niezwykłego w jakichś
banknotach. Nie rozumiał tego jak funkcjonuje ten świat i pewnie dlatego życie
ciągle dawało mu w kość.
- Powtórz to... – wycedził Namjoon, chwytając
Suge za skórzaną kurtkę i podnosząc do góry. Był lekki, słaby. Nie dałby rady,
gdyby doszło do bójki.
- Wypchaj się tym hajsem, śmieciu – Yoongi
uśmiechnął się kpiąco. Miał gdzieś, że zaraz oberwie. I dobra. Niech go pobije.
I tak już miał tego wszystkiego dosyć.
Oberwał w
twarz. Potem uderzył plecami o ścianę. Osunął się na ziemię. Nawet nie próbował
sie bronić. Dostał w brzuch, zaczął kaszleć. A potem ni stąd ni zowąd wybuchnął
śmiechem, co tylko bardziej rozwścieczyło mężczyznę. Ból. Czerwień. Rozmazany
obraz. Czyjś krzyk. Czekał na kolejne ciosy, które nie nadchodziły. Przestał
być atakowany. Spróbował się podnieść, by zobaczyć co się dzieje. Różowowłosy
osłaniał twarz rękoma, oparty o ścianę. W końcu, klnąc na czym świat stoi, odepchnął
napastnika i uciekł. Świat zawirował. Yoongi opadł na ziemię z cichym jękiem.
- Yah, Suga. Yah! – jaki głęboki głos... Do
kogo należał? Gdzieś już go słyszał... Kim jesteś? Czy to ważne...
- Suga, kurwa, ocknij się kretynie! –Ach, przecież
to on. Zabawne. Dlaczego znów tu jest? Dlaczego znów go przytula? Ale w
sumie... To takie przyjemne... Niech już tak zostaną...
- YOONGI, IDIOTO!
- Tae...hyung...
Stracił
przytomność.
***
Ciepło.
Słodki zapach perfum roznosił się po pomieszczeniu. Otworzył oczy. Zmartwiona
twarz Taehyunga to pierwsze co zobaczył. Chłopak był zajęty nakładaniem jakiejś
maści na jego ślady po pobiciu. Gdzie był? Co to za miejsce? Poruszył ręką,
Taehyung podniósł głowę.
- Yoongi! Jak się czujesz? – Yoongi. Jego
prawdziwe imię, o którym tylko Jungkook wiedział. Skąd je zna? Tylko Kook go
tak nazywał. Tylko on był w stanie tak czule się nim opiekować. Kim jesteś, Kim
Taehyung? Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć. Zawahał się, po czym zamknął je,
nie mówiąc nic. Spróbował się podnieść.
- Leż! – rozkazał Tae, widząc to – Musisz
odpoczywać. Zaraz zrobię coś do jedzenia.
Silne
ramiona Taehyunga stanowczo położyły go z powrotem na łóżko. Nie przeciwstawiał
się. Patrzył jak chłopak opiekuńczo przykrywa go kocem, po czym odwraca się z
zamiarem wyjścia z pokoju. Chwycił go za rękaw koszuli. Ten spojrzał na niego
zdziwiony. Yoongi czuł się źle, nie fizycznie. To przecież tylko parę siniaków
i zadrapań, nic nowego. Gorzej było z jego psychiką. Tak bardzo nie chciał być
teraz sam...
- Zostań... – wyszeptał. Pojedyncza łza
spłynęła po jego policzku. Co za upokorzenie... Co z ciebie za mężczyzna, Min
Yoongi.
Taehyung
uśmiechnął się, ścierając ją wierzchem dłoni. Suga zamknął oczy. Poczuł jak
łóżko ugina się pod ciężarem właściciela. Chwilę później słodki zapach Tae
otoczył Sugę, tak samo jak jego ciepłe ręce. Wyciągnął dłonie, zaciskając swoje
chude palce na koszuli chłopaka. Zadrżał. Łzy popłynęły strumieniem spod jego
zamkniętych powiek. To było takie zawstydzające. Dorosły facet, który płacze jak
dziecko. Zupełnie bez powodu.
- Shh... – niezwykle niski głos szeptał
uspokajająco prosto do jego ucha – Już dobrze, jestem przy tobie.
Przysunął
się bliżej, wtulając twarz w klatkę piersiową Taehyunga. Nie pamiętał kiedy
ostatnio czuł się tak bezpiecznie.
***
- Jiminnie...
Podniósł
głowę znad książek. Głos Kooka brzmiał inaczej niż zwykle. Cicho, spokojnie...
Leżał na jego łóżku, bawiąc się swoim ulubionym przedmiotem. Jimin czasem się
zastanawiał, czy nie podpali mu kołdry.
- Hm? – dał znać, że słucha, odrywając wzrok
od palców przyjaciela.
- Czy jeśli ktoś wyciąga cię zaćpanego z
klubu, to jest normalne?
- Jin? Chyba tak, skoro jesteście parą –
odwrócił się z powrotem do stosu papierów na biurku. Nie miał ochoty na wysłuchiwanie
opowieści o nowym chłopaku Jungkooka. Poza tym miał naprawdę dużo nauki. Jego
szkoła była na dużo wyższym poziomie niż szkoła jego przyjaciela. Na dodatek to
jego ostatni rok. Musi zdać z naprawdę dobrym wynikiem. Pochylił się nad
notatkami. Nie dane mu było jednak wrócić do wertowania ich.
- Nie, to nie był Jin – Jungkook usiadł – To
Kim Taehyung.
Jimin
obrócił się gwałtownie na krześle.
- Kto?
Kim
Taehyung? Ten chłopak co ostatnio nie chciał się odczepić od Kooka i wszędzie
za nim łaził? Kto to w ogóle był? Podobno wyglądał na bogatego dzieciaka i był
dziwny. Jego przyjaciel nie mówił o nim zbyt wiele, nie wyglądał na
zainteresowanego jakimś tam trzecioklasistą. Że też Taehyung go nie irytował...
Przecież zwykle nie znosił towarzystwa, zwłaszcza jakichś bogatych smarkaczy z
jego szkoły.
- Nie wiem, ledwo co pamiętam. Może mi się
śniło... – Jungkook wstał z łóżka i usiadł starszemu na kolanach – Myślisz, że
ten dzieciak może mi „zaszkodzić”?
- Tobie już nic nie zaszkodzi... – prychnął.
Odruchowo objął młodszego w pasie. Ten zaśmiał się na jego słowa. Był taki
śliczny, kiedy się uśmiechał... Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
I wtedy
zadzwonił telefon, niszcząc Jiminowi piękno owej chwili. Patrzył, jak jego przyjaciel
wyjmuje komórkę, a jego oczy rozszerzają się w wyrazie zdumienia. Przyłożył
słuchawkę do ucha.
- Jin hyung...
Jimin
przygryzł wargę. Poczuł jak chłopak zsuwa się z jego kolan. Chciał go
zatrzymać, chwycić za rękę i nie pozwolić odejść... Jego uda owiał chłód i
pustka.
- Co...? Jesteś tu?! Zaraz będę – patrzył jak
Jungkook kończy rozmowę i chwyta bluzę.
- Jiminnie, muszę iść. Odezwę się później.
- Baw się dobrze – zmusił się do uśmiechu.
Patrzył jak młodszy wybiega z jego mieszkania. Coś zakłuło go w klatce
piersiowej. Wstał i podszedł do okna. Widział jak Jin otacza Kooka ramieniem i
otwiera przed nim drzwi wypasionego samochodu. Patrzył, jak odjeżdżają, czując
jakby właśnie stracił coś bardzo ważnego. Bezpowrotnie. Zgniótł jedną z ważnych
notatek i rzucił przez pokój. Potem następną i jeszcze jedną. Aż w końcu
wszystkie leżały porwane i porozrzucane po całym pokoju. Opadł na łóżko,
próbując się uspokoić. Poduszki przesiąknięte były zapachem Kooka.
Poczuł jak
zbiera mu się na płacz.
***
Wsiadł do
luksusowego samochodu, rozglądając się z zaciekawieniem na wszystkie strony. Nawet
nie zdawał sobie sprawy, że jego chłopak jest taki bogaty. To by wyjaśniło
dlaczego wszystkie ich wspólne noce, spędzane były w najdroższych hotelach
Seulu. Jakoś wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Pewnie dlatego, że zwykle w
takich sytuacjach był pijany lub po narkotykach... Zresztą Jin go wyjątkowo
rozpraszał, sprawiając że nie mógł myśleć o niczym innym niż o jego zręcznych
palcach na swoim ciele.
- Podoba ci się? – Pokiwał głową, nie bardzo
wiedząc co odpowiedzieć. Czuł się szczęśliwy. Jego hyung przyjechał po niego,
mówiąc że się stęsknił. Czy to sen? Przecież Jin nigdy do niego nie dzwonił.
Pisał tylko wtedy, gdy miał ochotę na seks... Myślał, że Jinowi na nim nie
zależy.
- Cieszę się – nachylił się w stronę Jungkooka,
zapinając mu pas bezpieczeństwa. Przejechał delikatnie dłonią po jego policzku
– Jesteś taki piękny...
Serce
młodszego zabiło mocniej, gdy poczuł gorące wargi hyunga na swoich. To nie był
jeden z tych brutalnych, gwałtownych pocałunków, przepełnionych pożądaniem. Ten
był delikatny i czuły. Pełen miłości, chociaż tego ostatniego nie był pewien.
Nigdy nie kochał, ani nie był kochany naprawdę, więc nie znał tego uczucia.
- To gdzie chcesz, żebym cię zabrał? – zapytał
Jin, przerywając pocałunek.
Gdziekolwiek.
Gdzie oczy poniosą. Przed siebie. Na koniec świata.
„Wszystko jedno. Byle z tobą, hyung...”
***
- Hej Tae! – Pod jego mieszkaniem stał Jin.
Taehyung skrzywił się. Co on tu robił? Czego chciał? Ostatniej kłótni na pewno
mu nie wybaczył. To Jin, niemożliwe by tak szybko zapomniał o tym co Tae zrobił
jego ślicznej twarzyczce. Spojrzał na swojego byłego przyjaciela. Wyglądał tak
jak zawsze, jakby nic się między nimi nie wydarzyło. Z lekkim uśmiechem oparty
o ścianę budynku, obracał coś w palcach. Taehyung podszedł bliżej.
- Co tu robisz, Jin? – zapytał nieufnie.
Chłopak uśmiechnął się złośliwie.
- Przyszedłem sprawdzić jak się ma mój
przyjaciel, to takie dziwne?
Taehyung
oblizał nerwowo usta. Skupił wzrok na przedmiocie w rękach Seokjina. Zapalniczka.
Bardzo podobna do tej, z którą Jungkook się nie rozstawał. Wręcz identyczna.
Czekaj... Zapalniczka Kooka wyglądała na jedyną w swoim rodzaju. Niemożliwe,
żeby ktoś miał taką samą.
- Skąd to masz...
- To? – Jin zamachał mu zapalniczką przed
nosem – Od Kooka. Ładna, prawda?
W Taehyungu
zawrzało. W gniewie wyrwał przedmiot z rąk mężczyzny. Jin nie spodziewał się tak
nagłej reakcji. Lekko zaskoczony, patrzył jak młodszy rzucając wściekłe
spojrzenie, zatrzasnął za sobą drzwi mieszkania.
***
Yoongi
siedział na kanapie, przełączając kanały w telewizorze. Nie wiedział co tu robi,
nie było to jego mieszkanie. Czuł się jednak jak u siebie. Ba, nawet dostał
klucz... Po co? Dlaczego? Nie znał odpowiedzi na te pytania. Korzystał z
sytuacji, skoro nikt go stąd nie wyganiał a wręcz przeciwnie.
Usłyszał
dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili czyjeś ręce objęły go w pasie. Poczuł
ciepły oddech na swoim karku. Uśmiechnął się do siebie.
- Taehyung... – jęknął, przymykając oczy. Jego
wrażliwa szyja obsypywana była drobnymi pocałunkami, podczas gdy chłodne palce
Tae wsunęły się pod koszulkę, błądząc po delikatnym ciele starszego. Yoongi
westchnął, upuszczając pilot. Przedmiot potoczył sie po podłodze, gubiąc
baterie. Taehyung obrócił Sugę twarzą ku sobie, składając na jego ustach
najczulszy pocałunek, na jaki było go stać.
- Yoongi hyung... – szepnął, wpatrując się w
dealera smutno – Pociesz mnie...
Yoongiemu
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Widział smutek w oczach Tae, widział jego
ból. Nie wiedział co się stało, lecz nie był to czas na zbędne pytania.
Taehyung potrzebował ciepła. Potrzebował kogoś, kto pozwoli mu zapomnieć o
wszystkich przyziemnych problemach. A Yoongi zrobi wszystko, żeby mu w tym
pomóc.
Chwycił
podbródek Tae w dwa palce, delikatnie całując jego usta.
- Tae... Taeś, kochanie... – odgarnął jego
miękkie kosmyki z czoła.
- Obiecałeś.
- Nie boisz się? – Yoongi przygryzł wargę.
Wiedział, że nie powinien. Nie potrafił jednak odmówić temu uroczemu
dzieciakowi.
- Nie. Jesteś tu przy mnie, nie skrzywdzisz
mnie. Proszę...
Yoongi
skinął głową, sięgając do kieszeni. Nie chciał wciągać Taehyunga w narkotyki,
ale nie chciał też tkwić w tym w samotności. Poza tym Tae teraz tego
potrzebował, a od jednego razu nie powinien się uzależnić. Był zdecydowanie
zbyt uległy jeśli chodziło o tego chłopaka...
Raz jeszcze
ucałował jego pełne usteczka, zanim wcisnął mu w dłoń tabletkę.
- Zaraz zapomnisz o wszystkim... – wyszeptał.
***
Przedzierał
się przez tłum, spieszących gdzieś ludzi. Szedł bez celu, bez wiedzy dokąd tak
właściwie zmierza. Pustym wzrokiem wpatrywał się w drogę przed sobą. Słaby,
popychany przez przechodniów, wlókł się wciąż przed siebie. W głowie huczały mu
słowa, w które kiedyś tak mocno wierzył.
„Hobi
hyung!” – roześmiana twarz Taehyunga.
„Kocham cię,
hyung...” – jego rozmarzone oczy.
„Hobi, chodź
tu szybko!” – jego podekscytowany głos.
„Przytul
mnie hyung...” – jego skłonność do klejenia się przy każdej lepszej okazji...
Kochał go.
Tak bardzo go kochał. Tak bardzo chciał cofnąć czas.
„Jesteś taki
żałosny, Hoseok”
Dlaczego
skończył w ten sposób? Co się z nimi stało? Przecież się kochali...
Poczuł, że
traci równowagę, popchnięty przez kolejną mijaną osobę. Upadł na ziemię,
uderzając o podłoże niczym bezwładna lalka. Nie miał siły wstać, był
wycieńczony. Wokół niego powoli zbierał się tłum gapiów. Zewsząd otoczył go
gwar, spośród którego można było rozróżnić pojedyncze zdania.
- Co sie stało?
- Wszystko w porządku?
- Ktoś zemdlał.
- Nic ci nie jest?
- Co mu jest?
- Wezwijcie karetkę!
Zamknął
oczy. Był taki zmęczony...
„Hobi” – ile
by dał, by usłyszeć to raz jeszcze. Ile by dał za jeden szeroki uśmiech
Taehyunga. Ile by dał, by móc choć raz jeszcze zamknąć go w swoich objęciach.
„Jesteś
żałosny, hyung.” Tak, był żałosny.
Gwar wokół
niego wydawał sie coraz bardziej odległy. Jego powieki były zbyt ciężkie, by
mógł otworzyć oczy.
Czy jeśli
teraz zaśnie, zobaczy Taehyunga...?
***
- Znowu z nim wychodzisz?
- W końcu to mój chłopak.
- Nie mówiłeś przypadkiem o „relacji łóżkowej”?
- O co ci chodzi, Jimin?
Nerwowo
oblizał usta. Nie lubił Jina. Nie wiedział dlaczego. Po prostu miał złe
przeczucia. Jungkook nigdy nie dobierał znajomych zbyt rozsądnie. Jednak nigdy
też z nimi jakoś specjalnie się nie związywał. Z Jinem było inaczej. Bez
przerwy o nim nawijał, ciągle gdzieś razem wychodzili. Coraz bardziej też
olewał Jimina. Wyglądało to tak, jakby ów „chłopak” owinął sobie Kooka wokół
małego paluszka. Jimin miał tego dosyć. Jak długo jeszcze będzie udawał, że go
to nie obchodzi?
- Prawie go nie znasz. Ten twój cały Jin jest
jakiś podejrzany. Nie zdziwiłbym się, gdyby tylko sie tobą bawił... – mruknął,
spoglądając gdzieś w bok. Jungkook prychnął z irytacją.
- A co TY możesz o tym wiedzieć? – był
wściekły. Jimin dawno nie widział go w takim stanie. Zwykle ich przyjaźń
przebiegała dosyć spokojnie, jeśli nie liczyć narkotykowych odpałów młodszego.
Sam jednak miał już drobne problemy z panowaniem nad swoimi emocjami.
- Wiem więcej, niż ci się wydaje – odparł
chłodno. Zbyt długo wszystko w sobie trzymał. Zbyt długo drżał o Kooka, czy nic
mu nie jest, czy nie przesadza z szaleństwami. Zbyt długo dusił w sobie coś, do
czego nigdy nie chciał się przyznać, nawet przed samym sobą. Zbyt długo był
nieszczęśliwie zakochany. W nim. Jeon Jungkooku.
- Jin nie jest dobrym wyborem, zrozum to,
Jungkook. Mówię to dla twojego dobra.
- To nie twoja sprawa!
- A właśnie, że moja! – Wybuchł. Naprawdę nie wytrzymał.
W gniewie, chwycił Jungkooka za koszulę. Może i był niższy, lecz do najsłabszych
nie należał. Rzucił Jungkooka na łóżko, przyciskając jego ręce, by nie mógł się
wyrwać. Ten patrzył w szoku na przyjaciela. Wkurzony Jimin? Na myśl mu nie
przyszło, że kiedykolwiek będzie świadkiem czegoś takiego.
- Jak możesz być tak ślepy, Jungkookie...
Jungkook nie
zdążył odpowiedzieć. Rozszerzył tylko oczy w jeszcze większym zdumieniu, gdy
usta jego najlepszego przyjaciela spoczęły na jego wargach. Nie był to brutalny
pocałunek. Jimin mimo gniewu, który nim zawładnął, nie chciał go skrzywdzić.
Przelał w to natomiast cały swój ból, smutek, żal i tak długo skrywaną miłość
do chłopaka. Do Jungkooka w końcu dotarło, co się dzieje. Udało mu się
wyswobodzić ręce spod dłoni przyjaciela. Odepchnął starszego. W głowie miał
mętlik. Musi coś powiedzieć. Muszą to sobie wyjaśnić.
- Jimin, ja...
- Wyjdź.
- Jimin, posłuchaj...
- Wynoś się stąd.
W oczach
Jimina szkliły się łzy. Jungkook był zszokowany owym widokiem. Jimin nigdy się
nie rozklejał. Nigdy nie tracił nad sobą panowania. Był człowiekiem bardzo
spokojnym, pomocnym, miłym i wiecznie uśmiechniętym. Był niczym anioł. Dlaczego
więc teraz stał przed nim, przygryzając wargę, z oczami pełnymi łez? Jak to się
stało, że doprowadził Jimina do takiego stanu? Co zrobił nie tak? Dlaczego
Jimin cierpi z jego powodu? Dlaczego...
- Przepraszam... – wyszeptał, zwieszając
głowę. To wszystko jego wina...
- WYJDŹ!! – zawył, raz jeszcze chwytając
Jungkooka, by tym razem wyrzucić go za drzwi mieszkania – Nie chcę cię więcej
widzieć, Jeon. Nie chcę cię znać.
To było
ostatnie co usłyszał, zanim drzwi domu Jimina zatrzasnęły się tuż przed jego
nosem.
Jimin osunął
się na ziemię, plecami oparty o drzwi. Nie mógł dłużej powstrzymywać się od
płaczu. Łzy spłynęły obficie, mocząc jego zaczerwienione od gniewu i wstydu
policzki. Dlaczego to zrobił? Dlaczego go pocałował i dał się ponieść emocjom?
Czemu powiedział te wszystkie słowa, których wcale nie chciał wypowiadać na
głos? Zniszczył ich przyjaźń, na którą tak długo pracował. Zniszczył wszystko.
Nie potrafił pomóc młodszemu, nie potrafił powstrzymać go przed jeszcze
większym upadkiem. To wszystko jego wina... W głowie huczały mu słowa
Jungkooka:
„Przepraszam...”
Zaszlochał,
chowając twarz w ramionach.